Waka Trocka i jej założyciel Jan Witold hr. Tyszkiewicz

W wydanym w Warszawie w roku 1927 opowiadaniu „Grabinka” autorstwa Stefana Godlewskiego jest mowa o Pałacu Łazienkowskim. Tym rzeczywistym i tym odbitym w wodzie, w którym zamieszkała syrenka. „Tu wody powabne i pałac jak gdyby na nich zawieszony”, „bogaty w posągi, ozdoby” – pisano o królewskim Pałacu na Wyspie na początku XIX stulecia w „Opisaniu historyczno-statystycznym miasta Warszawy” sto lat wcześniej.

Niedościgniony wzór architektury doby Oświecenia, „zewnątrz odznaczający się prostotą, wewnątrz umiarkowaną wspaniałością”, wyróżniający się dobrym gustem, elegancją i dopieszczeniem każdego szczegółu architektonicznego, dopiero w drugiej połowie XIX stulecia, czyli w dobie rozwiniętego historyzmu, stał się wzorem do naśladownictwa zyskując miano klasyki. Tak, na wzór pałacu w Łazienkach Królewskich, oprócz budynków na terenie Polski, powstał pałac Umiastowskich w Żemłosławiu na obecnej Białorusi, pałac Zdziechowskich w Bułhajach na dzisiejszej Ukrainie, pałac Kognowickich w Łączynowie na Litwie oraz pałac Tyszkiewiczów w Wace (obecnie w granicach Wilna).

Z informacji, podanej w końcu XIX stulecia w warszawskich „Kłosach”, wynika, że pałac w Wace, „naśladujący najzupełniej warszawskie Łazienki, tak frontem swym, jak ozdobionym ośmiu posągami roboty Kucharzewskiego”, został wzniesiony w roku 1880 „według planu Marconiego”. Wiadomo, że pierwotny projekt (rysunek się zachował) dokładnego skopiowania klasycystycznej budowli ostatecznie został porzucony na rzecz nowych elementów. A te, to przede wszystkim parterowe skrzydła od frontu oraz eklektyczna elewacja ogrodowa, w której pięknie harmonizują się motywy barokowe, neorenesansowe i klasycystyczne. Zdaniem nieżyjącego już historyka sztuki Tadeusza Stefana Jaroszewskiego, „pałac w Wace jest typowym dla drugiej połowy XIX stulecia dziełem eklektyzmu, skomponowanym jednak kulturalnie i z dużym wyczuciem formy”.

Uzupełnijmy, że autor projektu, architekt włoskiego pochodzenia Leandro Jan Ludwik Marconi, jest autorem licznych arystokratycznych pałaców i willi warszawskich oraz rezydencji wiejskich. Natomiast 8 rzeźb wykonał Ludwik Kucharzewski, który zdobywał nauki w Paryżu i Rzymie, brał udział w rozpisanym w roku 1885 konkursie na warszawski pomnik Adama Mickiewicza. Konia z rzędem jednak temu, kto pomoże w rozsupłaniu zagadki, co dokładnie sobą przedstawiały.

Jak dotąd, udało mi się ustalić cztery i o tym między innymi piszę w swojej najnowszej książce „Tyszkiewiczowie z Waki” (Warszawa 2010, 476 s.). Co do kolejnych czterech, to tylko jedna osoba mieszkająca przed wojną w Wace, córka hrabiowskiego organisty Franciszka Iwanowskiego, odważyła się na ten temat wypowiedzieć. Jak wynika z relacji spisanej przez jej syna, uosabiały one cztery pory roku – Lato, Jesień, Zimę i Wiosnę. Ale potwierdzenia w źródłach na razie nie udało się znaleźć.

Z zapisu z końca XIX stulecia wynika, że od strony Landwarowa do Waki wjeżdżało się przez bramę o charakterze barokowym na dziedziniec pałacowy, który w stosunku do reprezentacyjnego budynku był za „długi i szeroki” z powodu niewielkiej jeszcze wtedy liczby zasadzonej zieleni. Mieścił jedynie kulisty gazon i szpaler młodych lip. Naoczny świadek wspomina: „Przed frontem pałacu, prostokątny gazon z basenem i fontanną, otoczony rabatami kwiatowymi i begonie sprowadzane z Belgii”. W Wace, zamiast stawu jak w Łazienkach, zjawił się z czasem basen z fontanną. Efektu, jakie dają tafle wody, dopełniając znakomitą architekturę, na wzór pałacu Króla Stasia, jednak nie było. Spośród licznych kopii ze wszystkich obiektów wzorowanych na Łazienkach najbardziej udała się właśnie budowla w Wace.

Zanim powstała tu wspaniała rezydencja Tyszkiewiczowska, goście (w tym Włodzimierz Nazimow, w latach 1855-1863 gubernator wileński) byli przyjmowani w dworku, pozostałym nowemu gospodarzowi po poprzednich właścicielach Waki.

Jan Witold Emanuel Tyszkiewicz (1831-1892) z Wołożyna z linii kalenickiej gospodarzył tu od roku 1848. Dobra wołożyńskie (obecnie na Białorusi) z piękną rodową rezydencją, wystawioną przez pradziadka Józefa Ignacego hr. Tyszkiewicza, zwane wtedy z powodu swych niezwykłych rozmiarów „hrabstwem”, otrzymał po ojcu. Mołodecznem władał po Ogińskich. Wakę pod Wilnem miał po Zabiełłach. Było to wiano jego matki, hrabiny Anny, która po śmierci męża wraz z niezamężną siostrą Teresą przeniosła się tu na stałe, dokonując zresztą żywota.

Jan Witold ożenił się z Izabelą Hortensją z Tyszkiewiczów (1835-1907) z linii łohojskiej, która wychodząc za mąż nie musiała zmieniać nazwiska. Nie był to bynajmniej odosobniony przypadek w rodzie Tyszkiewiczów. Po ślubie młodzi zamieszkali w Wołożynie. Ponieważ kontaktowa i bywająca w świecie małżonka, mająca już za sobą kilka podróży zagranicznych, nie czuła się dobrze „w odległych stronach, z dala od towarzyskiego ruchu”, przenieśli rezydencję do Waki pod Wilnem (dziś w granicach miasta) i wystawili na murowanych piwnicach drewnianego dworu kopię pałacu króla Stanisława Poniatowskiego w warszawskich Łazienkach. Odnotujmy, że Tyszkiewiczowie byli zresztą z Poniatowskimi spokrewnieni.

Właściciel Waki, jako wuj, został sportretowany następująco: „Był wzorem cnót obywatelskich, prawy i powszechnie kochany magnat. Z jego łaski Wileńska Szkoła Realna, na którą wyłożył kilkadziesiąt tysięcy rubli, ugruntowała swoje istnienie. Fundator kościołów wiejskich w swych licznych dobrach. Właściciel pięknego pałacyku w Wilnie przy ul. Nadbrzeżnej 6”.

W roku 1859 został obrany marszałkiem szlachty wileńskiej. Nic więc dziwnego w tym, że Wakę odwiedzali latem rosyjscy gubernatorowie, będący bądź co bądź wtedy władzą legalną, której podlegał także hrabia jako marszałek. Celem obrony interesów polskiego ziemiaństwa współtworzył ustawę Towarzystwa Rolniczego. „Co do ofiar dobroczynnych niepodobna by je wymienić” – skonstatował jeden z przedstawicieli szlachty wileńskiej.

Hrabia z Waki czuł się z krwi i kości Polakiem. Pomimo piastowania urzędowego stanowiska brał wraz z małżonką udział w powszechnych demonstracjach patriotycznych w roku 1861. W styczniu roku następnego został usunięty z marszałkostwa. Uciekł przed mściwą ręką wileńskiego generał-gubernatora Michaiła Murawjowa, ale po jego wydaleniu z Wilna nieopatrznie wrócił już w roku 1865, co spowodowało, iż następca Murawjowa „Wieszatiela” – Konstanty von Kauffman, kazał trzymać go w domowym areszcie i wszczął dochodzenie.

W pamiętniku bywalca Waki czytamy: „Właściwie Jana Witolda Emanuela, gruntownie zacnego, dobroczynnego i uprzejmego człowieka, nikt nie brał dostatecznie na serio, żadnego udziału w powstaniu lub jego przygotowaniu mu nie dowiedziono”. Wiadomo wszak, że małżonkowie Tyszkiewiczowie jeszcze „przed powstaniem demonstrowali w najbardziej głośny i niedorzeczny sposób”. Jak i wszyscy patriotycznie nastawieni rodacy chodzili wtedy w czerni, nosili czamarki, brali udział w powszechnych śpiewach, inaugurowanych „Bogurodzicą”. Hrabia Jan Witold zdobył się na niebezpieczny i niesłychany w tamtych czasach dowcip. Mianowicie zaprosił generał-gubernatora Nazimowa na ceremonialny obiad i „posadziwszy go na prawo od swojej żony umieścił naprzeciw jego, na lewo od siebie krawca Korowaja”!

Co roku hucznie były obchodzone imieniny małżonki Izabeli Hortensji Tyszkiewiczowej, przypadające w dniu 3 września. W roku 1862 z powinszowaniem i kwiatami do wackiej pani przyjechała również generałowa Nazimowa. Choć na dziedzińcu przed dworkiem stało kilkadziesiąt ekwipaży i dorożek, na ganek wyszedł marszałek dworu i oświadczył generałowej-gubernatorowej: „Hrabiny nie ma w domu”.

Jan Witold Tyszkiewicz, pod głównym zarzutem „współczucia dla powstańców”, został wydalony do Rygi z następstwami carskiego ukazu z 10 grudnia 1865 roku, zgodnie z którym pod groźbą konfiskaty był zmuszony do wysprzedania swojego ogromnego majątku, bez prawa przekazania go rodzinie. W Rydze z uporem szukał bogacza, aby wszystko oddać w jedne ręce, a jednocześnie człowieka, który by go zrozumiał i podpisał zobowiązanie, że jeżeli w ciągu trzech lat uda mu się otrzymać pozwolenie odkupienia swojej fortuny, „zwrócić ją za taką samą cenę plus zwrot kosztów prawnych”.

A, ponieważ rozmawiał po niemiecku, bez trudu znalazł kogoś takiego w osobie kupca Woehrmana. Ten za 800 tysięcy rubli srebrem nabył Wołożyn, Wakę i siedem pomniejszych majątków. W owym czasie ryski generał-gubernator, ze względu na polskie pochodzenie swojej matki, był wyjątkowo przychylny Polakom. Tak więc Tyszkiewicz bez trudu uzyskał pozwolenie na swobodne dojeżdżanie do Petersburga celem starania się o prawo odkupienia tego, co doń należało. Mimo znajomości języka rosyjskiego trudności się piętrzyły i starania spełzłyby na niczym, gdyby nie pomoc byłego wileńskiego generał-gubernatora Nazimowa, który już na śmiertelnym łożu wyprosił dla Tyszkiewicza łaskę u cara Aleksandra II, wyłuszczając mu powody osobiste.

Kupiec Woehrman, choć przystał na warunki Tyszkiewicza, roszczenia hrabiego od początku uważał za dziecinną mrzonkę. W nowo nabytych majątkach poczynił więc znaczne inwestycje. Ponieważ termin umowy z hrabią Tyszkiewiczem uległ przedawnieniu, mógł ją zerwać, tym bardziej, że nalegali na to synowie. W obliczu poważnej choroby zmienił jednak zdanie. „(...) Honorowy Niemiec, na wypadek gdyby sam nie zdążył przeprowadzić odwrotnej sprzedaży, kazał synom pod błogosławieństwem, aby jej dokonali”.

Czas pokazał, iż Jan Witold Tyszkiewicz był nie tylko świetnym administratorem, ale też gospodarzem. W Wace rozwinął ogrodnictwo, pszczelarstwo, hodowlę koni i krów holenderskich. Był zdobywcą licznych nagród na krajowych wystawach rolniczych. Uruchomił fabrykę papieru i wykopał stawy, w których zaprowadzono wylęgarnię ryb łososiowatych oraz sielawy i siei. Hodowane tu pstrągi zyskały szeroki rozgłos, a w zimie były nawet wysyłane dla krewnych i znajomych przebywających w Paryżu i Dreźnie. Ich najpiękniejsze okazy zasilały sklepy oraz restauracje na terenie Wilna, Warszawy, Petersburga.

Uwielbiający Wołożyn i polowania w jego puszczach hrabia zmarł w roku 1892 w wołożyńskim gnieździe swoich przodków. Został pochowany w podziemiach kaplicy wackiej, którą ufundował po przeniesieniu na stałe swojej rezydencji do Waki. Mając problemy ze zdrowiem, na parę lat przed zgonem spisał swoją wolę odnośnie pogrzebu, który, jak na tamte czasy, był bardzo skromny. „Eskortowało tylko czterech księży – odnotowano – z kanonikiem Kuczyńskim na czele. Natomiast sześciokonny kondukt cały pokryty był wieńcami”. Ponieważ działo się to w miesiącu lutym, niewątpliwie rozrzewniający widok przedstawiały tysiące włościan klęczących wzdłuż drogi wackiej z jarzącymi się światłami. Hrabia Jan Tyszkiewicz był bowiem zarówno dla nich, pracowników pałacowych, jak też dla całej administracji majątkowej prawdziwym opiekunem: szczerym, szlachetnym, dobrym i wyrozumiałym.

Do Waki zjechało w tym dniu liczne sąsiednie obywatelstwo i wielu mieszkańców Wilna, do których dyspozycji przez rodzinę zmarłego był podstawiony specjalny pociąg. W prasie odnotowano, że zmarły „należał do liczby najpopularniejszych ludzi i zostawił dobrą pamięć po sobie”.

dr Liliana Narkowicz

Wstecz