Słodka moja europejska ojczyzno

(Czesława Miłosza pierwsze dziesięciolecie za granicą)

Pozostawiając wciąż dalej za sobą litewsko-wileńskie „pochmurne powiaty”, z ciężkim bagażem lat wojny oraz rodzącego się PRL-u, w końcu 1945 r. opuszcza Czesław Miłosz Warszawę, udając się na placówkę dyplomatyczną do USA. Na początku 1946 r. podejmuje pracę w Konsulacie Polskim w Nowym Jorku. Czas wolny od zajęć służbowych wypełnia intensywną pracą twórczą: pisze wiersze, poznaje poezję amerykańską, tłumaczy ją na język polski.

W 1947 r. zaczyna pracować jako radca kulturalny Ambasady Polskiej w Waszyngtonie, nadal, o ile to możliwe, nie zdradzając powołania poety. Jest to także znamienny rok w życiu osobistym, rodzinnym pisarza, gdyż 29 marca 1947 r. mają miejsce, mówiąc słowami Tuwima, „syna poetowego narodziny”. Przychodzi na świat Antoni Oskar. Drugie swoje imię zawdzięcza dalekiemu krewnemu, Oskarowi Miłoszowi, który stał się swego rodzaju ojcem duchowym Czesława Miłosza.

W 1948 r. poeta wysyła do kraju Traktat moralny, poemat, który, ku wielkiemu zdumieniu i autora, i redaktora Twórczości Kazimierza Wyki, udało się jeszcze opublikować na łamach pisma, bez względu na to, że, jak okaże się później, utwór ten będzie traktowany jako niemal wstęp do Zniewolonego umysłu. Już w nim padają przecież tak znaczące słowa, określające istotę dającego znać o sobie PRL-u:

(…) Epoka nasza czyli zgon

Ogromna die Likwidation. (…)

I nie tylko te. Aż dziwne, że cenzura okazała się jeszcze wtedy zbyt mało czujna.

W roku 1950 Czesław Miłosz jest przeniesiony na stanowisko I sekretarza Ambasady Polskiej w Paryżu. Kiedy w grudniu tegoż roku przyjeżdża na święta do Warszawy, władze zabierają mu paszport. Były widocznie jakieś doniesienia (system szpiegowski działał sprawnie), dotyczące nielojalności przebywającego za granicą Miłosza wobec rzeczywistości PRL-u. Kiedy po wielu zabiegach, staraniach, dojściu do samego Bolesława Bieruta, I Sekretarza PZPR, udało się odzyskać paszport, po powrocie do Paryża pisarz podejmuje dramatyczną wówczas dla niego decyzję. 1 lutego 1951 r. zwraca się do władz francuskich z prośbą o azyl polityczny. Schronienie znajduje w siedzibie Instytutu Literackiego, która niebawem będzie przeniesiona do Maisons-Laffitte pod Paryżem. To Jerzy Giedroyć i krąg ludzi, związanych z wydawaną przezeń Kulturą (Józef Czapski, Juliusz Mieroszewski i in.) zapewnią Miłoszowi względną stabilność przy jego pierwszych krokach na obczyźnie.

Swój wybór statusu emigranta umotywuje pisarz w majowym numerze Kultury, zamieszczając tam artykuł o wymownym tytule Nie, co wcale nie będzie oznaczało, że cokolwiek da się wyjaśnić, wytłumaczyć, że można będzie spokojnie przystąpić do pracy twórczej. Chodziło o to, że artykuł Miłosza był napisany bardzo niekoniunkturalnie. Owszem, autor zaznaczył, że zrywa z krajem w momencie, kiedy naśladowanie wzorów radzieckich stało się dla pisarzy polskich czymś obowiązującym, nie potępił jednak kategorycznie socjalizmu. Mało tego, śmiał niezbyt przychylnie wypowiedzieć się o polskich przywódcach emigracyjnych. Artykuł rozpętał polemikę zarówno na emigracji, jak też w Polsce, przysparzając pisarzowi mnóstwa kłopotów. Miłosz okazał się pod podwójnym obstrzałem. Na emigracji był traktowany nieufnie jako niedawny jeszcze „poputczik komunizmu”, w kraju zaś – odsądzany od czci i wiary za jakoby zdradę tegoż „komunizmu”, którego nigdy zresztą nie był gorliwym zwolennikiem.

Sytuacja ta była uciążliwa dla całej rodziny Miłosza. Żona z dziećmi nadal pozostawała w Ameryce. Poeta nie miał środków, żeby sprowadzić swoich najbliższych do Francji. 20 stycznia 1951 r. urodził się drugi syn poety, Piotr. Władze amerykańskie, wtajemniczone w zamieszanie wokół azylu, odmawiały Miłoszowi wizy wjazdowej nawet w celu odwiedzenia rodziny. Dopiero w 1953 r. uda się pisarzowi sprowadzić żonę i synów do Francji. Zamieszkają nareszcie razem w Brie-en-Comte-Robert pod Paryżem.

Jest to rok także niezwykle bogaty pod względem dokonań twórczych. Pomimo całej niesprzyjającej atmosfery, jaka otaczała Miłosza w związku z jego zerwaniem z krajem, pisarz potrafił się zmobilizować i dość intensywnie pracował. Zrywając z rządem PRL-u automatycznie pozbawił siebie także źródła dochodów. Utrzymać się z pracy pisarskiej, pisząc na Zachodzie po polsku, byłoby syzyfową pracą. Należało więc tworzyć tak, żeby dzieło interesowało odbiorcę zachodniego. Pisać takie książki, które chętnie byłyby tłumaczone na obce języki. I tu już dochodzimy do genezy Zniewolonego umysłu, pierwszego większego utworu Miłosza, który ukaże się na emigracji w znanej serii „Biblioteka Kultury” w 1953 r. i przyniesie pisarzowi rozgłos, chociaż nie taki, na jakim mu zależało.

Miłosz nie ukrywa, że napisał tę książkę będąc jakby „przyciśnięty do muru”. Jest to duży esej o tematyce społeczno-politycznej, którego dobra recepcja otwierała przed pisarzem możliwości kariery uniwersyteckiej, ale raczej w dziedzinie socjologii, co w przypadku Miłosza nie wchodziło w grę. Książka była pisana z myślą o czytelniku zachodnim, któremu należało po prostu wytłumaczyć, jak można żyć w krajach Europy Środkowo-Wschodniej po tym, co je spotkało po zakończeniu II wojny światowej. Mówiło się o nich wówczas jako o państwach demokracji ludowej bądź także państwach „obozu socjalistycznego”.

Jak sugeruje tytuł i cała zawartość książki, Miłosza interesują procesy głębsze niż opisywanie zewnętrznych oznak wdrażania socjalizmu w Polsce i innych sąsiednich krajach. Gruntownemu studium jest tutaj poddany umysł ludzki, który, w odróżnieniu od zawłaszczania terytorium tego czy innego państwa, znacznie dłużej broni się przed narzucaniem obcej mu ideologii. Stosując oryginalne chwyty literackie, m. in. alegorie, Miłosz analizuje przede wszystkim sposoby niewolenia umysłów ludzkich.

Okazuje się, że najwięcej kłopotów mieli wyzwoliciele wschodni z przekonaniem Polaków, Czechów, Słowaków, Węgrów, Rumunów, Bułgarów itd. do nowego światopoglądu, do „dobrodziejstw” marksizmu-leninizmu. Uniwersalizując wymowę swojego dzieła Miłosz nazywa ten proces wprowadzaniem Nowej Wiary. Najtrudniejszą batalię należało stoczyć o duszę ludzką, o umysł człowieka. Kształtowany przez wielowiekową tradycję zbyt długo opiera się on przed zaakceptowaniem materializmu dialektycznego, jedynej słusznej metody poznawania świata i człowieka, jak uważali wyzwoliciele, przy pomocy Armii Czerwonej dążący do uszczęśliwiania na siłę jednostek i narodów.

Ironizując ze żmudnych starań indoktrynerów, krzewicieli Nowej Wiary, Miłosz otwiera swoją książkę rozdziałem Murti-Bing. Tytułowy termin jest zaczerpnięty z historiozoficzno-katastroficznej powieści S. I. Witkiewicza Nienasycenie (1930), która ostrzega jakoby przed „żółtym niebezpieczeństwem”. Jej akcję kończą sceny najazdu Chińczyków na Polskę z perspektywą podporządkowania całego Zachodu. Najeźdźcy, jak najczęściej się zdarza, pragną zmienić także myślenie autochtonów. Natykając się na opór, próbują wszczepić „poprawne”, „słuszne” myślenie drogą organiczną. Rozpowszechniają tabletki, wynalezione przez jakiegoś Murti-Binga, po których zażyciu osobnik zaczyna myśleć nienagannie, tak jak tego chce nowa władza. Jeżeli ktoś jest zbyt odporny i mimo wszystko myśli po swojemu, w obawie przed mogącymi go spotkać kłopotami nie może się z tym zdradzać, nie może ujawniać swojego przywiązania do dawnych poglądów i tu na pomoc przychodzi Ketman.

Zjawisko Ketmanu jest omawiane w trzecim rozdziale książki. Jest to jedno z najważniejszych słów-kluczy dla głębszego zrozumienia przesłania eseju. Dany termin jest zapożyczony przez Miłosza od francuskiego dyplomaty XIX w. o nazwisku Gobineau, który obserwował m. in. wojny religijne na Bliskim Wschodzie, w tym też praktyki narzucania swojej wiary jednym szczepom przez inne. Kiedy walka z nową religią, z takich czy innych względów, staje się beznadziejna, słabszy szczep czy jakaś grupa wyznawców zaczyna udawać, że jakoby zaakceptowała nareszcie nową wiarę. Myśląc i czując po swojemu zaczyna okazywać zewnętrze oznaki akceptacji nowego, spełniać jakieś obrzędy itp. Taka praktyka wśród ludów muzułmańskiego Wschodu otrzymała miano Ketmanu. Jest on zatem niczym innym, jak sztuką kamuflażu, sposobem ukrywania swoich autentycznych uczuć i poglądów.

Czy to czegoś nie przypomina? Tak właśnie albo bardzo podobnie zachowywały się po r. 1945 całe narody, grupy społeczne, jednostki, które starano się przekonać do słuszności i dobrodziejstw socjalizmu, w perspektywie zaś komunizmu. Nie mając określenia na swoje zachowanie, czasem bardziej, czasem mniej świadomie mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej uprawiali więc Ketman. Czyż nie było uprawianiem Ketmanu bądź też ketmanieniem wstępowanie do partii, chodzenie na zebrania, wiece i defilady, klaskanie, oddawanie głosów za niechcianego przywódcę, publiczne wyrzekanie się Boga itd., itp.

Przeważająca większość mieszkańców tej części Europy okazała się w sytuacji świetnie uchwyconej przez Miłosza także w wierszu Portret człowieka z drugiej połowy XX wieku, w którym mówi się o nim m. in. tak:

(…) Rękę oparł na pismach Marksa, ale w domu czyta Ewangelię. (…)

To było możliwe i całkiem do zniesienia, zwłaszcza dla ludzi, którzy urodzili się i wychowali się w tym systemie i nie wyobrażali nawet, że może być inaczej. W gorszej zaś sytuacji okazali się wówczas ludzie twórczy, głównie pisarze. W ich wypadku uprawianie Ketmanu miało daleko idące konsekwencje, nie tylko dla nich, lecz także dla innych, dla ewentualnych czytelników. Żeby uprawiać Ketman, pisarzowi nie wystarczy milczeć. Pisarz powinien tworzyć dzieła, akceptujące nową, socjalistyczną rzeczywistość. Ma to robić niekoniecznie z przekonania. Żeby zadowolić nową władzę, wystarczy udawanie, że się niby akceptuje. Ale trzeba dowieść tego piórem. Jak wiadomo, Miłosz nie chciał i nie mógł w to wchodzić, nie potrafił pisać pod dyktando, udawać. Twórczość była dla niego czymś więcej niż sposobem zdobywania środków na życie. Właśnie dlatego w 1951 r. zdecydował się na wybór emigracji.

Co zatem mieli robić pisarze, którzy z takich czy innych powodów nie chcieli albo nie mogli wyjechać na Zachód? Nieliczna ich garstka po prostu milczała albo, jak Zbigniew Herbert czy Miron Białoszewski, pisali jakiś czas do szuflady. Przeważająca zaś większość pisarzy PRL-u, z początku z wielkimi oporami, potem coraz sprawniej, ocenzurowując samych siebie, poddaje się jednak koniunkturze. Sławienie nowej władzy, rzeczywistości socjalistycznej okazywało się w dodatku zajęciem intratnym. Gloryfikator nowej rzeczywistości nie musiał zabiegać o czytelnika, jak to jest dzisiaj, gdyż miał zapewnione wysokie nakłady, pieniądze i nagrody, dobre warunki do pracy, odpoczynku itp. Nic zatem dziwnego, że wielu pisarzy, zwłaszcza młodych, a czasem także nietuzinkowych starszych dało się złapać na tę przynętę.

Pierwsi polscy odbiorcy Zniewolonego umysłu najżywiej zareagowali właśnie na te rozdziały eseju, które pokazują proces niewolenia umysłów pisarzy. Żeby go naświetlić, Miłosz przedstawił cztery sylwetki czyli portrety pisarzy polskich, którym nie udało się wyjść cało z epoki politycznej, którzy ulegli wpływom doktryny. Miłosz nie nazywa po imieniu swoich kolegów po piórze, wymienia jednak i charakteryzuje ich dzieła. Polski odbiorca bez trudu więc rozszyfruje, kto się ukrywa pod takim czy innym pseudonimem. W charakterze pseudonimów występują litery alfabetu greckiego. A zatem, według kolejności, jaka występuje w książce.

Alfa – czyli moralista, bohater IV rozdziału książki – to Jerzy Andrzejewski (1909-1983), przyjaciel Miłosza zwłaszcza z okresu wojny. W 1938 r. wydał on katolicką powieść Ład serca, w 1948 r. zasłynął zaś jako autor Popiołu i diamentu. Powieść ta w dość wyrazisty sposób ujawnia wewnętrzne rozterki pisarza. Wprowadził tu Andrzejewski postać pozytywnego, jak wymagała koniunktura, komunisty, ale trudno mu jednak ukryć swoją sympatię do Maćka Chełmickiego, akowca, przedstawiciela Polski podziemnej w pierwszych miesiącach po zakończeniu wojny. Andrzejewski pisał także artykuły publicystyczne, w których zachęcał pisarzy do popierania nowego ustroju, do tworzenia według zasad realizmu socjalistycznego.

Bohaterem rozdziału V jest Beta – czyli nieszczęśliwy kochanek. Chodzi o Tadeusza Borowskiego (1922-1951), którego znamy głównie jako autora wstrząsających opowiadań lagrowych, zebranych w tomach Pożegnanie z Marią i Kamienny świat (1948). Nie mają one nic wspólnego z literaturą koniunkturalną. Wręcz odwrotnie, były piętnowane przez zwolenników literatury optymistycznej za pesymizm, za brak budujących pierwiastków w ukazywaniu zachowań człowieka w Oświęcimiu. Doszło nawet do tego, że w 1950 r. Borowski odżegnywał się od swoich opowiadań i żeby dać dowody wejścia na „słuszną drogę” gorliwie uprawiał apologetyczną publicystykę. Drogo za to zapłacił. Nie tylko przeżycia obozowe spowodowały jego śmierć samobójczą w 1951 r.

Jeżeli chodzi o przedstawione przez Miłosza sylwetki pisarzy, to chyba tylko Jerzy Putrament (1910-1986) jest w tej czwórce najbardziej konsekwentnym zwolennikiem idei socjalistycznej. Do końca swojego życia nie zmienił przekonań. Traktujący o nim rozdział jest opatrzony wymownym tytułem: Gamma – czyli niewolnik dziejów.

I wreszcie, Delta – czyli trubadur. Jest to Konstanty Ildefons Gałczyński (1905-1953), który, będąc świetnym poetą, piewcą „Natalii”, „konwalii”, „mandoliny”, „księżyca” itp. sławił też nową powojenną rzeczywistość. Nie uniknęły presji koniunktury nawet słynne Pieśni Gałczyńskiego.

Przedstawione portrety pisarzy były odebrane jako paszkwil, jako szkalowanie kolegów po piórze. Miłosz zaś próbował tłumaczyć, że nie o to mu chodziło. Konkretne sylwetki były niezbędne dla zilustrowania pewnego ogólnego procesu, jakim jest niewolenie ludzi pióra przez władzę totalitarną. Książka była w dodatku pisana dla odbiorcy zachodniego, który najczęściej nie zna pisarzy polskich. Interesuje go sam mechanizm, proces przełamywania siebie, przynajmniej zewnętrznego, gdyż nie zawsze towarzyszy jemu pełna, autentyczna zmiana poglądów.

W miarę upływu czasu, wyciszania się niepotrzebnych emocji filolodzy zaczęli doszukiwać się w książce także bardziej uniwersalnych walorów. Zasługuje na uwagę interpretacja, jaką zaproponował Dariusz Pawelec, dostrzegając w Zniewolonym umyśle znamiona przypowieści, czyli gatunku mającego znaczenie ponadczasowe, traktującego w danym wypadku o tym, co człowiek, w sprzyjających okolicznościach, może zrobić z drugim człowiekiem.

Przypomnijmy, że Zniewolony umysł zamyka rozdział Bałtowie, włączony do książki, jak mówił Miłosz, ze względów czysto sentymentalnych. Otwiera on zarazem ważny nurt powrotów Miłosza do czasu i przestrzeni, z których się wywodził, którym wiele zawdzięcza. A to już prowadzi w kierunku Doliny Issy i Rodzinnej Europy.

Skoro przyjęliśmy chronologiczny porządek wydarzeń, to kilka słów należałoby poświęcić powieści Zdobycie władzy, która była pisana z myślą o udziale w konkursie. Nie była to praca syzyfowa. Właśnie w 1953 r. Miłosz otrzymuje Europejską Nagrodę Literacką za tę powieść, przetłumaczoną na język francuski. Jej tematyka jest jakby fabularną ilustracją procesów, o których była mowa w eseistycznym Zniewolonym umyśle. Jest to powieść polityczna, której akcję umieszcza pisarz w czasie, kiedy brzmią ostatnie akordy wojny, kiedy rodzi się nowa, powojenna rzeczywistość, wobec której muszą się właśnie określić bohaterowie utworu. Jest to w jakimś stopniu powieść z kluczem. W niektórych bohaterach można doszukać się rysów autentycznych organizatorów nowej rzeczywistości w Polsce. Główny bohater, Piotr Kwinto, to w pewnym sensie alter ego autora.

Znając kryteria, stosowane wobec swojej twórczości przez samego Miłosza, można powiedzieć, że ważnym osiągnięciem pierwszych lat emigracji jest, bez wątpienia, zbiorek poetycki Światło dzienne (1953), chociaż jemu także nie udało się w pełni oprzeć presji motywów społeczno-politycznych, które jednakże pod piórem Miłosza zmierzają coraz bardziej ku historiozofii. Nazbyt świeże były jeszcze przeżycia minionej wojny, nie napawał optymizmem rozwój wypadków w Polsce i krajach ościennych po jej zakończeniu, nic zatem dziwnego, że poeta dużo miejsca poświęca motywom, od których zazwyczaj stroni. To w danym zbiorku wsłuchujemy się w gorzkie, ironiczne wersy Dziecięcia Europy, nawiązujące do niezagojonych przeżyć niedawno minionej wojny:

My, którym słodycz dnia przenika do płuc

I widzimy gałęzie rozkwitające w maju

Jesteśmy lepsi od tych co zginęli. (…)

Jak zawsze, operując poetyką, nasyconą konkretem i szczegółem, Miłosz porusza tym razem najbardziej bolesne sprawy, tematy, które znamy m. in. z prozy lagrowej i łagrowej:

Do wyboru mając śmierć własną i śmierć przyjaciela

Wybieraliśmy jego śmierć, myśląc zimno: byle się spełniło.

Uszczelnialiśmy drzwi gazowych komór, kradliśmy chleb,

Wiedząc, że dzień następny cięższy będzie od poprzedniego. (…)

Z jeszcze większą ironią brzmią słowa, przywołujące wielkie europejskie dziedzictwo, utrwalone w zaleceniach filozofów, w zabytkach architektury, w czynach bohaterów. Jak to się stało, zapytuje jakby pośrednio poeta, że spadkobiercy tak wielkiego dziedzictwa, które zawsze było i jest powodem do dumy, mogli być tym, czym byli „w godzinie grozy”? Wiersz sugeruje jednocześnie nienajweselszą perspektywę. Skoro wartości nabyte „w godzinie grozy” należy szanować, znaczy mogą być jeszcze potrzebne? II wojna światowa nie ostatnia to chyba jeszcze „godzina grozy”:

Szanuj nabyte umiejętności, o dziecię Europy.

Dziedzicu gotyckich katedr, barokowych kościołów

I synagog w których rozbrzmiewał płacz krzywdzonego ludu,

Dziedzicu Kartezjusza i Spinozy, spadkobierco słowa „honor”,

Pogrobowcze Leonidasów,

Szanuj umiejętności nabyte w godzinie grozy. (…)

W tymże dłuższym, złożonym z ośmiu części wierszu słyszymy ponadto coś w rodzaju ostrzeżenia:

Nie kochaj żadnego kraju: kraje łatwo giną.

Nie kochaj żadnego miasta: łatwo rozpada się w gruz. (…)

 

Nie miej czułości do ludzi: ludzie łatwo giną

Albo są pokrzywdzeni i wzywają twojej pomocy. (…)

Motyw poddanej niekorzystnej metamorfozie europejskiej ojczyzny kontynuuje wiersz Ziemia, także podszyty ironią. Na odbiór natury wpływa tu pamięć o doświadczeniach minionej wojny:

Słodka moja europejska ojczyzno,

 

Motyl siadając na twoich kwiatach plami skrzydła krwią,

Krew się zbiera w paszczy tulipanów,

Gwiazdą mieni się na dnie powojów

I spłukuje ziarna twego zboża. (…)

Mówienie z perspektywy określonej epoki, „epoki politycznej” odzywa się ponadto w wielu innych wierszach, których tytuły mówią za siebie: Naród, Do polityka, Który skrzywdziłeś itp. Cień epoki politycznej pada nawet na wiersze, w których powinny, zdawałoby się, dominować inne motywy, a więc na takie teksty, jak Do Tadeusza Różewicza, poety, Na śmierć Tadeusza Borowskiego albo Poeta. Ostatni wiersz puentuje dość znaczące upomnienie:

(…) A ty nie raduj się, człowieku,

Że zgon poety grają bębny.

Z płaczem go wspomną wnuki wieku.

Bardziej niż sądzisz był potrzebny.

Biorąc pod uwagę ewolucję motywów poetyckich w twórczości Miłosza, warto odnotować pojawienie się w tym tomiku wiersza Na śpiew ptaka nad brzegami Potomaku. Otwiera on bardzo istotny, nasilający się w kolejnych zbiorkach wątek powrotu, chociażby myślowego, w miejsca i wiosny dawno zapomniane. Przemawiający z amerykańskiej perspektywy poeta odrzuca na pozór pokusę wspominania Wilna i okolic, ale plastyczne, zmysłowe obrazy nie pozwalają na wytarcie ich z pamięci. Są one nawet wielowarstwowe. Ciąg zapamiętanych przeżyć z autopsji nakłada się na fundament tradycji kulturowo-literackiej. Zaciera się granica między wiekami XIX i XX:

(…) Nasze miłości i nasze rozstania

Czy też miłości z pieśni Filomatów,

Już nie pamiętam. (…)

Z materii wspomnień jest także utkany poemat Toast, napisany w 1949 r. z okazji 20. rocznicy ukończenia Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie. Zawiera on sylwetki kolegów gimnazjalnych, przekazuje również ogólną aurę litewsko-wileńskiej ojczyzny, z jednej strony, romantycznej i poetyckiej, z drugiej zaś, słynącej też z dziwactw i staroświecczyzny.

Tematy bardziej prywatne, jak zazwyczaj u Miłosza, mocno przetransponowane, nabierające uniwersalnego znaczenia dochodzą do głosu w takich wierszach omawianego zbiorku, jak Narodziny, Rodzina, Dzień i noc, Grób matki i in. Dają one więcej możliwości do poruszania motywów egzystencjalnych: ból i piękno istnienia, nieuchronność przemijania, szukanie odpowiedzi na zasadnicze pytania, jak, na przykład, w ostatnim wierszu:

(…) Czemu tak jest, matko,

Że ani ranek, ani kwiat ni śniade

Jabłko na szorstkiej gałęzi jabłoni

Nie potrwa dłużej niż to jedno mgnienie? (…)

I czemu matko sama być przestajesz

Piękną dziewczyną w której się kochałem?

Czyż nie ma rady żeby farbą złotą

Czy przezroczystą, pokryć świeżą różę

I tak zachować – na zawsze, na zawsze,

Kwiaty i ranki, drzewa i motyle?

Temu pytaniu oddawałem życie (…)

Przemijanie to jeden z najczęstszych motywów egzystencjalnych w poezji Czesława Miłosza. W wierszu Grób matki jest on jak najbardziej uzasadniony. Chodzi jednak o to, że myśl o nietrwałości żywota ludzkiego nawiedzała poetę bardzo często, w dodatku także w chwilach, zdawałoby się, mniej stosownych do takich refleksji, jak to jest w wierszu Podróż, przekazującym urywki waszyngtońskich doznań poety:

W różowych palcach magnolii,

W puchu pięknego maja,

W skokach z gałązki na gałązkę

Ptaka czystej barwy, kardynała,

Między piersią łagodnych rzek

Leży to miasto

W które wjeżdżam z bukietem sztywnych róż

Na kolanach, jak walet kier,

Krzycząc ze szczęścia wiosny

I z krótkości życia. (…)

W miarę upływu lat podobne obrazy i towarzyszące im refleksje będą nasilały się w twórczości poety.

W okresie pobytu we Francji Miłosz napisze najlepszą swoją powieść, jaką jest Dolina Issy (1955), stanowiąca terapeutyczny powrót do „kraju lat dziecinnych”. Należy przypuszczać, że jest u nas najlepiej znana, gdyż należy do kanonu lektur szkolnych. Wyda ponadto kolejny zbiorek wierszy, który opatrzy tytułem Traktat poetycki (1957). Ukażą się również dwie obszerne książki eseistyczne: Kontynenty (1958) i Rodzinna Europa (1959). Ostatnia też u nas jest dość popularna, gdyż przybliża doświadczenia mieszkańca Europy Wschodniej („gorszej” na pozór części Europy), zwłaszcza te, które są odmienne od doznań reprezentanta Europy Zachodniej.

Stosując różne formy wypowiedzi literackiej, twórca nareszcie będzie mógł sobie pozwolić na pisanie o tym, co go najbardziej interesuje. Będzie coraz częściej wracał pamięcią do swoich korzeni, będzie próbował oswajać nową, zachodnioeuropejską rzeczywistość, będzie zastanawiał się nad samą materią poetycką, będzie zmierzał w stronę motywów egzystencjalnych i metafizycznych, w kierunku problematyki zasadniczej.

Zdając sprawę z tego, jak wiele z konieczności trzeba zostawić „za kadrem”, kolejny artykuł poświęcimy życiu i twórczości Miłosza okresu amerykańskiego, który zacznie się w roku 1960, kiedy to na zaproszenie Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley poeta tam pojedzie w celu wygłaszania wykładów, co da jemu możliwość propagować najbogatsze literatury słowiańskie: polską i rosyjską, co nadal będzie też wzbogacało jego warsztat poetycki.

Halina Turkiewicz

Wstecz