Książę poetów a świat zepsuty czyli Ignacego Krasickiego niektóre przypadki

W bieżącym miesiącu (14 marca) mija 120 lat od dnia odejścia do wieczności Ignacego Krasickiego, najsłynniejszego pisarza polskiego Oświecenia, już za życia honorowanego jako „książę poetów”. Jego rola w swojej epoce jest najczęściej porównywana do misji, jaką w okresie Renesansu i w ogóle w literaturze polskiej spełnił Jan Kochanowski.

Ignacy Krasicki urodził się 3 lutego 1735 roku w Dubiecku nad Sanem, w ziemi przemyskiej. Był najstarszy spośród pięciu synów Jana Krasickiego, kasztelana chełmskiego.

Rodzina Krasickich miała tytuł hrabiowski, nie należała jednak do zbyt zamożnych. Sytuacja majątkowa nie wróżyła poprawy, tym bardziej, że była to rodzina wielodzietna, wychowująca dwie córki i pięciu synów. Czterech swoich synów, w tym też Ignacego, rodzice sposobili do stanu duchownego, z nadzieją, żeby jednemu ze swoich latorośli przekazać nieuszczuplony majątek rodu.

Jak było wówczas przyjęte, korzystano z pomocy zamożniejszych krewnych. Mając sześć lat Ignacy znalazł się pod opieką swojej chrzestnej matki Teofili Podoskiej, wojewodziny płockiej. Po jej śmierci był oddany na dwór ciotki Anny z Krasickich Sapieżyny. W magnackiej rezydencji, razem z trzema starszymi kuzynami, znalazł się też pod opieką domowych nauczycieli.

W latach 1743-1750, po odbyciu nauki domowej, kształcił się w kolegium jezuickim we Lwowie, pozostając wciąż pod opieką Sapiehów. Mieszkając na stancji we Lwowie był dokształcany przez guwernera Stefana Terleckiego. Pod jego okiem, razem ze swymi kuzynami, uczył się maksym i sentencji łacińskich, przekładów z łaciny, francuskiego, opanowywał krasomówstwo i sztukę pisania listów. Do ćwiczeń stylistycznych służyła też czasem poezja Jana Kochanowskiego, co okaże się niezwykle inspirujące dla przyszłego poety. Niebawem zyska opinię zdolnego, pilnego ucznia, celującego w układaniu i wygłaszaniu mów, ujmującego swoim zachowaniem.

Kończąc naukę we Lwowie dojrzewa do myśli, w czym sekundują także rodzice, o wejściu na drogę kapłańską. Napisze w jednym z późniejszych listów: „(…) wziąwszy sobie za pryncypialny cel chwałę Pana Boga, obrałem stan duchowny, najwyborniejszy między stanami (…)”. I w wyniku, w latach 1751-1754, uczęszcza do Seminarium Duchownego Księży Misjonarzy przy kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Wejściu na nową drogę towarzyszą, niestety, smutne okoliczności. We wrześniu 1751 r. umiera ojciec, po kilku miesiącach – także ciotka, Anna Sapieżyna. Samotność, niepewność, obawa o przyszłość stają się udziałem bardzo młodego człowieka. Jednym ze sposobów terapii okaże się literatura. Młody kleryk zaczyna prowadzić notatnik lektur, któremu nada tytuł Zbiór różnych wierszy nabożnych, moralnych i zabawnych.

Warto pamiętać, że edukacja seminaryjna jest wzbogacana o bardziej świeckie doświadczenia kulturowe. W Collegium Nobilium od 1753 r. kształci się brat Ignacego, Antoni. Na scenie tej renomowanej szkoły ogląda Krasicki sztuki Corneille’a, Moliera i in. Korzysta z bogatych zasobów biblioteki Załuskich. O jego uszy obijają się zapewne spory filozoficzno-naukowe, siejące oświeceniowy ferment myślowy, w których dyskutanci powołują się na Kartezjusza, Newtona, Leibniza i in., propagują racjonalistyczny styl myślenia.

W roku 1754, po ukończeniu seminarium, Krasicki udaje się na dwór swojego protektora Ignacego Sapiehy do Wisznic. W jego towarzystwie odwiedza majątki magnackie, bierze udział w uroczystościach rodzinnych i przyjacielskich, nawiązuje kontakt z Lubomirskimi, Potockimi, trafia na dwór biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka. Powoli zaczyna rosnąć sława Krasickiego – kaznodziei, nie bez znaczenia są talent i urok osobisty młodego księdza.

Na dworze księżny Barbary Sanguszkowej w Lubartowie Krasicki po raz pierwszy zyskuje uznanie jako poeta. Ta środowiskowa sława nie przynosi mu jeszcze wtedy większych profitów.

Jeżeli zaś chodzi o posługę kapłańską, w 1755 r. zostaje kanonikiem katedralnym kijowskim, potem przemyskim, zaś w 1757 r. – proboszczem katedralnym. W 1759, po uzyskaniu pełnych święceń kapłańskich, jest przeniesiony do opactwa cysterskiego w Wąchocku. W tymże roku, dzięki poparciu biskupa Sołtyka, podejmuje Krasicki studia teologiczne w Rzymie. Na jakiś czas uzyskuje więc częściowy „azyl”, oddala się od życia dworskiego, które przysparzało mu nieraz wielu kłopotów. Niektóre intrygi wysoko postawionych dosięgały go czasem nawet w Rzymie.

Swego rodzaju panaceum stanowiło dlań zapewne obcowanie z pamiątkami starożytnej kultury wiecznego miasta, której reminiscencje zaowocują później w jego twórczości.

W 1761 r. wraca do kraju, odwiedza matkę w Dubiecku, podróżuje między Warszawą a Krystynopolem Franciszka Salezego Potockiego, także jednego ze swoich protektorów.

Po paru latach zarysuje się perspektywa większej kariery duchownej. W 1763 r. zostaje osobistym sekretarzem prymasa W. Łubieńskiego, który po śmierci króla Augusta III zbliża się do stronnictwa, zmierzającego do osadzenia na tronie stolnika litewskiego Stanisława Poniatowskiego. Krasicki także staje się zwolennikiem tzw. Familii, tym bardziej, że jest pod urokiem kultury osobistej przyszłego króla. Sam też widocznie przypadł do gustu królowi, bo w 1764 r., zaraz po elekcji, zostaje kapelanem Stanisława Augusta. Na jego też polecenie wydaje czasopismo moralno-polityczne, opowiadający się po stronie reform oświeceniowych Monitor.

Niebawem zostaje też kustoszem katedralnym lwowskim. W r. 1765 jest prezydentem trybunału koronnego, najwyższej instancji sądowniczej w ówczesnej Rzeczypospolitej.

Pod koniec 1766 r. zostaje Krasicki biskupem warmińskim. Wypadki polityczne nie pozwalają jednak oddawać się głównie misji duszpasterskiej. Szczególnie kłopotliwa okazała się dla biskupa konfederacja barska. Lojalność wobec króla i szacunek dla niektórych poczynań konfederatów nie pozwoliły mu jednoznacznie opowiedzieć się po którejś stronie.

Jesienią 1772 r. Prusy zajmują Warmię. Krasicki bezpośrednio odczuwa konsekwencje pierwszego rozbioru Polski: zostaje poddanym króla pruskiego Fryderyka II. Nie stanie się jednak poetą nadwornym, zachowa wewnętrzną niezależność. „W sytuacji zewnętrznego zniewolenia i towarzyszącego mu zapewne poczucia bezradności – pisze Józef Tomasz Pokrzywniak – twórczość literacka stała się dla Krasickiego jedynym godnym sposobem obcowania ze światem, rozpoznawania i opisywania jego praw, najczęściej bezwzględnych, wilczych, nie respektujących indywidualnych marzeń o szczęściu i godności człowieka”.

Przy całym swoim zamiłowaniu do wytworności i elegancji jest Krasicki człowiekiem pracowitym, nie zaniedbuje obowiązków duszpasterskich. Po wielu nieporozumieniach odnawia w 1774 r. kontakt z królem, uczestniczy sporadycznie w słynnych „obiadach czwartkowych”, które stanowiły też świetną ucztę duchową, współredaguje i wypełnia wieloma swoimi tekstami Monitor.

Zanim zacznie wydawać własne dzieła, zasłynie w 1774 r. jako autor Hymnu do miłości ojczyzny, zamieszczonego w Zabawach Przyjemnych i Pożytecznych:

Święta miłości kochanej ojczyzny,

Czują cię tylko umysły poczciwe!

Dla ciebie zjadłe smakują trucizny,

Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe.

Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny,

Gnieździsz w umyśle rozkosze prawdziwe.

Byle cię można wspomóc, byle wspierać,

Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać.

Debiutem książkowym Krasickiego stała się ogłoszona w 1775 r. Myszeis (Myszeida), poemat heroikomiczny w dziesięciu pieśniach. Okazało się wówczas, że publikowany wcześniej Hymn… jest częścią składową owego poematu. Myszeida czyli Wojna myszy miała na celu ośmieszenie obyczajów sarmackich, kpiła z nadmiernie poważnego traktowania dziejów historycznych, z heroizowania i wyprowadzania moralistycznych wniosków z miałkich nieraz faktów.

Zwróciła na siebie uwagę także kunsztowna forma. Poemat był napisany oktawą, wymagającą nie lada dyscypliny, unaoczniał jednocześnie swobodę stylistyczną autora, jego skłonności do dowcipnego ujmowania tematu. Według znawców przedmiotu, „poemat zapoczątkował rewolucję artystyczną w poezji polskiej XVIII wieku”. Inspiracją dla napisania Myszeidy stała się głównie maniera odtwarzania dziejów, stosowana przez średniowiecznego kronikarza Wincentego Kadłubka, nadzwyczaj gorliwego w upiększaniu historii.

Pogrążając się coraz głębiej w literaturę, pełni jednocześnie Krasicki wielką służbę społeczną. Cechuje go nie tylko dbałość o artyzm, lecz także o poznawcze i wychowawcze walory dzieła literackiego. Przykładem takiego podejścia do literatury są chociażby Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki (1776), które otwierają drogę dla nowożytnej powieści polskiej. Są one zdecydowaną przeciwwagą dla barokowo-sarmackich romansów. W powieści Krasickiego spotkały się elementy powieści edukacyjnej, społeczno-obyczajowej, przygodowej, utopijnej. Zapoczątkowała ona niejako tę odmianę gatunkową, która będzie znana później jako powieść o dojrzewaniu (czy powieść rozwojowa).

Pisarz tak wiedzie swojego bohatera, żeby ten poznał różne modele życia, żeby, zgodnie z nazwiskiem, wiele „doświadczył” i wybrał najwłaściwszą ze ścieżek życiowych. Śledząc za nim poznajemy ówczesny model wychowania w tradycyjnej rodzinie szlacheckiej, którego uzupełnieniem były wojaże krajowe (Warszawa) i zagraniczne (Paryż). Nie dało się uniknąć bohaterowi także pokusy życia ponad stan, zaciągania długów i ucieczek przed wierzycielami.

Powieść daje możliwość obserwacji różnych środowisk, takich, jak: dom, szkoła, sądownictwo, szlachta prowincjonalna, dwór wielkopański, salon warszawski i in. Prowadząc swojego bohatera przez te różne środowiska, nie znajduje jednak autor wzorcowego modelu życia, dlatego też w utopijnej części utworu wysyła Doświadczyńskiego na wyspę Nipu (aluzja do Nigdzie). Życie Nipuanów nie osiągnęło poziomu cywilizacji europejskiej, jeżeli do wszystkiego przykładać materialną miarkę, ale właśnie tutaj widzi bohater prawdziwą równość obywateli, przykładne relacje między zwierzchnikiem i poddanym, przestrzeganie zwyczajowego prawa, przekazywanie istotnych treści przez ustną tylko literaturę. Na wyspie kwitną miłość, zgoda, szacunek do pracy fizycznej, co zapewnia stabilność, nie wywołuje niepotrzebnych wstrząsów.

Kiedy po różnych perypetiach wraca bohater do swoich, nie udaje mu się zrobić wielkiego użytku z nabytych doświadczeń. Trafia na mur nie do pokonania. Rodacy są przywiązani do starych obyczajów, niezależnie od ich wartości, wpadają w pijaństwo, szerzy się korupcja itp.

Doświadczyński osiada w wyniku w rodzinnym Szuminie i, mając wspólniczkę w szlachetnej żonie Julii, przynajmniej na swoim terenie próbuje realizować podpatrzony u Nipuanów model życia zgodnego z naturą, zapewniającego ład i porządek. To dużo czy mało? Skoro nie można naprawić Rzeczypospolitej, ani tym bardziej świata, w oddaleniu od jego zgiełku, przynajmniej w wymiarze indywidualnym czy w zasięgu swojej wsi należy chronić sferę autentycznych wartości.

Kontynuacją marzeń Krasickiego o idealnym „modus vivendi” stała się także późniejsza powieść Pan Podstoli (cz. 1 – 1784, cz. 2 – 1803). Jej bohater, szanujący tradycję i oświecony szlachcic, także w swojej posiadłości stara się przybliżyć do ideału dobrego gospodarza. Tym razem utwór jest napisany w formie rozmowy, którą prowadzi narrator z głównym bohaterem, przekształcając poszczególne jej partie niemal w osobne traktaty, naświetlające istotne problemy życia szlacheckiego czasów stanisławowskich. Znowu mamy tutaj coś w rodzaju ziemiańskiej arkadii, znowu przed nami kolejne wcielenie „żywota człowieka poczciwego”, krojone na miarę wieku XVIII. Godne uwagi tradycje przodków, zgodnie z zasadą zdrowego rozsądku, łączy Pan Podstoli z nowoczesnymi trendami wieku oświeconego.

Krasicki-pisarz nie poprzestawał, jak wiadomo, na kreowaniu parenetycznych niemal żywotów. Miał wyostrzony zmysł satyryczny i, widząc dookoła dalekie od ideału zachowania poszczególnych osób czy stanów społecznych, piętnował różne wady i przywary ludzi swojego czasu.

Utworem, który uzyskał duży rozgłos, ale i przysporzył poecie mnóstwa kłopotów, stała się napisana w 1777 r. Monachomachia, kolejny, po Myszeidzie, poemat heroikomiczny. Z charakterystycznym dla pisarza humorem, dowcipem ośmieszył tym razem duchowieństwo, konkretniej mnichów, a więc warstwę nobliwą, która nie spotkała się chyba w swoich dziejach z czymkolwiek podobnym. Zaskakujący był też fakt, że krytyka przyszła niejako „od wewnątrz”, a więc brzmiała najbardziej wiarygodnie. Poemat wyszedł przecież spod pióra osoby duchownej. Trudno go było zlekceważyć, bo i napisany był z nie lada talentem. Niektóre celne sentencje łatwo wpadały w ucho, często i chętnie były więc powtarzane, jak, dla przykładu:

I śmiech niekiedy być może nauką,

Kiedy się z przywar, nie osób natrząsa (…)

Szanujmy mądrych, przykładnych, chwalebnych,

Śmiejmy się z głupich, choć i przewielebnych.

Jak w każdych czasach, świetnie sprawdzała się psychologia zwykłego śmiertelnika, który, niejedno mając na sumieniu, łatwiej rozgrzesza siebie, kiedy widzi bądź słyszy, że wyżej postawieni czy specjalnie powołani do szlachetnych celów także mają kłopoty z dążeniem do ideału.

Krasicki piętnował przede wszystkim nieuctwo bądź tylko pozorną mądrość mnichów, pociąg do dogadzania sobie przez nadużywanie potraw i trunków, w wyniku skłonność do kłótni i bijatyk, co już kategorycznie wchodzi w kolizję z cnotami, kojarzonymi ze stanem duchownym. Odpowiadając na zjadliwe głosy krytyki bronił się później pisząc Antymonachomachię (1779).

Okolicznościowo przypominając dorobek Ignacego Krasickiego, który, wychowując i bawiąc współczesnych, sięgał po różne gatunki, nie sposób pominąć jego Bajek i przypowieści (1779), sięgających zarówno do dalszej tradycji, bajki ezopowej, jak też bliższej, bajek La Fontaine’a.

Gatunek bajki okazał się niezwykle przydatny do ośmieszania ludzkich wad i słabości, do delikatnego upominania i sugerowania wyboru właściwszych sposobów postępowania, do filozofowania na temat głębszych wartości moralnych. Jedne bajki ciążą bardziej ku dydaktyzmowi, pragną pouczać, inne stają się niemal pamiętnikiem osobistym autora. Zbiorek otwiera tzw. Wstęp do bajek, który już właściwie zarysowuje ciąg charakterystycznych dla bajek „niemożliwości” i zarazem „możliwych” do podjęcia tematów:

Był młody, który życie wstrzemięźliwie pędził;

Był stary, który nigdy nie łajał, nie zrzędził;

Był bogacz, który zbiorów potrzebnym udzielał;

Był autor, co się z cudzej sławy rozweselał;

Był celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał;

Żołnierz, co się nie chwalił; łotr, co nie rozbijał;

Był minister rzetelny, o sobie nie myślał;

Był na koniec poeta, co nigdy nie zmyślał.

 

A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może!

Prawda, jednakże ja to między bajki włożę.

Wśród bajek Krasickiego są czasem niemal liryki, przemycające głębszą refleksję filozoficzną, ukrytą pod subtelnymi obrazami, pełniącymi funkcję symboliczną, jak, na przykład, w Potoku i rzece:

Potok, z wierzchołka góry płynący z hałasem,

Śmiał się z rzeki; spokojnie płynęła tymczasem.

Nie stało wód u góry, gdy śniegi stopniały,

Aż z owego potoka strumyk tylko mały.

Co gorsza, ten, co zaczął z hałasem i krzykiem,

Wpadł w rzekę i na koniec przestał być strumykiem.

Podobnego rodzaju „bajki i przypowieści” graniczą w ogóle z nieokreślonymi ściślej odmianami liryki refleksyjno-filozoficznej, dydaktycznej itp.

Jeżeli w bajkach funkcja dydaktyczna jest stonowana często przez ogólną refleksję filozoficzną bądź nawet jakieś bardziej osobiste wynurzenia autora, to zdecydowanie wysuwa się ona na główny plan w nieśmiertelnych satyrach Krasickiego, których część pierwsza była ogłoszona w 1779 r. Stosuje w nich poeta krytykę nie skierowaną do konkretnych osobników, żeby się „z przywar nie osób natrząsać”.

Bohaterów poszczególnych satyr nazywa rozpowszechnionymi w polskiej tradycji imionami: Jan, Piotr, Paweł itp. Ich zaś poucza nie z dystansem spoglądający mędrzec, ale po prostu bardziej oświecony szlachcic, hołdujący zdrowym obyczajom. Piętnuje on zarówno to, co jest przejawem głębokiego zacofania, jak i to, co jest bezkrytyczną pogonią za nowoczesnością. Żywi on niechęć zwłaszcza do stolicy, do wielkopańskich dworów, do otaczania kultem pozornych wartości, cudzoziemskich obyczajów, do marnotrawstwa, pijaństwa i wielu jeszcze przywar ówczesnego (gdybyż tylko ówczesnego!) społeczeństwa. Któż z nas, żyjących o całe wieki później, czytając takie satyry, jak Świat zepsuty, Pijaństwo, Żona modna czy jakieś inne nie łapał siebie na myśli, że to są jakby scenki z dzisiejszego otoczenia, a może nawet powtarzał przy lekturze jak Stańczyk z Wesela Wyspiańskiego: znam, zanadto dobrze znam.

Znając naturę ludzką satyryk zdawał, oczywiście, sprawę z tego, że zajmuje się być może syzyfową pracą, ale czyż można było milczeć, widząc tyle „zepsucia” dookoła? Bezowocność wysiłku naprawiania człowieka czy poszczególnych stanów świetnie ujmuje satyra Pijaństwo. Jej bohater, skarżąc się na złe samopoczucie, przypominając przykre przygody, będące skutkiem zgubnego nałogu, wyciąga na pozór wnioski:

(…) Bogdaj w piekło przepadło obrzydłe pijaństwo!

Cóż w nim? Tylko niezdrowie, zwady, grubijaństwo.

I za chwilę, żegnając współrozmówcę, na jego pytanie Gdzie idziesz? odpowiada: Napiję się wódki.

Już od początku wydawania Monitora zamieszczał Krasicki na jego łamach i w innych pismach także nieokreślone gatunkowo wiersze. Część z nich ukazała się w Wierszach różnych XBW (1784). Są wśród nich tzw. listy poetyckie, które miały często charakter dydaktyczno-moralizatorski, które, zgodnie z nastawieniem epoki, krzewiły dobre obyczaje, w których ubolewał też czasem nad upadkiem moralności. Czynił to zazwyczaj nie bez pewnej dozy humoru, stylizując swoje utwory na wypowiedź jakiegoś przeciętnego szlachcica, zgorszonego tym, co widzi dookoła, idealizującego czasy i obyczaje wcześniejsze, jaką to sytuację mamy w wierszu Do pana Jędrzeja:

Panie Jędrzeju, ach cóż się to święci!

Nie tak bywało za naszej pamięci.

Nie chodził zdrajca po mieście bezpiecznie,

Łgali i przedtem, ale łgali grzecznie,

Tracili za nas, ale każdy w domu,

Była rozpusta, ale po kryjomu,

Były oszusty, ale nieustawnie,

Kradli jak dzisiaj, ale nie tak jawnie.

Panie Jędrzeju, ach cóż to się święci!

Nie tak bywało za naszej pamięci.

Tęsknota za lepszymi obyczajami każe nieraz ich szukać w przestrzeni wiejskiej, wśród prostych ludzi, zbliżonych do natury, zajętych pracą. Rozpoznajemy tu czasem promieniowanie idei J. J. Rousseau, tęsknotę za „złotym wiekiem”, który był nieskażony przez dobrobyt cywilizacyjny.

Niejednokrotnie podejmuje Krasicki wątek, znany z Jana Kochanowskiego Pieśni świętojańskiej o Sobótce, wysławiającej „wiejskie wczasy i pożytki”. Rozczarowanie życiem miejskim, zwłaszcza dworskim, obdarzało sympatią żywot wiejski i to, co w nim zaiste urocze, i to, co nie zawsze jest powabne.

Wiersze Krasickiego, zgodnie z duchem zasad klasycystycznych, propagują nawiązującą do stoicyzmu filozofię ładu i umiaru, tzw. zasadę „złotego środka”, równowagi życiowej. Poeta ceni przede wszystkim wartości duchowe, siłę umysłu człowieka, intelektu, poddanego rozwadze, stale ćwiczonego, wzbogacanego o nowe treści. Wiersz Do sąsiada jest właściwie apelem, zwrotem do zrównoważonej, niezachwianej myśli, niezależnej od tego, „jakkolwiek się dzieje”:

Myśli słodka, gdy spokojna,

Bogdaj zawżdy byłaś u mnie!

Czy to pokój, czyli wojna,

Czy pełno, czy pustki w gumnie,

Słodzisz pracę i daremną,

Gdy ja z tobą, a ty ze mną. (…)

Na różne sposoby próbuje poeta dowodzić, że szczęście nie polega na gromadzeniu dóbr materialnych, chociaż ułatwiają one, bez wątpienia, ziemskie bytowanie. Nie można jednak dopuścić do tego, żeby stały się celem samym w sobie. Prawdziwa Szczęśliwość – to zbieranie owoców pracy duchowej, to wzbogacanie umysłu ludzkiego, to także hołdowanie mądrej zasadzie umiaru:

(…) Dobro umysłu wśród siebie gdy mnoży,

Cudza go zdrożność dolega, nie sroży;

Czym jest, gdy pomni, źle sądzić nieskrzętny,

Miary pamiętny.

Ta, żądz porywczych kiedy trzyma wodze,

I bujać w szczęściu, i upadać w trwodze

Broni; a tłumiąc zbytnią czucia tkliwość,

Daje szczęśliwość.

Jako człowiek, i jako poeta zdawał Krasicki sprawę z tego, że natura ludzka od wieków jest ta sama, że niełatwo jest wykorzeniać wady i słabości człowieka, że ciągle triumfy święcą pozory. W wierszu, zaczynającym się od incipitu Jakżeśmy mali pisał m. in.:

(…) Niby to grzeczni, niby rozumni,

Tym gardzim, czego dosiąc nie możem.

A prawda prawdą. Mdli, małotrwali,

Znikłe światełka, jakżeśmy mali! (…)

Dobrze poznawszy wątpliwe nieraz rozkosze życia dworskiego, poeta uświadamiał sobie, że najłatwiej, oczywiście, być cnotliwym sytuując się z dala od wielkiego świata, w samotności, w odosobnieniu kontemplując uroki natury, poprzestając na małym.

Po utrapieniach, których przysparzały też wielkie koligacje, po długim obracaniu się w świecie złudnych wartości dla bohatera Krasickiego łono przyrody staje się miejscem prawdziwego piękna i wytchnienia:

O gaiku rozkoszny, przeźroczyste wody,

Miejsce wdzięku, pieszczoty, spoczynku, ochłody,

Jest w tobie grunt piasczysty, znajdzie się i grząski.

Insze miejsca kształtniejsze – nie masz nad Powązki. (…)

 

Kręte ścieżki, po których błądzę w zamyśleniu,

Zacisze, gdzie spoczynek słodki w utajeniu

Drzewa czynią cień miły gęstymi zawiązki,

Insze miejsca bogatsze – nie masz nad Powązki. (…)

A piękno naprawdę lubił, nie tylko w poezji. Będąc biskupem, zakładał i pielęgnował przy wyznaczonych mu rezydencjach wspaniałe ogrody, był koneserem sztuki i zwolennikiem eleganckiego życia. W ostatnich latach coraz bardziej pragnął spokoju, samotności. W większe wydarzenia polityczne (Sejm Czteroletni, Konstytucja 3 Maja) angażował się głównie jako poeta.

Na początku 1795 r. jest mianowany biskupem gnieźnieńskim. Przy nieżyczliwej polityce pruskiej wobec Kościoła katolickiego godne sprawowanie powierzonej służby wymagało nie lada zabiegów. Jak zawsze jednak, biskup znajduje czas na poczynania pisarskie, tworzy różne „rozmowy”, „uwagi”, „listy”, w których talent literacki łączy się już właściwie z pasją uczonego. Z inicjatywy Franciszka Ksawerego Dmochowskiego zaczyna z nim porządkować swoje pisma. 10-tomowe ich wydanie ukaże się w latach 1802-1804, już po śmierci autora.

Ignacy Krasicki zmarł 14 marca 1801 r. w Berlinie. Był tam pochowany w kościele św. Jadwigi. W 1829 r., z inicjatywy Juliana Ursyna Niemcewicza, zwłoki „księcia poetów” sprowadzono do kraju, by spoczęły w katedrze gnieźnieńskiej, ostatnim miejscu posługi biskupiej.

Bliższy kontakt ze spuścizną Krasickiego kolejny raz potwierdza tezę, że klasyka nie starzeje, że zrodzona w odległej epoce, którą też świetnie charakteryzuje, zawiera pierwiastki polskie i europejskie, lokalne i uniwersalne, historyczne i ponadczasowe. Utrwalone w jasnym, prostym, pięknym języku są one czytelne, znaczące i pouczające do dzisiaj.

Halina Turkiewicz

Wstecz