KAPLICA I KRYPTA W WACE TROCKIEJ

Po raz ostatni krypta kaplicy w Wace Trockiej była odwiedzana przez specjalistów w roku 1991. Z datowanej rokiem następnym korespondencji architekta litewskiego z potomkami Tyszkiewiczów wynika, że na miejscu stwierdzono dziesięć żeliwnych i cynowych sarkofagów z trumnami, które zostały wtedy wstępnie zbadane, częściowo odrestaurowane i prowizorycznie zabezpieczone. Nie we wszystkich znaleziono prochy zmarłych. Anita (Anna Maria) Hooper Tyszkiewicz – najmłodsza córka ostatniego właściciela Waki, pochowanego pod kaplicą Jana Michała Tyszkiewicza (1896-1939) – wraz z mężem, córką, zięciem i trzema wnukami odwiedziła miejsce wiecznego spoczynku swoich przodków w roku ubiegłym. Osobiście byłam tam natomiast w sierpniu roku 2010.

Nie ulega wątpliwości, że stan sarkofagów, trumien, jak też samej krypty wymaga niezwłocznej renowacji. Co niewątpliwie nie nastąpi bez nakładów pieniężnych i odpowiednich wspólnych działań kościoła, lokalnych władz oraz Rodziny. Nie mówiąc o tym, że wszystko powinno się odbywać pod okiem architekta, konserwatora zabytków i historyka, a być może również historyka (lekarza) medycyny. Gruntownego odnowienia wymaga ledwie zauważalny i dziś już mało czytelny napis, umieszczony tuż nad głową wchodzących do podziemia: „JAM JEST ZMARTWYCHWSTANIE I ŻYWOT. KTO WE MNIE WIERZY, CHOĆBY I UMARŁ, ŻYW BĘDZIE”.

Na podstawie niektórych zachowanych na sarkofagach napisów oraz źródeł archiwalnych, jak też dziewiętnastowiecznej edycji rodzinnej o grobach, stwierdzam, że w krypcie wackiej zostali pochowani bądź przeniesieni z rodowego Wołożyna (obecnie na Białorusi) następujący członkowie rodu Tyszkiewiczów: 1) Anna z Zabiełłów (1804-1857), która wychodząc za Józefa Tyszkiewicza z Wołożyna wniosła Wakę jako wiano; 2) Józef Tyszkiewicz (1805-1844), mąż Anny, syn Michała, pułkownika wojsk polskich i Joanny z Karpiów; 3) Krystyna Tyszkiewiczówna (1827-1844), córka Józefa i Anny; 4) Jan Witold Emanuel Tyszkiewicz (1831-1892), syn Józefa i Anny, założyciel gałęzi Tyszkiewiczów na Wace; 5) Izabela Hortensja z Tyszkiewiczów (1836-1907), żona Jana Witolda Emanuela; 6) Zofia Marta Tyszkiewiczówna (ur. i zm. 1861), domniemana córka Jana Witolda Emanuela i Izabeli Hortensji; 7) Józef Tyszkiewicz (1863-1867), syn Józefa, pana na Landwarowie, Kretyndze i Połądze, oraz Zofii z Horwattów; 8) Jan Józef Tyszkiewicz (1867-1903), syn Jana Witolda Emanuela i Izabeli Hortensji; 9) Elżbieta Maria z Krasińskich (1871-1906), żona Jana Józefa, jedyna synowa Jana Witolda Emanuela i Izabeli Hortensji.

Zagadką zostaje sarkofag dziesiąty, który w trakcie prac zabezpieczających, mających przed 20 laty miejsce w Wace, został znaleziony pusty. Zanim nie trafiło mi w ręce pewne wiarygodne źródło z archiwum rodzinnego Tyszkiewiczów, skłonna byłam przypuszczać, że było to miejsce przeznaczone na prochy Anny Eleonory Tyszkiewiczówny (ur. i zm. w 1862), córki Jana Witolda Emanuela i Izabeli Hortensji, która, choć urodzona na Litwie, zmarła i została pochowana w Nicei. Gdyby od początku był zamiar sprowadzenia jej prochów do kraju, prawdopodobnie nie stawiano by trwałego nagrobka na cmentarzu we Francji. Mógł więc kryć szczątki hrabianki Teresy Zabiełłówny, o której wiadomo na pewno tylko tyle, że jeszcze w roku 1887 w Wace mieszkała. Hrabina Anna Józefowa Tyszkiewiczowa z Zabiełłów przeniosła się do Waki wraz z niezamężną siostrą Teresą w roku 1844, po śmierci męża Józefa Tyszkiewicza, zmarłego i pochowanego pierwotnie w Wołożynie. Ten obecnie pusty dziesiąty sarkofag jest niedużych rozmiarów, stąd nie można wykluczyć również trzeciej wersji, a mianowicie, że mieściły się tam prochy jakiegoś niemowlęcia.

Badacze litewscy datują wzniesienie kaplicy wackiej najwcześniej rokiem 1870. Zofia Tyszkiewiczówna, późniejsza Klemensowa Potocka, w złożonym w archiwum w Polsce rękopisie zatytułowanym „Moje wspomnienia” pisze, że Józef Tyszkiewicz (ur. 1863), najstarsze dziecko jej dziadków (Józefa i Zofii z Horwattów) zostało pochowane w Wace w roku 1867. Dokumentu potwierdzającego ten fakt nikomu na razie nie udało się znaleźć. W tej sytuacji można by wytłumaczyć, skąd wziął się poza ogrodzeniem parkowym z końca XIX wieku nagrobek (tuż naprzeciwko budynku przedszkola w Wace Trockiej) opatrzony stosownym napisem. Gdzie w takim razie jest grób Teresy Zabiełłówny, siostry hrabiny Józefowej Tyszkiewiczowej z Zabiełłów, pozostaje zagadką. Jeżeli nawet przyjąć wersję, że kaplica z kryptą grobową została zbudowana wiele lat po śmierci hrabiny Anny, to choć była ona przeznaczona dla Tyszkiewiczów wackich, wątpliwe, by jej fundator Jan Witold Emanuel Tyszkiewicz przenosząc prochy matki zostawił prochy ciotki.

Zanim nie znajdziemy wiarygodnych dowodów, będę upierać się przy twierdzeniu, że kaplicę z murowanym podziemiem zbudowano dużo wcześniej aniżeli pałac. Wzmiankę o pochówku w niej obu sióstr Zabiełłówien znalazłam między innymi we wspomnieniach Zofii Tyszkiewiczówny z Landwarowa (późniejszej Klemensowej Potockiej). Dziewiętnastowieczna monografia o kościołach polskich na terenach pod zaborem rosyjskim, wydana w roku 1889, czyli wtedy, kiedy w Wace stał już pałac hrabiego Jana Witolda Emanuela, odnotowała, że kaplica w Wace „to kościół wzniesiony w 1856 r. przez hr. J. Tyszkiewicza, na własny jego rodziny w swej rezydencji, pański użytek”.

Matka hrabiego, jak wiadomo, zmarła w roku 1857. Franciszek Wysocki, nieżyjący już mieszkaniec Waki (przed wojną pracował w majątku), opowiadał przed laty, że rzeczywiście hrabina Anna była pochowana w kaplicy, a nagrobek wzniesiony na terenie majątku, choć poza ogrodzeniem, miał przypominać potomnym właścicielkę Waki. Podobno była to wola i prośba Anny Józefowej Tyszkiewiczowej z Zabiełłów, która nie tylko była do tego miejsca mocno przywiązana, ale też miała świetne relacje z jej mieszkańcami. Z innej relacji (nieżyjącej Tekli Jankowskiej) wynika, że to właśnie miejscowa ludność wzniosła ten pomnik ukochanej właścicielce. Napis (od frontu) na zwieńczonym krzyżem nagrobku głosi: „Za Duszę ś. p. Anny Hr. Zabiełłów Hrabiny Tyszkiewiczowej”.

Z dokumentów przechowywanych w Archiwum Historycznym w Wilnie wynika, że kaplica w Wace była na początku rzeczywiście kościołem katolickim pw. Najświętszej Maryi Panny. Została zbudowana z czerwonej cegły klinkierowej na planie prostokąta, a otynkowana w okresie międzywojennym. Niewielki przedsionek pseudogotyckiej budowli wieńczyły wieżyczki, na których do dzisiaj dumnie stoją cztery posągi świętych: Piotra, Pawła, Antoniego i Jana Apostoła.

Kościół miał doskonałe oświetlenie: 10 osadzonych w murze okien gotyckich (dwa obecnie zamurowane, tuż za ołtarzem, gdzie była minizakrystia) i jeden kolisty otwór okienny – rozetę w szczycie elewacji frontowej. Kolorowe witraże okienne, wykonane przez sprowadzonego z Włoch mistrza, ukazywały fragmenty Pisma Świętego. Rzeźbiony w dębie ołtarz zdobił antykwaryczny obraz olejny Najświętszej Maryi Panny. Dębowe były również ławy. Ściany upiększały dwa duże gobeliny o tematyce sakralnej. Uwagę przykuwały potężne świeczniki i cenne monstrancje. Haftowane złotą nicią ornaty miały tyszkiewiczowski herb – Leliwę. Przedstawiona w formie kolorowej mozaiki Leliwa do dziś zdobi zresztą posadzkę kościoła-kaplicy.

Wchodzących obecnie do świątyni wita napis po łacinie, który przypomina o spoczywających w podziemiach fundatorach. Niestety, grobowce wackie dotychczas nie są oznakowane! To największy, moim zdaniem, błąd restauratorów. Ze swej strony potwierdzam jedynie, że przynajmniej trzy z grobowców znajdujących się w krypcie wackiej (nie ma tam żadnego oświetlenia, więc nie sposób wszystkiego dostrzec) mają dziewiętnastowieczne wypukłe napisy. Dzięki temu możemy mieć pewność, że swego czasu w poszczególnych sarkofagach umieszczono szczątki: Jana hr. Tyszkiewicza, ur. w sierpniu 1831, a zm. w lutym 1892, który „Prosi o trzy Zdrowaś Maryja”; Józefa hr. Tyszkiewicza (syna Józefa i Zofii z Horwattów), ur. w lutym 1863, a zm. w sierpniu 1867 oraz Zofii Marty (wnuczki hrabiego Józefa a córki Jana Witolda i Izabeli Hortensji), ur. i zm. w lipcu 1861.

Identyczne sarkofagi i zbieżne w formacie napisy świadczą, że mogły być wykonane w tym samym czasie, a przynajmniej obstalowane w jednym miejscu. Bardzo prawdopodobne, że kiedy trumny zabrano z podziemi kościoła wołożyńskiego, wybudowanego w latach 1806-1815 przez pierwszego dziedzica Wołożyna hr. Józefa Ignacego Tyszkiewicza (zm. w 1815 r. i uwiecznionego nagrobkiem w postaci leżącego rycerza), a przekształconego po powstaniu 1863 w cerkiew prawosławną, to Jan Witold Emanuel zadbał o jednakowe oznakowanie wszystkich miejsc pochówku w Wace. Najlepiej zachowany sarkofag z najbardziej czytelnym napisem kryje właśnie szczątki Jana Witolda Emanuela Tyszkiewicza, założyciela rezydencji na Wace.

Podczas I wojny światowej, kiedy zbliżali się Rosjanie, majątkowy organista Franciszek Iwanowski zamurował zewnętrzne wejście do krypty z trumnami Tyszkiewiczów i zasłonił je posadzonymi krzewami. Dzięki temu groby w krypcie ocalały i nie były obrabowane. Za ten uczynek Iwanowski dostał od hrabiego Jana Tyszkiewicza złoty zegarek kieszonkowy z łańcuszkiem, z którym odtąd nigdy się nie rozstawał.

Nie ulega wątpliwości, że w czasach sowieckich krypta była niestety kilkakrotnie otwierana przez intruzów (w tym złodziei) i stopniowo pozbawiana różnych atrybutów. Gdzie się znajduje srebrna tablica z czarnym napisem z trumny Jana Tyszkiewicza (zm. 1903), która była tam jeszcze pod koniec lat 70., również pozostaje zagadką do tropienia. Miała długi i piękny napis stwierdzający, że zmarły „zasnął w Panu opatrzony św. Sakramentami”, a potomni proszą dlań o „wieczny żywot i wieczną szczęśliwość”, żywiąc nadzieję, iż Bóg „połączy w niebie tych, których złączył na ziemi”. Wiadomo przecież, że osierocił śmiertelnie chorą na gruźlicę młodą żonę i czwórkę małych dzieci, z których najmłodsze nie miało ukończonych nawet 10 miesięcy. Były tam między innymi też słowa z Ewangelii św. Jana: „(...) Powiadam wam, iż kto słowa mego słucha, a wierzy onemu, który mnie posłał, ma żywot wieczny: i nie przyjdzie na sąd, ale przeszedł ze śmierci do żywota”.

Tyszkiewiczowie na przestrzeni wieków byli bardzo religijni i dużo łożyli na utrzymanie, renowację oraz wystrój wielu świątyń katolickich. Oprócz wzniesionego własnym sumptem okazałego kościoła wołożyńskiego, ufundowali kościółki w Wace Trockiej (murowany) i w Ornianach (drewniany), które to z czasem spadły do rangi kaplic majątkowych. Do 1906 roku na terenie majątku wackiego mieściła się plebania. Ksiądz wraz z zakrystianem mieszkali w drewnianym dworku z kolumnami (budynek się zachował, znajduje się obok byłej kuchni pałacowej, a w międzywojniu był znany jako dom zarządcy). W Wace każdego dnia odbywały się nabożeństwa wieczorne dla rodziny i służby pałacowej. Nabożeństwa okazyjne i rodzinne były oczywiście dla osób postronnych zamknięte. W niedziele i święta wraz z hrabiami, dla których były zarezerwowane specjalne ławki z Leliwą, modlili się wierni nie tylko z Waki, ale też z okolicy. Kaplica wacka była świadkiem wielu uroczystości rodzinnych, w tym ślubów Tyszkiewiczanek – Joanny, Krystyny i Marii, córek Jana Witolda Emanuela.

Nie doszły do nas informacje o liczbie zapraszanych na te zjazdy rodzinne i czym częstowano gości. Nie wiemy, na ile duże stoły uginały się na uroczystościach od sreber i zastaw. W rodzinnych archiwach zachowało się jednak dziewiętnastowieczne zaproszenie na czerwcowy obiad, podczas którego po zupie francuskiej (do I wojny światowej kucharzem w Wace był rodowity Francuz) serwowano płaszcze w sosie francuskim, jagnięta, bażanty i jarząbki, dużo warzyw – sałatę, kardy, karczochy. A na deser podawano lody i zamorskie owoce.

Zofia z Tyszkiewiczów Potocka wspomina: „Rezydencja była ogrodzona wysokim murem z kamienia, częściowo z drewnianych sztachet. Dwie bramy z dozorcami strzegły wjazdu do siedziby”. Z relacji Weroniki Rumińskiej, córki wackiego organisty Franciszka Iwanowskiego wynika, że w 1899 roku hrabia Jan Józef Tyszkiewicz „dobudował do stróżówki przy czerwonej gotyckiej bramie” organistówkę. Sprowadził tam Iwanowskiego, którego usłyszał podczas koncertu absolwentów szkoły muzycznej w Petersburgu. Wtedy to kaplicową fisharmonię zastąpiono niedużymi organami, aby móc słuchać nowo przybyłego muzyka. Franciszek Iwanowski miał piękny głos, więc urozmaicał także proszone wieczory w pałacu.

Organistówka składała się z kilku pomieszczeń mieszkalnych. Tu organista z czasem zamieszkał z żoną i czwórką dzieci. W zależności od potrzeb i sytuacji była nie tylko pomieszczeniem mieszkalnym, ale też biurem kościelnym oraz pracownią. Organista sam wypiekał opłatki, specjalną pieczątką wyciskał komunikaty i hostie, wyrabiał świece woskowe. Pomagały mu w tym najstarsze dzieci – Weronika i Franek.

Chociaż w tamtych czasach funkcja kalikanta była zawodem, Iwanowski ze względu na niewielki instrument dawał radę obsługiwać go siłami własnej rodziny. Kiedy grał na organach, dzieci stojące po drugiej stronie instrumentu za pomocą nóg wprawiały specjalne pedały dźwigniowe, tym samym powodując dźwięki piszczałek. Komunikował się z nimi (aby wiedziały, kiedy zacząć, skończyć lub przerwać) za pośrednictwem dzwoneczka pneumatycznego. Za 40 lat oddanej pracy Iwanowski dostał od syna Jana Józefa, ówczesnego pana na Wace Jana Michała Tyszkiewicza, organistówkę w dożywocie. Do tego – godną emeryturę i deputat. Nie przypuszczał, że młodego hrabiego będzie żegnać i opłakiwać w pierwszych dniach czerwca 1939 roku, grając podczas wyjątkowo smutnych uroczystości pogrzebowych.

Franciszek Iwanowski był organistą w Wace do końca zmierzchu epoki ziemiańskiej. Podczas II wojny światowej Niemcy urządzili w majątku wzorcową szkółkę rolną, prowadzoną przez specjalnie sprowadzonych Holendrów. Nie przeszkadzali okolicznej ludności gromadzić się na ich nabożeństwach. Weronika, jako dorosła już córka Iwanowskiego, zamężna za wilnianinem Rumińskim, została przez Holendrów zatrudniona w roli pomocy kuchennej i pracowała w kuchni pałacowej. Z ojcem i synkiem Andrzejem mieszkała w organistówce. Po wojnie repatriowała się z dzieckiem do Polski, dokąd udała się transportem holenderskim. Franciszek Iwanowski nie opuścił Waki nigdy. Zmarł w 1946 roku. Miejsce jego pochówku nie jest znane.

dr Liliana Narkowicz

Wstecz