Niedostrzegany urok

Bramy

Nie pamiętam jak to się stało, że wybrałam się na jedną z wycieczek, które bezinteresownie prowadził dr Jerzy Orda. Zachęcał polską młodzież wileńską, by poznawała swoje miasto, zwłaszcza te szczegóły, świadczące o jego wdzięku i urodzie. Najwierniejszych zwiedzających miał w gronie członków zespołu „Wilia”. I pewnie z nimi wyruszyłam „w Wilno”.

Przypominam, że mówił o bramach metalowych. Ich niepowtarzalnej ornamentyce i wielkim mistrzostwie rzemieślników, których imiona nie dotrwały do naszych dni. Przypuszczał jednak, że znaczna część bram odlana została w wytwórni Chreptowicza w Wiszniewie lub wykonana tu, na miejscu. Wskazywał na urodę bramy kościoła św. Piotra i Pawła, prowadzącej ongiś do dawnego cmentarza przykościelnego. Mówił o ciekawej ornamentyce bramy pałacu Vileišisów na Antokolu, zachwycał się misterną rzeźbą bramy przy ulicy Zygmuntowskiej i pięknem balkoników nad bramą klasztoru bazylianów na Ostrobramskiej. W drodze powrotnej – chwila „postoju” przy kawiarni „Biały Sztrall”... Wszystko to – niemi świadkowie minionych czasów.

O czym, dla przykładu, mogą opowiedzieć kute drzwi i okiennice przedwojennej kawiarni „Biały Sztrall” (albo jak kto woli: „Pocztowy Sztrall”) przy ul. Zamkowej? Po wojnie w lokalu tym mieścił się sklep garmażeryjny, a na początku obecnego stulecia – znów „Biały Sztrall”, nawiązujący w pewnej mierze do przedwojennej tradycji. Niestety, został zamknięty, a pomieszczenie przekazano do dyspozycji Domu Sygnatariusza, w którym miał być podpisany pierwszy akt o niepodległości Litwy. Oryginału dokumentu dotychczas wszak nie odnaleziono.

Wróćmy jednak do czasów świetności lokalu, o którym w 1935 roku Konstanty Ildefons Gałczyński pisał: U Sztralla (vis-á-vis Poczty) schodzą się professores:/ Dembiński, Iwo Jaworski, Manfred Kridl, Srebrny ateńczyk;/ i nad stolikiem struchlałym, nad drżącą szklanką pół czarnej/ przechodzą cytaty z „Fausta” niczym Oddziały Szturmowe...

W okresie okupacji Wilna, mimo trudów i tragedii wojennych, panował w „Białym Sztrallu” humor, rozbrzmiewały wiersze, piosenki, czytano satyry. W ten sposób wilnianie i liczni uchodźcy z centralnej Polski tworzyli namiastkę normalnego życia. Kabaret „Ksantypa”, powołany tu do życia na początku 1940 roku, był niczym magnes przyciągający takie osobowości świata artystyczno-literackiego jak: Leopold Pobóg-Kielanowski, dyrektor teatru na Pohulance, Ryszard Kiersnowski, poeta i pisarz, Tadeusz Szeligowski, muzyk i kompozytor, Aleksander Maliszewski, dramaturg, Ludwik Fryde, poeta, Wacław Julicz, dyrektor teatru „Lutnia”.

Na scenie królowali: Światopełk Karpiński, świetny młody poeta, laureat Akademii Literatury oraz Janusz Minkiewicz, satyryk. Ten drugi – przystojny brunet był konferansjerem, Karpiński czytał swoje satyry, w zespole grało kilku komików, śpiewała i tańczyła Marta Mirska. Parę tworzyli Halina Mintorowiczówna i Igor Śmiałowski. Śpiewali w duecie „Ja bez ciebie, ty beze mnie”, a na fortepianie akompaniował Leon Pommers, który po wojnie miał w USA bardzo znaną orkiestrę.

Jak wspomina Tadeusz Wittlin: „W dniu 1 maja 1940 kolonię artystów w Wilnie gromem uderza wiadomość o śmierci Światopełka Karpińskiego, który nagle zmarł na serce. Miał zaledwie 31 lat. Niepowetowana strata dla poezji i literatury polskiej. W czasie Kampanii Wrześniowej Światek w stopniu podporucznika walczył w Cytadeli w obronie Warszawy, ale nawet w ogniu walki znalazł chwilę, by napisać wiersz „Biała flaga”. Wspaniały to utwór...

Podczas wieczoru, poświęconego pamięci Światopełka Karpińskiego, w „Ksantypie” śpiewała Hanka Ordonówna, również do słów przedwcześnie zgasłego poety: „Kiedy wrócicie, rodzinne bociany? O wiosny zielonym błękicie/ Własnej zagrody, strzechy słomianej/ Już nie ujrzycie./ Zaczniecie jeno kołować wkoło,/ Klekocąc o nieba poszycie,/ Że przecież tutaj tańczyło sioło/ i żyto było, i życie...”.

Halina Jotkiałło

Wstecz