Pożegnanie z Ryszardem Mackiewiczem

Pracował nie dla nagród i zaszczytów

Zaskoczyła nas ta przedwczesna śmierć. Chłop mocny jak żmudzki dąb, niebywała bujność natury... Wybierał się tego lata znowu na Litwę, by „upolować jakieś jeszcze nowe zbiory”...

Zmarł 3 sierpnia 2010 w Warszawie, gdzie mieszkał od dziesiątków lat i gdzie nieustannie, przez całe swoje chłopięce i dorosłe życie był uczuciowo związany z ojczyzną swych antenatów, z Litwą Kowieńską.

Urodził się w Wilnie 26 września 1946. Chodził do polskiej „dziewiętnastki” przy ul. Wiłkomierskiej, gdzie zdążył ukończyć trzy klasy, po czym razem z rodzicami wyjechał do Polski. Było to w 1956. Do PRL-u przybyli już nie jako „repatrianci”, ale emigranci, co miało katastroficznie rzutować na pierwsze lata ich tam bytowania. Tułali się po różnych miastach, kątach – u rodziny, przyjaciół, znajomych... Ostatecznie, po długich perypetiach i dzięki wstawiennictwu, pomocy życzliwych osób osiedli w Warszawie. Tu ojciec Ryszarda, Czesław Mackiewicz nawiązał kontakty z rodakami z Litwy, podobnie jak on zmuszonymi – w wyniku zawirowań dziejowych – do opuszczenia ziemi ojczystej.

W latach 60. w Elblągu odbył się wielki zjazd Polaków z Litwy, wzięło w nim udział paręset osób. Wtedy to powstał pomysł gromadzenia materiałów stąd pochodzących: wspominków, fotografii, pamiętników, albumów rodzinnych i in. Zajął się tym głównie ojciec Ryszarda, Czesław Mackiewicz, w sukurs mu szła żona Joanna z Koreywów Mackiewiczowa.

Ród Mackiewiczów i Koreywów wywodził się z Litwy Kowieńskiej. Wielki był ich patriotyzm. Czesław Mackiewicz od 1936 roku został mianowany sekretarzem generalnym Towarzystwa Kulturalno-Oświatowego „Pochodnia”. Kierował całym życiem polskim na Kowieńszczyźnie (świetlice, gimnazja, zrzeszenia itp.). „Pochodnia” miała swoją siedzibę w Kownie przy ul. Orzeszkowej 12, a budynek ten był własnością polskiej mniejszości narodowej. Mieściły się tam drukarnie gazet polskich oraz redakcje wszystkich polskich tytułów, takoż biuro „Pochodni”. W pobliżu znajdował się Bank Polski, gdzie w podziemiach miała siedzibę korporacja „Lauda”. Było też jeszcze Gimnazjum Polskie im. A. Mickiewicza.

Czesław Mackiewicz kierował pracą „Pochodni” do wkroczenia Sowietów na Litwę. Wtedy towarzystwo przestało istnieć, zaś jej kierownik ze swego stałego miejsca zamieszkania był zmuszony wymeldować się. W okresie wojennym pracował w strukturach AK Podokręgu Kowieńskiego. Za działalność patriotyczną Czesław Mackiewicz był prześladowany przez litewską Saugumę, przez Sowietów i gestapo. Ale pozostał nieuchwytny.

Ewakuacja Polaków z Litwy sowieckiej do „nowej” Polski w przypadku Czesława Mackiewicza i jego przyszłej żony Joanny Koreywianki mogła ich uratować od wyroku bądź zsyłki na Sybir. Z Litwy, z Wiłkomierza, się nie udało. Utkwili w Wilnie, gdzie przez dziesięć lat podejmowali bezskuteczne starania o wyjazd. Zezwolenie otrzymali dopiero w 1956.

Emocjonalnie, uczuciowo pozostali na zawsze związani z ziemią ich ojców – z Litwą Kowieńską.

Czesław Mackiewicz za dziesiątki lat zgromadził bogate zbiory, dokładnie je udokumentował. Zaangażował do tej pracy syna.

Po śmierci ojca (a później matki) misję tę pełnił Ryszard. Uzbierał stosy nieocenionej dokumentacji historycznej. Udostępniał je różnym kombatanckim, historycznym pismom. Aktywnie współpracował z „Przekazem Wileńskim” w Gdańsku, z łódzkim „Wianem”, z „Zeszytami Historycznymi”, z Muzeum Niepodległości, z „Kartą”, z Muzeum Katyńskim, z licznym gronem naukowców. Ostatnio współpracował z Fundacją „Pomoc Polakom na Wschodzie”.

Od 1996 Ryszard Mackiewicz podjął też serdeczną współpracę z redakcją „Magazynu Wileńskiego”. Serdeczną, bo udostępniał nam cenne fotografie, teksty, bogate polonica z dawnej Litwy Kowieńskiej – za gratis, nie żądając żadnego honorarium, z serca... Ozdabiał nasze cykle reportaży z Laudy, Żmudzi i innych regionów Litwy – tam, gdzie były największe skupiska Polaków, gdzie żyli, działali wybitni ziemianie. W latach ostatnich często tam jeździł, mając bliskich przyjaciół, znajomych. I ciągle jeszcze udawało mu się coś cennego zdobyć. Był duchem nienasyconym, pragnącym przygarnąć wszystko, co może ulec zagładzie.

Z niemal chłopięcym wzruszeniem, napięciem żył wiecznym głodem pracy na tym polu. Był człowiekiem o nadmiernej wrażliwości, szczególnie wyczulonym na tony brzmiące mu Litwą Kowieńską. Niezwykłość dokonań wzięła początek w jego umiłowaniu ojczyzny przodków. W innej sferze nie umiał, nie chciał znaleźć sobie miejsca na świecie. Jego praca nie była współmierna ani do nagród, ani do zaszczytów. Bo nie da się wymierzyć ludzkiej wiary w sens treściwego życia i wiązanych z nim nadziei... Został honorowym obywatelem miasta Sejny – i to mu sprawiło największą radość (wszak z Sejn przysłowiowe dwa kroki do Litwy). Długie dziesiątki lat „widział” tylko tamten litewski pejzaż i „słyszał” tylko stamtąd polskie głosy...

Zajęty nie sobą, lecz gromadzeniem cennych pamiątek, ludźmi z Litwą związanymi, eksploatował siły psychiczne i fizyczne do granic wytchnienia i wytrzymałości. Aż skończyło się to życie bujne, gorące...

Pragniemy jednak wierzyć, że ktoś z następców tę pracę w schedzie po Nim przejmie. Byłaby w tym piękna prawidłowość.

Redakcja „Magazynu Wileńskiego”

Wstecz