Borejkowszczyzna Syrokomlą stoi..!

Faktem jest, że odległą od Wilna o kilkanaście kilometrów w kierunku na Rukojnie Borejkowszczyznę rozsławił Władysław Kondratowicz, bardziej znany pod pseudonimem Władysław Syrokomla. Ten urodzony w Smolkowie na Białorusi, a zwany lirnikiem wioskowym poeta przybył w nasze strony wiedziony ucieczką od rozpaczy. Po tym, kiedy jesienią 1852 roku dotknęło rodzinę straszne nieszczęście, gdyż w ciągu tygodnia umarło im troje dzieci. Porzuciwszy dzierżawione Załucze wraz z żoną Pauliną i pozostałym przy życiu synkiem Władysławem przenieśli się pierwotnie do Wilna, a w kwietniu 1853 roku wzięli w dzierżawę u Benedykta Tyszkiewicza dworek w Borejkowszczyźnie. Tutejsza cisza i spokój miały być balsamem na ich rodzicielskie, tak poranione nagłą utratą latorośli dusze. Nie myślał zapewne wtedy, że z małymi przerwami spędzi pod Wilnem dziewięć ostatnich lat swego naznaczonego niejedną próbą żywota.

I w rzeczy samej pobyt w Borejkowszczyźnie wyraźnie dobrze zrobił wesołemu z natury i towarzyskiemu Syrokomli. Tętniło tu bowiem życie artystyczne, a częstymi gośćmi bywali: Stanisław Moniuszko, Antoni Pietkiewicz, Eustachy Tyszkiewicz, Antoni Edward Odyniec, Adam Honory Kirkor, Michał Baliński, inne znaczące postacie ówczesnego świata nauki i kultury w Wilnie. Do późnej nocy toczono rozmowy, grano w karty, dzielono się najnowszą informacją, a wszystko to było obficie zakrapiane winem i gorzałką. Ta ostatnia produkcji miejscowych chłopów szczególnie przypadała do gustu Syrokomli, wyzwalając wenę twórczą.

A, przyznać trzeba, lirnik wioskowy był literacko niezwykle płodny. Spod jego pióra w Borejkowszczyźnie wyszły tak bliskie sercu gawędy, poematy i dramaty sceniczne: „Margier”, „Stare wrota”, „Chatka w lesie”, „Hrabia na Wątorach”, „Urodzony Jan Dęboróg”. Wiele tych jakże lirycznych strof, oprawionych w muzykę przez samego Stanisława Moniuszkę, dotrwało do naszych czasów w postaci pieśni. Jak chociażby ta o powracającym z pobojowiska czarnym kruku; o tym, jak to pojechał Jasio szukać sobie żony; o Matysku, na którego przyszła kryska albo o zadumanym pocztylionie.

Rozdział osobny twórczości Syrokomli stanowią natomiast pisane z podróży szkice historyczno-etnograficzne. Chodzi bowiem o to, że za namową Adama Honorego Kirkora zaczął on jeździć po Wileńszczyźnie i opisywać poszczególne miejscowości. Pierwotnie teksty te ukazywały się w odcinkach w „Gazecie Warszawskiej”, a następnie, w 1857 roku, zostały wydane w dwóch tomach pod jakże wymownym tytułem „Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna”. Ich autor hołdował jakże prostej zasadzie: „Wolno nie być głębokim badaczem, ale pod karą haniebnego wstydu nie godzi się nie znać zupełnie ziemi, na której mieszkamy”. Swym krajoznawczym pasjom dawał Syrokomla ponadto wyraz, penetrując teren Wielkiego Księstwa Litewskiego w składzie badaczy z Komisji Archeologicznej, kierowanej przez twórcę Wileńskiego Muzeum Starożytności Eustachego Tyszkiewicza.

Dworek w Borejkowszczyźnie, gdy tu rezydował Syrokomla, wyglądał mniej więcej tak jak dziś. Był zbudowany z drewna, z obszernym gankiem, porośniętym dzikim winem. Jedno ze skrzydeł sadowiło się na podmurówce, drugie zaś dotykało ziemi, a to dlatego, że budynek stał na lekkiej pochyłości. Prawa jego część służyła za mieszkanie, w lewej mieściła się piekarnia. Wnętrze było niskie z belkowanymi sufitami, a wielki piec kaflowy ogrzewał niemal pół domu. Poeta mieszkał w pokoju narożnym, skromnie urządzonym, lecz najbardziej nasłonecznionym. Przed dworkiem rosły bzy, jaśminy, a nieduży budynek okalały topole i płaczące brzozy. W rogu dziedzińca, w gąszczu bzów i jaśminów, pod cieniem topoli i starą rozłożystą jabłonią stał zrobiony z młyńskiego kamienia stół. Tu poeta lubił siadywać, pisząc przemawiające do wyobraźni prostego wiejskiego ludu gawędy i rzewne, w miarę upływu życia coraz smutniejsze liryki.

Nadgryzane przemijaniem „gniazdo” Syrokomli w Borejkowszczyźnie zostało odnowione w okresie międzywojennym ubiegłego wieku z myślą zachowania go dla potomnych. Po II wojnie światowej przez pewien okres mieściła się tu szkoła powszechna, aż w roku 1973 urządzono bibliotekę i muzeum poety, przez co budynek trafił w gestię wydziału kultury samorządu rejonu wileńskiego. Owszem, kosmetycznie remontowany co pewien czas dotrwał do naszych czasów, aczkolwiek w stanie pozostawiającym naprawdę wiele do życzenia. Tylko kolejna gruntowna renowacja mogła ocalić go od kompletnej ruiny.

Wielka więc chwała władzom samorządowym rejonu wileńskiego, że pośpieszyły z odsieczą tym wzniesionym z bierwion, a tak wiele pamiętającym ścianom, wygospodarowawszy wbrew kryzysowym czasom środki jak własne, tak też pozyskane z Funduszu Regionalnego Rozwoju Europy. O łącznej kwocie bez mała 917 tysięcy litów. Co więcej, gruntowna renowacja pozwoliła też zmienić dotychczasowy status budynku: założyć – w nawiązaniu do krajoznawczych pasji byłego sławnego mieszkańca – Centrum Turystyczne i Informacyjne. Oczywiście, nadal będzie się tu mieściła izba pamięci lirnika wioskowego oraz jego współczesnych, którzy tu nieraz bywali.

W centrum uwagi budowlanych z ZSA „Chanita”, której właścicielem jest Józef Chaninowicz, znalazł się sam dworek. Rozebrali go do fundamentów, by wymienić nadgniłe bierwiona i więźbę dachową, pokryli dach gontem, wstawili nowe okna. Słowem, spowodowali, że zaczął on wyglądać jak z pocztówki i teraz będzie służył przez długie lata. W odległości kilkudziesięciu metrów na szczerym polu wyrosło natomiast zupełnie nowe na współczesną modłę pomieszczenie, gdzie dla wygody ewentualnych przybyszy rozlokowały się sanitariaty. Planowana jest tu również wypożyczalnia inwentarza turystycznego: latem – rowerów, zimą – nart.

Dyrektor tej placówki kulturalno-turystycznej Helena Bakuło jest dobrej myśli, jeśli chodzi o przyszłość. Będzie czym bogata, tym rada każdemu, kto zawita w tutejsze progi, by wziąć udział w konferencji albo spotkaniu poetyckim, zasięgnąć informacji o miejscach wartych zwiedzenia w stołecznym rejonie. Planowane jest zagospodarowanie piwnicy, gdzie rozmieści się pracownia garncarska, oraz poddasza z przeznaczeniem go na eksponaty etnograficzne, pozwalające zainteresowanym być na bieżąco z przeszłością Wileńszczyzny. Borejkowszczyzna takoż chętnie przywita szukających odpoczynku od wielkomiejskiego zgiełku na łonie przyrody, gwarantując romantyczny spokój i ciszę.

Przybyli w dniu 30 września br. na otwarcie odnowionego „gniazda” Syrokomli nie kryli podziwu dla pozytywnych przemian, jakie tu zaszły. Obok budynków oko cieszył pieczołowicie zagospodarowany teren z przerzedzonymi drzewami i krzewami, okolony dekoracyjnym parkanem, stacjonarny amfiteatrzyk pod otwartym niebem, który zresztą stał się miejscem uroczystości. Którą to uroczystość zaszczycili dostojni goście, m. in. w osobach posła na Sejm RL z ramienia AWPL Leonarda Talmonta, mer rejonu Marii Rekść, przewodniczącego Związku Pisarzy Litwy Antanasa A. Jonynasa oraz wiceprezes tej organizacji Birute Jonuškaite, dyrektor Państwowego Departamentu Turystyki przy Ministerstwie Gospodarki RL Raimondy Balniene.

Zabierający głos wyrażali nadzieję, że spuścizna literacka Władysława Syrokomli nie pójdzie w zapomnienie. Tę zresztą przywołano w recytowanych wierszach i śpiewanych piosnkach, a przybyła z Kętrzyna potomkini poety Bronisława Rutkowska podzieliła się wspomnieniami wyniesionymi z rodzinnego domu. Ową spuściznę ponadto jakże wymownie uwiecznił reprint „Wycieczek po Litwie w promieniach od Wilna”, wydany staraniem samorządu rejonu wileńskiego. A radość tym większa, że podejmuje się on w przyszłości ambitnych zamiarów edytorskich, mających sukcesywnie wznawiać piórem poczęty dorobek lirnika wioskowego.

Po skropieniu wodą święconą odnowionego dworku przez proboszcza parafii rukojńskiej pw. św. Michała Archanioła ks. Jana Matusewicza Helena Bakuło poprosiła zgromadzonych o asystę przy zasadzeniu na dziedzińcu jabłonki. Ta, gdy po iluś latach pierwotnie osypie się kwieciem, a potem wyda owoce, w sposób jakże symboliczny zastąpi sędziwą kuzynkę, pod którą niegdyś w Borejkowszczyźnie mocował się z Muzą ten, co „skonał grając na lirze”.

Henryk Mażul

Fot. autor

Wstecz