15-lecie Dziecięco-Młodzieżowego Zespołu Tańca „Sto uśmiechów”

Roztańczony kolorowy świat

Właśnie roztańczony kolorowy świat oglądać mogła publiczność, która się wybrała na jubileuszowy koncert zespołu tanecznego „Sto uśmiechów”. Koncert pt. „Roztańczmy w sobie świat”, w którym wystąpiła ponad setka dzieci i młodzieży szkolnej oraz weteranów, pozwolił ujrzeć taniec w wielu jego postaciach: majestatyczny i zabawny, romantyczny i skoczny, a w każdym takcie barwny i porywający. Ale, by taki właśnie obraz powstał przed oczyma widza, dzieciaki i młodzież muszą dosłownie wylać dziesięć potów na próbach… Właśnie o tej pracy zakulisowej rozmawiamy z niezmienną i jedyną od 15 lat kierowniczką „Stu uśmiechów” Marzeną Grydź-Willems.

Rozkochana w tańcu od najmłodszych lat była tancerka „Wilii”, absolwentka studium instruktorów tańca w Lublinie (a zawodowo specjalistka od nauczania początkowego mająca na swoim koncie autorstwo podręczników) przyznaje, że wcale nie marzyła o „swoim” zespole. Owszem, chętnie przystała na propozycję dyrektora „mickiewiczówki”, by dzieci tańca uczyć. Ale to miała być taka niewielka raczej grupa chętnych tego dzieciaków. Kiedy jednak na ogłoszenie o zapisach do zespołu tanecznego stawiło się ponad 80 dzieci, wybrała… 60.

Tak oto od razu musiała pracować z dwiema grupami po 30 osób. Dziś ma takowych cztery, około setki dzieciaków i młodzieży szkolnej (od zerówki do III gimnazjalnej). Każda ma w tygodniu po dwie ponadgodzinne próby. Jest to poważna praca dla dzieci, a dla kierowniczki tygodniowe obciążenie urasta do 16 godzin. Dodać należy – godzin po podstawowej pracy w szkole początkowej. Ale cóż, by na koncercie fruwać niczym ptaki, na próbach trzeba się naharować niczym woły. Oczywiście, młodsze dzieci podczas ćwiczeń przeplatają je zabawą, ale starsi bez żadnej taryfy ulgowej muszą swoje odpracować przy drążku mając tylko kilkuminutowe przerwy na wytchnienie.

Jak sobie radzi z dyscypliną. Raczej dobrze. Bo dzieciom, oczywiście chcącym też pożartować i powygłupiać się, od pierwszych chwil w zespole stawia jasne wymagania oraz egzekwuje ich przestrzeganie. Tu nie można, ot tak sobie, nie przyjść na próbę. Rozumieją to dzieci jak też rodzice. A kiedy w rodzinie ceni się zamiłowanie i wysiłek dziecka, wspiera jego pasję – efekt stuprocentowy. Oczywiście, są rodzice bardziej lub mniej zajęci, ale są też tacy, którzy dla zespołu mają czas nawet jak „go nie mają”. Do takich bez wątpienia należy pan Władysław Borkowski – nauczyciel wuefu w gimnazjum – prawdziwy dobry duch zespołu. Do przyjaciół i pomocników bezapelacyjnie zalicza kierownik też rodzinę państwa Chrypów, która jakże często wyręcza, kiedy trzeba podjąć gości; państwa Dragunasów, z których siedmiorga dzieci – dwoje jest w zespole. Państwo Aleksandrowiczowie, Limanowscy, Karneccy nigdy nie odmawiają pomocy, tak samo jak rodzina Lisowskich, czyjej troje synów tańczy w „Stu uśmiechach”.

A tak na co dzień (a raczej na okrągło) pomocą służy cała rodzina pani Marzeny: siostra Danuta jest od pisania projektów (przecież zespół chce wyjeżdżać i to nie tylko na festiwale, ale też konkursy), poszukiwania i utrzymywania kontaktów, załatwiania transportu. Brat Zbyszek pomaga w sprawach technicznych, zaś bratowa Ania została jedną z autorek folderka zespołu. „A jak nikt nie może, to mama pomoże” – konkluduje pani Marzena. Mama, pani Regina, chociaż narzeka, że córka za dużo pracuje, to jednak zawsze wyręcza: w szyciu strojów (jak coś krawcowe nie zdążą lub na gwałt trzeba zmienić detale), robieniu dodatków. Bo zespół nie może sobie pozwolić na zakup „oryginalnych” strojów, tylko szyje w miarę potrzeb. A te są niemałe: młodsza grupa np. posiada ich sześć.

Ostatnio rodzinnie podjęli się (włączył się do tego też mąż Marek, który przed laty prowadził zespół i doskonale rozumie kłopoty żony)… malowania butów. Tuż przed koncertem musieli z czerwonych zrobić czarne. No, i 12 par przemalowali.

Dziś nie sposób też by było utrzymać takiego zespołu oprócz pomocy rodziców, też bez przychylności administracji szkół (dyrektor Gimnazjum im. A. Mickiewicza Czesław Dawidowicz i wicedyrektor Iwona Czerniawska oraz dyrektor szkoły-przedszkola „Źródełko” Wioleta Kuczyńska są nadzwyczaj artystom życzliwi), sponsorów, wśród których są bazowe szkoły, rodzice; nigdy pomocy nie odmawia Zarząd Związku Polaków na Litwie (na jubileusz prezes ZPL Michał Mackiewicz przeznaczył kilka tysięcy litów na nowe stroje). Pięknego gestu doczekali się od firmy Daniela Zmitrowicza „Zzet Pictures”, która nakręciła film o zespole, jaki widzowie oglądali w przerwach pomiędzy tańcami. To właśnie dzięki niemu mogli poznać młodych artystów „za kulisami” – podczas prób, dowiedzieć się więcej z branych u dzieci wywiadów…

Piętnastoletnią historię życia zespołu przybyli na koncert mogli też obejrzeć w holu na stoiskach ze zdjęciami. Trasy koncertowe „Stu uśmiechów” biegły przez tak prestiżowe imprezy jak: Międzynarodowy Dziecięcy Festiwal Folkloru w Zielonej Górze (Polska) i w Hiszpanii, Festiwal Kresowy w Mrągowie, konkurs tańca narodowego w formie towarzyskiej w Siemiatyczach. Gdańsk, Iwonicz Zdrój, Białystok, Węgorzewo, Warszawa, spotkania i programy w TV „Polonia”, w radiu, nawiązane kontakty z pokrewnymi zespołami z Polski, USA, Ukrainy, Kanady i… Korei! Intensywna praca na próbach i cudowne chwile wspólnego wypoczynku z kolegami, ot, chociażby w słonecznej Hiszpanii.

Świąteczny koncert został tak pomyślany, że praktycznie w większości numerów tańczyły kolejno wszystkie grupy wiekowe: kiedy zaczynały maluchy, to stopniowo na scenie zjawiała się starsza młodzież albo też akcja rozgrywała się w odwrotnym kierunku – tak było w tańcach ludowych. Ale były też popisy „tygrysków”, wspaniałe partie solowe młodzieży, rytmiczne tańce starszych dziewcząt… Bardzo różnorodny, dynamiczny program, który potrafił na cztery godziny zawładnąć widzem. A taki maraton tańca mogły wytrzymać jedynie dzieci, bo to dla nich – wesoła zabawa (co prawda, poprzedzona sumienną pracą na sali ćwiczeń).

Gorące, burzliwe oklaski, kwiaty od rodzeństwa, mam i babć oraz prezenty i życzenia od gości, którzy okazali się nad wyraz hojni. Z kolei kierownictwo zespołu swym oddanym przyjaciołom wręczyło „Medale Uśmiechu”. Bo zespół nie na próżno się nazywa „Sto uśmiechów”. Uśmiech towarzyszył każdemu z artystów i promieniował – pomnożony na sto – na widzów ze sceny od początku do końca jubileuszowego koncertu.

Czy pani kierownik jest usatysfakcjonowana pracą swoich dzieci? Owszem, jak najbardziej. Ale też zawsze powtarza, że można zatańczyć jeszcze lepiej, bowiem doskonałości nie ma granic. A jako kierownik cieszy ją (chociaż też zabiera tyle czasu i sił), że podopieczni… chcą tańczyć, przez co nigdy nie brak nowego narybku do zespołu. Oby tak było nadal!

Janina Lisiewicz

Fot. Jarosław Karnecki

Wstecz