List do Henryka Szylkina, autora Sonetów ostrobramskich

Drogi i Szanowny Panie Henryku!

Serdecznie i szczerze dziękuję Panu za przesłanie mi najnowszego zbiorku poetyckiego, tzn. Sonetów ostrobramskich (Zielona Góra 2010) z dołączonym do nich listem i jednocześnie bardzo przepraszam, że dopiero teraz się odzywam. Tomik dotarł do moich rąk w ostatniej dekadzie maja. W uczelni jest wówczas, o czym Pan dobrze wie, gorący okres podsumowań, finalizują się prace dyplomowe i magisterskie, więc korespondencję odłożyłam na wakacje. Jednakże ich początek przebiegał, z kolei, pod znakiem nadrabiania zaległości w pracy naukowej i nawet się nie spostrzegło, a tu już ostatnia dekada lipca!

Jeszcze raz bardzo przepraszam i zapewniam, że moje dłuższe milczenie nie oznacza ignorancji, nieakceptacji bądź czegoś podobnego.

A zatem, do meritum sprawy! Po pierwsze, cieszy mię bardzo, że nie opuszcza Pana poetycka wena, że nadal (już od ponad półwiecza) powstają wiersze, że „jeszcze ktoś tak rymy kleci”, jak wyrażał się o swojej twórczości Jarosław Iwaszkiewicz. Po drugie, dla naszego wileńskiego odbiorcy istotny jest fakt, że Pana poezję żywi do dzisiaj pamięć „małej ojczyzny”: pejzaże z Santoki, znad Żejmiany i Łokai oraz mnóstwa okolicznych miejscowości w Święciańskiem, poznani tam ludzie, pielęgnowane i przekazywane przez nich tradycje, cnoty i wartości. I wreszcie, po trzecie, co także miło odnotować, tym razem zebrał Pan w jednym tomiku wiersze, skierowane pod adresem Tej, „co w Ostrej świeci Bramie”, czyli teksty, opiewające to, co stanowi jedną z największych świętości Ziemi Wileńskiej.

Niejeden z sonetów mógłby godnie uzupełnić znaną zapewne Panu antologię Poezja ostrobramska (Białystok 2002), przygotowaną przez ks. Tadeusza Krahela.

Wiersze, składające się na Sonety ostrobramskie, kontynuują zakorzenioną w literaturze polskiej tradycję poezji maryjnej, ściślej rzecz ujmując, już po raz n-ty składają hołd Matce Bożej Ostrobramskiej. Podkreśliły to zresztą Autorki wstępu do Pana tomiku Katarzyna Węgorowska i Dorota Szagun, które napisały m. in.: „Oddany do rąk Czytelnika kolejny tomik dwudziestu dwóch sonetów autorstwa Henryka Szylkina stanowi jeszcze jedno potwierdzenie faktu, że kult Matki Bożej z Ostrej Bramy, (…) zainicjowany w czasach króla Aleksandra Jagiellończyka był/jest głęboko zakorzeniony w rodzinnej tradycji, kulturze i literaturze. To przed nią modlili się: Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Władysław Syrokomla, Stanisław Moniuszko, marszałek Józef Piłsudski, prezydent Ignacy Mościcki, papież Jan Paweł II…”.

Dodajmy, że wielu z nich nie tylko modliło się, ale układało też kolejne wersy-modlitwy, utrwalające kult Ostrobramskiej Panny, przywoływane w różnych sytuacjach i okolicznościach, jak chociażby najbardziej znane Mickiewiczowskie: Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie (…).

Jako Autor omawianego zbiorku Pan więc także rozszerza grono tych, którym nie wystarcza powtarzanie utartych zwrotów, tych, którzy pragną bardziej oryginalnie, indywidualnie wyartykułować swoje wzruszenia i emocje.

Dla oddania hołdu Ostrobramskiej wybrał Pan kunsztowny gatunek sonetu, w wielu wypadkach zachowując też charakterystyczną dla niego kompozycję, kiedy to dwie pierwsze czterowersowe zwrotki zawierają jakiś opis pejzażu, osoby bądź wydarzenia, natomiast dwie następne, trzywersowe, skłaniają do refleksji, zainspirowanej przez odpowiednią część opisową albo przekształcają się w zwroty modlitewne, co mamy już w otwierającym zbiorek sonecie Słońce Ostrej Bramy:

Królowo Wilna. Słońce Ostrej Bramy,

gdy ptaki śpiewem wiosnę spotykały –

przed Twym ołtarzem wierni znad Łokai

prosili kornie: Matko, zostań z nami.

Znikł świata spokój. Wojna grozę siejąc

zmieniła życie na czas porachunków.

Dla wielu brakło wśród ludzi ratunku.

Wtedy Ty byłaś – ostatnią nadzieją.

 

Dziś proszę kornie, Miłosierdzia Pani,

wlej żar w me serce – abym mógł opisać

tych, co odeszli – To Twoi poddani,

 

a bracia moi. Ich głos jeszcze słyszę

na ojców ziemi. Ona na mnie czeka.

Tam ścieżki dziecka – pod Twoją opieką.

 

Już wstępny sonet, jak widać, unaocznia istotną właściwość Pańskiej poezji: chęć oddania także hołdu ludziom ze stron rodzinnych. To „wierni znad Łokai” są zapewne sprawcami pięknego przyzwyczajenia: rozpoczynania każdej znaczącej pracy od westchnienia do „Miłosierdzia Pani”.

Wykreowana przez Pana Ostrobramska – to przede wszystkim Orędowniczka i Pocieszycielka prostych wiejskich ludzi, którzy są bardziej gorliwi w modlitwie, bardziej pracowici, dla których, jak w wierszu ks. Jana Twardowskiego „na wsi”, Pan Bóg jest jak Pan Bóg pewny i prawdziwy / tylko dla filozofów garbaty i krzywy.

W niejednym Pana wierszu pojawia się też zbiorowy bądź indywidualny wizerunek tych ludzi, których Pan dobrze zna, którym Pan współczuje, za których się modli. Szczególnie wzruszający jest pod tym względem sonet Prośba. Kiedy czytam ten wiersz, stają mi przed oczyma nie tylko santockie kobiety samotne i ciche. Podobne odczucie będzie miał niemal każdy, bliżej znający wieś, Czytelnik. Podzielmy się zatem z Nim tym szczerym, ciepłym tekstem:

Pani Ostrobramska, co widzisz z wysoka

niedolę i troski wiernego Ci ludu,

słynąca przez wieki z litości i cudów –

okiem miłosiernym spójrz też na Santokę.

 

Żyją w niej kobiety samotne i ciche,

pracując w ogródkach koło skromnych domków.

A gdy przyjdzie lato, zbierają poziomki,

radując swe serca, choć zdrowie ich liche.

 

Nie wiń więc je za to – jeśli w jakiś ranek,

gdy Bóg ześle z nieba upalną pogodę,

kwiatki koło krzyża nie będą podlane –

 

bo staruszkom ciężko ze studni nieść wodę.

Prośba moja skromna, lecz zawsze gorąca.

Nie odmawiaj – Pani – choć próśb masz tysiące.

W Sonetach ostrobramskich są czasem przeciwstawiane sobie dwie wizje Santoki: tej, przywoływanej ze wspomnień dzieciństwa i młodości, i tej, odwiedzanej „po latach”. Czas, oczywiście, robi swoje. Starzeją i odchodzą ludzie. Pustoszeją domy. Zmieniają swój wygląd nawet krajobrazy. I znowu, czytając wiersz Po latach, ukazujący dzisiejsze oblicze Pana rodzinnej Santoki, nie sposób nie myśleć o swojej wsi, o innych znanych z autopsji wioskach. Ukazuje Pan przecież obraz typowy dla współczesnej czy to podświęciańskiej, czy podwileńskiej prowincji. Starsi ludzie albo już nie żyją, albo odpracowali swoje. Potomkowie zaś szukają najczęściej chleba w mieście bądź nawet za granicą. Posmutniała nie tylko Santoka:

Smutna twarz Santoki. Nastały złe czasy.

Łozy weszły w łąkę. Zdziczał brzeg Łokai.

Zwyrodniał bez ojca. Kosy nie śpiewają.

Znikła lip aleja. Pnie zostały z lasu.

 

Głusza wokół domów. Wiszą mgły jesieni.

Nie widać georgiń – kwiatów mojej matki.

Ukryła się w perzu ostatnia rabatka.

Czas pędząc na oślep krajobraz odmienił.

Inny jest też zagon. Ten biały od gryki.

Rosną na nim brzózki – jakże już wysokie.

Samotna mysz polna tylko gdzieś przemyka.

 

Jakże więc nie płakać nad losem Santoki.

Ona Matce Boskiej zawsze była wierna.

Miej ją w swej opiece Pani Miłosierdzia.

Ci natomiast, którzy zostali i zakotwiczyli się jakoś na wsi, mają już inną mentalność, są bardziej praktyczni, żyją często jednym, głównie ziemskim, wymiarem. Nie ujdzie to uwagi Ostrobramskiej, która, jak wynika z Pańskich wierszy, nie tylko czuwa w Kaplicy, ale nierzadko przechadza się po wsiach i zaściankach jak zwykła kobieta, jedna spośród nas, zasmucona i zatroskana, gdyż nasze zachowanie nie licuje dość często z postawą dzieci Bożych. Jakże ma być radosna i pogodna Matka Boska Miłosierdzia, która ogląda takie oto obrazki:

Z miłością do świata i z matczyną troską

zstąpiła z obrazu Matka Miłosierdzia.

Unaocznić chciała czy lud jest jej wierny

nad brzegami Wilii – w zaściankach i wioskach.

 

Idąc krętą dróżką od domu do domu,

zobaczyła nagle na skraju brzeziny

wielki krzyż rzeźbiony z wizerunkiem Syna,

leżący wśród chwastów, przez wieś opuszczony.

 

Obok jacyś ludzie z rozmachem i wrzawą

wznosili oborę, śpiesznie kładąc belki.

Jakby to w ich życiu najważniejsza sprawa.

 

Spojrzała ze smutkiem Boża Rodzicielka

Szepcząc słowa skargi z goryczą ogromną.

Krzyża dźwignąć nie chcą, choć modlą się do mnie.

Chciałabym jeszcze dodać, że odnotowane w Pana wierszu odstępstwo od tradycji dziadów – to jeszcze drobnostka (ludzie po swojemu rozłożyli priorytety, ale przynajmniej zajmują się pracą budującą!) w porównaniu z tym, jakie to jeszcze obrazki mogą rzucić się w oczy wędrującej Matce Boskiej. Uszanujmy Ją jednak, uszanujmy czas wakacyjny i nie nazywajmy po imieniu naprawdę karygodnych zajęć i postaw, które prowadzą już tylko do pogłębiania ruiny.

Nie napawające optymizmem obrazki, zaobserwowane czy to w stronach rodzinnych, czy na szerszych gościńcach Europy wylewają się czasem aż w Skargę, co jest w pełni zrozumiałe, bo Pan hołduje dawnym wartościom, które dzisiaj stają się niemodne. Trudno mi także nie podzielać zawartego w Pana wierszach niepokoju moralnego. Czasem wyraża Pan ów niepokój w sposób zaiste symboliczny (Burza).

Smutek pogłębia dzisiaj także świadomość tego, że Ziemia Wileńska zna przecież inne czyny i zachowania ludzkie. W poszczególnych sonetach przypomina Pan sylwetki ludzi, którzy walczyli i oddawali życie w obronie Ojczyzny, czego świadectwem jest wskrzeszający epizody operacji „Ostra Brama” Ostatni bój, poświęcony „Pamięci Józefa Basanowicza”. Sonet zaś Pamięci Piotra Szczemirskiego, kierownika szkoły w Kołtynianach, działacza społecznego, jest przypomnieniem ofiary, złożonej w Ponarach, także przez innych rodaków.

Chociaż, mieszkając w Zielonej Górze, jest Pan oddalony przestrzennie od Wilna i Santoki, wiersze wskazują na to, że śledzi Pan za ważniejszymi wydarzeniami, za losami i poczynaniami ludzi tutejszych bądź stąd się wywodzących (Papieski różaniec, dedykowany „Jego Eminencji Kardynałowi Henrykowi Gulbinowiczowi”, Rossa, sonet, poświęcony pamięci Jerzego Surwiły, Modlitwa o zgodę polsko-litewską i in.).

Jeżeli zaś chodzi o całokształt zbiorku, zdecydowanie przeważają u Pana, zabarwione nostalgiczną nutą, obrazy przeszłości. Często są to niemal obrazy w sensie dosłownym, łatwe do wyobrażenia, bo jak tu potraktować inaczej cieszący oko sonet Moje kwiaty:

Najwcześniej sasanki z nadłokajskich brzegów

przy skarpach zielonych od strony Zacisza,

po zagajnik brzózek koło bram Szyliszek

fioletem nas nęcą – gdy już nie ma śniegu.

 

Obok bratki polne przy konwaliach rosną.

Przemiły ich zapach, choć skromna uroda.

Czeremchy biel za to ujrzysz tam nad wodą,

gdy na długi spacer zaprosi cię wiosna.

 

Te drzewa i kwiaty z okolic Santoki:

krwawnice wysokie, storczyki, kaczeńce,

lilie wraz z szałwiami, co rosną w zatoce –

 

zawsze w oczach moich – ścielą się tu wieńcem.

Chciałbym go z grążelem, co ozłaca rzekę

Pani Ostrobramskiej złożyć za opiekę.

Uzupełnieniem powyższego sonetu jest w pewnym sensie Nadłokajski kwietnik, w którym (…) Ostrobramską w zielonej przestrzeni / spotkają te kwiaty, które kwitną w maju.

Skoro wyeksponowaliśmy wiersze, jakby utkane z kwiecistych kobierców, nie sposób też ominąć Pogulbińskich lilii. Pogulbino, jak informuje Pan w niezwykle pożytecznych dla zbiorku Przypisach, to „nie istniejący już folwark pięciu braci Jusisów, położony na dawnych posiadłościach magnata Hanzena. (…) Dziś istnieją tu tylko ślady gospodarskich budowli i piękne, usłane liliami jezioro”. Jak wynika ze składającego się na wiersz opisu, jest ono chyba najwspanialszą pozostałością po dawnej świetności folwarku:

Od cichej Żejmiany i topól Lunina

mamy przed oczyma te same obrazki:

gryczane poletka wśród sosnowych lasków

przy falistej ścieżce – aż do Pogulbina.

 

Tam śpiewały brzozy na skarpie wyniosłej

przy brzegu jeziora niby srebrnej misie.

Obok w płocie brama i folwark Jusisów,

na którym jałowce i pokrzywy rosną.

 

Opodal wśród bylicy, kamieni, rozwalisk

zobaczysz uschnięte starych wierzb szeregi

wśród słodkich poziomek i wysokich malin,

 

a wokół jeziora tuż za jego brzegiem

zaświeci ci w oczach lilii biel bogata

Matce Ostrobramskiej mego serca kwiaty.

I właśnie teraz, kiedy nie zawsze już pan Bóg pozwala przybyć do Wilna, przysyła Pan Matce Ostrobramskiej swego „serca kwiaty”. Kwitną one nie od dzisiaj. Wśród licznych Pana książek znajdujemy też W stronę Ostrej Bramy (1992). Sporadycznie wiersze ostrobramskie pojawiały się, m. in., w takich znanych mi zielonogórskich tomikach Pana, jak Gdzie sen nawet boli…(1994), Sonety i pieśni (2004), Powroty krajobrazów (2005) i in.

Ostrobramska docenia też zapewne fakt, że już od dłuższego czasu propaguje Pan współczesną polską literaturę na Litwie, wydając antologie i zbiorki autorskie, przygotowując i wznawiając (przy współpracy z Dorotą Szagun) Bibliografię polskich współczesnych pisarzy Wileńszczyzny „Polskie pióra znad Wilii” i in.

Oddalenie od Wilna, od rodzinnej Santoki nie przeszkadza Panu ani w składaniu hołdu Ostrobramskiej, ani we wspieraniu swoich rodaków. I, mimo wszystko, bywa czasem smutno. Ale i wtedy, kiedy być może zawiodą ludzie, dla których się pracuje, kiedy nie spełnia się pragnienie częstego odwiedzania Wilna, na pomoc, co potwierdza też wiersz Do Żejmiany, przychodzi modlitwa do Matki Miłosierdzia, która zobaczy i usłyszy swoje dzieci, gdziekolwiek by się znajdowały:

Matko Miłosierdzia wiem, że tego roku –

jak niegdyś już było na początku lata

w zakolach Żejmiany, tam gdzie rzeka w kwiatach,

na ścieżce zielonej, nie postawię kroków.

 

One stąd daleko. Smutne myśli moje –

bo zapach czeremchy nie przyleci do mnie,

a ja z sercem czułym i wiarą niezłomną

nie pochylę głowy przed obrazem Twoim.

 

Oczy moje widzą tu krajobraz inny –

śmiganie mew białych nad złocistym piaskiem,

lecz myśli wciąż biegną do strony rodzinnej,

 

bo Ty dla niej nigdy nie skąpiłaś łaski.

Modlę się więc teraz nad morzem usilnie

za zdrowie Santoki i za zdrowie Wilna.

Dziękuję serdecznie, w imieniu własnym i wielu podobnie myślących wilnian, za takie wiersze, za zawarte w nich obrazy, refleksje i modlitwy. Niejeden wileński odbiorca, schylając głowę przed Ostrobramską, westchnie, miejmy nadzieję, także za Pana zdrowie, za to, żeby Pańskie myśli, które (…) wciąż biegną do strony rodzinnej, nadal układały się w sonety, psalmy, pieśni bądź inne gatunki poetyckie czy prozatorskie.

Kończąc, jeszcze raz dziękuję za Sonety ostrobramskie, za to, że wzbogaciły one i uduchowiły moje wakacyjne lektury. Serdecznie pozdrawiam z miasta Tej, „co w Ostrej świeci Bramie”.

Z szacunkiem i wdzięcznością

Halina Turkiewicz

Wstecz