Poeta przeczuwa więcej niż wie mądry

(Jarosław Iwaszkiewicz)

Wszystko, co piszę, jest w jakimś sensie poezją. I dlatego mówię, że jestem przede wszystkim poetą. Uważam, że najważniejszą gałęzią mojej twórczości są wiersze, w tradycyjnym znaczeniu, ale (…) w mojej prozie też są zawarte jakieś sprawy poetyckie – tak wypowiadał się o swojej twórczości Jarosław Iwaszkiewicz w rozmowie z Andrzejem Gronczewskim, przeprowadzonej u schyłku lat 60. XX w.

Dla wielu jednak odbiorców autor Brzeziny, Panien z Wilka, Sławy i chwały jest przede wszystkim znakomitym prozaikiem. Jedynie może dramat, także przecież obecny w dorobku Iwaszkiewicza, nie rości pretensji do bycia najważniejszym rodzajem twórczości artysty.

Przypominamy zaś o tym w związku z okolicznością, że 2 marca br. minęło trzydzieści lat od śmierci Jarosława Iwaszkiewicza (1894-1980), jednego z najbardziej znanych pisarzy polskich XX wieku. Wysoka ranga tej twórczości pozwala ją umieszczać w kontekście dorobku takich artystów słowa polskiego, jak, powiedzmy, Stefan Żeromski, Leopold Staff, Maria Dąbrowska, z późniejszych natomiast Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński, Zbigniew Herbert i in.

Jeden z największych pisarzy polskich odszedł w czasie, który nie sprzyjał adekwatnej ocenie jego naprawdę wielkiego dzieła. Na początku lat 80. minionego stulecia zaczynała się przecież dekada, która miała doprowadzić do kolejnej zmiany ustroju społecznego w Polsce, ostatecznie zlikwidować cenzurę, zapewnić wolność słowa, czynniki jakże niezbędne dla pracy pisarzy. Tych ostatnich rozliczano więc znowu nie tyle ze względu na większe czy mniejsze walory artystyczne ich dzieła, ile ze względu na zaangażowanie czy niezaangażowanie po stronie opozycji solidarnościowej.

Iwaszkiewicz nie był, jak wiadomo, pisarzem podziemia, nie publikował niczego w „drugim obiegu wydawniczym”, który zaistniał w Polsce w 1976 r. Po pierwsze, był już wówczas „starym poetą”, oczekującym w swoim życiu znacznie głębszych, niż społeczne, przemian. Po drugie, Iwaszkiewicz był zawsze pisarzem, preferującym ponadczasową, uniwersalną problematykę. Był człowiekiem o nieprzeciętnej erudycji, znawcą nie tylko literatury polskiej i światowej, lecz także muzyki, malarstwa, filozofii, koneserem natury i kultury, zwolennikiem rodzimości i europejskości. Był człowiekiem-instytucją, „pomostem” między wiekiem XIX i XX.

„Nic więc dziwnego, że śmierć Iwaszkiewicza – jak podsumował zawarte w nekrologach opinie Andrzej Zawada – została odczuta jako jeszcze jeden znak końca pewnej epoki, odchodzenia w przeszłość pewnej formacji umysłowej i historycznej, postawy życiowej i twórczej”.

Iwaszkiewicz należał przecież do formacji umysłowej, ukształtowanej przez mentalność kresowego dworku szlacheckiego, w którym żyły tradycje powstańczo-patriotyczne, w którym na swój sposób żywiono kult wiedzy i sztuki.

Leon (imię otrzymane na chrzcie) Jarosław Iwaszkiewicz urodził się 20 lutego (według starego stylu) w Kalniku na Ukrainie.

Ojciec Bolesław, buchalter cukrowni, z powodu udziału w Powstaniu Styczniowym niedoszły absolwent Uniwersytetu Kijowskiego, zdradzał podobno także jakieś aspiracje literackie. Jarosław był najmłodszym dzieckiem wśród pięciorga rodzeństwa.

Matka Jadwiga (z domu Piątkowska) była spokrewniona z rodziną Szymanowskich. Czas, spędzany z tą rodziną, czy to w Elizawetgradzie, czy w Kijowie był świetnym naddatkiem do studiów gimnazjalnych i akademickich (prawo na Uniwersytecie Kijowskim w latach 1912-1918), kształtował kulturę muzyczną i literacką młodego Jarosława. Już w wieku lat dwunastu zaczął on pisać wiersze, próbował też coś komponować. I właśnie Karol Szymanowski, śledząc za poczynaniami nowego adepta sztuki, zachęcił go do wzięcia raczej za pióro.

Osobowość Iwaszkiewicza kształtowały ponadto inne młodzieńcze przyjaźnie, opisane później w Książce moich wspomnień, modernistyczne lektury (Fryderyk Nietzsche, Oscar Wilde, Arthur Rimbaud, Fiodor Dostojewski i in.), których reminiscencje w różnym stopniu i natężeniu będą się odzywały do najpóźniejszych akordów twórczości pisarza.

Pisarstwo Iwaszkiewicza towarzyszyło ponadto niemal wszystkim ważniejszym prądom i kierunkom w literaturze i kulturze swojego wieku. Nie ma prawie rodzaju czy gatunku literackiego, którego by nie uprawiał autor. Najczęściej nazywając siebie staroświeckim pisarzem artysta świetnie dostosowywał się nieraz do najnowszych trendów sztuki.

Start poetycki Iwaszkiewicza przebiega pod znakiem modernistycznego estetyzmu, tzn. preferowania przede wszystkim kategorii piękna, wyznawania hasła „sztuka dla sztuki”, uznawania sztuki za najwyższą wartość, umieszczania jej ponad życiem. Za oficjalny debiut poety uważa się zazwyczaj sonet Lilith, opublikowany w 1915 r. w kijowskim Piórze. Są to bardzo jeszcze młodopolskie, nastrojowe i muzyczne, westchnienia poetyckie, których źródłem były jakieś młodzieńcze uczucia do nauczycielki gimnazjalnej.

Książkowym zaś debiutem Iwaszkiewicza stały się, jak wiadomo, Oktostychy (1919), wydane już po jego przyjeździe w 1918 r. do Warszawy, gdzie współtworzy on grupę poetycką i pismo Skamander. Podczas gdy Julian Tuwim czy Kazimierz Wierzyński są wówczas głównie piewcami codzienności, Iwaszkiewicz woli przebywać w świecie nieco ezoterycznym, utkanym z rekwizytów, nawiązujących do różnych dziedzin sztuki, do wysokiej symboliki kulturowej. Podczas gdy jego koledzy po piórze zachłystują się radością egzystencji, cieszą się młodością, pełnią życia, otwierającymi się przed nimi możliwościami rozkoszy zmysłowych, podmiot wierszy Iwaszkiewicza głosi raczej filozofię wyrzeczenia, rezygnacji:

Powiał od pól wiosennych wiatr mojej włóczęgi,

Wzywają mnie mej drogi ścieżki pogmatwane.

 

Samotności wieczystej tajemne potęgi

Mówią, że nie zbuduję, co nie zbudowane.

 

Pójdę przez odmłodzone po łąkach badyle,

Obłędnie wirująca, niebieska kometa,

 

Jak łowca, co w lwie sieci ułowi motyle,

Miast wielkiej tajemnicy posiadłszy – sekreta.

Każdy niemal kolejny zbiorek poetycki Iwaszkiewicza utwierdzał w przekonaniu, że artysta potrafi zrobić użytek z wszystkich tzw. „zmów” literackich. Dionizje, wydane w 1921 r. pod auspicjami poznańskiej grupy poetyckiej Zdrój, udowodniły, na przykład, że nieobca jest mu także ekspresjonistyczna „poetyka krzyku”.

Podobnie, jak w przypadku stylów i poetyk, Iwaszkiewicz potrafi także kunsztownie żonglować różnymi gatunkami literackimi. Następny zbiorek poetycki stanowią przecież Kasydy zakończone siedmioma wierszami (1925). Kasyda czyli tzw. „poemat celowy” jest głównym gatunkiem klasycznej poezji arabskiej. Jej celem jest pochwała bądź też nagana jakiegoś plemienia, rodu czy konkretnej osoby. Składa się zazwyczaj z trzech części: lirycznej, opisowej (na przykład, opis podróży) oraz pochwalnej, ukazującej wzorzec do naśladowania lub szydzącej z niewłaściwych postaw lub zachowań.

Księga dnia i księga nocy (1929) jest próbą łączenia liryki i prozy życiowej, sfery marzeń i codzienności. Poezja „dnia dzisiejszego” nie jest więc obca Iwaszkiewiczowi, z tym, że dochodzi do niej bardziej powoli niż inni koledzy-skamandryci. Będąc na „warszawskim bruku” mocuje się wciąż jeszcze ze wspomnieniami z czasów ukraińskich. Pisząc zaś o codzienności, w charakterystyczny dla siebie sposób, wysnuwa z niej ogólniejsze wnioski filozoficzne, świadczące o stałym głodzie wrażeń, o wiecznym nienasyceniu duchowym człowieka, jak czytamy, na przykład, w mini-poemacie Przypomnienie:

(…) Życie składa się z różnych dni pracy, zabawy,

Przemija człowiek trochę i trochę się włóczy,

Dojrzewa ciągle, słucha, widzi, czyta, uczy.

W Warszawie chce Paryża, w Paryżu Warszawy.

 

Myślę sobie: wraz z nocą sen przyjdzie zwyczajny

I skrzydłem mnie otoczy kochanym, brat życia,

Przypomnienie powróci do swego ukrycia

I jutro się obudzę bez wspomnień z Ukrajny. (…)

Ponieważ świadomie omijamy tym razem inne niż liryka rodzaje literackie, wypada więc teraz przyotworzyć zbiorek poetycki Powrót do Europy (1931), w którym Iwaszkiewicz daje świadectwo swojego przywiązania do klasycznej kultury Zachodu, ale nie odcina się także od kręgu doświadczeń Wschodu. Prowadzi dialog zarówno ze współczesnymi, jak też dawnymi tytanami myśli i ducha. Wystarczy zaznaczyć, że partnerami w owym, nastawionym na porozumienie dialogu, są tacy bliscy Iwaszkiewiczowi pisarze zachodnioeuropejscy, jak: George Gordon Byron, Arthur Rimbaud, Paweł Valery, Stefan George, Paweł Claudel oraz wprowadzeni w europejską orbitę pisarze polscy: Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Leopold Staff i in.

Zarówno zestaw tych nazwisk, jak i wyrażane w poszczególnych wierszach treści świadczą o tym, że na tle wzrastającego niepokoju na początku lat 30., w obliczu zagrażającej wojny poeta szuka porozumienia z podobnie myślącymi ludźmi ducha. Nie tylko Iwaszkiewicz żywił wówczas złudne nadzieje na to, że może właśnie zjednoczone wysiłki ludzi kultury potrafią zażegnać ewentualny kataklizm wojenny. Nadal wielbił więc sztukę, za przykładem Kochanowskiego apoteozował odwieczną pokojową pracę rolnika, szukał oparcia w najtrwalszych systemach światopoglądowych.

Chociaż Iwaszkiewicz bardzo gorliwie poszukiwał w kulturze europejskiej antidotum na czyhające zło, na krążące widmo wojny, nie udało mu się, jak i wielu innym, ustrzec się pewnych elementów katastrofizmu, tak żywotnych wówczas w literaturze polskiej. Wyraźne ściemnienie tonacji przynosi zbiorek Lato 1932, w którym czytamy m. in.:

Ja tylko tak udaję,

Że się nocy nie boję,

Kiedy w moim pokoju

Przed czarnym oknem stoję.

 

Aby spojrzeć na niebo,

Siłą przymuszam siebie –

I widzę straszne obłoki

I straszne gwiazdy na niebie (…)

Jakże podobnie odbierali ówczesną aurę wileńscy żagaryści, operując nawet czasem podobnymi obrazami, jak, notabene wielbiciel Iwaszkiewicza, Czesław Miłosz.

Ucieczką od niedobrych przeczuć stawała się czasem miłość. Cytowany wiersz XXXVII z tomiku Iwaszkiewicza Lato 1932 kończy taka oto, niosąca chociażby chwilową terapię puenta:

Przyciskam się do piersi

Twojej, gdzie serce śpiewa,

A w nim prawdziwe szemrzą

Spokojne noce i drzewa.

Jako ucieczkę do lepszego świata można traktować także liczne podróże Iwaszkiewicza, który już w międzywojniu zwiedził najważniejsze państwa zachodnioeuropejskie, polubił zwłaszcza Włochy i Sycylię. Podróże wpływały w tym wypadku niezwykle inspirująco, wzbogacały i bez tego pokaźny bagaż doświadczeń kulturowych pisarza. Okres międzywojenny zamyka zbiorek Inne życie (1938), stanowiący pokłosie nie pierwszej już w życiorysie Iwaszkiewicza podróży włosko-sycylijskiej. Zresztą, Sycylia, jeżeli chodzi o osobliwości pejzażu czy nawarstwienia wielokulturowe, odciśnięte w zabytkach architektury, przypominała nieraz poecie Ukrainę.

Po każdej takiej podróży następowały oczywiście powroty do kraju, do Podkowy Leśnej, do Stawiska pod Warszawą, gdzie mieszkał Iwaszkiewicz od 1922 r., czyli od czasu swojego ożenku z Anną Lilpop. Uroki Południa nie usuwały jednak świadomości, iż jest się synem Północy. Pożegnanie Sycylii zawiera taką oto samoperswazję podmiotu:

(…) W tamtą więc stronę dąż, twoja ojczyzna tam.

Tam cię czekają mgły własne i kwiatów własnych mdły zapach,

Gorycz piołunów i traw, i susza wymarłych pól,

Tam jest twoje powietrze, którym z przyrody oddychasz,

Próżnym jest świątyń głos. Czyliż zapomnieć chcesz?

Nie wolno ci nie pamiętać! Od cierpień się nie wykręcisz.

I musisz zimny ssać wiew, na który skazał cię Bóg.

Na północ więc kieruj się teraz, na północ, na północ,

Do kraju mogił i chmur, do kraju krzyżów i chmur.

Jako że owe strofy były formułowane w roku 1938, kiedy tak niewiele zostawało do wybuchu II wojny światowej, nabrały one niemal dosłownego znaczenia.

Wojnę spędził Iwaszkiewicz w nazwanym już Stawisku, w którym stacjonowali też Niemcy. Nie mogąc zdradzać się ze swoim powołaniem poety Iwaszkiewicz miał jednak odwagę pisać „do szuflady” opowiadania, wspomnienia, wiersze. Brał udział w konspiracyjnych odczytach i wieczorach literackich.

Okres powojenny, aktywny, jeżeli chodzi o piastowanie ważnych stanowisk i pełnienie zaszczytnych funkcji, w poezji Iwaszkiewicza otwierają Ody olimpijskie (1948), które są pochwałą wysiłku sportowego, przykładem twórczości okolicznościowej.

Jak w międzywojniu, tak i teraz, Iwaszkiewicz nadal uprawia różne rodzaje i gatunki literackie. Abstrahując od wszystkiego, co nie jest poezją w sensie dosłownym, przypomnijmy, że w 1954 r., w niezbyt sprzyjającym dla sztuki i literatury czasie, ukazuje się Warkocz jesieni, który przynosi świadome uproszczenie treści i formy. Jak się pamięta nasycone motywami sztuki i podróży Inne życie, to Warkocz jesieni można uznać za powrót do natury, do rodzimości, do zwyczajnych, elementarnych składników życia.

Doświadczenie poety, jego autentyczna skłonność do poruszania ponadczasowej problematyki pozwoliły mu (poza nielicznymi wyjątkami) dość zręcznie ominąć schematyzm odgórnie lansowanej wówczas poetyki, zwanej „metodą realizmu socjalistycznego”. Iwaszkiewicz wycisza, prawda, nieco reminiscencje kulturowe, stara się nie wracać, nie wracać do wspomnień, stanowiących zazwyczaj dość istotny strumień jego twórczości, upraszcza nieco zasób leksykalny. Uświadamiając to sobie zwraca się nawet do czytelnika: Dla ciebie, bracie, najprostsze słowa. Jest piewcą swojskości, powszedniości, szarzyzny życiowej, chociaż potrafi ją od czasu do czasu upoetyzować.

Właśnie w omawianym cyklu wierszy pada jakże znamienna, romantyczna definicja swojego powołania, z którą w wielu wypadkach trudno się nie zgodzić:

(…) poeta przeczuwa więcej, niż wie mądry.

Zdarzają się w zbiorku jakieś reminiscencje minionej wojny, które poeta próbuje przytłumić kontemplując mądrość i spokój natury, znajdując w swoim sercu raczej pozytywne uczucia. Ujawniają się one niemal bezpośrednio w wierszu, zaczynającym się od incipitu Nim przyjdzie wiosna (znamy też wersję śpiewaną tekstu w wykonaniu Czesława Niemena):

Nim przyjdzie wiosna,

nim miną mrozy,

w ciszy kolebce –

nade mną sosna,

nade mną brzoza

witkami szepce. (…)

 

nie chcę nic więcej –

bo wiem, że jestem

w nieskończoności,

w morzu miłości

do ludzi.

Po upływie trzech lat ukazuje się zbiorek poetycki Ciemne ścieżki (1957), z którego, jak z poprzedniego, nie znikają echa wojny, obrazy krwi, śmierci. W ogóle Iwaszkiewicz jest twórcą ambiwalentnie podchodzącym do życia. Zwykło się twierdzić, że jest on artystą afirmującym rzeczywistość i nie da się tej tezy odrzucić. Z podobnym jednak powodzeniem można dowieść, że nie jest to łatwa, powierzchowna tylko afirmacja „urody życia”. Człowiek mądry powinien się w pewnym stopniu pogodzić także z istnieniem bólu, cierpienia, samotności, nicości, różnego rodzaju upadków, rezygnacji, wyrzeczeń. Skłonność do afirmacji życia dość często przeplata się w twórczości Iwaszkiewicza ze smutną refleksją o przemijaniu.

Jak zawsze, poeta jest na rozdrożu. Nawet piękno nadchodzącej wiosny nie jest w stanie przesłonić niepokoju duchowego, pokonać samotności wrażliwego i doświadczonego człowieka:

Nad domem błękit jak baldachim

Taki jaskrawy i głęboki,

Pod białych brzózek arkadami

Fruwają wyfraczone sroki.

 

Błądzimy obcy i dalecy,

Każdy każdemu nieznajomy,

Jak porzucone w zimnym niczym

Samotne gwiazdy i atomy.

 

Kawki wiosenne gniazda ścielą

I czarnym krzyżem błękit kryślą.

Córki czytają mądre książki,

Co one sobie o mnie myślą?

 

Czy wiedzą, jakie księżycowe

Pejzaże we mnie samotnieją?

Czy wiedzą, jak się z żalem szarpię

Pomiędzy śmiercią a nadzieją? (…)

Ponadto zbiorek urozmaicają odniesienia do pejzażu polskiego. Wrażenia, czerpane z obcowania z naturą, z przestrzenią otwartą dość często wywołują skojarzenia ze światem kultury. Może to być literatura (Hafiz, Krasiński), może to być malarstwo (Corregio, Rublow), może to być dość często przywoływana muzyka (Chopin, Glinka):

Cóż z tego, że szczebiocą skowronki,

Wznosząc się nad glinianki i glinki,

Kiedy mi w uszach jak dzwonki

Brzęczy „Żaworonok” Glinki? (…)

Symbolika kulturowa nasila się ponownie w zbiorku Jutro żniwa (1963), na który składają się cykle wierszy znowu zainspirowanych podróżami, jak, powiedzmy, Z Florencji. Cykl zaś tytułowy ma raczej wymowę metaforyczną. Poeta „po sześćdziesiątce” przygotowuje się do podsumowań, do żniw twórczych. Nie zmieniając zasadniczo swojego przywiązania do tematyki uniwersalnej unowocześnia swoją poetykę. Dowodzi, że nie są mu obce wiersze w stylu Herberta czy Białoszewskiego (Migłoszenie).

Czas żniw poetyckich zaostrza stale obecną w refleksji Iwaszkiewicza wrażliwość na przemijanie. Poeta zaczyna zaglądać w przyszłość, w przyszłość bez niego:

Za tysiąc lat

wszystkie kopuły czas wyrówna

i nikt nie będzie znał już naszych imion (…)

 

wszystko czym żyjesz – a podobno pięknem

żyjesz – tak mówią – nic nie będzie znaczyć

okowy wieczności pękną

 

więc póki jeszcze możesz na to patrzyć

na szafirowe głębokości nieba

to patrz ty próchno

– i tylko tego ci trzeba

Obraz próchna można tu odczytywać jako trawestację biblijnego Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, przypominanego zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu.

Wydany w 1967 r. zbiorek Krągły rok jest poetycką próbą uchwycenia aury, przynoszonej przez poszczególne miesiące roku. Na zobiektywizowane doznania nakładają się doświadczenia subiektywne, na aktualne przeżycia – wspomnienia ukraińskiej młodości. Miesiąc zimowy może zatem wywoływać ciepłe asocjacje, wiosenny może być nazwany Okrutnym miesiącem.

Ze zbiorku Xenie i elegie (1970) przywołajmy przynajmniej fragment Koroniarza z rzadką u Iwaszkiewicza (ze zrozumiałych względów) tematyką litewsko-mickiewiczowską:

Litwo ojczyzno moja

nie pamiętam ciebie

nie tęsknię do twoich

świerzopów gryk i dzięcielin

 

Tęsknię do równiny mazowieckiej

nie szerokiej

podzielonej

to drzewkiem to domkiem

to szlabanami (…)

Dorobek poetycki sędziwego już pisarza podsumowują trzy ostatnie zbiorki: Śpiewnik włoski (1974), Mapa pogody (1977) i Muzyka wieczorem (1980). Nasila się w nich wyraźnie tematyka elegijna, motywy zbliżającego się pożegnania ze światem.

W Śpiewniku włoskim, na przykład, reminiscencje wrażeń z podróży przerywają uczty z umarłymi, coraz częściej przywoływani są przyjaciele i znajomi, którzy są już po drugiej stronie.

Dwa ostatnie zbiorki wzbogacają tonację elegijną o motywy rezygnacji, pogodzenia się z koniecznością odejścia. Iwaszkiewicz nazywa siebie Starym poetą. W poetyckiej rozmowie z żoną przywołuje duchy zmarłych bądź oddalonych przestrzennie przyjaciół, lektury, wspomnienia z podróży, nie ukrywa starczej nieudolności ich obojga, boi się samotności.

Jednak wbrew tym przykrym doznaniom, związanym z okresem starości, poeta zdobywa się na poszukiwanie harmonii, wyciszenia, jakiejś franciszkańskiej niemal pokory wobec życia. W centralnym dla zbiorku tekście apeluje o poszukiwanie pogody wewnętrznej zwłaszcza przez obcowanie z naturą. Pogoda lasu, wody, nieba, ziemi, a nawet, co brzmi oksymoronicznie, pogoda burzy, rozjaśniona nie po raz pierwszy u Iwaszkiewicza przez odniesienia kulturowe, przeistacza się w pogodę wewnętrzną, duchową. Poszczególne wersy brzmią jako autoterapia bądź swego rodzaju błogosławieństwo dla odbiorcy:

(…) Pogoda burzy niechaj będzie z tobą

pogoda sinej chmury i zielonych żarnic, żagli

zerwanych, pogoda Mirandy, pogoda nawałnicy,

pogoda jeziora Genezareth niech cię uciszy

 

pogoda pogoda (…)

I wreszcie wydana pośmiertnie Muzyka wieczorem, która rozszerza tonację elegijną. Obraz wieczoru jest tu subtelnym eufemizmem na określenie wiadomej fazy życia. Przywołując motywy elegijne w późnej poezji Iwaszkiewicza nie sposób nie przytoczyć Ostatniej piosenki wędrownego czeladnika. Dosłownie ostatnim utworem poety stał się wiersz Urania, poświęcony przydomowej sośnie. Nazwana zaś piosenka jest konsekwentnym uzupełnieniem obrazu wieczoru. Skoro wieczór jest eufemizmem starości, to sen jest zamiennikiem śmierci:

Dobranoc kwiatki niebieskie, dobranoc zorzo różowa,

dobranoc ptaszki za oknem, dobranoc różo kwitnąca,

dobranoc ciszo wieczorna, w której ton jeden się chowa,

dobranoc ciało gorące, dobranoc duszo stygnąca.

 

Żegnajcie sen i kochanie, żegnaj obłoku biały,

Żegnaj nocne cierpienie, dobranoc rzeźwy poranku,

Dobranoc piesku kochany, dobranoc świecie cały,

Dobranoc topolo wysoka – i Ty, stojąca na ganku.

Tak oto, z charakterystycznym dla siebie autobiografizmem i sensualizmem, tzn. zmysłowym odbieraniem rzeczywistości w jej barwach, dźwiękach, kształtach i zapachach żegna się Poeta ze światem, z najbliższymi. Nie wszystko spełniło się dosłownie. Żona Anna odeszła do wieczności 23 grudnia 1979 r., a więc o parę miesięcy wcześniej.

Pogrzeb Poety odbył się 5 marca 1980 r. Iwaszkiewicz jest pochowany na cmentarzu w Brwinowie, niedaleko od ukochanego Stawiska, ostatniego ze swoich najpiękniejszych „ogrodów” życia. Pogoda ziemi niechaj będzie z tobą – pożegnajmy Poetę jegoż słowami. Pogoda czasu niechaj będzie z tobą. Czasu, który nie zetrze z pamięci ludzkiej dorobku Jarosława Iwaszkiewicza, stającego się jednym z istotnych symboli kulturowych XX wieku.

Halina Turkiewicz

Wstecz