Jego Wysokość SŁOWO

„Znali się z sobą niedługo...”

Ten cytat z „Pomnika Piotra Wielkiego”, a zwłaszcza jego ciąg dalszy „i od dni kilku już są przyjaciele” jeszcze z czasów szkolnych jest nam dobrze znany. Podpierają się nim wszyscy mickiewiczolodzy i puszkinolodzy, mówiąc i pisząc o wielkiej przyjaźni dwóch poetów. Przecież nie kto inny, tylko sam Mickiewicz wyznał, że ci stojący nad brzegiem Newy przy kolosie Piotra i osłaniający się od deszczu jednym płaszczem „dwaj młodzieńce” są przyjaciółmi. Co prawda, zdarzało mi się czytać, że ten drugi młodzieniec wcale nie musi być Puszkinem, bo być może chodziło o Konrada Rylejewa, z którym nasz poeta znał się bliżej niż z Puszkinem. Nie wydaje się to jednak słuszne. Rylejew, owszem, był znanym poetą, ale jednak tytuł „wieszcza ruskiego narodu” bezwzględnie należał się Puszkinowi.

O przyjaźni Mickiewicza z Puszkinem w ciągu minionych stuleci napisano tak wiele, przy tym autorami książek, esejów, rozpraw naukowych, artykułów byli tak znani profesorowie, pisarze, krytycy literaccy, że właściwie wszystko już na ten temat zostało powiedziane. Że tak właśnie jest, wystarczy zajrzeć do benedyktyńskiej pracy naukowej wybitnego polskiego puszkinologa pisarza, tłumacza, eseisty Mariana Toporowskiego „Puszkin w Polsce” czy też do wydanej jeszcze przed wojną jego książki „Puszkin w polskiej krytyce i przekładach”. Bibliografia autorów, piszących o Puszkinie, tłumaczy jego poezji i prozy liczy grubo ponad tysiąc. Puszkina tłumaczyli: Samuel Bogumił Linde (był pierwszym tłumaczem jego poezji), Marian Toporowski, Władysław Syrokomla, Wiktor Gomulicki, Teodor Bujnicki, Mieczysław Jastrun, Leo Belmont, Adam Ważyk, Julian Tuwim, Leopold Lewin, Włodzimierz Słobodnik, Seweryn Pollak.

Jeszcze za życia poety powstał w Polsce mit o Puszkinie jako wielkim piewcy wolności. Znajdująca się pod trzema zaborami i walcząca o niepodległość Polska widziała to, co chciała widzieć: piewcę wolności. Zatrzymajmy się przy tej wolności nieco dłużej. Jaką i czyją wolność opiewał Puszkin? Temat ten ściśle jest bowiem związany z wzajemnymi relacjami poety polskiego i rosyjskiego.

W roku 1831, kiedy w Polsce dogorywało powstanie listopadowe, pisze Puszkin wiersz „Oszczercom Rosji”, który spowodował wieloletnie dyskusje, komentarze i całkowicie odmienne interpretacje. Oto kilka fragmentów tego utworu w tłumaczeniu Tuwima:

O co ten krzyk, trybuni ludu? Czemu

Grozicie Rosji anatemą?

Co tak wzburzyło was? Litewski bunt i kaźń?

To Słowian spór, rodzinny spór domowy,

Nie rozwiążecie go krasomówczymi słowy.

Przesądził dawno los tę naszą starą waśń.

 

Już wieki oba te plemiona

Wzajemnym gniewem czoła chmurzą,

Nieraz to ich, to nasza strona

Musiała ugiąć się przed burzą.

Kto w tym nierównym wytrwa sporze:

Czy dufny Lach, czy wierny Ross?

Czy się słowiańskie rzeki w rosyjskie wleją morze?

Czy ono wyschnie? Kto powiedzieć może?

Oszczercy Rosji – to Francja, która poparła (przynajmniej na słowach) polską walkę narodowo-wyzwoleńczą. Co z tego wiersza można wyczytać? Krytycy, zwłaszcza rosyjscy i polscy słusznie minionego okresu, widzą tu jedynie obawę poety przed powtórką wojny napoleońskiej 1812 roku. A litewski bunt i kaźń (czytaj polski bunt, bo Litwinami nazywano kresowych Słowian, a właściwych Litwinów, tych w dzisiejszym rozumieniu, nazywano Żmudzinami) – to rodzinny spór domowy. Pytanie, kto „w tym nierównym wytrwa sporze” jest tylko pytaniem retorycznym, bo według poety los już dawno przesądził, że będzie to wierny Ross a nie dufny Lach. W polskiej wersji epitet Lacha – dufny – jest nieco łagodniejszy. W oryginale ten Lach jest „kiczliwyj”, czyli chełpliwy, pyszałkowaty. Bunt, kaźń, pyszałkowaty Lach... Jakoś nie bardzo mi to pasuje do wielkiego piewcy wolności, serdecznego przyjaciela poety-buntownika, właśnie za ten bunt zesłanego do Rosji.

Zresztą z wierszami to nigdy nie wiadomo, na jakim gruncie, jak pisze Anna Achmatowa, wyrastają. Wiadomo, że często różne okoliczności zmuszają twórcę do głoszenia tych czy innych poglądów. Czasem wręcz – do deklaracji, niekoniecznie zgodnych z sumieniem. Listy! Tak, listy. Tu poszukajmy szczerych i prawdziwych słów i uczuć poety. A przede wszystkim – tej przyjaźni do polskiego wygnańca, o której bodaj od pierwszej klasy szkoły początkowej wiele się słyszało, o której później jeszcze więcej czytało.

Jak wiemy, Mickiewicz przebywał w Rosji niecałe 5 lat (listopad 1824 – maj 1829). Jesienią 1826 roku po raz pierwszy spotkał się z Puszkinem. Było to prawdopodobnie w mieszkaniu Puszkina, gdzie rosyjski poeta czytał swój dramat Borys Godunow.

Szukam śladów tej znajomości w jego listach w Pełnym wydaniu utworów zebranych w dziesięciu tomach z okazji 150-lecia urodzin. Interesuje mnie tom VII (krytyka i publicystyka) oraz X (listy). Zwłaszcza ten ostatni, bo przecież listy są najcenniejszym źródłem wiedzy o wewnętrznym świecie człowieka. Wśród niemal ośmiuset listów co najmniej połowa adresowana jest do przyjaciół i ludzi bliskich, przed którymi poeta nie miał tajemnic. Gdzie, jeśli nie tu szukać śladów tej przyjaźni z polskim poetą, o której niejeden tom został napisany? Szukajmy więc. Niestety, wśród adresatów nazwiska naszego poety nie ma.

Nazwisko „Mickiewicz” powtarza się dwa razy w listach do przyjaciół i raz w urzędowej krótkiej, lakonicznej notatce. Próżno byśmy jednak szukali jakichś śladów spotkań dwóch wielkich twórców, wrażenia, jakie wywarło na poecie rosyjskim spotkanie z „ofiarą carskiej przemocy”, oceny jego wierszy, improwizacji. A przecież ze wspomnień współczesnych wiemy, że wysoko cenili wzajemną twórczość. Potwierdzają to zresztą wypowiedzi samych poetów.

Poeci spotykali się i w mieszkaniu Puszkina, i w salonach literackich wspólnych znajomych. Rozmawiali. Mickiewicz, który znał kilka języków, swobodnie władał też rosyjskim. Śmiem sądzić, że były to raczej rozmowy ludzi dobrze wychowanych jedynie o tym, co łączy a nie dzieli. Łączyła ich miłość do poezji. Dzieliło to, co najważniejsze: miłość do ojczyzny. Więcej – dzieliło samo pojęcie ojczyzny. Dla Puszkina, jak świadczą liczne wypowiedzi w jego listach, Polska była częścią Rosji, jej własnością. Dlatego tak surowo oceniał „buntowników”.

Tuż po wybuchu powstania listopadowego, 9 grudnia 1830 roku Puszkin pisze do swej przyjaciółki Jelizawiety Chitrowo, córki księcia Goleniszczewa-Kutuzowa:

Jestem całkowicie wstrząśnięty wieścią o polskim powstaniu. Tak więc nasi odwieczni wrogowie zostaną ostatecznie zniszczeni i w ten sposób nic z tego, co zrobił Aleksander, nie zostanie, ponieważ nie jest oparte na rzeczywistych interesach Rosji (...)

Czy znane są pani piętnujące słowa feldmarszałka, pani ojczulka? (chodzi o Kutuzowa – przyp. Ł. B.)? Podczas jego wejścia do Wilna Polacy rzucili się do jego nóg. Wstańcie, powiedział on, pamiętajcie, że jesteście Rosjanami.

My możemy jedynie żałować Polaków. Jesteśmy zbyt silni, żeby ich nienawidzić, wojna, która się zaczyna, będzie wojną do wyniszczenia. W każdym razie powinna taką być. Miłość do ojczyzny zawsze była w duszy Polaka uczuciem beznadziejnie-ponurym. Proszę przypomnieć ich poetę Mickiewicza. Wszystko to mnie smuci, bo Rosji potrzebny jest pokój.

...Tu się nie mogę powstrzymać od dygresji na temat „kto ty jesteś?”. W XIX wieku Kutuzow każe pamiętać wileńskim Polakom, że są Rosjanami, w XXI wieku każą nam pamiętać, że jesteśmy Litwinami...

21 stycznia następnego roku pisze do pani Chitrowo:

(...) otrzymamy warszawską gubernię, co należało uczynić już 33 lata temu. Ze wszystkich Polaków interesuje mnie jedynie Mickiewicz. Na początku powstania był w Rzymie, obawiam się, czy nie przyjechał do Warszawy, żeby być świadkiem ostatnich konwulsji ojczyzny.

Temat „polskiego buntu” interesował poetę żywo, żeby nie powiedzieć gorąco. 1 czerwca, pisząc do swego przyjaciela księcia Piotra Wiaziemskiego o śmierci polskiego majora Krżnieckiego (nazwisko zostało wyraźnie zniekształcone), ginącego z pieśnią „Jeszcze Polska nie zginęła”, konkluduje:

Wszystko to ładnie w sensie poetyckim. A jednak ich trzeba zadusić i nasza powolność jest męcząca. Dla nas bunt Polski – to sprawa rodzinna, dawna, dziedziczna waśń (...)

Prawdziwa euforia ogarnia poetę we wrześniu 1831 r. na wieść o klęsce powstania. Dzieli się tą radosną wiadomością niemal ze wszystkimi, do kogo pisze:

Jakie czasy! Warszawa miała być zdobyta 25 albo 26 (sierpnia – Ł.B.), ale jeszcze nie ma wiadomości. (Z listu do Wiaziemskiego z dnia 3. IX. 1831).

Nie będę Pani pisał o zdobyciu Warszawy. Proszę sobie wyobrazić, z jakim zachwytem przyjąłem tę wiadomość po dziewięciomiesięcznych ciężkich porażkach. (Z listu do Praskowii Osipowej, przyjaciółki Puszkina, z dnia 11. IX. 1831).

Znowu zajęliśmy przysługującą nam pozycję, której nie powinniśmy byli tracić. (...)

Sądzę, że mój brat brał udział w szturmie Warszawy. A swoją drogą – to najwyższa pora wzięcia Warszawy. (Z listu do J. Chitrowo, połowa września 1831).

I jeszcze jedna ciekawostka o poecie, który, według publicysty i pisarza Włodzimierza Sokolskiego, „pozwolił przerzucić pomost braterstwa do wspólnej walki o wolność dwóch narodów”.

Ten, kto się interesuje kulturą starożytną, wie, że jeszcze przed naszą erą żył taki rzymski polityk, mówca i pisarz Katon Starszy. Otóż ten Katon każde swoje przemówienie w Senacie rzymskim, bez względu na temat, kończył słowami: Poza tym sądzę, że Kartagina powinna być zniszczona.

Podobnie Puszkin potrafi kończyć listy parafrazą słów Katona, zmieniając Kartaginę na Warszawę: delenda est Varsovia.

Przede mną „Pomnik” Puszkina. Nie ten „trudem rąk ciosany”. Chodzi o wiersz. O tę zwrotkę:

I naród w sercu mnie po wieczny czas utwierdzi

Za to, żem lutnią w swój nielitościwy wiek

Wysławiać wolność śmiał i wzywał miłosierdzia

I szlachetności uczuć strzegł. (Przekład J. Tuwima)

Jak się mają do siebie wysławianie wolności i delenda est Varsovia?

Gdy czytam poświęcony Mickiewiczowi wiersz Puszkina „Był tu śród nas...”, który najczęściej – a w podręcznikach i polskich, i rosyjskich chyba zawsze – zamieszczany był niecały, kolejny raz uświadamiam sobie, że pół prawdy bywa gorsze od kłamstwa.

Był tu śród nas,

Pośród obcego mu plemienia. W duszy

Nie żywił dla nas nienawiści. Myśmy

Też go kochali. Cichy, dobrotliwy,

Był uczestnikiem biesiad naszych. Z nim

Dzieliliśmy się i marzeniem czystym,

I pieśnią. (Był natchniony łaską niebios,

Z wysoka więc na świat spoglądał). Często

Mówił o przyszłych czasach, kiedy narody

Połączą się. Słuchaliśmy poety

Z zapartym tchem.

Opuścił potem nas,

Na zachód odszedł – i błogosławieństwem

Żegnaliśmy go. Ale gość nasz cichy

Teraz nam wrogiem stał się, co trucizną

Przepaja wiersze swoje na uciechę

Bujnej gawiedzi. Z dala nas dochodzi

Poety głos, wezbrany nienawiścią,

Znajomy głos!... O, Boże! Prawdą swoją

Oraz pokojem oświeć serce w nim

I przywróć mu – – –

Chodziło o ustęp do III części „Dziadów” Mickiewicza, zatytułowany „Do przyjaciół Moskali”. Trudny to wiersz. Jest w nim mowa o serdecznej przyjaźni do przyjaciół rosyjskich, żal po śmierci dekabrystów, współczucie więzionym i przykutym do taczek w kopalniach syberyjskich, ale jest też inna mowa, skierowana do „nieprzyjaciół Moskali”:

Teraz na świat wylewam ten kielich trucizny,

Żrąca jest i paląca mojej gorycz mowy,

Gorycz wyssana ze krwi i łez mojej ojczyzny,

Niech zrze i pali nie was, lecz wasze okowy...

Czy właśnie te słowa, piętnujące despotyzm carski, uraziły dumę narodową rosyjskiego poety, kamerjunkiera na dworze cara Mikołaja? A może zraniły inne, jeszcze bardziej bolesne, które przyjął do siebie:

Innych może dotknęła sroższa niebios kara;

Może kto z was urzędem, orderem zhańbiony,

Duszę wolną na wieki przedał w łaskę cara

I dziś na jego progach wybija pokłony.

Należy jednak wątpić, czy konkretnie Puszkina te słowa dotyczyły. Mickiewicz darzył „wieszcza ruskiego narodu” szczerym szacunkiem i podziwiał go jako poetę.

Wracając do moich poszukiwań nazwiska „Mickiewicz” w spuściźnie Puszkinowskiej, zatrzymajmy się na chwilę przy tomie VII. Zawiera krytykę literacką i publicystykę. Nie znajdujemy tam najmniejszej wzmianki o poecie polskim. Jest natomiast bardzo ciekawa geneza rozbiorów Polski. Okrutne prześladowania przez Polaków, a zwłaszcza przez kler katolicki arcybiskupa białoruskiego Gieorgija Koninskiego oraz prawosławnych i unitów doprowadziło do tego, że chcąc ich bronić, „caryca Katarzyna rozkazała swoim wojskom ruszyć na Warszawę”. Następnie „konfederacja barska rozpętała nową wojnę, której wynikiem był pierwszy rozbiór Polski. Siedem obwodów, prastara nasza własność zostały nam zwrócone”.

No, to teraz już wiemy jak to było z tymi rozbiorami. Tylko dlaczego Niemcy i Austria rzuciły się na ratunek prawosławnych?

Wróćmy jednak do przyjaźni dwóch genialnych poetów. Spotkania w salonach literackich, serdeczna, entuzjastyczna, granicząca z euforią atmosfera przy czytaniu i recytacji wierszy, słynne improwizacje Mickiewicza (improwizował również po francusku, który znał biegle, chociaż, jak powiadali złośliwi, mówił z fatalnym nowogródzkim akcentem), piękna i czarująca gospodyni salonu literackiego księżna Zenaida Wołkońska, do której wszyscy poeci wzdychają, nie wyłączając Adama, krążące puchary wina – wszystko to sprawiało, że każdy czuł się przyjacielem każdego. Było właśnie tak, jak pisał Mickiewicz: znali się z sobą niedługo, lecz wiele i od dni kilku są już przyjaciele. Tyle że z przyjaźnią od pierwszego wejrzenia bywa nieco inaczej niż z miłością. Nie jest długowieczna. Zwłaszcza jeśli ludzie, tacy bliscy jako poeci, są tacy dalecy – jeśli nie powiedzieć wrodzy – jako obywatele.

Wydaje mi się, że charakter wzajemnych stosunków dwóch poetów najlepiej wyraził Władysław Mickiewicz, najstarszy syn i biograf Adama, który z okazji setnej rocznicy Aleksandra Puszkina w 1889 roku wysłał do Związku Pisarzy Rosyjskich takie pismo: Jako Polak i syn Adama Mickiewicza łączę mój hołd dla Puszkina z waszym. Oby przebudzenie się uczucia, które złączyło na chwilę dwóch wielkich poetów, było przepowiednią lepszej przyszłości dla obydwu narodów.

Uczucie, które złączyło na chwilę dwóch poetów... Pozostańmy przy tych bardzo prawdziwych słowach, nie doszukując się wielkiej przyjaźni, której – śmiem przypuszczać – nie było.

Na zakończenie tych moich rozważań nie mogę przemilczeć jeszcze jednej rzeczy. Tego, że nie było moim zamiarem przyćmiewanie znaczenia i wielkości Puszkina. Odwrotnie, tekst ten, wynik długich przemyśleń i poszukiwań, pisałam w ogromnej rozterce, a miejscami z prawdziwą przykrością. Puszkin jest dla mnie tym poetą, którego wierszy, podobnie jak wierszy bliskich mojemu sercu kilku (no, może kilkunastu) polskich poetów nigdy się na pamięć nie uczyłam, a nie wiadomo w jaki sposób są w tej pamięci od lat obecne. Czytane lub powtarzane w myślach sprawiają mi radość, jaką daje obcowanie z czymś pięknym, dobrym, jasnym. Jak to dobrze, że znając rosyjski, znam je w oryginale. Bo przekład, nawet taki kongenialny Tuwimowski – to już trochę inna poezja.

Łucja Brzozowska

Wstecz