Żołnierzowi polskiemu – w hołdzie

Przypadające w Dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny tegoroczne Święto Wojska Polskiego, okraszone na domiar jubileuszem 90-lecia wiekopomnej Bitwy Warszawskiej, nie uszło uwagi i pamięci jak przedstawicielstw Państwa Polskiego na Litwie tak też miejscowej społeczności polskiej. Z inicjatywy ambasady RP w Wilnie w południe 15 sierpnia przy płycie Matki i Serca Syna na wileńskiej Rossie pod łomot werbli złożono wieńce i kwiaty ku czci Marszałka Józefa Piłsudskiego, pod czyją wodzą po 123 latach niewoli Ojczyzna odzyskała niepodległość.

Zagajając uroczystość ambasador Janusz Skolimowski serdecznie powitał przybyłych mimo tak skwarnego dnia wilnian i rodaków z Wileńszczyzny, naszych kombatantów i harcerzy, którzy dobrym zwyczajem zaciągnęli przy płycie wartę honorową. Wielce symboliczna była obecność wśród zgromadzonych delegacji polskich lotników, którzy na swych samolotach już w trzeciej zmianie „Orlika” w ramach zobowiązań NATO strzegą przestrzeni powietrznej Litwy, Łotwy i Estonii.

Po krótkim przywołaniu dziejów biało-czerwonego oręża oraz zbrojnego czynu żołnierza polskiego w roku 1920 przez pułkownika Zbigniewa Wasielewskiego – szefa attachatu wojskowego przy ambasadzie RP w Wilnie nastąpiła część sakralna – nabożeństwo za tych, którzy polegli w obronie Ojczyzny albo dziś jej służą z bronią w ręku, czemu przewodził ksiądz prałat Wojciech Górlicki – proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Nowej Wilejce.

Na zakończenie uroczystości prezes Związku Polaków na Litwie Michał Mackiewicz serdecznie zaprosił rodaków na godzinę 16 do Zułowa, by w miejscu urodzin Marszałka Józefa Piłsudskiego uczcić 90. rocznicę „cudu nad Wisłą”, którego On był jakże ważnym taktykiem i strategiem.

O godzinie 14.30 sprzed Domu Kultury Polskiej w Wilnie wyruszyły tam dwa autokary, mimo lejącego się dosłownie z nieba żaru wypełnione po brzegi chętnymi oddania hołdu przodkom, którzy na przedpolach Warszawy ceną krwi własnej powstrzymali w roku 1920 bolszewickie hordy od zalania całej Europy. W „desancie wileńskim” byli też tancerze i śpiewacy Zespołu Pieśni i Tańca „Zgoda” (kierownik Henryk Kasperowicz), aktorzy Polskiego Studia Teatralnego (reżyser Lilija Kiejzik), by wraz z przybyłą z Sużan „Sużanianką” (kierownik Margaryta Krzyżewska) oprawić artystycznie całość uroczystości.

A – przyznać trzeba – ta została skrojona naprawdę okazale. Przez prawie dwie godziny z ustawionej nad rzeczką Merą sceny, nad którą dumnie łopotały trzy biało-czerwone flagi, płynęły tak swojskie sercu Polaków pieśni legionowe, wirowały w tańcach pary albo recytowano strofy, jakże wymownie oddające wielkość czynu i determinację narodu z przywróceniu wolności dla Państwa Orła Białego oraz obronieniu go przed wrażymi zakusami.

Pięknym akcentem imprezy, której gospodarzem był Związek Polaków na Litwie w osobach posła na Sejm RL, prezesa Michała Mackiewicza, wiceprezesa Stanisława Pieszki oraz sekretarza Edwarda Trusewicza, notabene nie szczędzących wysiłku, by przywrócić Zułowowi godną i wdzięczną pamięć dziś żyjących, było złożenie wieńca przy granitowej bryle czczącej Tego, Który „dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek” oraz modlitwa, zaintonowana przez przybyłego z Podbrodzia księdza proboszcza Jana Czerniawskiego.

Duszpasterz ten na zakończenie części oficjalnej uroczystości (bo tę nieoficjalną stanowił poczęstunek żołnierską grochówką wprost z kuchni polowej) poświęcił dwie granitowe stele, ustawione ostatnio przy zasadzonych w maju br. dąbkach – zaczątku Alei Pamięci Narodowej, jaka z inicjatywy Związku Polaków na Litwie ma właśnie powstać w Zułowie. Wykute napisy wieszczą, że pierwszy z dąbków czci pamięć zdradziecko zamordowanych przez NKWD w roku 1940, których streszcza straszliwe słowo „Katyń”, a drugi – niedawnego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego oraz pozostałe 95 osób, poległych w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w dniu 10 kwietnia.

Wszyscy, kto zajął miejsce na zaimprowizowanej widowni w cieniu zasadzonego w roku 1937 dębu, gdzie stała kołyska Marszałka Józefa Piłsudskiego w okazałym modrzewiowym dworze, który w lipcu 1875 roku został niestety strawiony przez pożar, mieli mnóstwo powodów do patriotycznych wzruszeń. A przyznać trzeba, prócz „desantu wileńskiego” znaleźli się tu rodacy, przybyli samochodami albo nawet na piechotę z bliższych i dalszych miejscowości rejonu święciańskiego.

Ba, byli też tacy, kto „do Marszałka” trafił wodą. Na piękny pomysł uczczenia 90. rocznicy „cudu nad Wisłą” wpadła bowiem grająca zresztą z wielkim powodzeniem w tzw. niedzielnej lidze drużyna piłkarska Związku Polaków na Litwie i jej sympatycy. 15 przywdzianych w jakże patriotyczne koszulki chłopaków pod wodzą Marka Wasilewskiego przepłynęło kajakami z nurtem Mery ponad trzy kilometry, by dobić do brzegu właśnie w Zułowie.

Wśród osób, mających tego dnia powody do wzruszeń szczególnych, był z pewnością przybyły z Podbrodzia 83-letni Bolesław Markowicz. Błogi cień rzucany przez dąbek przywołał mu bowiem pamięć o bracie Władysławie. A to dlatego, że ten, jako zawołany ogrodnik, brał w roku 1937 bezpośredni udział w sadzeniu drzewka, które potem coraz bardziej mocarniejąc przez długie lata niczym samotny wartownik mimo okrutnych sowieckich realiów strzegło miejsca, gdzie przyszedł na świat mały Ziuk. Brat Władysław (rocznik 1919) nie dożył jednak czasów, kiedy nastąpiły tak pozytywne zmiany. Zaciągnąwszy się do szeregów Armii Krajowej, pod pseudonimem „Tajoj” poległ w potyczce z Niemcami pod Worzianami w dniu 31 stycznia 1944 roku.

Nie wiem, czy ktoś z obecnych zabawił się w policzenie, ilu rodaków co do osoby było tego roku w dniu 15 sierpnia na uroczystości w Zułowie. Osobiście oszacowałem tę liczbę na około 300. Cieszył się zapewne z tego powodu wielce Marszałek, chyląc wdzięcznie przed każdym czoła za tę pamięć o jego ziemi-kolebce. Radowali się zapewne też wszyscy, kto u Jego boku, pałając żarliwą miłością do Ojczyzny, złożył głowy w walkach o wolność. A jako ten „cokolwiek przy poecie będący” nie musiałem nadwerężać zbytnio wyobraźni, by przywołać ich cienie. Intonujące „O mój rozmarynie” albo inny patriotyczny repertuar, który towarzyszył żołnierzom, gdy Ojczyzna była w zbrojnej potrzebie, a który teraz polatywał wzniośle w ojczystych stronach ich kochanego Komendanta...

Henryk Mażul

Fot. autor 

Wstecz