Ksiądz prałat Józef ObremBski ODSZEDŁ DO WIECZNOŚCI

...i któryś szczerze kochał bliźniego...

Czcigodny Księże Prałacie… Tyle razy, w tych właśnie słowach, na tych oto łamach prasowych, zwracaliśmy się do Ciebie z ważnych okazji – kolejnych okrągłych dat Twojego kapłaństwa i życia na tej ziemi, dni wspomnień Twojego Patrona – by złożyć słowa uznania i podzięki za Twoją służbę Bogu i bliźnim… A dziś, kiedy już przekroczyłeś Bramę Ciszy, słowa urywają się z ust, ulatują z pamięci jak spłoszone ptaki i trudno je uporządkować w posłuszny klangor…

A tak by się chciało znaleźć te – najbardziej odpowiednie i godne Twojego życia – Bożego żołnierza i ludzkiego Człowieka. Życia długiego, znaczonego duszpasterskim trudem i znojem, którego nie udało się przebiec na przełaj… Ileż ich było – tych dni, pełnych obaw i zmagań za powierzone Ci dusze wiernych. Ale mimo tego, idąc w nogę z Bogiem, potrafiłeś z każdego dnia wykrzesać betlejemską radość, nadzieję i wiarę, które opromieniały Twoje oblicze, dodając otuchy innym. Twój uścisk dłoni, mądre, budujące (a nieraz rozbawione, filuterne) spojrzenie – tego się nie da zapomnieć…

Byłeś, Czcigodny Księże, wizytówką (wybacz nam takie porównanie) naszej małej ojczyzny – Ziemi Wileńskiej, naszym sumieniem, ostoją moralności dla maluczkich i przykładem dla innych duszpasterzy. A we własne kapłaństwo wszedłeś jak zapalony rolnik w łan zboża: ogrom i radość pracy przesłoniła Ci własne życie. Nigdy nie szukałeś dla siebie profitów, nie wybierałeś łatwiejszych dróg. Dlatego na zawsze połączyłeś swój los z tą ziemią, by dzielić tu z nami dolę i niedolę, pomagać w przetrwaniu najgorszych dla wiary czasów. Wykonałeś swe zadanie z nawiązką: niezachwianą postawą kapłańską, słowem Bożym, którego byłeś wiernym, pełnym poświęcenia siewcą, wreszcie – miłością bliźniego. Tej ostatniej dałeś niezliczone dowody, pochylając się nad każdym, kto cierpiał, potrzebował pomocy – czy to schorowany, stary kapłan, czy żebrak – tak jakbyś samego Chrystusa w nich widział.

Nigdy, Czcigodny Księże, nie ubiegałeś się dla siebie o żadne honory i rozgłos. Ale i tak byłeś znany daleko poza Wileńszczyzną. Zjeżdżano do Ciebie, do Twojego, przysłowiowego już, pałacyku, nawet z innych krajów, prosząc o udzielenie sakramentów świętych, o błogosławieństwo, nieraz – o radę i pomoc.

Całe swe długie życie żyłeś skromnie – skromnością nieraz graniczącą z ubóstwem, jeśli mierzyć miarką dóbr materialnych. Przedkładałeś nad nie inne – dobra duchowe, którymi szczodrze się dzieliłeś. Często powtarzając, że wszystko wokół przemija, oprócz samego Boga i Jego Słowa. Swoją postawą kapłańską i życiową dodawałeś sił i wiary kilku pokoleniom rodaków, nadawałeś sensu naszemu trwaniu na tej ziemi.

Dziękujemy Ci, Drogi Duszpasterzu, Patriarcho Duchowieństwa, Nestorze Kapłanów, za Twój bez mała osiemdziesięcioletni trud kapłański, za to, że byłeś Przyjacielem całych rzesz wiernych. Za to, żeś dla nas:

taki zwykły i prosty

bez blasku sławy i siły

przed Bogiem budował mosty

i ścieżki prostował zawiłe (S. K. Bojko).

Bóg zapłać Ci, Księże, za Twe życie. A gdy dostąpisz ogromnej Światłości Bożej, płynącej od Jego Majestatu, pamiętaj w swych modlitwach o tych, z którymi dzieliłeś tu, na ziemi kresowy los. A myśmy w swej pamięci znajdziemy godny zakątek, w którym umieścimy z wdzięcznością Twoją, Czcigodny Księże, jasną postać, Twoje słowa i uczynki.

Redakcja „Magazynu Wileńskiego”

Fot. Jerzy Karpowicz

* * *

Zgasł na ziemi, by świecić z Nieba…

 

Kiedy 7 czerwca 2011 roku o godz. 16.50 przestało bić serce legendarnego 105-letniego księdza prałata Józefa Obrembskiego, osierocona Wileńszczyzna okryła się kirem. W poczuciu niepowetowanej straty i głębokiego żalu do Mejszagoły, gdzie w kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, w którym od roku 1950 począwszy niezmiennie służył Bogu i ludziom Zmarły, a w którym teraz ustawiono trumnę z Jego doczesnymi szczątkami, ciągnęły nieprzebrane tłumy.

Przez dwie doby (jako że świątynia stała też otworem nocą) każdy chętny mógł osobiście schylić czoła. W podzięce za to, że ten czcigodny Duszpasterz przez lat tyle rozdawał Eucharystię – pokarm na życie wieczne, że był bastionem Wiary, kiedy tę władze komunistyczne na różne sposoby rugowały ze świadomości ludu Bożego, że uosabiał miłość do człowieka i pokorę wobec Mistrza. Tym dziękczynieniom towarzyszyły też słowa szczerej modlitwy, by dobry Ojciec dał Mu wieczne odpoczywanie i przyjął do grona zbawionych.

10 czerwca przed godziną 16 kościelne dzwony smutnym biciem oznajmiły natomiast początek uroczystości pogrzebowych. By odprawić żałobną Mszę św., miejsce przed ołtarzem zajęło liczne grono duszpasterzy, a wśród nich: arcybiskup Audrys Juozas Bačkis, który zresztą przewodniczył liturgii pogrzebowej, nuncjusz apostolski w krajach bałtyckich Luigi Bonazzi, metropolita mińsko-mohylewski arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz, biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz, biskup Juozas Tunaitis, wysoki rangą kler z Macierzy oraz kapłani, sprawujący posługę Bożą na Wileńszczyźnie, a szczególnie bolejący z powodu utraty swego Nestora.

Zaszczytu wygłoszenia homilii pożegnalnej dostąpił ks. prałat Jan Kasiukiewicz, proboszcz wileńskiej parafii św. Teresy oraz rektor Kaplicy Ostrobramskiej. Zastrzegł on na wstępie, że nie będzie używał w odniesieniu do Księdza Prałata określenia „świętej pamięci”. Bo choć opuścił granice czasu i przeszedł do wieczności, postrzegamy Go jako żyjącego: niech w innych wymiarach, w innej rzeczywistości. A że przez całe matuzalowe życie posługiwał jako kapłan, głoszący kazanie akcentował rolę, jaką ma do spełnienia ten namiestnik Boga i to, jak chwalebnie z tej misji wywiązał się zmarły Ksiądz Prałat, jak hojnie darował Bożą miłość w sakramentach świętych, jak kochał bardziej bliźniego niż siebie samego.

Gdy Msza św. dobiegła końca, trumnę ze zwłokami czcigodnego Duszpasterza po procesji orszaku pogrzebowego wokół świątyni ustawiono przy urządzonym na przykościelnym terenie grobowcu, ozdobionym mnóstwem kwiatów. W żywym ludzkim pierścieniu, jaki otoczył to miejsce, znaleźli się m. in.: ambasador Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie Janusz Skolimowski, reprezentujący tego dnia również prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska oraz ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, senator Łukasz Abgarowicz, europosłowie Waldemar Tomaszewski i Janusz Wojciechowski, poseł na Sejm RP i prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Longin Komołowski, posłowie na Sejm RL Michał Mackiewicz, Jarosław Narkiewicz, Leonard Talmont, Vilija Aleknaite-Abramikiene. Miejsce w najbliższym sąsiedztwie trumny zajęła delegacja przybyła z Ostrowi Mazowieckiej – rodzinnych stron Księdza Prałata, a w jej liczbie – bratanek Józef z rodziną. Wielce symboliczne jest, że odprowadzaniu w ostatnią drogę Patriarchy Wileńszczyzny towarzyszyła liczna grupa młodzieży: jak harcerskiej, tak też przyodzianych w mundurki uczniów z miejscowej szkoły polskiej, która od lat kilku nosi imię ks. prałata Józefa Obrembskiego. Fakt ten ma wymowę szczególną, gdyż to właśnie nastoletnich wiernych Duszpasterz ten otaczał szczególnie ojcowską pieczą.

Ceremonię oddania zwłok ziemi niezwykle emocjonalnym słowem pożegnalnym poprzedził ks. arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz. Łamiącym się ze wzruszenia głosem porównał on zmarłego Duszpasterza do proroka na tej ziemi, który głosił Ewangelię Chrystusową, przywołał własne z nim spotkania, a kończąc apelował do zgromadzonych, by zechcieli żyć Jego przykładem, co będzie Dlań najlepszą nagrodą.

W imieniu organizatorów pogrzebu głos zabrała mer rejonu wileńskiego Maria Rekść, do czego zresztą miała prawo szczególne, gdyż to właśnie samorząd rejonu wileńskiego pokrył wszystkie wydatki, związane z pochówkiem swego Honorowego Obywatela nr 1, a uprzednio przez ostatnie lata otaczał Go nad wyraz troskliwą opieką medyczną (i nie tylko), co na pewno znacznie wydłużyło Jego ziemskie pielgrzymowanie. Dziękując Księdzu Prałatowi za misję, jaką do końca spełniał duchem, choć ciało coraz bardziej nękała starcza niemoc, pani mer próbowała uzmysłowić, jak wielką stratę ponieśli wierni. W serdecznych słowach dziękowała ona wszystkim, kto uczcił zgon uważanego za papieża Wileńszczyzny Duszpasterza.

Dziękczynna tonacja zdominowała też wystąpienie obecnego gospodarza parafii mejszagolskiej ks. dziekana Józefa Aszkiełowicza, który z imion i nazwisk wymieniał zarówno duchownych jak też osoby świeckie przybyłe na pogrzeb, co jest jakże wymownym znakiem czci wobec Zmarłego. Nie mniej wymownym znakiem owej czci były też odczytane fragmenty licznych depesz kondolencyjnych. Wśród ich nadawców znaleźli się m. in. dostojnicy Kościoła w Polsce tej miary co: kardynałowie Józef Glemp i Henryk Gulbinowicz, arcybiskupi Józef Kowalczyk, Józef Michalik, Henryk Muszyński, biskupi Stanisław Stefaniak, Edward Materski.

Przemieszana z podwileńską przywieziona przez bratanka Józefa Obrębskiego ziemia z rodzinnych stron Księdza Prałata otula ustawioną w krypcie trumnę. Świeży grób dosłownie tonie w kwiatach i wieńcach. Przy tym grobie europoseł, prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemar Tomaszewski uchyla rąbka testamentu Zmarłego w części dotyczącej przyszłości „pałacyku” – wiejskiej przykościelnej chatynki, gdzie przez tyle lat mieszkał i skąd odszedł do Domu Ojca. Otóż Jego wolą jest, by zaistniała tu Izba Pamięci Księży Wileńszczyzny. Cóż, nam – żywym – pozostaje jedynie przekuć w czyn to pragnienie.

Na pewno świętą prawdą jest stwierdzenie, że śmierć Księdza Prałata Józefa Obrembskiego zamyka całą epokę. Przeżywszy 105 lat stanowił przecież pomost między XX i XXI wiekiem. Wraz z Wileńszczyzną, której nie opuścił na dobre i złe, był świadkiem 11 zmian ustrojów politycznych, a że Jego credo nigdy nie pozostawała bierna postawa, śmierć nieraz zaglądała Mu w oczy, był szykanowany i wyszydzany przez tych, kto materię przedkładał nad ducha, usilnie wmawiając życie bez Boga. Nigdy jednak nie sprzeniewierzył się temu, co się streszcza w haśle „Bóg – Honor – Ojczyzna”. To hasło było zresztą Dlań czymś do bólu oczywistym, wyniesionym z rodzinnego domu, poniekąd wyssanym z mlekiem matki.

Owszem, ksiądz Prałat zgasł na ziemi niczym jasna latarnia Światła Chrystusowego. Wystarczy jednak wznieść oczy ku Niebu, które to Niebo w chwilach pochówku dawało zresztą jakże czytelne znaki w postaci pomruku gromów, błyskawic, podmuchów wichru oraz „łez” lekkiego deszczu, by przy odrobinie wyobraźni przekonać się, że stamtąd świeci, że wstawia się za pomyślność Wileńszczyzny i jej mieszkańców, że zwyczajem dobrego pasterza nadal roztacza pieczę nad powierzonym Mu za życia stadem. A jeśli tak – to naszym wspólnym obowiązkiem jest dochowanie wierności temu, czego w oparciu o Dekalog tak gorliwie nauczał…

Henryk Mażul

Fot. Jerzy Karpowicz, Sławomir Subotowicz

Wstecz