Eliza Orzeszkowa – młodsza siostra Mickiewicza?

Nazwisko Elizy Orzeszkowej nie wymaga w naszym środowisku szczególnej promocji. Jeżeli nie z domu, to przynajmniej ze szkoły wynosimy taką czy inną wiedzę o twórczości autorki Nad Niemnem. Prawda, jest to czasem wiedza powierzchowna, innym zaś razem może nieco wypaczona przez socjologiczne interpretacje poprzedniego okresu.

Dzisiaj mamy natomiast inny problem. Lektura Nad Niemnem zniechęca wielu już przed otwarciem książki, bo jest to powieść aż trzytomowa! Zdecydowanie więc odstrasza dzisiejszego, coraz bardziej „zabieganego”, jak się o nim mówi, odbiorcę. Powieść traktuje ponadto o ludziach i sprawach dawno minionych, jakoby nieco anachronicznych i nieciekawych, zwłaszcza dla młodego czytelnika.

Niczego nikomu nie narzucając, chcielibyśmy jednak uczcić Autorkę nazwanej powieści, gdyż 18 maja br. mija 100 lat od dnia jej śmierci i nie wszystko w jej dorobku uważamy za anachroniczne. Orzeszkowa jest w dodatku związana z naszym regionem, z przestrzenią, należącą niegdyś do Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Eliza Orzeszkowa, zgodnie z duchem epoki pozytywizmu, w której przyszło jej tworzyć, wypowiadała się najchętniej jako powieściopisarka, także nowelistka, autorka artykułów publicystycznych, nie stroniła od działalności społecznej.

Przypomnijmy, że Eliza Pawłowska (panieńskie nazwisko pisarki) urodziła się 6 czerwca 1841 roku w majątku Milkowszczyzna ziemi grodzieńskiej w zamożnej rodzinie ziemiańskiej.

W latach 1852-1857 kształciła się na pensji Sióstr Sakramentek w Warszawie. Tutaj zaprzyjaźniła się z Marią Wasiłowską, późniejszą Konopnicką.

W 1858 roku wyszła za mąż za Piotra Orzeszkę, przenosząc się do majątku męża, Ludwinowa pod Kobryniem, gdzie spędziła lata 1859-1863, prowadząc m. in., znowu zgodnie z duchem epoki, pracę oświatową wśród ludu.

Fakt powszechnie znany, ale przypomnijmy, że Orzeszkowa gorliwie wspierała Powstanie Styczniowe. Podejmując wielkie ryzyko ukrywała w swoim domu Romualda Traugutta, pomogła mu się przedostać do Królestwa Polskiego.

To miało swoje konsekwencje. W 1865 r. Piotra Orzeszkę zesłano do guberni permskiej, jego żona zaś wróciła do rodzinnej Milkowszczyzny. Po kilku latach (1869) unieważniła swoje małżeństwo i zamieszkała w Grodnie, dobrze poznając życie tutejszych ludzi, co wykorzysta później w swojej twórczości.

W życiorysie Orzeszkowej mamy także „epizod wileński”. W latach 1879-1882 pisarka była współwłaścicielką księgarni wydawniczej w Wilnie, która to placówka zdążyła opublikować ponad 20 tytułów książek oraz parę kalendarzy. Władze carskie, zaniepokojone propagowaniem piśmiennictwa polskiego, zamknęły oficynę, zaś inicjatorka była skazana na trzyletni stały pobyt w Grodnie, co się wydłużyło do pięciu lat.

Nawet mieszkając w izolacji od większego świata Orzeszkowa, w miarę swoich możliwości, nie traciła z nim kontaktu. Śledziła za prasą, brała udział w akcjach społecznych, prowadziła korespondencję i przede wszystkim tworzyła.

W 1891 roku (następnie w 1906) świętowano jubileusz pisarski Orzeszkowej, która była znana nie tylko jako autorka poczytnych książek, lecz także rzeczniczka w wielu palących wówczas sprawach. Zabierała głos w kwestiach społecznych. Nie tylko teoretycznie walczyła o prawa kobiet. W 1894 r. poślubiła Stanisława Nahorskiego, co było legalizacją trwającego niemal 30 lat związku.

Z biegiem lat była coraz bardziej spełniona jako pisarka. W latach 1905, 1909 zgłaszano jej kandydaturę do nagrody Nobla. W 1905 roku, jak wiadomo, nie wytrzymała rywalizacji z Henrykiem Sienkiewiczem jako autorem Quo vadis.

Sporo cennych spostrzeżeń o sobie, współczesnych i epoce zawiera bogata korespondencja Orzeszkowej.

Twórczość literacka autorki, zaangażowana bez wątpienia w ówczesne problemy, ma także znamiona uniwersalności.

Pisarski światopogląd Orzeszkowej kształtowały lektury oraz idee, stanowiące kanoniczny repertuar pozytywistów: John Stuart Mill, Herbert Spencer, Hyppolite Taine i in.

Pierwsze utwory pisarki realizują model powieści tendencyjnej, tzw. powieści z tezą, w której świat przedstawiony jest nie tyle piękną całością artystyczną, ile zdaje się być ilustracją do jakiejś odgórnie powziętej tezy społecznej czy moralnej.

Literacki debiut Orzeszkowej przypada na rok 1866, kiedy to w „Tygodniku Ilustrowanym” został opublikowany Obrazek z lat głodowych. Niemało przyszło jej napisać, żeby zdobyć nareszcie uznanie. Dopiero powieść Pan Graba (1872) zyskała przychylność ówczesnej czołówki krytycznoliterackiej (Aleksander Świętochowski, Piotr Chmielowski, Henryk Sienkiewicz i in.).

W dorobku Orzeszkowej z lat 70. XIX w. wyróżnia się powieść Marta (1873), będąca istotnym głosem w bolesnej wówczas kwestii emancypacji kobiet. Pisarka miała już wówczas za sobą także artykuły publicystyczne w tej sprawie, jak, na przykład, Kilka słów o kobietach (1870).

Marta spełnia właśnie kryteria powieści tendencyjnej. Jest świetną ilustracją fabularną do niektórych tez, zawartych w wymienionym artykule o kobietach. Orzeszkowa pragnie niejako wstrząsnąć sumieniami tych, którzy decydują o losie kobiety. Dzieje Marty Świckiej unaoczniają, do czego może doprowadzić niewłaściwy w ówczesnym społeczeństwie stosunek do wychowywania i edukacji kobiet.

Pisarka zawsze zabiegała o to, żeby dla kobiety były dostępne wszystkie szczeble wiedzy, żeby pomyślano o gruntownym jej kształceniu, żeby nie była zależna od mężczyzny, zarówno w zdobywaniu środków do życia, jak też dążeniu do szczęścia.

Powieściowa Marta (imię raczej nieprzypadkowe, nawiązuje do zatroskanej o sprawy bytowe ewangelicznej Marty, w odróżnieniu od jej uduchowionej siostry Marii) po utracie męża jest zmuszona do poszukiwania pracy, żeby przynajmniej wyżywić siebie i córkę. Poszukiwanie zatrudnienia staje się niemal dosłowną „drogą przez mękę”. Do podjęcia bardziej ambitnej i lepiej opłacalnej pracy brakuje bohaterce odpowiedniego przygotowania zawodowego albo zderza się z posadami, zarezerwowanymi głównie dla mężczyzn.

Szczytem spełnionych marzeń staje się na jakiś czas praca szwaczki (krawcowej). Kiedy i tę traci, zmuszona jest do żebrowania, później nawet do kradzieży i ginie w wyniku pod kołami tramwaju konnego. Nietrudno się domyślić, jaki los (jeżeli nie zdarzy się cud) czeka jej dziecko. Dochodzi przy okazji do głosu i drugi ważny problem epoki – los Bogu ducha winnych, osieroconych bądź mających biednych rodziców, dzieci.

Tego rodzaju „powieści z tezą” łatwo się zazwyczaj czyta. Wykładnia sensu jest tu właściwie na powierzchni.

Bez względu na pewną dozę tendencyjności, na brak wątku erotycznego powieść zasłynęła nie tylko w Polsce. Przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Naświetlony w niej problem nie był problemem lokalnym. W pewnym sensie można ją też dzisiaj traktować jako powieść-ostrzeżenie dla kobiet, które w sprawach urządzania bytu zwykły liczyć tylko na mężczyznę.

Dojrzałą twórczość Elizy Orzeszkowej otwiera powieść Meir Ezofowicz (1878), penetrująca kolejne, obok emancypacji kobiet, ważne zagadnienie społeczne, jakim była kwestia żydowska.

Akcja danego utworu rozgrywa się w realistycznie odmalowanym prowincjonalnym miasteczku Szybów. Na pierwszy plan jest wysunięte środowisko żydowskie, kultywujące swoje obyczaje, zamknięte, nieufne, wyobcowane ze społeczności polskiej. Właśnie tytułowy bohater próbuje przerwać błędne koło, przeciwstawić się swojemu ortodoksyjnemu otoczeniu. Reprezentuje on jednak typ samotnego bohatera, wiodącego rodowód z tradycji romantycznej. Jego poczynania mają dramatyczny finał. Jest wyklęty i wygnany z Szybowa. Ginie jego przyjaciółka, Karaimka Gołda. Na pozytywne przemiany ludzkiej mentalności jest, niestety, za wcześnie.

Powieść wzbogacają wprowadzone do niej realia, dotyczące kultury i obyczajowości żydowskiej, stylizowany język wybranych postaci, któremu nie są obce wtręty w języku hebrajskim bądź jidysz.

Co zaś istotne dla współczesnego czytelnika, powieść ma wyjście w wymiar uniwersalny, ponadczasowy. Nie myli się Grażyna Borkowska, opatrując utwór następującym komentarzem-podsumowaniem:

„Według zamieszczonych w epilogu słów autorki dzieje Meira to historia, która zdarzyła się „niedawno”. Orzeszkowej zależało jednak na tym, aby ta niedawna historia brzmiała jak opowieść mityczna. Między innymi dzięki konsekwentnie stosowanej stylizacji biblijnej (trójdzielny podział zdań, powtórzenia, anafory, pytania retoryczne, archaizowane słownictwo) współczesna narracja stała się rodzajem przypowieści o odwiecznym zmaganiu dobra ze złem, mądrości z ciemnotą, miłości z nienawiścią”.

Nakładanie się na siebie różnych płaszczyzn odbioru cechuje także inne bardziej znaczące utwory Orzeszkowej.

Mieszkając w prowincjonalnym Grodnie pisarka zbliżyła się do prostych ludzi. Interesowały ją wszelkie szczegóły z ich życia, poddawała analizie ich mentalność. I, co niezwykle istotne, dostrzegała nie tylko ciemne strony ich egzystencji, ale także szlachetność ich serc.

Lata 80. XIX wieku, na które przypada apogeum twórczości pisarki, upływają m. in. pod znakiem tematyki chłopskiej – kolejne ważne zagadnienie dla pisarzy-pozytywistów. W tej dekadzie powstały, wśród innych, takie powieści, jak: Niziny (1885), Dziurdziowie (1885) oraz Cham (1888), które bywają czasem określane mianem tzw. „trylogii chłopskiej”.

Najciekawszą i najbardziej pogłębioną artystycznie powieścią tego cyklu jest Cham. To także jedna z pierwszych powieści psychologicznych o tematyce erotycznej.

Jej akcja rozgrywa się w nadniemeńskiej wsi białoruskiej i sprowadza się właśnie do wyeksponowanego wątku miłosnego. Jest to wielkie studium żywiołowego uczucia, które łączy tym razem dwoje bardzo różnych ludzi.

Paweł Kobycki, chłop białoruski, tytułowy „cham”, jest rybakiem, człowiekiem porządnym i uczciwym, bardzo bogobojnym, o cnotach niemal ewangelicznych. Na wykreowanie tej postaci wpłynęły zarówno obserwacje z autopsji, jak i tradycja biblijna (nieprzypadkowość imienia i fachu bohatera, jego łagodność, cierpliwość, miłosierność itp.).

Franka Chomcówna, kobieta z miasta, postrzeganego, w sposób prekursorski wobec modernizmu, jako siedlisko zła. To bohaterka szukająca jakby wyciszenia po trudnych przejściach. Jednakże po doznaniu wytchnienia ponownie odzywa się w niej jej żywiołowa natura. Żadne wysiłki Pawła, ani jego anielska dobroć, ani stosowane środki przymusu nie pozwolą zapewnić szczęśliwego finału.

I wreszcie doszliśmy do momentu, kiedy można sobie powertować Nad Niemnem (1888), „opus magnum” Elizy Orzeszkowej, największą (nie tylko o trzytomowość tu chodzi), najbardziej znaną powieść pisarki. Już przez współczesnych autorki powieść była uznana za arcydzieło, zaś reprezentant młodszego pokolenia, krytyk młodopolski Stanisław Brzozowski, po zapoznaniu się z utworem, niebezpodstawnie nazwał Orzeszkową „młodszą siostrą Mickiewicza”.

Bez wątpienia, ze względu na znaczenie poruszanej problematyki i na sposób jej prezentacji Nad Niemnem nawiązuje do tradycji eposu. Przypomnijmy, że tematem powieści jest próba pojednania i zaprzęgnięcia do wspólnego dzieła rozwarstwionego (w latach 80. XIX w.) ziemiaństwa, czyli pragnienie pogodzenia „dworu” i „zaścianka”, Korczyńskich i Bohatyrowiczów.

Rzecz dzieje się w malowniczej okolicy na Grodzieńszczyźnie. Piękna, bujna przyroda jest tutaj nie tylko tłem, często też jakby bohaterem, współuczestnikiem akcji.

Już wstępne sceny powieści wprowadzają nas w radosny, podniosły nastrój. Wszystko tutaj jakby sięga zenitu: jest pełnia lata, jest niedziela:

Dzień był letni i świąteczny. Wszystko na świecie jaśniało, kwitło, pachniało, śpiewało. Ciepło i radość lały się z błękitnego nieba i złotego słońca; radość i upojenie tryskały znad pól porosłych zielonym zbożem; radość i złota swoboda śpiewały chórem ptaków i owadów nad równiną w gorącym powietrzu, nad niewielkimi wzgórzami, w okrywających je bukietach iglastych i liściastych drzew.

Opis uroczego pejzażu nadniemeńskiego nadal brzmi jak prozatorska replika wstępu do Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza:

Z jednej strony widnokręgu wznosiły się niewielkie wzgórza z ciemniejącymi na nich borkami i gajami; z drugiej strony wysoki brzeg Niemna, piaszczystą ścianą wyrastający z zieloności ziemi a koroną ciemnego boru oderznięty od błękitnego nieba, ogromnym półkolem obejmował równinę rozległą i gładką, z której gdzieniegdzie tylko wyrastały dzikie, pękate grusze, stare, krzywe wierzby i samotne, słupiaste topole. (…) Na świetnym tym tle w zmieszanych z dala zarysach rozpoznać można było dwór obszerny i w niewielkiej od niego odległości na jednej z nim linii rozciągnięty szereg kilkudziesięciu dworków małych. (…)

Następnie zaś autorka z godną podziwu znajomością rzeczy jakby żongluje konkretnymi nazwami roślinności, układa różnobarwny zielnik z miejscowych kwiatów i traw.

Nastrój natury udziela się także ludziom, wracającym z niedzielnego nabożeństwa. W takiej podniosłej, uroczystej scenerii (msza zakończona w świątyni znajduje jakby swoją kontynuację w magicznym obrzędzie przyrody) poznajemy dwie najważniejsze postacie kobiece powieści, wracające z kościoła Justynę i Martę.

Są to mieszkanki Korczyna, przedstawicielki podupadłej rodziny szlacheckiej, którym przypada w udziale spełnienie wielkiej misji: wyciągnięcie ręki do schłopiałej rodziny Bohatyrowiczów.

Prowadząc dwie rodziny ku pojednaniu, ku odbudowaniu zachwianej w okresie zaborów wspólnoty narodowej, Orzeszkowa stawia na dawną i niezbyt odległą przeszłość historyczną. Przypomina o niej grób Jana i Cecylii, protoplastów rodu Bohatyrowiczów, przypomina mogiła powstańców 1863 roku, w której spoczywają przedstawiciele obu rodów: Andrzej Korczyński i Jerzy Bohatyrowicz.

Rozkładowi wspólnoty społeczno-narodowej towarzyszy zachwianie się więzi rodzinnych, czego przykładem jest rodzina Korczyńskich, w której dochodzi do polemik międzypokoleniowych (Benedykt Korczyński i jego syn Witold, dążący do zbytniego, zdaniem ojca, bratania się z chłopami), jak też wyraźnego „pęknięcia” więzi małżeńskich.

Benedykt i jego żona Emilia reprezentują dwa sprzeczne, zamknięte dla siebie światy. Emilia nawet dosłownie tkwi w przestrzeni zamkniętej, gdyż bardzo rzadko opuszcza swój buduar. Jej słabości fizyczne i psychiczne są jakby nieco wyimaginowane. Ona żyje tęsknotą za lepszym światem, gdyż „prostacki”, zapracowany Benedykt nie spełnia jej oczekiwań.

Benedykt, odwrotnie, jest człowiekiem przestrzeni otwartej. On nie ma czasu na przesiadywanie w domu. To na jego barkach spoczywa ciężar zapewnienia godziwego bytu rodzinie, czego żona jakby nie rozumie. On zapomniał już właściwie o innych niż praca gestach miłości.

Benedykt i Emilia żyją więc obok siebie, tolerując się nawzajem. Gdyby rzecz działa się współcześnie, byliby zapewne jednymi z pierwszych kandydatów do rozwodu.

Inne, zrealizowane i niezrealizowane, wątki romansowe czy matrymonialne także nie układają się pomyślnie (Marta i Anzelm, Justyna i Zygmunt Korczyński, Zygmunt i Klotylda, rodzina Kirłów itp.).

Orzeszkowa, co wynika nie tylko z powieści Nad Niemnem, nie jest zwolenniczką kreowania miłości jako siły spontanicznej, żywiołowej ani tym bardziej fatalnej. Ilustracją takiej postawy są dzieje Jana Bohatyrowicza i Justyny Orzelskiej, chłopa i szlachcianki, głównej pary w Nad Niemnem. Żeby ich związek uczynić prawdopodobnym, autorka ukazuje Justynę jako „biedną krewną” w domu Korczyńskich, i wewnętrznie, i zewnętrznie odcinającą się nieco od obyczajów warstwy szlacheckiej. I, odwrotnie, schłopiałego Jana stara się uszlachetnić, pozytywnie wyróżnić spośród jemu podobnych.

Rodząca się miłość dwojga dodatkowo uzasadnia chlubna wspólna przeszłość ich przodków, wspiera i przyśpiesza przyroda, ów milczący, ale jakże uroczy i skuteczny bohater powieści. Przyjrzyjmy się opisowi, który poprzedza chwilę wyznań miłosnych, do których ma dojść, gdzieżby inaczej, jeżeli nie nad brzegiem Niemna:

(…) Justyna ruchem ręki ukazała mu roztaczający się przed nimi widok. Był on wspaniałym i olśniewająco świetnym. Blade słońce jesienne w momencie zachodu swego ustroiło się w takie blaski i barwy, jakich na zenicie nawet królując nie posiadało nigdy. Tarczy słonecznej widać nie było, bo kryła ją płachta złota purpurą i fioletem zakończona, wyżej zaś po całym błękicie nieba rozsiały się puchy obłoków szkarłatem i złotem nalanych i nierówne, podarte, krepowe niby smugi srebra i fioletu. Wszystko to było ruchome, niby żywe, płynęło, przelewało się, mieniło i jak w zwierciadle odbijało się w szerokich, przejrzystych, prawie nieruchomych wodach rzeki. Więc i ona od dalekiego zakrętu płynęła zrazu samym czystym złotem, a potem na dnie swoim ukazywała rozrzucone w nieładzie rubiny, opale, ametysty i agaty. Wydawała się rozwartą i kryształową szybą przysłoniętą kopalnią klejnotów. W zarzecznym borze, także blaskami przenikniętym, żółte pnie sosen wyraźnie oddzielały się od siebie, a pomiędzy nimi z dala nawet dostrzec było można krwistą rdzawość usychających paproci i dno lasu opływającą srebrzystość siwych mchów. Górą po koronach sosen prawie czarnych tu i ówdzie ślizgały się i kładły złote i seledynowe rąbki. Wszystko to zaś, niby zaklęty obraz, stało w zupełnej ciszy i pustce powietrza. Rybitwy, morskie wrony i jaskółki już w dalekie strony odleciały; inne ptastwo po gniazdach usypiało i tylko w rozłożystej topoli srebrnej czasem jeszcze ćwierkało coś, szeleściło i wnet milkło.

Jan patrzał na wodę, bór, niebo.

– Cudności! – rzekł.

– Cudności! – powtórzyła.

Spojrzeli na siebie i wnet znowu utopili wzrok w rozwartej u stóp ich kopalni klejnotów. Z nieba i spod wody padały na nich i od stóp do głów oblewały ich blaski gorące i świetne. Stali w nich nieruchomi, milczący, z tym wewnętrznym drżeniem, którym napełnia ludzi zbliżanie się wielkiej chwili ich życia. Tak nadlatujący z oddali wicher wstrząsa głębiny lasów i tak przed wejściem słońca dreszcz rozkoszy i trwogi przebiega po obudzonej ziemi. (…)

Zacytowany fragment, nie pierwszy w tej powieści, jest zdominowany przez opis pięknej przyrody nadniemeńskiej. Jest ona postrzegana zarówno przez narratora, jak też główną parę bohaterów powieści: Jana i Justynę. Akcja rozgrywa się nad brzegiem tytułowej rzeki. Bohaterowie ogarniają wzrokiem także inne elementy pejzażu, jak, na przykład, niebo czy las. Piękno krajobrazu intensyfikuje fakt, że jest on oglądany w porze wczesnej jesieni.

Autorka, jak wynika z całokształtu powieści, czy też powyższego fragmentu, jest bardzo wrażliwa na efekty kolorystyczne kreowanego pejzażu. Nadniemeński krajobraz jest kontemplowany o zachodzie słońca, kiedy można już oglądać zorzę wieczorną, mieniącą się różnymi barwami, bardzo, zresztą, intensywnymi, o czym świadczą nazwane efekty kolorystyczne: złoto, purpura, fiolet.

Wrażenie wielobarwności potęguje również to, że natura jakby rozmawia, współdziała ze sobą. Pojawienie się zorzy zmienia widok chmur, widok całego nieba, które jest nawet bardziej pociągające niż wtedy, kiedy słońce jest w zenicie. Rzeka także odbija w sobie ów piękny zachód słońca. Jest ona najbardziej ruchomym elementem przedstawionego krajobrazu: rzeka płynie, odbijając w sobie barwy nieba. Dochodzi do gry świateł i cieni, jak na obrazach malarzy-impresjonistów. Wszystko zresztą, jak czytamy w danym fragmencie, było ruchome, niby żywe, płynęło, przelewało się, mieniło i jak w zwierciadle odbijało się w (…) wodach rzeki. Obraz jest na tyle wielobarwny, że w celu bardziej plastycznego przekazania wrażeń autorka zaczyna operować nazwami kamieni szlachetnych, mówi o rozrzuconych w wodzie „rubinach”, „opalach”, „ametystach”, „agatach” itp.

Kiedy się wczytujemy w dany opis, przychodzą na myśl znane wersy poetyckie z Mickiewiczowskiego sonetu Cisza morska:

(…) Cichymi gra piersiami rozjaśniona woda;

Jak marząca o szczęściu narzeczona młoda (…)

Do efektów kolorystycznych dochodzą, bardziej nikłe w tym wypadku, jeżeli porównamy z kolorystycznymi, efekty brzmieniowe czy wymowne wzmianki o ich braku. Wszystko (…) stało w zupełnej ciszy. Jeżeli zaś ciszę cokolwiek narusza, to jedynie głosy zasypiającego ptactwa.

Z powyższego wynika, że można mówić, iż dominujący w powieści realistyczny sposób opisu jest wzbogacony o elementy poetyki impresjonistycznej.

Oglądany pejzaż jest na tyle uroczy, że w pewnym momencie narrator ocenia go bezpośrednio. Doznania narratora harmonizują z odczuciem bohaterów, o których, zauroczeni urodą krajobrazu, jakby nieco zapomnieliśmy. Wróćmy więc do nich. Na zauroczenie bohaterów pejzażem wpływa nie tylko jego bezpośrednie piękno, lecz także to, co się dzieje w ich duszach. Jest to zapowiedź czegoś dobrego, niezwykłego, co już niebawem nastąpi. Wiadomo przecież, że niniejszy opis jest taki a nie inny dlatego, że stwarza on atmosferę dla wywołania subtelnych zwierzeń miłosnych. To migotanie krajobrazu, te barwy i blaski są zapowiedzią ich wspólnego szczęścia. Właśnie na tle tego pejzażu odważą się nareszcie przyznać, że chcą należeć do siebie.

A kiedy będziesz moją żoną,

Umiłowaną, utęsknioną,

Wtedy się ogród nam otworzy,

Ogród złocisty, pełen zorzy – powiedziałby w takiej chwili Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Nieprzypadkowo przychodzą na myśl strofy poetyckie, bo i sam język Orzeszkowej ma wyraźne znamiona poetyckości.

Nadniemeński pejzaż nabiera więc znaczenia poniekąd symbolicznego. Uroda natury harmonizuje z pięknem świata wewnętrznego, ze szlachetnością duszy bohaterów. Jak przyroda obdarza pięknem, porównywalnym z kamieniami szlachetnymi, tak bohaterowie noszą w swoich sercach kamienie i klejnoty, a z nich największa jest Miłość, jak zapewnia św. Paweł w 1 Liście do Koryntian.

Po wydaniu Nad Niemnem, powieści-rzeki o wyraźnie afirmatywnym nastawieniu do rzeczywistości, Orzeszkowa już nie wkroczyła później na podobne szczyty.

W latach 1890-1910 napisała jeszcze dziesięć większych i mniejszych powieści oraz pięć zbiorów nowel o różnorodnej tematyce. Tradycję Nad Niemnem kontynuuje w jakimś stopniu powieść Bene nati [dobrze, szlachetnie urodzeni] (1891), ukazująca obraz szlacheckiego zaścianka, ale już w mniej powabnym niż w epopei świetle.

W późnej twórczości pisarki zarysowuje się rozczarowanie ideałami pozytywistycznego światopoglądu. Wiara w rzetelną pracę, naukę, postęp techniczny nie przyniosła oczekiwanych skutków, co wcale nie znaczy, że osoba pokroju Orzeszkowej rezygnuje z tzw. pracy u podstaw. Wręcz przeciwnie. Dom w Grodnie przekształca niemal w placówkę oświatową, zajmując się edukacją młodych dziewcząt, stwarzając tu jednocześnie jakby namiastkę życia rodzinnego, zwłaszcza po śmierci w 1896 r. męża, Stanisława Nahorskiego. Udziela swojego poparcia dla wielu pożytecznych inicjatyw społecznych. Nazwisko Orzeszkowej (obok nazwisk innych przedstawicieli ówczesnej elity intelektualnej) widnieje m. in. pod odezwą w sprawie powołania Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie (1907) itp. Pisarka staje się prawdziwym autorytetem moralnym w swoim regionie i dalej, tym bardziej, że liczne jej utwory zyskują uznanie światowe.

W niektórych dziełach dochodzą do głosu tematy i problemy, które nabiorą większego rozgłosu już raczej wśród pisarzy-modernistów (na przykład, antyurbanizm wcześniejszego Chama, miasto-moloch w Australczyku). Orzeszkowa nie darzyła sympatią swoich bezpośrednich następców-artystów młodopolskich, prowadziła z nimi polemiki. Jej nieufność, zwłaszcza wobec dekadentów, odbija się w takich utworach, jak powieść Dwa bieguny (1893), zbiór opowiadań Melancholicy (1896), Ad astra [Do gwiazd] (1904).

Dwutomowy zbiór opowiadań Melancholicy poprzedza przedmowa, dedykowana znanemu językoznawcy Janowi Karłowiczowi, z którym Orzeszkowa korespondowała, jak i z wielu innymi znanymi ludźmi swojej epoki (Maria Konopnicka, Tomasz Jeż, Michał Bałucki, Władysław Stanisław Reymont i in.). To właśnie tutaj pisarka, nazywając dekadentów melancholikami, zarzuca im rozsiewanie nastrojów pesymistycznych, lekceważenie wartości moralnych, co może negatywnie odbić się na postawie społecznej człowieka w ogóle. Niepokoi autorkę także bezduszny, jej zdaniem, przerost cywilizacji technicznej.

Poszczególne opowiadania zbioru stają się ilustracją wyartykułowanych w przedmowie tez. W niektórych z nich zarysowuje się zwrot do filozofii idealistycznej i religii (Ascetka).

Dekadentów kojarzyła pisarka także często z tzw. argonautyzmem (termin zawdzięczamy mitologicznej wyprawie Argonautów po złote runo do Kolchidy), czyli dążeniem poszukiwania szczęścia, robienia kariery za granicą (powieść Argonauci, 1900). Zdecydowanie nie akceptowała, nie tolerowała ucieczki z kraju.

Problem światopoglądu młodych ludzi, różnych schyłkowców, pesymistów nie ucicha także w powieści Ad astra, napisanej w formie listów, korespondencji, prowadzonej między Seweryną Zdrojowską i jej kuzynem Tadeuszem Rodowskim. Partie kuzyna były pisane przez prof. Tadeusza Garbowskiego, który wcielał się w rolę sceptyka i pesymisty, i z którym to właśnie polemizuje bohaterka Orzeszkowej, propagująca już nieco inny światopogląd, niż ten, do którego przyzwyczaili nas klasyczni pozytywiści. Źródłem, celem i moralnym prawem bytu jest dla Seweryny Bóg. Patriotycznie nastawiona bohaterka pragnęłaby także zwalczać kosmopolityzm Rodowskiego. Ujawnia się więc tutaj Orzeszkowa jakby w pewnym stopniu wycofująca się z platformy europejskiego pozytywizmu w stronę tradycyjnych wartości: przywiązanie do ziemi rodzinnej, do wiary, do czynienia dobra itp. Sama pisarka także mocno była zrośnięta z krajem, z rodzinnym regionem. Zdarzały się w jej życiu wyjazdy zagraniczne, ale były związane głównie z potrzebą kuracji leczniczych.

Co jest ciekawe, utwory, wstępujące w polemikę z modernizmem, poddają się jednocześnie wpływom jego stylu. Mamy tu nieraz do czynienia z liryzacją prozy, z pogłębieniem psychologizmu, z nastrojowością, elementami impresjonistycznej techniki opisu itd.

Tematyka obraca się natomiast wśród problemów mniej charakterystycznych dla modernizmu. Pamiętała, na przykład, o tych, którzy cokolwiek dobrego zrobili dla kraju, dla ojczyzny, w szczególności zaś o uczestnikach Powstania Styczniowego, czemu dała wyraz w tomie prozy poetyckiej Gloria victis [Chwała zwyciężonym] (1910), stylistycznie także należącej już raczej do nurtów modernistycznych.

Eliza Orzeszkowa zmarła 18 maja 1910 roku w Grodnie po długiej chorobie serca, gdzie też została pochowana. Pamięć o niej kultywuje m. in. znajdujący się tutaj dom-muzeum pisarki, pomnik Autorki Nad Niemnem dłuta Romualda Zerycha, wzniesiony w 1929 r. i przede wszystkim, jak w przypadku każdego większego pisarza, jej dorobek literacki, który utrwala piękno okolic nadniemeńskich, wzloty i upadki wywodzących się stąd ludzi, wartości, z których wielu nie da się przekreślić nawet w dobie przeżywanego obecnie postmodernizmu.

Halina Turkiewicz

Wstecz