Notatnik wileński

Ciąg dalszy o Zygmuncie Kosiłowiczu

Katyń. Pamiętamy!

70 lat temu w Katyniu zamordowani zostali polscy oficerowie i inteligencja. 10 kwietnia 2010 r. Katyń ponownie stał się dramatycznym momentem historii Polski. Na kartach tych dziejów są imiona ludzi z Wilna i Wileńszczyzny. O nich – poniżej.

W poprzednim numerze pisaliśmy o tym, że na podwórzu Gimnazjum im. Jana Pawła II w Wilnie w niezwykle uroczystej atmosferze posadzony został Dąb Pamięci dla uhonorowania porucznika Zygmunta Kosiłowicza, urodzonego w 1909 r. w Wilnie i zamordowanego w 1940 r. przez NKWD w Katyniu. Odbyło się to w ramach Ogólnopolskiego Programu Edukacyjnego „Katyń... ocalić od zapomnienia”.

Jeśli chodzi o wymienione Gimnazjum, nad realizacją upamiętnienia imienia Zygmunta Kosiłowicza w imieniu Komitetu Organizacyjnego Programu czuwał o. Józef Joniec z Warszawy, wspaniały organizator i przyjaciel sportu, wielki orędownik ruchu parafiadowego, którego celem jest wychowanie młodego pokolenia poprzez wiarę, kulturę i sport. Warto przypomnieć, że w ubiegłorocznych finałach XXI Parafiady w Warszawie rywalizowało 3500 dzieci i młodzieży, w tym – 1000 z zagranicy, głównie z Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Niemiec, Włoch. W tym wielkim święcie uczestniczyła też liczna grupa Polaków z Litwy. Niestety, niewyobrażalna tragedia pod Smoleńskiem wyrwała z kręgu żywych także o. Jońca. Trzeba wierzyć, że jego piękne dzieło będzie kontynuowane.

Wspomnieliśmy też o tym, że polonistka Gimnazjum Czesława Osipowicz przystąpiła do poszukiwań, dotychczas bardzo skromnych informacji, dotyczących porucznika Zygmunta Kosiłowicza. Zdawało się, że poza nielicznymi śladami nic o nim nie przetrwało. W pewnym jednak momencie, ku wielkiej radości poszukującej, zaczęły napływać wiadomości z różnych stron świata. Mamy nadzieję, że jeszcze nieraz wrócimy do tematu. Bo to nie tylko los Zygmunta Kosiłowicza, to losy wilnian rozproszonych po świecie... Oto list z Polski.

„Nazywam się Maria Wielicka z domu Kosiłowicz. Mam 89 lat i jestem najmłodszą siostrą Zygmunta Kosiłowicza. Pochodzę z licznej rodziny, było nas pięcioro: brat Zygmunt, siostry – Janina urodzona w 1912 roku, Wanda urodzona w 1914, brat Kazimierz z 1916, ja natomiast przyszłam na świat w wolnym już Wilnie, po wkroczeniu generała Lucjana Żeligowskiego.

Ojciec nasz pracował w Urzędzie Ziemskim jako kasjer. Urząd mieścił się na ulicy Mała Pohulanka. Matka z zawodu była krawcową, ale po wyjściu za mąż nie pracowała, wychowywała dzieci i zajmowała się domem. Dziadek, który jak i mój ojciec nazywał się Piotr Kosiłowicz, miał nieduże gospodarstwo w Duksztach Pijarskich, 25 km od Wilna. Tam jest pochowany na starym cmentarzu przy kościele. Ojciec zmarł w czasie wojny i tamże spoczywa. W Duksztach zachowała się część domu, który w 1920 roku na rodzinnej ziemi zbudowali moi rodzice. Budynek znajduje się po drugiej stronie drogi, naprzeciwko starej drewnianej szkoły. Byłam w nim dwa lata temu podczas mojego pobytu w Wilnie. W dawnym naszym domu mieszkają miejscowi Polacy.

Mieszkaliśmy w Wilnie, a gospodarstwo oddane było w dzierżawę. Wszyscy uczyliśmy się w różnych szkołach. Zygmunt, jeśli dobrze pamiętam, w Szkole Powszechnej nr 6 przy Wiłkomierskiej. Potem uczęszczał do Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta na Górze Bouffałowej. Po maturze wyjechał do Warszawy, do Wyższej Szkoły Medycyny Wojskowej, którą ukończył dwa lata przed wybuchem II wojny światowej. Po studiach otrzymał skierowanie do pracy w Sarnach na Wołyniu. Stamtąd został zmobilizowany.

Po napaści bolszewickiej znalazł się w Kozielsku. Stamtąd mama otrzymała tylko jedną wiadomość, która potwierdzała, że tam przebywa. Potem ślad zaginął. Mama starała się zdobyć informację przez Szwajcarski Czerwony Krzyż, niestety, bez skutku, aż do momentu ukazania się Listy Katyńskiej. Zygmunt był bardzo wesoły, dowcipny, muzykalny. W gimnazjum grał na trąbie w szkolnej orkiestrze dętej. Był kawalerem, nie zdążył założyć rodziny, zostawił miłą, sympatyczną narzeczoną Janinę, która po wojnie mieszkała w Trójmieście.

Nasza rodzina również wyjechała do Polski, w większości osiedliła się na Wybrzeżu i Mazurach. Mam parę zdjęć, których odbitki postaram się Państwu udostępnić. Przesyłam serdeczne pozdrowienia i podziękowania za wspaniałe dla mojego serca wiadomości. Maria Wielicka”.

Spotkają się w czerwcu,

Zdjęcie to zostało zrobione 27 czerwca 2009 r. w parku obok Katedry Wileńskiej. Utrwaleni są na nim maturzyści polskiej Piątej Szkoły Średniej w Wilnie, promocja roku 1950. Wtedy były klasy – męska i żeńska, potem dopiero – koedukacyjne. Mijały lata, a oni niezmiennie utrzymywali kontakty koleżeńskie. Aż w roku 1969 z inicjatywy męskiej części maturzystów‘1950 zapadła decyzja: musimy się spotykać. Hasłem wywoławczym zostało „Muszkieterowie, 20 lat później”. Po raz pierwszy zorganizowanie spotkali się w 1970 roku. Kolejny „zlot” już męsko-damski zaplanowali za dziesięć lat. Oczywiście, przy starej „Budzie” na Antokolu. Wtedy postanowili, że następne spotkanie – w 1985, potem – w 1988.

W 1990 roku pożegnali mury starej szkoły na Piaskowej, w której mieściła się już szkoła litewska, a Polacy, jak wiadomo, decyzją ówczesnych władz oświatowych zgłębiali wiedzę w pobliskim nowym budynku przy ulicy Antokolskiej. Podczas owego spotkania (oni i ich sympatycy, którzy systematycznie przybywali) uznali, że są już bardziej dojrzali i należy się spotykać co roku. Ustalili miejsce i czas zbiórki – Plac Katedralny, dzwonnica, ostatnia sobota czerwca, godz. 16. Gromadzą się tu, docierając z różnych dzielnic Wilna, miejscowości Wileńszczyzny i z Polski.

W tym roku, 26 czerwca o godz. 16, przy katedrze spotkają się uczniowie Piątki, którzy świadectwa maturalne uzyskali w roku 1950, a więc 60 lat temu. Z całą pewnością jest to unikalne zjawisko. Nic dziwnego: uczyli się w szkole absolutnie unikalnej, w której pojęcie Honor-Ojczyzna-Przyjaźń nie były przedmiotami obowiązkowymi, po prostu ówcześni profesorowie i uczniowie mieli to we krwi.

Geniusz z Wilna

Tak się złożyło, że dosłownie w przededniu wielkiej tragedii pod Smoleńskiem dotarł do Wilna miesięcznik Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych „Kombatant”. Nadal nadsyłany jest na adres dziennikarza śp. Jerzego Surwiły, który z Urzędem tym współpracował, bowiem niezmiennie w ciągu wielu lat zajmował się sprawami kombatantów i osób represjonowanych, pochodzących z Litwy, gromadził również wszelkie materiały dotyczące mieszkańców Wilna i Wileńszczyzny, którzy zginęli w Katyniu. Ten numer „Kombatanta” w całości poświęcony jest rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Wśród innych publikacji znalazła się też mówiąca o Józefie Marcinkiewiczu. Czytamy w niej m. in.: „Ogólna ocena – wybitny” – tak kończy się opinia wystawiona przez zwierzchników pchor. Józefa Marcinkiewicza po ukończeniu przezeń z wynikiem celującym rocznego Dywizyjnego Kursu Podchorążych Rezerwy w Wilnie. Inne elementy opinii są równie budujące: „Charakter wyrobiony, indywidualność wybitna. Bardzo energiczny i pełen inicjatywy... Umysł głęboki, ścisły i bystry. Pamięć logiczna i myślenie bardzo dobre...”.

Podchorąży miał wtedy 24 lata. Pochodził z Białostocczyzny, urodził się w marcu 1910 roku. Miał czworo rodzeństwa: trzech braci i siostrę. Rodzice Klemens i Aleksandra zostali wywiezieni na Sybir i tam zmarli w 1941 roku. Brat Józefa, Kazimierz, dyrektor gimnazjum w Janowie, został w 1951 r. zamordowany przez UB.

Po ukończeniu gimnazjum Józef Marcinkiewicz podjął studia na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Jego profesor – polsko-amerykańska sława matematyczna Antoni Zygmunt wspomina: „Widzę w mej wyobraźni wysokiego, przystojnego chłopca, żywego, wrażliwego, serdecznego, ambitnego, z dużym poczuciem humoru. Był towarzyski, nie unikał zabawy, w szczególności bardzo lubił tańce i grę w brydża. Interesował się sportem, doskonale pływał, uprawiał narciarstwo. Miał również inne zainteresowania intelektualne... Gdyby nie przedwczesny zgon, byłby prawdopodobnie jednym z czołowych matematyków w skali światowej. Biorąc pod uwagę to, co zdążył osiągnąć w ciągu swego krótkiego życia i mógłby osiągnąć w warunkach normalnych, należy uznać jego przedwczesną śmierć za wielki cios dla matematyki polskiej i światowej i może najcięższą jej stratę w okresie II wojny światowej”.

W ciągu niespełna sześciu lat po studiach Józef Marcinkiewicz opublikował w krajowych i zagranicznych czasopismach matematycznych ponad 50 prac, przydatnych dotychczas we współczesnej informatyce. W 1939 r. otrzymał wraz z rangą profesora nadzwyczajnego propozycję objęcia katedry matematyki na Uniwersytecie Poznańskim. Przed Wrześniem wrócił z naukowego stażu we Francji i Anglii. Zmobilizowany jako oficer 35. Rezerwowej Dywizji Piechoty brał udział w obronie Lwowa. Wzięty do niewoli sowieckiej trafił do Starobielska. Został zamordowany przez NKWD w Charkowie.

Jeszcze jeden wątek wileński. Józef Marcinkiewicz był narzeczonym Ireny Sławińskiej, absolwentki Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, wybitnej polskiej literaturoznawcy i teatrologa, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Zmarła w 2004 r., zachowując pamięć i wierność narzeczonemu sprzed ponad pół wieku – Józefowi Marcinkiewiczowi.

Rosa Jundzilii

Gražina Dremaite – przewodnicząca Fundacji Wspierania Współpracy Polsko-Litewskiej im. Adama Mickiewicza w Wilnie – nie kryła zadowolenia: wspólny projekt polsko-litewski odnowy Cmentarza Bernardyńskiego doczekał się pierwszego przedsięwzięcia w ramach obchodów 200. rocznicy założenia nekropolii. Co prawda, ma ono wymiar symboliczny, ale po odrestaurowaniu ponad 120 nagrobków najcenniejszych, zasadzenie róży w miejscu wiecznego spoczynku Stanisława Bonifacego Jundziłła, znanego szeroko na świecie wybitnego wileńskiego botanika, świadczyć ma o zakończeniu przewidzianych prac, choć wiadomo, że to zaledwie cząstka w ratowaniu tego cennego miejsca historii i pamięci.

To, co zostało poczynione (strona litewska praktycznie ograniczyła się obietnicami i różnego rodzaju deklaracjami) – to głównie zasługa Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, strażnika grobów polskich na wszystkich kontynentach, człowieka mającego jasny cel: ochronienie polskiej pamięci, odkrycie prawdy zapomnianej przez dziesięciolecia. Niepowetowana to strata: zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w dniu 10 kwietnia 2010 roku.

...W Domu Sygnatariuszy na Zamkowej odbyła się okazjonalna konferencja z udziałem specjalistów ochrony zabytków, botaników, którzy mówili o Cmentarzu Bernardyńskim i twórcach słynnych w Europie wileńskich Ogrodów Botanicznych (małego w dziedzińcu dawnego Kolegium Medycznego na Zamkowej i wielkiego, z licznymi klasycystycznymi zabudowaniami nad Wilenką, w otoczeniu Gór Bekieszowej, Trzykrzyskiej i Zamkowej). Współtwórcą tego drugiego (Bernardynka) był prof. historii naturalnej i botaniki na Uniwersytecie Wileńskim Stanisław Bonifacy Jundziłł, a później dzieło kontynuował jego kuzyn Józef Jundziłł. Przypomnienie dawnych dziejów jest szczególnie cenne, kiedy obecne władze Wilna przymierzają się do wielkiego przedsięwzięcia: przywrócenia Ogrodowi Bernardyńskiemu (Sereikiškiu parkas) dawnego jego kształtu.

...Na Cmentarzu Bernardyńskim, przy pomniku Stanisława Bonifacego Jundziłła odbyła się uroczystość zasadzenia róży, noszącej nazwę: Rosa Jundzilii. Pasjonująca jest historia dotarcia do Wilna tego krzewu (jednego z dziesięciu). Wyrosły one w ogrodzie botanicznym szwajcarskiego Zurychu. Tamtejsze stowarzyszenie Litwinów zakupiło sadzonki. Te zostały dosłownie przemycone na Litwę (obowiązuje zakaz przewozu roślin), przechowywane były w rezerwacie przyrodniczym Čepkeliai koło Marcinkonysu pod czujnym okiem i troskliwą ręką botanika Onute Grigaite. Jedna sadzonka w majowych dniach trafiła na Cmentarz Bernardyński. Ten gatunek róży opisany został w 1814 r. Początkowo nosił nazwę Rosa Glaudi, potem przemianowany na Rosa Besser Jundzilii, w uznaniu zasług wileńskiego botanika.

Jeśli wszystko ułoży się pomyślnie, róża Jundziłła powinna szybko osiągnąć wysokość do 2,5 m i obficie zakwitnąć (setki kwiatów na krzewie). Młody kwiat jest jaskrawo różowy, potem bieleje. Następnie powstaje owoc, chętnie zjadany przez ptaki. A więc, z pożytkiem dla oka ludzkiego i ptaków. Z pożytkiem dla pamięci.

Halina Jotkiałło

Wstecz