Przenieść Wilno do serca

(Romuald Mieczkowski)

W roku bieżącym niejednokrotnie jeszcze będziemy mieli okazję odnotować czyjś jubileusz literacki. Szczególnie cieszy zaś fakt, że krągłe daty dotyczą też „naszych” pisarzy, tzn. urodzonych w Wilnie czy gdzie indziej na Litwie, tu mieszkających, tworzących, zrośniętych z ziemią ojców „na dobre i na złe”. Mamy też takich, którzy, jeżeli nawet wyruszają z rodzinnego gniazda, to nie pozwalają o sobie zapomnieć. Jednym z nich jest Romuald Mieczkowski (1950), obchodzący swoje „krągłe” urodziny 11 lutego br.

Znamy go nie od dzisiaj jako poetę, prozaika, dziennikarza, animatora kultury. Jego „małą ojczyznę” stanowią Fabianiszki, wchłonięte dzisiaj, jako jedna z dzielnic, przez Wilno. Aurę byłego zaścianka, wyobrażenie o jego wyglądzie, związane z miejscem dzieciństwa perypetie i przygody przybliża w pewnym stopniu zbiór małych form narracyjnych Objazdowe kino i inne opowiadania wileńskie (Wilno 2007).

Przypomnijmy, że w roku 1973 Romuald Mieczkowski ukończył polonistykę i geografię w Wileńskim Instytucie (dziś Uniwersytecie) Pedagogicznym i podjął pracę dziennikarską w ówczesnym Czerwonym Sztandarze (dziś: Kurier Wileński). W 1980 został kierownikiem audycji polskich w radiu wileńskim, w 1986 – kierownikiem audycji polskich w Telewizji Litewskiej. Od 1989 r. jest redaktorem naczelnym dwutygodnika Znad Wilii, ukazującego się dzisiaj jako kwartalnik. Pisuje tu artykuły m. in. pod pseudonimem Tomasz Bończa. Od 1994 r. organizuje Międzynarodowe Spotkania Poetyckie Maj nad Wilią, na które przybywają nie tylko twórcy z Macierzy, lecz także z innych państw, zwłaszcza ościennych. W 1995 r. jest współzałożycielem (z Wandą Marcinkiewicz) Polskiej Galerii Artystycznej Znad Wilii. Należy do Związku Pisarzy Litwy, współpracuje z międzynarodowymi organizacjami twórczymi. Udziela się jako tłumacz z języka litewskiego i języków słowiańskich. Od jesieni 2004 r. zajmuje się działalnością wystawienniczo-kulturalną w Warszawie, z którego to powodu więcej czasu spędza obecnie w Polsce.

Romuald Mieczkowski jest autorem pokaźnej liczby zbiorków poezji i paru tomików prozy. Wymieńmy na początku tomiki poetyckie i zatrzymajmy się właśnie przy danej części dorobku Mieczkowskiego: W Ostrej Bramie (1990), Co bym stracił (1990), Wirtuozeria grubo po północy (1991), Powrócę (1992), Podłoga w Celi Konrada (1994), Sen w ogrodach Moneta (1996), Dźwięki ulicy Szklanej (1999), Zbudować łódź (2006), Nikt nie woła (2008). Niejednokrotnie zamieszczał swoje wiersze w antologiach poetyckich jak też w prasie polskiej, litewskiej i in. Niejednokrotnie także otrzymywał nagrody za twórczość literacką. Słowem, już nawet na podstawie dotychczasowych dokonań w odniesieniu do osoby Romualda Mieczkowskiego można chyba mówić o „twórczo spełnionej egzystencji”.

Nas, jak zawsze, mniej interesują liczby czy daty, nagrody czy tytuły, bardziej zaś, mówiąc słowami innego poety, (…) to, co po wszystkim pozostaje (L. Staff). A pozostaje i trwa właśnie literatura, poezja, zamykająca w sobie okruszyny czyjegoś świata wewnętrznego, czyichś myśli, uczuć, pragnień, niepokojów, tym bardziej, jeżeli to właśnie ona jest często najdyskretniejszą powierniczką czyichś marzeń i wyznań.

Nigdy nie wysilałem się na definicję poezji – mówi Mieczkowski. – Czym jest poezja dla mnie? Czymś bardzo wielkim i bardzo codziennym. Jak chleb. (…) Tak oto, bez wysilania się na definicję, poeta najwięcej i najgórnolotniej mówi o poezji. Obrazem chleba operował też niegdyś Tadeusz Różewicz, żeby określić znaczenie poezji Mickiewicza. Nie będziemy się także wysilać ani na definicję poezji w ogóle, ani na definicję poezji Mieczkowskiego, bo, jak nam się wydaje, największy smak poezji tkwi właśnie w tym, że nie poddaje się ona żadnym definicjom. Poezja może do kogoś przemawiać lub nie, może kogoś wzruszać, zmuszać do refleksji, zadumy. Może zwracać na siebie uwagę przez jakieś naddanie stylistyczne bądź, odwrotnie, zaskakiwać prostotą języka i głębią myśli. Poezja może być stanem duszy… itd., itp.

Poezję Romualda Mieczkowskiego cechuje przede wszystkim duża doza intelektualizmu. Jest to twórczość „męska”, odrzucająca tzw. wylewność liryczną. Są w niej jakieś echa poezji awangardowej. Język przybliża się najczęściej do języka prozy, zawierającej sporo miejsc niedookreślonych, świadomych niedopowiedzeń, zmuszających odbiorcę do myślenia, do współtworzenia, współodczuwania, tym bardziej, że poruszane tematy wykraczają najczęściej za granice subiektywności.

Czytelnicy wcześniejszych zbiorków znają zapewne wiersze poświęcone przestrzeni, od której wszystko się zaczęło: doznaniom wczesnego dzieciństwa. Obcując z takimi tekstami, odbiorca, z jednej strony, uchyla jakby rąbka czyjejś tajemnicy życiowej, z drugiej, nie może nie wrócić myślami do swoich podobnych doświadczeń. W poezji Mieczkowskiego w ogóle niemałą rolę odgrywa motyw powrotu: powrotu do domu, rodziny, tradycji. W tytułowym wierszu zbiorku Powrócę uświadamiamy razem z poetą, że jednym z najbardziej nieodzownych powrotów jest powrót do przeżyć dzieciństwa:

(…) Powrócę

odejdę

milion razy wrócę

do mojego dzieciństwa

by się uśmiechnąć

beztrosko

i posłuchać przepowiedni

wróżki

Dzieciństwo, jak niejednemu z nas, kojarzy się przede wszystkim z bezpieczeństwem, czułością, troskliwością dorosłych, zwłaszcza matki. Urok dzieciństwa, opieki bliskich głębiej przemawia do nas właśnie wtedy, kiedy go zabraknie, a podświadomość coraz częście odsyła Do domu – do Matki:

Obudzony pośród nocy

pierwszą swą myślą uciekam

do Matki

która czeka wtulona

w stronę odejścia mojego

zmartwiona

jakby koniec świata

miał nastąpić

bo zapomniałem

ciepłe skarpety

Motyw dzieciństwa, powrotów, bliższych i dalszych spacerów, podróży bywa często rzucany na wileńskie tło (Zielone Świątki w Kalwarii Podwileńskiej). W ogóle motywy wileńskie stanowią jeden z najistotniejszych nurtów tematycznych poezji Mieczkowskiego. Wystarczyłoby powołać się na takie tytuły wierszy, jak: Na korytarzu w konserwatorium wileńskim, Wieżowiec na Karolinkach, Dobrej rady przechodnie, Prośba o spojrzenie z wieży Katedry, Na Lipówce, Weekend nad Zielonymi Jeziorami i in. Obiektyw poety często jest skierowany na obiekty sakralne: Świętego Jacka troski, Ścieżką na Trzykrzyską Górę, Powrót Krzyży i in.

Wyeksponowanie budowli i miejsc sakralnych (kościołów, świątyń innych wyznań, kapliczek, krzyży, cmentarzy itp.) zmusza do przywoływania tradycji poezji regionalnej międzywojennego Wilna, w której sfera sacrum cieszyła się wielką popularnością. Nie narusza tej tradycji także niejednokrotne odwoływanie się poety do motywu świątyni ostrobramskiej. Przypomnijmy przy okazji reprezentatywny pod tym względem wiersz W Ostrej Bramie ze zbiorku o takim tytule, zamykający się jakże wymowną puentą:

(…) O szyby kaplicy zamglone

deszcz srebrem gęsto dzwoni

do litewskiego boga

w modlitwie niespiesznej tonie

w półmroku lśni korona

Tej

co w opiece Wilno trzyma

i razem mnie z tym miastem

moim i niemoim

Jeżeli przestrzeń sakralna w poezji regionalnej najczęściej cieszyła oko ze względu na podkreślenie piękna architektury poszczególnych kościołów, ze względu na pamięć o nich jako o domach żarliwej modlitwy bądź obiektach, harmonizujących z urodą otaczających krajobrazów natury, to w poezji Mieczkowskiego często obecnym motywem jest obraz dewastacji, nieposzanowania świętości. Burze dziejowe XX wieku, zmiany ustrojów społecznych, dewaluacja wartości nie oszczędziły i nie oszczędzają czasem do dzisiaj nawet spokoju zmarłych, czego świadectwem jest Ból cmentarza Rossa:

(…) Aniołowie mają skrzydła

bestialsko okaleczone

płaczących twarzy

kikuty ramion nie ukryją

 

Tu rody najprzedniejsze

pozbawiono nazwisk

pamięci podeptano godność

kamieniom odebrano krzyże

 

Rosso – nekropolio wileńska

na szumiących wzgórzach

ile już razy umierałaś

ile razy będziesz umierać

Przysłowiowy ząb czasu, częsta zmiana gospodarzy, przechodzenie z rąk do rąk nie uchroniły także „sanktuariów świeckich”. Za takowe można uważać miejsca Mickiewiczowskie, które, nie bez wpływu wirów dziejowych, podlegały w minionej epoce przyśpieszonemu procesowi przemijania. Wyrazem poetyckiego niepokoju stały się wówczas tak znane teksty autora, jak W podwórzu u Mickiewicza (chodzi o Zaułek Bernardyński – ulubiony motyw także w poezji międzywojennych regionalistów) i Podłoga w Celi Konrada, uzupełniające istotną dla twórców wileńskich tematykę, związaną z życiem i twórczością, z recepcją spuścizny Wieszcza. Ponadto poeta stale się obraca w kręgu tzw. bolączek Polaka na Litwie (na byłych kresach), bądź zastanawia się w ogóle nad kondycją człowieka współczesnego, zaplątanego w codzienne, doraźne sprawy i jednocześnie próbującego odnaleźć w tym wszystkim jakiś wyższy sens.

Wbrew i na przekór wszystkim i wszystkiemu poeta tworzy nadal. Najnowsze tomiki Mieczkowskiego ukazały się już w serii „Biblioteka Znad Wilii”. Są to wspomniany zbiór opowiadań Objazdowe kino… oraz zbiorek poetycki Nikt nie woła. Ostatni nieprzypadkowo opatrzył poeta intertekstualnym, odsyłającym do Mickiewicza, tytułem. Chodzi o to, że większość zawartych w nim wierszy była pisana „na warszawskim bruku”. Wilno jest obecne tutaj już nieraz z perspektywy pamięci bądź z perspektywy przejściowych pobytów, powrotów i odjazdów. Zbiorek otwiera, także nieprzypadkowo, wiersz Przed drogą, którą to drogę, tradycyjnym zwyczajem ojców i dziadów, warto rozpocząć od poddania się w opiekę Tej, co w Ostrej świeci Bramie:

Kiedy Ciebie – Wielu Narodów Matko

czuwającą od wieków w tej samej Bramie

przychodzę pożegnać przed drogą daleką

takie mrowia ludzi masz wokół siebie

że zupełnie nie widzę oblicza Twojego –

ponad głowami świeci tylko korona (…)

Kiedy się czyta tego rodzaju teksty, trudno zazwyczaj oddzielić od siebie to, co jest konwencją literacką, co zaś przeżyciem z autopsji. Sam poeta ma tego świadomość, tak oto rozważając W styczniu przed pakowaniem walizki:

W pamięci ciebie miasto – a to już rytuał –

przed wyjazdem zachować usiłuję

bardzo dokładnie – bo raz jeszcze ostatni

 

Zawładnąć chcę każdym szczegółem stycznia

i mroźnym zachodem czerwonego słońca

i rozmową na Zwierzyńcu po litewsku

przy pokrytej bielą śniegu cebuli cerkwi – (…)

Podmiot tych wierszy jest jakby rozdarty między dwiema przestrzeniami, dla których scharakteryzowania nie nadaje się już tradycyjny podział na „raj”, „arkadię”, z jednej strony i „piekło”, „otchłań”, z drugiej. Litwa, „kraj lat dziecinnych” już nie da się malować farbami z Pana Tadeusza, gdyż, jak relacjonuje wiersz W małym kraju:

Tu tylko w podręcznikach historii

roi się od bohaterów

dziś – wydarzenia tu są małe

i dzienniki w telewizji nudne

 

Malutkie są nawet skandale –

godności dodać by mogły słonie

państwowości małej

lecz w tej szerokości geograficznej

rozmnażają się tylko koty –

 

W małym kraju wszystko jest małe

tylko nasza miłość wielka

Tony pastelowe bądź mniej niż pastelowe dominują także przy opisie doświadczeń „na warszawskim bruku”, gdzie wiele spraw zaledwie czeka na swoje spełnienie, gdzie wszystko znajduje się jeszcze w stadium „in spe”, jak wynika z refleksji W parku na warszawskiej Pradze:

Na przestrzał marca do nieba uciekają

golizną swoją zawstydzone topole –

 

Nie wiem czego na tej ławce wypatruję

jesieni co beze mnie wczoraj zgasła

czy wiosny której więcej nie przegapię

co zwariuje i tylko dla mnie zakwitnie (…)

Nawet dni, które tradycyjnie miałyby się czymś wyróżniać, opisywane są zgodnie z rozpowszechnioną w dobie postmodernizmu poetyką codzienności, powszedniości, banału itp. Wiersze buduje się najczęściej z tego, co się ma pod ręką. Celował w tym, jak wiadomo, już Miron Białoszewski. Pretekstem do snucia wersów–refleksji mogą więc być: „pocztówka z Wilna”, ogłoszenie o sprzedaży zabytkowej kamienicy, strzępy lektur czy rozmów, witryna w księgarni, gościna, przeprowadzka, wynajęte mieszkanie, list e–mailowy, udział w pogrzebie, informacja radiowa, telewizyjna, notka w gazecie itp. Oto charakterystyczna próbka z wiersza Na swoje imieniny (7 lutego):

Dziś czwartek 38 dzień roku słońce wzeszło

O 7.58 długość dnia 9 godzin 10 minut

Imieniny Kolety Romualda i Ryszarda

530 lat temu urodził się Thomas Morus

angielski prekursor socjalizmu utopijnego

w 1918 roku na świat przyszła Wanda

pierwsza córka Marszałka Józefa Piłsudskiego (…)

Do takich i podobnych motywów przyzwyczaiła nas literatura końca XX wieku, zwłaszcza tzw. „generacja 1960” (Marcin Świetlicki, Jacek Podsiadło i in.), która, zniechęcona do patosu, koturnu, tematyki patriotycznej bazuje najczęściej na rejestrowaniu zwykłych codziennych doświadczeń.

Jednym z doskwierających doznań człowieka niezakorzenionego w niby swojskiej, ale zarazem nieco obcej przestrzeni jest uczucie samotności, anonimowości. Zajrzyjmy nareszcie do tytułowego wiersza Nikt nie woła, który stwarza świetny kontekst do interpretacji też innych utworów nazwanego zbiorku:

Ilekroć wyruszałem wileńskimi zaułkami

w wędrówki rutynowe i codzienne –

choćby do sklepu za rogiem po bułki

choćby do najbliższego kiosku po gazety

albo z listem poleconym na pocztę –

drogę wydłużały niekończące się rozmowy

aż uciekłem od słów różnojęzycznych potoku

do bezpiecznej krainy polskich szeptów

 

Teraz kiedy jestem na warszawskim bruku

gdy do ucha wyraźnie wchodzą jego słowa

droga jak niegdyś wcale się nie wydłuża

mogę chodzić prędko – nikt nie woła

Jakież więc na to antidotum? Może (jak dla wielu innych piszących) czerpanie ze studni pamięci, kolejny powrót do domu, najprawdopodobniej do domu dzieciństwa i młodości:

Ciepły był dom nawet późną jesienią

gdy jeszcze nie włączono ogrzewania

i dotykałem dębowego parapetu okna

odpornego na wilgoć i doniczki

 

Zimą stopę ogrzewała żywica w podłodze

jej ciepło do ciała i serca przenikało

 

Ciepły był dom o każdej innej porze

bo gościła w nim szczera rozmowa

Może skorzystanie z Nauk ojca kapucyna, ostatniego kapucyna w okolicach Doliny Issy, Stanisława Dobrowolskiego, czyli coś w rodzaju terapii franciszkańskiej:

W otwarte pole wyjdź przed rozległą równinę

gdzie horyzont wysoki a dzwonek nieba czysty

uważnie spójrz w dal – długo i z pokorą patrz

to leczy oczy –

Potem śpiewaj i zapomnij o przemijaniu czasu

aż obudzisz się w chłodzie gasnących obłoków (…)

A może (i to jest chyba najpewniejsze) kolejne próby zamieszkania w wierszu, bycie poetą:

Siedzę pod kwitnącym kasztanem

naprzeciwko szarego wieżowca

w setkach okien odbija się słońce

płonie na pustyni osaczony statek –

 

Przed nim przestaje trawa rosnąć

gdzie jest wolności początek

gdzie jest jej koniec –

 

Pod drzewem pragnę zamieszkać

tam najlepsze miejsce na wiersze

Zabrakło tym razem miejsca na omówienie prozy autora Sennika wileńskiego i Objazdowego kina…, co zostawimy na inną okazję. Dorzućmy natomiast fakt, że jako trzecia książka w serii „Biblioteki Znad Wilii” ukazała się antologia wierszy o grodzie Giedymina Przenieść Wilno do serca. Tytuł tej książki został zaczerpnięty ze znanego wiersza Romualda Mieczkowskiego Anno 72., w którym zawarte są następujące marzenia poety:

Tak jak Bonaparte

chciał kościół Świętej Anny

przenieść do Francji

na dłoni –

tak chciałbym przenieść

Wilno do serca

zapomnieć się w modlitwie

do legend strzelistych

i prosić dzwony

by mi wycisnęły

łzy przebaczenia słodkie –

że daleko mi jest

do tych wieżyczek (…)

W tym Portrecie miasta, jak głosi podtytuł antologii, znalazły się wiersze niejednego bywalca imprezy poetyckiej Maj nad Wilią. Obok utworów współczesnych poetów polskich i litewskich są też dzieła twórców, należących do innych kultur. To swoisty hołd, złożony nie po raz pierwszy miastu, które ma przebogatą tradycję istnienia w literaturze.

Jednym z wytrwałych kontynuatorów tej i innych pięknych tradycji jest właśnie Jubilat, któremu życzymy spełnienia zarówno osobistych, jak i literackich zamiarów, wśród których niech nigdy nie zabraknie potrzeby przenoszenia na papier (tym samym zaś do serc i umysłów innych) swoich uczuć i refleksji.

Halina Turkiewicz

Wstecz