Nawet najdłuższy karnawał kiedyś ma kres, a właśnie jego zakończenie – owe kilka dni przed Popielcem, zwane zapustami, ostatkami czy też ze staropolska mięsopustem – powinno wypaść najbardziej efektownie. Słowem: nabawić się i wyszaleć, gdyż przed nami czterdzieści dni Wielkiego Postu. Nie obywało się także na Wileńszczyźnie bez hucznych zabaw karnawałowych, kiedy to po wsiach gospodarzy odwiedzali przebierańcy, wygłaszając przy tej okazji najprzeróżniejsze wiersze-wróżby.

Wierni tradycji

Już od 7 lat impreza z przebierańcami w roli głównej na zakończenie karnawału stała się jednym z głównych świąt rejonu wileńskiego. W tym roku Zapust na „czas jedzenia, picia, zabawy i wszelkiego wesela” zawędrował do gminy bujwidzkiej, która to w dniu 14 lutego stała się gospodarzem rejonowego święta.

Organizatorzy imprezy – samorząd rejonu wileńskiego – doroczne festyny, które już na stałe zapisały się w kalendarzu imprez rejonowych, tworzą w oparciu o tradycje i obyczaje mieszkańców Ziemi Wileńskiej. A że święta te przypadają do gustu mieszkańcom, świadczy tłumnie zgromadzona publiczność. „Co Boskie – Bogu”… Każda samorządowa impreza jest też poprzedzona modlitwą. W bujwidzkiej świątyni pw. św. Jerzego uczestnicy święta zgromadzili się na Mszy św., celebrowanej przez ks. Ryszarda Pieciuna, proboszcza parafii oraz ks. prefekta Seminarium Duchownego w Wilnie Jerzego Witkowskiego, który wygłosił wiernym Słowo Boże.

Rozpoczynając imprezę rejonu wileńskiego mer Maria Rekść życzyła dobrej zabawy zarówno mieszkańcom rejonu jak i gościom. Grono tych ostatnich było pokaźne: przedstawiciele Ambasady RP w Wilnie, samorządu stołecznego i rejonu wileńskiego, organizacji społecznych. Swą obecnością doroczną zabawę rejonu wileńskiego zaszczycił również Michał Mackiewicz, poseł na Sejm RL, prezes ZPL.

W zamieci miłosnej i… śnieżnej

Obecna zima wszystkich aż na tyle dopieściła śniegiem, że organizatorzy w tegorocznej nazwie nawiązali do zamieci. „Jak nazwali, tak i mają” – żartował niejeden, kto zawitał do Bujwidz. Tego dnia bowiem niebo śniegu nie szczędziło: sypało przez cały dzień bez ustanku.

Nie obeszło się też bez nawiązania do walentynek. Ostatnio bowiem św. Walenty wiedzie prym, wyprzedzając w popularności śś. Cyryla i Metodego, patronów Europy, których liturgiczne wspomnienie też przypada na 14 lutego. Zwyczaj obdarowywania się tzw. walentynkami podchwyciła młodzież bujwidzkiej szkoły, obdarowując wszystkich uczestników zabawy serduszkami. Młodzi gospodarze święta (członkowie szkolnego zespołu) witali przybywających wesołymi przyśpiewkami, przyklaskując i przygrywając do rytmu.

Na zapusty – wrzawa i śmiech pusty…

Iście beztroska atmosfera udzieliła się zapewne wszystkim, ku czemu przyczyniły się występy zespołów, działających przy ośrodkach kultury różnych miejscowości rejonu wileńskiego. Przebierańcy: Kanapinis i Łaszininis z Kowalczuk, znachorki z Ciechanowiszek, Cyganie z Mościszek, żołnierze z Miednik, kucharze z Grygajć, żebracy z Rudomina, Żydzi z Bezdan, zwierzęta z Sużan, postacie baśniowe z Niemenczyna, zaś fantastyczne z Glinciszek – przewędrowali przed publicznością, zapowiadając, jaką rolą każdy z nich popisze się na zapustach.

Od wieków najwięcej par kojarzyło się podczas karnawału, by tuż po Wielkanocy stanąć na ślubnym kobiercu. Stąd też pomysłodawcy imprezy pomyśleli, by na walentynkowe zapusty zabawić wszystkich tzw. oględzinami. Natomiast występy poszczególnych grup artystycznych zostały połączone w kilkugodzinną prezentację i stworzyły show o nazwie „Miłość nie pości”.

Prym na scenie wiedli narzeczeni – Zosia (Marcin Zoruba) i Jaś (Sylwester Stankiewicz) oraz matka Zosi (Jarosław Królikowski). Wyswatano Zosię Jasiowi, więc w rodzinie Młodego musiały odbyć się oględziny jego przyszłej żony. Prowadzące Helena Bakuło i Walentyna Fedorowicz kawałami i żartownymi rymowankami sypały niczym z rękawa, zaś wybuchy śmiechu wśród publiczności były dowodem uznania za wesołe widowisko.

Role krewnych Młodego odegrali przebierańcy. Nie obyło się przy tym bez wesołych przyśpiewek bądź też złośliwych uwag pod adresem Zosi lub Jasia. Znachorki dopatrzyły się choroby, więc serwowały nalewki, cyganki nie pominęły pełnych werwy tańców i wróżb (w zależności od liczby monet – te były dobre lub złe). Żołnierze przekonywali Młodego, że nic nie może być większego nad miłość Ojczyzny, zaś kucharki dokarmiały Młodą, która – zdaniem ich eksperta – była zbyt chuda. Żebracy nie omieszkali prosić „co łaska”, mimo że na ognisku przy swoim stoisku w najlepsze zapiekali kiełbaski. Natomiast Żydzi przyszykowali sprawdzian na to, czy Jaś jest skąpy, i za niebagatelną sumę talarów zmusili go do kupna welonu dla Młodej.

Rozgrywający się między narzeczeństwem, matką Zosi i krewnymi Młodego dramat, uwieńczono sceną zazdrości, w której rolę główną odegrała Marzena, znana jako kukła marzanna. Na nią to zrzucono wszelkie złości i zazdrości, by je spalić na dużym ogniu.

„Mięsopusty, zapusty – nie chcą państwo kapusty”…,

…ale kaszą z kiełbaskami i gorącym rosołem prosto z kuchni polowej zapewne nikt tego dnia nie pogardził. Ponieważ bujwidzki starosta Marian Naruniec przed świętem martwił się, że suto okraszonej kaszy wszystkim może nie starczyć, jego żona naszykowała aż 500 pierożków z grzybami.

Nie brakowało przeróżnych smakołyków, które to potrafią przyrządzić gospodynie Wileńszczyzny. Dla przybyłych na święto zespołów zostały przygotowane prowizoryczne namioty. Przy takich stoiskach urządzali się wszyscy według swego upodobania. Zaś na suto zastawionych stołach pełno było domowej roboty szynek, boczków, słoniny, najprzeróżniejszych blinów, pączków i chrustów. Wrzuciwszy do skarbonki symbolicznego pieniążka, można było wybrać, „czego dusza zapragnie” i najeść się do syta.

Na zapustach swoje miejsce znalazł też mini-kiermasz: sprzedawano palmy, ręcznie wykonane ozdoby ze skóry, miód. Loteria z maskotkami cieszyła się popularnością wśród najmłodszych, którzy nie opuścili stoisk z cukierkami lub też piernikami. Kaziukowe serca nie zalegały długo na ladach i rozprzedane zostały w okamgnieniu.

„Kiej ostatki, to ostatki – niech zatańczą wszystkie babki”

Szczęśliwie zakończone oględziny i spalenie marzanny były sygnałem do rozpoczęcia zabawy z tańcami w roli głównej. Boisko przy bujwidzkiej szkole zajęte było aż do wieczornych godzin potańcówkami czy też wesołymi pląsami. Kto w parze, kto w kółku – każdy radosny i zadowolony. Z kolei miłośnicy sportu mieli do dyspozycji rywalizację na zwinność i siłę. Szczególną uwagę przykuwała ta, kiedy zawodnicy stali na kłodach i jeden drugiego starali się strącić, okładając go workiem wypchanym słomą. Kto nie potrafił zachować równowagi, padał w zaspy śnieżne ku uciesze widzów.

Dzieci i młodzież, jak też dorośli, szczególnie ci z miasta, mieli okazję do przejażdżki kuligiem: do dyspozycji gości było kilkoro sań. Na zapustową zabawę ludzie ściągali całymi rodzinami: nie nudziły się dzieciaki, zadowoleni byli rodzice, rozbawionej młodzieży z satysfakcją przyglądali się starsi. Tego dnia publiczność rozgrzewały nie tylko duże ogniska, ale też skoczne tańce oraz gorące serca, których na Wileńszczyźnie nie brakuje w żadnej miejscowości.

Teresa Worobiej

Wstecz