Jak dobrze być Żylis-Garą

Teresa, jako drugie ma piękne i rzadkie imię – Gerarda. Żylis-Gara ponownie była w Wilnie, ale głównie przebywała w rodzinnym Landwarowie. Wielka gwiazda sceny operowej, o której występ zabiegało wiele renomowanych ośrodków muzycznych świata, wymieńmy chociażby: Opera Paryska, Metropolitan Opera – Nowy Jork, Covent Garden – Londyn, La Scala – Mediolan, Bolszoj – Moskwa, Mexico City... (zawrotu głowy można dostać od tej wyliczanki), lubi ostatnio ze słonecznego Monaco przyjeżdżać na Litwę.

Jaka jest z bliska diwa wielkich scen operowych rodem z podwileńskiego Landwarowa? Może to kapryśna gwiazda? – pewnie zadawano sobie pytania przed spotkaniem w Domu Kultury Polskiej z Teresą Żylis-Garą. Na wstępie z rozbrajającą szczerością powiedziała, że jej Wilno – to Starówka: katedra, Ostra Brama, Wielka Pohulanka: „to moje ścieżki”. Że Landwarów pozostał taki sam, jaki zostawiła: domki wciskające się w ziemię, choć sporo jest – nowych, ale atmosfera ta sama. Że z przyjemnością korzysta z gościnności sióstr ze Zgromadzenia Najświętszego Imienia Jezus (obecna była przełożona s. Lucyna), których dom znajduje się w najbliższym sąsiedztwie, niestety nie istniejącego już dziś domu Żylisów.

„Wydawało mi się, że tam za parkanem u sióstr dzieje się coś ważnego i tajemniczego, widziałam jak haftowały ornaty i bardzo pragnęłam nauczyć się tej sztuki, a teraz jestem szczęśliwa, że po tylu latach mogę u nich przebywać”. Potem dodała: „Każdy przyjazd na Litwę – to ogromne wzruszenie i wielkie przeżycie, czuję się szczęśliwa, gdy odwiedzam znajome zakątki”.

Najpewniej te wrażenia nie byłyby tak sympatyczne i przyjemne, gdyby nie Apolonia Skakowska – prezes Centrum Kultury Polskiej na Litwie im. Stanisława Moniuszki, która z potrzeby serca organizuje pobyty artystki w jej stronach rodzinnych. Za każdym razem „serwuje” też dla niej mały program artystyczny. Podczas jednego z poprzednich pobytów swój występ Pani Teresie zadedykował zespół „Pierwiosnki” z Wileńskiej Szkoły Średniej im. J. I. Kraszewskiego. Artystka była najwyraźniej poruszona śpiewem małych wileńskich Polaków, chętnie się z nimi fotografowała w ówczesnym Domu Łącznościowca na Świętojańskiej.

Dziś ta dawna siedziba Paców należy do ambasady RP. A propos, nie mogący uczestniczyć w spotkaniu z Teresą Żylis-Garą ambasador RP na Litwie Janusz Skolimowski za pośrednictwem Apolonii Skakowskiej przekazał serdeczne pozdrowienia i podziękowanie za przyjazd oraz prosił przekazać, że w 1978 roku słuchał występu artystki w moskiewskim Teatrze Bolszoj i do dziś jest pod wrażeniem tego wydarzenia. Z kolei charge d‘affaires ambasady RP Ewa Figel wyraziła nadzieję, że jeszcze nieraz dojdzie w Wilnie do spotkania z Teresą Żylis-Garą.

Upiększeniem popołudnia – bardzo miłego, przyjaznego – był występ Gabrieli Vasiliauskaite, której akompaniował pianista Andrius Vasiliauskas. Dwie pieśni – Chopina i Moniuszki – kompozytorów jakże bliskich pani Teresie – zaśpiewała młoda wilnianka. „Jestem dumna, że na mojej litewskiej ziemi rośniesz, że masz głos i talent. Jeśli w dodatku masz pasję do śpiewu, możesz osiągnąć wyżyny... Mam wrażenie, że kiedyś nasze drogi się zejdą...”.

Ograniczamy się do zaledwie strzępków tego spotkania. Wspominano o ufundowanych przez artystkę organach dla landwarowskiego kościoła Objawienia NMP i o jej recitalu w tej świątyni, w której wraz z rodziną w dzieciństwie się modliła i w której ze swoimi bliskimi śpiewała, a czasem – solowała.

Dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie Małgorzata Kasner nadmieniła: „Miałam ogromne szczęście i zaszczyt uczestniczyć w uroczystej Mszy św. z okazji przekazania organów i dzięki Pani Profesor poznać życie sióstr zakonnych...”.

Mówiono sporo o obecnej pracy pedagogicznej Teresy Żylis-Gary, o zdobywaniu wyżyn sztuki wokalnej. Padło wiele miłych słów i oczywiście, wileńskim zwyczajem, nie obyło się bez odśpiewania „Stu lat”, czemu przewodziła dawna chórzystka „Wilii” Krystyna Nausewicz.

„Jestem rozpieszczana przez los. Jestem szczęściarą...” – powiedziała Pani Teresa. Ale przecież wiemy, że sukces, który odniosła, bywa udziałem niewielu wybranych, że osiąga się go ciężką pracą, wytrwałością i wyrzeczeniami. Oczywiście, trzeba jeszcze mieć talent. Co tam mówić: dobrze być Teresą Żylis-Garą...

Halina Jotkiałło

Fot. Henryk Nausewicz

Wstecz