Pamiętać o Ponarach!

Do II wojny światowej odległe o około 10 kilometrów od grodu Giedymina Ponary były cichą mieściną wtopioną w sosnowy bór. Jej spokój zakłócał jedynie stukot pociągów, jadących tędy koleją między Wilnem a Grodnem. W drugiej połowie roku 1940, po zajęciu miasta nad Wilią Sowieci zaczęli budować tu podziemny skład paliw dla zaopatrzenia lotniska polowego w pobliskich Chazbijewiczach. W tym celu wykopano 5 okrągłych głębokich na 5 metrów dołów o 8-metrowej średnicy u podstaw ze skośnie biegnącymi skarpami.

Prace te zostały jednak przerwane inwazją niemiecką w czerwcu 1941 roku. Cofający się w popłochu Sowieci zostawili tu istny chaos. W Ponarach zaczęli na całego rządzić się nowi gospodarze spod znaku swastyki. To właśnie oni wpadli na straszliwy pomysł, by w tym zacisznym zakątku urządzić miejsce eksterminacji tych, kto stanął do walki z wrogiem. Głębokie doły, przeznaczone przez Rosjan na zbiorniki paliwowe, posłużyły okupantowi na masowe groby.

Pierwszych egzekucji w Ponarach dokonano na początku lipca 1941 roku. Ich świadkiem był zamieszkały w pobliżu Kazimierz Sakowicz, który odtąd ze strychu przez lornetkę penetrował miejsce masowych mordów, skrzętnie prowadząc ich chronologiczny zapis, co stało się później nieocenionym świadectwem okropieństw, jakie tu miały miejsce, i ważnym dokumentem oskarżycielskim wobec ich sprawców. Dodać trzeba, że sprawcami obok siepaczy hitlerowskich były też litewskie oddziały – tzw. „Ypatingas burys”, do których przylgnął krwawy epitet „strzelców ponarskich”. Wysługując się Niemcom to właśnie oni bezpośrednio dokonywali mordów, strzelając do ustawionych nad dołami ofiar.

A tymi stali się zamieszkali w Wilnie i na Wileńszczyźnie Żydzi, polscy uczestnicy konspiracyjnej walki zbrojnej z okupantem, żołnierze Armii Krajowej, Romowie, jeńcy sowieccy. Do siejących zgrozę Ponar wiodły ich różne drogi: kto trafił tam wprost z łapanki, kto – z getta, kto natomiast dostał wyrok śmierci po bestialskich przesłuchaniach w siedzibie gestapo przy ulicy Ofiarnej i odsiadce w więzieniu na Łukiszkach. Ta ostatnia droga naznaczona była cierpieniem szczególnym. Tym większy podziw budzą więc ci, którzy potrafili mężnie znieść wszystkie katusze, a w szczególności – nastoletnia nieraz młodzież, zrzeszona w Związku Wolnych Polaków, uważająca za swój święty obowiązek walkę o wolność Ojczyzny.

Przykładem nie lada męstwa służył przewodniczący rzeczonego Związku 21-letni Jan Kazimierz Mackiewicz, ps. „Konrad”. Niemiecko-litewskie gestapo aresztowało go w październiku 1941 roku. Został osadzony w więzieniu na Łukiszkach. Podczas trwającego ponad pół roku śledztwa był potwornie bity. Wytrzymał wszystko, nie zdradzając nikogo, krzepiąc na duchu więzionych rówieśników. Ostatnie słowa, jakie przesłał w grypsie przed śmiercią, brzmią niczym testament:

„Trzy znam ja prawdy, oto one:

Ojczyzna, Naród, Chrystus Król,

Choć umęczone ciało skona,

Sam duch zwycięży poświst kul”.

Jan Kazimierz Mackiewicz został zamordowany w Ponarach 12 maja 1942 roku wraz z przyjaciółmi. Zresztą, grupowych egzekucji patriotycznie nastawionej młodzieży polskiej dokonywano jeszcze kilkakrotnie.

15 września 1943 roku w Wilnie, z wyroku sądu specjalnego Armii Krajowej zastrzelono niejakiego Marijonasa Podabasa – inspektora policji litewskiej, konfidenta gestapo, winnego śmierci wielu młodych Polaków. Niemcy i wspomagający ich Litwini wykorzystali to wydarzenie do akcji specjalnej, wymierzonej przeciwko polskiej inteligencji. W charakterze zakładników aresztowano 100 osób. W dwa dni później 10 z nich Litwini z „błogosławieństwa” hitlerowców zamordowali w Ponarach. W gronie tym znajdowali się również profesor nauk skarbowości i prawa skarbowego USB Mieczysław Gutkowski, poseł na Sejm Wileński, adwokat Mieczysław Engiel oraz światowej sławy lekarz onkolog Kazimierz Pelczar.

Największy odsetek wśród ofiar Ponar stanowili Żydzi, więźniowie wileńskiego getta, dowożeni do miejsca kaźni pociągiem, samochodami albo też przypędzani pod konwojem na piechotę. Ich ostatnie chwile życia w przejmujący sposób ujął pisarz Józef Mackiewicz w opublikowanym zaraz po wojnie na emigracji artykule „Ponary Baza”: „Żydzi zaczęli wyskakiwać z połamanych drzwi wagonów, a naprzeciwko biegli w sukurs straży oprawcy w różnorakich mundurach. Z okien zaczęto wyrzucać tłumoki i walizki i oknami też wyłazili Żydzi, sami niechlujni i nieforemni, jak ich worki i pakunki. (...) Oto zeskakuje ta młoda Żydówka, płowe jej włosy rozwiane, twarz wykrzywiona w nieludzkim strachu, z ucha, na kosmyku zwiesza się grzebyk, chwyta córeczkę... Nie mogę patrzeć. Powietrze rozdziera taki jazgot straszliwy mordowanych ludzi, a jednak rozróżnić w nim można głosy dzieci o kilka tonów wyższe, właśnie takie jak płacz-wycie kota w nocy. Nie powtórzy tego żadna litera wymyślona przez ludzi”.

Trudno dokładnie oszacować, ile ofiar pochłonęły Ponary – to jakże straszliwe miejsce zagłady. A to dlatego, że stojący przed widmem klęski Niemcy, by zatrzeć ślady zbrodni dokonywali ekshumacji i palili ułożone w stosy ciała ofiar. Przyjęło się uważać, że w latach 1941-1944 na tym skrawku podwileńskiej ziemi zamordowano około 100 tysięcy ludzi, z czego od 56 do 70 tysięcy stanowili Żydzi, 16-20 tysięcy – Polacy, resztę natomiast Romowie, sowieccy jeńcy wojenni oraz szczątkowo litewscy działacze komunistyczni jak też nieudacznicy ze służalczej Niemcom formacji generała Povilasa Plechavičiusa „Vietine rinktine”.

Musiało upłynąć nieco czasu, nim prawda o Ponarach zaczęła się przesączać na światło dzienne. Do jej kamuflowania wydatnie przyczyniała się społeczność litewska, wstydliwie przemilczająca fakty masowego kolaborowania swych rodaków z najeźdźcą hitlerowskim podczas II wojny światowej. Póki Pogoń była w składzie tzw. bratniej rodziny narodów radzieckich, ustawione w miejscu masowej zbrodni tablice wskazywały, że jej sprawcami są jedynie faszyści, przemilczając ich litewskich pomagierów i wyraźnie zaniżając liczbę zamordowanych. Podobnie też było po roku 1985, kiedy w Ponarach otwarto zespół memorialny.

Żydzi i Polacy na Litwie nie ustawali w wysiłkach oddania hołdu bestialsko uśmierconym ofiarom. W roku 1990 stanął tu dziesięciometrowy dębowy krzyż oraz z inicjatywy Fundacji Kultury Polskiej na Litwie tablica nagrobna pamięci wielu tysięcy zamordowanych naszych rodaków. W roku 2000 natomiast staraniem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pod patronatem ówczesnego premiera Rzeczypospolitej Polskiej Jerzego Buzka miejsce drewnianego krzyża zajął metalowy, a na ścianach murowanej rotundy umieszczono tablice z nazwiskami spoczywających tu rodaków, które udało się ustalić. Uroczystość poświęcenia polskiej kwatery miała miejsce 22 października 2000 roku. Odtąd za sprawą m. in. Związku Polaków na Litwie w ustalonym na 12 maja Dniu Ponarskim, w Święta Zmarłych oraz podczas innych okazji odbywają się tu uroczystości, przywołujące pamięć o tych, dla kogo Ponary po męczeńskiej śmierci stały się miejscem wiecznego spoczynku.

Nieocenione zasługi w ożywianiu pamięci o tym miejscu zagłady położyła Helena Pasierbska. Jako wilnianka z urodzenia była ona podczas okupacji łączniczką w Związku Walki Zbrojnej, a następnie w AK. Aresztowana przez siedem miesięcy przebywała w więzieniu na Łukiszkach, skąd tylko cudem uniknęła trafienia do Ponar. Wyjechawszy zaraz po wojnie na stały pobyt do Macierzy, została pani Helena niestrudzoną orędowniczką powiedzenia Polsce i światu całej straszliwej prawdy o tym podwileńskim piekle na ziemi. W tym celu w roku 1994 z jej inicjatywy powstało Stowarzyszenie „Rodzina Ponarska”, któremu zresztą niezmiennie przewodziła aż do zgonu, co nastąpiło 12 marca br.

Pokłosiem wnikliwej penetracji tematu stały się książki jej autorstwa, niestrudzone przywoływanie martyrologii zamieszkałych w Wilnie i na Wileńszczyźnie Polaków podczas II wojny światowej, czego dowodziły liczne spotkania z młodzieżą, umieszczanie pamiątkowych tablic po świątyniach, usilne zabieganie o to, by sprawcy zbrodni ponarskiej ponieśli zasłużoną karę. Helena Pasierbska boleśnie przeżyła umorzenie przez pion prokuratorski Instytutu Pamięci Narodowej dochodzenia karnego, będąc zdania, że to okropieństwo zasługuje na miano ludobójstwa, a więc nie ulega przedawnieniu. Będąc gorliwą zwolenniczką prawdy historycznej, nie mogła ponadto się pogodzić z zafałszowywaniem przez oficjalne Wilno prawdy o Ponarach, wygradzaniem na różne sposoby jej sprawców – kolaborantów z różnych litewskich formacji policyjno-wojskowych. Biła też na głośny alarm, by strona polska nie składała zbrodni ponarskiej na ołtarzu poprawnych stosunków międzypaństwowych, teraz już z samodzielną Republiką Litewską.

Ostatnio towarzyszyła jej ogromna chęć umieszczenia w Domu Kultury Polskiej w Wilnie tablicy pamiątkowej, czczącej rodaków zamordowanych w Ponarach. Niestety, nie dożyła tego dnia. Można jednak śmiało twierdzić, że 1 września, znaczącego 71. rocznicę inwazji Niemiec na Polskę, była duchem w ukochanym Wilnie, nie kryjąc radości, iż to, czemu nie szczędziła sił, znalazło kolejne wymowne spełnienie.

Uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej poprzedziło złożenie kwiatów i wieńców oraz zapalenie zniczy jak w ponarskiej kwaterze polskiej tak też w innych kwaterach, kryjących ofiary, co uczynili przewodniczący i sekretarz Związku Polaków na Litwie Michał Mackiewicz oraz Edward Trusewicz, radca ambasady RP w Wilnie Ewa Figel oraz obecna prezes Stowarzyszenia „Rodzina Ponarska” Maria Wieloch. Nie obeszło się też bez okazyjnych przemówień, które kolejno wygłosili Ewa Figel, Michał Mackiewicz oraz Zbigniew Sulatycki, akcentując jak bolesną treść kryje słowo „Ponary”, przywołując z imion i nazwisk tu poległych, oddając hołd ich nieustraszonym patriotycznym postawom. W kwaterze polskiej pamięć o pomordowanych rodakach poprzez złożenie wieńców i kwiatów oraz zapalenie zniczy uczcili m. in.: europoseł, prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemar Tomaszewski, poseł na Sejm RL Leonard Talmont, kierownictwo rejonu wileńskiego na czele z mer Marią Rekść.

Główną część uroczystości stanowiła natomiast Msza św. w intencji poległych w Ponarach rodaków, której przewodził proboszcz parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Porudominie Mirosław Balcewicz. W homilii celebrans nabożeństwa polecił łasce Boga tych, kogo z rąk oprawców przyjęła ziemia ponarska (w tym również księży), przywołał tak nieobcy naszej Wierze dar przebaczania winnym.

Zaraz po uroczystości licznie zgromadzeni jak miejscowi tak też przybyli z Macierzy Polacy, których gros stanowili członkowie „Rodziny Ponarskiej”, przenieśli się do stołecznego Domu Kultury Polskiej. Tu, na wewnętrznej ścianie holu, obok umieszczonych wcześniej czterech tablic, dokumentujących bohaterską walkę żołnierzy Armii Krajowej, odsłonięto właśnie tablicę ponarską o następującej treści: „W hołdzie tysiącom Polaków, którzy służąc Ojczyźnie ponieśli męczeńską śmierć w Ponarach w latach 1941-1944”. Jej symbolicznego poświęcenia dokonał ks. Mirosław Balcewicz. Żeby oddać hołd Helenie Pasierbskiej, na ciemnym granicie zostało wyryte też jej nazwisko i przynależność do Stowarzyszenia „Rodzina Ponarska”, godło Polski Walczącej oraz AD 2010. Plakietka w dolnym rogu wymienia ponadto fundatorów: Oddziały Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna w Ełku oraz w Giżycku.

Rolę współgospodarza drugiej odsłony uroczystości obok dyrektora Domu Kultury Polskiej w Wilnie Artura Ludkowskiego z przejęciem pełnił syn Wielkiej tego dnia Nieobecnej – Heleny Pasierbskiej – przybyły w tym celu specjalnie z Gdańska Andrzej Pasierbski. W okolicznościowym przemówieniu nie szczędził on słów szczerej wdzięczności wszystkim, kto dołożył starań, by oblec w czyn zamysł rodzicielki. Zamysł, polegający na tym, by wycieczki z Polski, które kwaterują w hotelu pod dachem DKP, a dalece nie zawsze docierają do Ponar z racji ich ustronnego usytuowania i zawikłanej trasy dojazdowej, choć w ten sposób dowiedziały się o tym miejscu Golgoty w latach II wojny światowej.

Pisarz Józef Mackiewicz w cytowanym już artykule „Ponary Baza” tak pisał: „Ponary stały się w tej wojnie uosobieniem niesłychanej dotychczas zgrozy. Na dźwięk tych sześciu liter zakończonych epsilonem truchlał niejeden człowiek. Ich ponura, odrażająca sława przesączała się z wolna od roku 1941, jako lepko cieknąca krew ludzka, coraz szerzej, coraz szerzej po kraju i z kraju do kraju, ale nie objęła jeszcze świata całego do dziś dnia”. A musiałaby objąć! – chciałoby się zawołać wniebogłosy. Ku pamięci i przestrodze, jak straszne treści niesie ze sobą wojna i jak uwikłani w nią tracą ludzkie oblicza.

Tę pamięć ma takoż prężyć na baczność Dąb Ponarski, który, jak powiedział Michał Mackiewicz, prezes Związku Polaków na Litwie, w Dniu Ponarskim przyszłego roku zostanie zasadzony w powstającej Alei Pamięci Narodowej w Zułowie – miejscu urodzin Marszałka Józefa Piłsudskiego.

Henryk Mażul

Fot. Jerzy Karpowicz

Wstecz