Stulecie szkoły podstawowej w Borskunach

Wspólnota, która łączy...

Świętująca tego roku swój stuletni jubileusz powstania Borskuńska Szkoła Podstawowa (dziesięcioletnia) liczy… stu uczniów. Nie jest to zbyt dużo zważywszy, że w swych „tłustych” latach potrafiła skrzyknąć pod dach ze trzy setki dzieci. Jednak cieszyć się wypada i tą setką, pamiętając (przypomniał o tym uczestnikom jubileuszowych obchodów starosta gminy jawniuńskiej Vidmantas Grinius), że przed kilkunastu laty gmina liczyła pięć placówek oświatowych, a dziś została jej podstawówka w Borskunach i jej filia – szkoła początkowa w Miedziukach (z litewskim językiem wykładowym).

W latach ubiegłych ludzie, straciwszy na wsi pracę, szukali masowo szczęścia w szerokim świecie. Z 2500 mieszkańców zostało w gminie 2100. Ale teraz proces ten się zatrzymał, wręcz przeciwnie – niektórzy wracają, od nowa zakorzeniają na ojcowiźnie. By niż demograficzny pokonać i ulżyć miejscowym mamom, do klasy przygotowawczej – zerówki przyjmowane są tu dzieci od czterech do sześciu lat. No, i radzą sobie całkiem nieźle w gromadzie, o czym mogli się przekonać widzowie i goście, kiedy to najmłodsi adepci tego przybytku wiedzy z przejęciem śpiewali i tańczyli: czy to w strojach krakowskich, czy jako małe, zielone żabki.

Szkolne uroczystości rozpoczęto Mszą św., celebrowaną przez księdza dziekana parafii mejszagolskiej Józefa Aszkiełowicza, na którą się zebrała cała szkolna społeczność, goście z gminy jawniuńskiej i rejonu szyrwinckiego oraz Wilna, miejscowi ludzie: rodzice, dziadkowie obecnych uczniów. To wspólne świętowanie z pewnością świadczy o tym, że szacunek do szkoły, do wiedzy miejscowi ludzie odczuwają. Zaskarbiać go wypada nie dzień i nie dwa – szczególnie na wsi, gdzie wszyscy się znają i ani złego, ani dobrego nie da się ukryć.

Tu, w Borskunach, jeszcze za cara miejscowi ludzie pragnęli swoje dzieci kształcić i – jak świadczy historia, skrzętnie w szkole pielęgnowana i zbierana przez wicedyrektora Mariana Bujnickiego – we wrześniu 1910 roku taką placówkę powołano. Rok szkolny, jak to na wsi, rozpoczął się dopiero 6 listopada. Dokumenty archiwalne głoszą: do nauki przystąpiło 27 chłopców i 6 dziewczynek w wieku od 9 do 16 lat. „Szkoła” mieściła się w jednej izbie w domu prywatnym. Zresztą, na prawdziwy szkolny budynek czekano aż do roku… 1964. Jak zaznacza pan Bujnicki w spisanej historii szkolnej (m. in. ukazał się też jubileuszowy numer gazetki, w której historia szkoły, jej osiągnięcia zostały opisane w dwóch językach), we wdzięcznej pamięci uczniów zachowały się nazwiska pierwszych nauczycieli: Michała Pyszkały, Wiery Preis oraz pana Żwirkiewicza.

Podczas dwóch wojen światowych służące szkole budynki ucierpiały od pożaru. Jednak szkoła powstawała na nowo. Po I wojnie światowej najpierw powołano ją we wsi Wierbałówka, a w latach 30. znów do Borskun się przeniosła i nauczanie dzieci odbywało się po polsku. W archiwach są wspominane nazwiska nauczycieli: Wiery Preis i Wacława Kozłowskiego. Naukę prowadzono tu również w czasie II wojny światowej. Po wojnie, zmianach ustrojowych i państwowości w szkole próbowano zaszczepić najpierw język litewski, potem rosyjski, ale miejscowi ludzie obstawali przy swoim: dzieci mają być nauczane po polsku. Szkoła polska, siedmioletnia działała tu od roku szkolnego 1952-53. Po siedmiu latach przekształcona zostaje w ośmiolatkę, którą przez nieco ponad 20 lat kieruje nowy dyrektor – nauczyciel matematyki Jan Rynkun.

Znamiennym dla szkoły był rok 1964, kiedy to po raz pierwszy w swojej historii przeniosła się ona do nowo wybudowanego piętrowego budynku, w którym, między innymi, mieści się do dziś. Prawda, w okresie końca lat 60. aż do roku 1986 nauczanie odbywa się tu również po rosyjsku – tak próbowano miejscową polską ludność zrusyfikować. Jednak klasy polskie przetrwały i od roku 1986 była to znów szkoła wyłącznie z polskim językiem nauczania.

Lata odrodzenia przyniosły do Borskun nowe tendencje: proces zamykania szkół (ciągły brak pieniędzy), dominowanie języka litewskiego. Dziś jest tak, że od 2000 roku, będąc szkołą podstawową dziesięcioletnią, prowadzi nauczanie po polsku i litewsku. Samo życie: niż demograficzny, migracja ludności, cięcia budżetowe sprawiły, że szkoła w Borskunach praktycznie jako jedyna z pięciu potrafiła się utrzymać. I jak mówił starosta gminy jawniuńskiej, trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego właśnie ona? Może zgrany kolektyw, determinacja dyrekcji, poszukiwanie wciąż nowych modeli i sprzymierzeńców dały szkole tę szansę.

W okresie po II wojnie światowej mury „kuźni wiedzy” w Borskunach opuściło 449 uczniów. Pracowało tu wielu pozostających we wdzięcznej pamięci byłych uczniów nauczycieli: Władysław Rudak, Stanisław Usel, pani Malinowska, panowie Orszewski i Matulaniec. Dyrektorowali Józef Staniewicz, Jarosław Rudalewicz i in. Często pracę pedagogiczną podejmowały tu pary małżeńskie, m. in. ta „tradycja” trwa w Borskunach, zresztą, jak i w wielu wiejskich szkołach.

Dziś jest to placówka dość nietypowa: są tu klasy początkowe polskie i litewskie (również w filii w Miedziukach), zaś w podstawówce nauczanie jest prowadzone w dwóch językach: po polsku i litewsku (z wyraźną dominacją tego ostatniego). Kończąc podstawówkę dzieci znów się dzielą: jedni (w zasadzie Litwini) – wybierają szkołę średnią z litewskim, inni – Polacy – z polskim językiem nauczania: w Mejszagole im. ks. prałata Józefa Obrembskiego lub w Podbrzeziu im. św. Stanisława Kostki.

Takie to borskuńskie nauczanie nie jest odbierane jednoznacznie. Zespołowi szkolnemu na czele z dyrektor Ireną Siemaszko (dyrektoruje tu od 30 lat i tego roku obchodziła podwójny jubileusz: własnego 60-lecia i okrągłej daty kierowania szkołą) chodzi przede wszystkim o zachowanie szkoły – źródła kultury i wiedzy, ogniska łączącego miejscowych ludzi. I szkoła właśnie za takie ognisko służy. Zresztą, siła tej wspólnoty jest tak mocna, że potrafi zjednać sobie przyjaciół zarówno w rejonie, stolicy, jak i w przyjaznej Polsce. Potrafi też przyjacielskie kontakty odpowiednio wykorzystać na pożytek swoich dzieci. Jest to widoczne na każdym kroku, stąd sponsorzy i darczyńcy są zgodni: takiej placówce warto pomagać.

Do dawnych i wiernych (dodajmy też – hojnych) przyjaciół szkoły borskuńskiej zaliczyć musimy samorząd i spółki samorządowe oraz władze miasta Chełm, a także szkołę nr 5 im. Marii Konopnickiej. To od przyjaciół – władz tego miasta – szkoła w 1998 roku jako pierwsza w rejonie otrzymała własny środek lokomocji „Nysę”. Ponadto komputery, sprzęt nagłaśniający, sprzęt sportowy, środki czystości, farby i nawet… okna, które uczyniły szkołę ładniejszą i cieplejszą – to dary wiernych przyjaciół.

Miłe kontakty łączą też placówkę borskuńską ze szkołą nr 15 im. Marii Skłodowskiej-Curie w Białymstoku, z gminą Rakoniewice w pobliżu Poznania i szkołą podstawową w Jabłonnie. Są realizowane wspólne projekty, jak np. „Szkoły partnerskie”, warsztaty dla nauczycieli, wymiana młodzieży, konkursy itd. Te kontakty pozwalają uatrakcyjnić życie szkoły, rozszerzać horyzonty i, co jest niezmiernie ważne, odbierać Polskę jako kraj bliski, przyjazny, atrakcyjny. Właśnie dzięki temu w dużej mierze nie zanika w tej szkole oraz wśród okolicznych mieszkańców (których dzieci tu się uczą) pozytywny wizerunek Polski. Znajomość języka, kultury pozwala bliżej się poznać i zaprzyjaźnić. A gdzie jest przyjaźń, tam nie ma miejsca na zacietrzewienie, narodowe fobie.

Właśnie w Borskunach daje się to odczuć. Jest to zasługa dyrekcji i dzisiejszych nauczycieli. Wypada życzyć, by pedagodzy, którzy rozpoczynać będą życiorys zawodowy w tej placówce, potrafili z szacunkiem ustosunkować się do polskich korzeni okolicznych mieszkańców i nie zechcieli podcinać je w imię jakiejś pseudointegracji, lecz rozwijać: dla wspólnego pożytku wychowania ludzi, świadomych swych korzeni i otwartych na świat, potrafiących swobodnie się porozumiewać w kilku językach (tu chciałabym podkreślić naprawdę dobrą polszczyznę miejscowych dzieci, którą mogli też podziwiać goście – deklamacje i śpiew były bez zarzutu).

Po uroczystej Mszy św., podczas której modlono się i śpiewano w dwóch językach pod pięknie umajonym krzyżem mieszczącym się tuż przy szkole, został odsłonięty kamień pamiątkowy: ma on być świadkiem jubileuszu. Umocowana na nim tabliczka głosi: szkoła w Borskunach liczy 100 lat. Właśnie przy tym kamieniu zrobiono pamiątkowe zdjęcie szkolnej „rodziny”.

Jak przystało na prawdziwe święto, nie mogło się obejść bez uroczystej akademii oraz koncertu. Odbył się on na gustownie udekorowanej scenie na szkolnym podwórzu. Zagajając uroczystość witano gości. Tego dnia do Borskun przybyło aż dwóch posłów na Sejm RL: prezes Związku Polaków na Litwie, wybrany na posła również przez mieszkańców Borskun – Michał Mackiewicz oraz poseł z ramienia Partii Pracy Jonas Pinskus wraz z małżonką. Ponadto witano mera rejonu szyrwinckiego Kęstutisa Pakulnisa, dyrektorkę rejonowej administracji Elenę Dovidavičiene, starostę gminy Vidmantasa Griniusa, wicekonsula wydziału konsularnego ambasady RP w Wilnie Agnieszkę Śnieżko, sekretarza Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Krzysztofa Łachmańskiego, członka Zarządu Krajowego Stowarzyszenia Marka Różyckiego, prezesa „Macierzy Szkolnej” Józefa Kwiatkowskiego, przedstawicieli władz oświatowych rejonu, przyjaciół z Chełma, rejonu wileńskiego, prezes Szyrwinckiego Oddziału Rejonowego ZPL Stefanię Tomaszun i zastępcę sekretarza AWPL Marię Pucz, która reprezentowała nieobecnego posła do Parlamentu Europejskiego, prezesa AWPL Waldemara Tomaszewskiego, dyrektora Domu Kultury Polskiej w Wilnie, radnego Artura Ludkowskiego.

Wszystkich gości witano bardzo serdecznie, dziękując zarówno za przybycie na szkolne święto, jak też za wsparcie i pomoc, jakie społeczności szkolnej okazują. Goście z kolei (a byli wśród nich również koledzy ze szkół rejonu oraz tych, do których po maturę udają się dzieci z Borskun) zabierając głos potrafili odkryć coraz to inne piękne karty działalności tej placówki oświatowej, nie szczędząc słów uznania dla pani dyrektor, składając prezenty na ręce kierownictwa szkoły i deklarując wsparcie na przyszłość. M. in. prezes ZPL Michał Mackiewicz obdarowując szkołę, zaznaczył, że zgodnie z tradycją zapoczątkowaną przez niego przed paru laty, dla dzieci mają być zafundowane lody. Życzyli ludzie szkole, by trwała w tradycji chrześcijańskiej, dawała dzieciom coraz to bogatszy zapas wiedzy, z którym wyruszą w świat, dbała o tradycje i korzenie, pielęgnowała folklor ojczysty i wychowywała dzieci na prawych i dobrych ludzi, patriotów swej ziemi, którzy tu, u siebie, będą budowali nowe życie, by nie powrócił „czas opuszczania zagród”, który, jak mówił Michał Mackiewicz, niesie ze sobą pustoszenie placówek oświatowych.

Piękne słowa pozdrowień, wspominane karty z historii szkoły były ciągle przeplatane popisami artystycznymi dzieci i młodzieży szkolnej. Należy przyznać, że ta nieduża wiejska szkółka jest nad podziw bogata w talenty: rozśpiewana, rozbawiona, roztańczona… wraz z nauczycielami (grono to liczy 19 osób), którzy z dziećmi tworzyli piękny chór. A ponadto mogli goście podziwiać popisy młodocianych twórców mody: jej szkolni projektanci zdobyli I miejsce w rejonowym konkursie: stworzyli niepowtarzalne stroje z serii „Robociki”. Uczniowie wraz ze swymi nauczycielami urządzili też prawdziwy kiermasz własnych wyrobów: były tu rzeczy z drewna, gliny, tworzyw sztucznych. Niektóre bardzo oryginalne i cieszące się wzięciem u gości. Święto uatrakcyjniły też popisy jeździeckie. Zresztą, każdy mógł spróbować swej zręczności. Mogły też dzieciaki wykazać się sprytem i biegłością umysłu w grach rozwojowych, obejrzeć wystawę zdjęć z życia szkoły od lat międzywojnia aż do obecnych. Słowem, było prawdziwe święto.

Wiele wzruszających chwil przeżyli zebrani, kiedy na scenę wychodzili byli uczniowie. Jak się okazało, święto zaszczycił swą obecnością uczeń szkoły z lat 1926-37, pan Józef Orszewski (m. in. tato pani dyrektor), a także późniejsi wychowankowie, którzy z ogromnym sentymentem wspominali swoich nauczycieli, lata spędzone w ławkach. I dziękowali szkole – swojej polskiej szkole, że wychowała ich w poszanowaniu języka ojczystego, kultury i tradycji.

Kończąc uroczystość pani dyrektor dziękowała wszystkim przyjaciołom i sponsorom, rodzinom uczniów, członkom wspólnoty szkolnej, władzom i kolegom z Macierzy za to, że są z nimi, że pomagają tworzyć formację, która kontynuując stuletnie tradycje z roku na rok wciąż od nowa stara się kolejnym pokoleniom swych wychowanków zaszczepić od wieków niezmienne i najważniejsze prawdy, dzięki czemu mały człowiek staje się Człowiekiem.

Janina Lisiewicz

Fot. autorka

Wstecz