Oświata

Czas próby

Niech mi szanowni Czytelnicy wybaczą trochę pompatyczny tytuł, ale śmiem go użyć, bowiem witając od lat 30 na łamach dzień 1 września, nie pamiętam tak trudnego, pełnego niewiadomych początku roku szkolnego. Temat kolejnych kroków reformy oświaty i przyjęcie w marcu br. przez Sejm RL nowej Ustawy o oświacie od pół roku nie schodzi praktycznie z łamów prasy polskiej na Litwie. Ustawa, która kardynalnie zmienia model szkolnictwa w języku polskim w Republice Litewskiej, doczekała się stanowczego protestu z naszej, czyli Polaków na Litwie, strony. Najwyższym władzom kraju złożono 60 tysięcy (!) podpisów rodaków, protestujących przeciwko jej założeniom, m. in. ujednoliceniu egzaminu z języka litewskiego dla szkół mniejszości narodowych i litewskich oraz wykładaniu poszczególnych przedmiotów lub ich części w języku litewskim.

By kolejny raz nie rodziły się spekulacje, że Polacy na Litwie nie chcą uczyć się języka litewskiego, na wstępie zaznaczmy: Polacy domagali się wzmocnienia nauczania języka litewskiego jeszcze za czasów sowieckiej Litwy. Ale określmy się co do terminów: wzmocnienia nauczania języka – krok po kroku, konsekwentnie, przygotowując do tego nauczycieli, programy, podręczniki, nowoczesne metodyki. Decydenci od oświaty zdawali się być głusi na nasze postulaty, m. in. wygłaszane na łamach ówczesnej prasy polskiej w latach 70., 80. ubiegłego stulecia. W ramach „internacjonalnej” polityki zachęcano nas do wzmożonego uczenia się języka rosyjskiego, wstępowania do rosyjskich grup na uczelniach (litewskie rezerwując dla Litwinów, tym samym zmniejszając konkurs dostania się na uczelnie dla młodzieży litewskiej).

Przypomnieć też warto, że mieliśmy pewne sukcesy: tuż przed odrodzeniem, latem 1989 roku ówczesny minister oświaty republiki wydał rozkaz o możliwości składania przez absolwentów szkół polskich egzaminów wstępnych na uczelnie w ojczystym języku. Czyli w takim, w jakim młodzież kończyła szkołę średnią i składała maturę (warto podkreślić: maturę składaliśmy w języku polskim). Były też w tamtych latach polskie grupy w ówczesnym instytucie pedagogicznym na takich kierunkach jak matematyka, fizyka, prace, nauczanie początkowe, język polski i literatura, łączony z historią, geografią lub pedagogiką. Dodać należy, że nawet na Uniwersytecie Wileńskim, na dziennikarce rezerwowano dwa miejsca dla absolwentów polskich szkół…

Wszystko to było. Paradoks – budując demokratyczny, wolny kraj traciliśmy swoje „zdobycze” krok po kroku. Możliwość składania egzaminów wstępnych na uczelnie w ojczystym języku, polskie grupy na uczelniach (aż tego roku doczekaliśmy się, iż po 50 latach polonistyka na Uniwersytecie Pedagogicznym – dziś Edukologii – ani jednego studenta (!) nie ma na I roku), egzamin maturalny z języka ojczystego, możliwość składania matury w języku ojczystym (która niby teoretycznie istnieje, ale zadania są wyłącznie w języku litewskim) nam zabrano.

Walcząc kolejno o podręczniki, zachowanie mniejszych szkółek, kompletowanie klas, „koszyczek ucznia” – broniliśmy swojej oświaty. Zaznaczmy, pomimo różnych kolei losu polskiego odrodzenia i niekiedy różniących się opcji w pewnych sprawach, w kwestii oświaty byliśmy i jesteśmy jednomyślni. Już to daje dużo do myślenia. A odpowiedź jest prosta: wychowani i wykształceni w polskich szkołach doskonale wiemy, że model ten nam odpowiada. Nie idealizujmy, jest też w nim coś niecoś do naprawienia, ale postawa władz oświatowych ciągle mocująca się z nami i próbująca swych sił w uszczuplaniu stanu posiadania szkoły mniejszości narodowej, nie pozwala skoncentrować się na doskonaleniu naszych szkół, krytycznego na nie spojrzenia (takie też jest konieczne, by nie spać na laurach). Niestety, musimy niczym pies na łańcuchu warować przy swojej budzie (szkole).

Władze niepodległej Litwy w ciągu 20 lat próbowały zmarginalizować polskie szkolnictwo na różne sposoby: zakładając litewskie szkoły dla naszych dzieci, wymyślając różnorodne „modele” i typy placówek oświatowych, próbując przy pomocy różnorodnych rankingów i teorii pomniejszyć osiągnięcia polskich „kuźni wiedzy”. Jednak szkoła z polskim językiem nauczania na Litwie wyszła z tego „mocowania się” z potężnym przeciwnikiem – jakim jest cały aparat władzy – obronną ręką, ba, rzec można, wygrała.

Bo nawet jeżeli uznamy, że w porównaniu z pierwszymi latami odrodzenia liczba uczniów nam spadła, to pamiętajmy o tym, że tego roku np. do klas pierwszych (o różnych językach wykładania) przyszło na Litwie o prawie 23 tysiące uczniów mniej niż w ostatnim roku szkolnym ubiegłego tysiąclecia. Młodzież z polskich szkół dostaje się na studia wyprzedzając swych kolegów po litewskiej maturze. Np. w ubiegłym roku szkolnym z 1283 maturzystów studentami zostało 921, czyli 71,8 proc. A w poszczególnych placówkach wynik ten sięgał prawie 90 proc. Jak szliśmy do sukcesu, możemy obserwować m. in. w rejonie wileńskim: jeżeli na początku stulecia studentami zostawało 49 proc., to w końcu dekady – 68,5 proc. tutejszych absolwentów.

Niestety, ale nawet składanie egzaminu z języka litewskiego jako państwowego na bardzo dobrym poziomie, obróciło się przeciwko nam. „Ulgowy” egzamin, przynoszący punkty dla naszych dzieci i ułatwiający im start na studia, według „patriotów” dyskryminował absolwentów szkół litewskich (chcę dodać, że przeważnie dotyczyło to nielitewskich dzieci z litewskich szkół).

Nowa Ustawa o oświacie, która weszła w życie 1 lipca br., boleśnie uderza w kilka aspektów istnienia szkół mniejszości narodowych. Otóż zakłada ona nie tylko ujednolicenie nauczania języka litewskiego od 1 września dla jedenastoklasistów polskich i litewskich szkół oraz jednakowy egzamin w 2013 roku, ale też wprowadza nauczanie historii i geografii Litwy po litewsku oraz tematów dotyczących Litwy z kursu wiedzy o świecie. Po litewsku będzie też wykładany taki przedmiot jak podstawy wychowania obywatelskiego. Aż korci zauważyć, że Litwie potrzebni są „litewscy obywatele” wychowani w duchu litewskości. Takim założeniom Ustawy Polacy wyrazili swoje zdecydowane „nie”, nie tylko zbierając podpisy, ale też pikietując, m. in. przed Ministerstwem Oświaty i Nauki, ambasadami Węgier i USA, grożąc strajkami.

Ministerstwo Oświaty i Nauki, widząc determinację społeczności polskiej w kwestii obrony tradycyjnego modelu szkoły polskiej na Litwie, od paru miesięcy czyni posunięcia, mające imitować dobrą wolę resortu w uregulowaniu „spornych” założeń Ustawy. Posunięcia te można różnie oceniać, jednak jedno jest pewne: nie zmieniają one rzeczy zasadniczej – nie likwidują dyskryminacyjnego założenia, iż uczniowie klas jedenastych już od września mają się uczyć języka litewskiego według programów obowiązujących w szkołach litewskich, mając za sobą dziesięć lat nauki, nazwijmy to, na „ulgowych warunkach” (przy zmniejszonej objętości wiedzy zarówno z języka jak też literatury) i w ciągu dwóch lat muszą nie tylko opanować program, ale też wypełnić luki, by przystąpić do jednakowej matury z absolwentami szkół litewskich.

Stojąc twardo na pozycji bezdyskusyjnego ujednolicenia egzaminu, klerkowie obiecują „ulgi” przy składaniu tejże matury. Na czym mają one polegać? Otóż egzamin dla maturzystów z nielitewskich szkół zostanie wydłużony o godzinę, dozwolone ma być też korzystanie za słowników (tu chciałabym zaznaczyć, że propozycję tę niejednoznacznie przyjęli lituaniści, bowiem w szkołach nie ma tylu słowników, by wystarczyło dla każdego ucznia, zaś „wędrowanie” czy „pożyczanie” ich podczas egzaminu wprowadzić może chaos). „Dobrodziejstwem” ma też być ulgowa ocena prac i możliwość wykorzystania w pracach pisemnych bagażu wiedzy z literatury nie tylko litewskiej, ale też ojczystej.

No, i jest tak, że zamiast przyklasnąć tym ulgom musimy je krytykować. Bowiem takie „zasady gry” niweczą anonimowość prac, uzależniają wynik oceny od subiektywnego zdania sprawdzającego (jego złej lub dobrej woli). A taki system ma być stosowany, według decydentów, do czasu aż obecni pierwszoklasiści (którzy mają rozpocząć naukę według nowych programów) dojdą do matury. I tu powstaje pytanie: jeżeli panowie z ministerstwa rozumieją, że ulgi się należą, bo możliwości nie są równe, to po co ten cały cyrk? Czy nie lepiej by było zaczekać w spokoju (czyli przy dzisiejszym stanie rzeczy, kiedy jest egzamin z języka państwowego i ojczystego) do matury pierwszaków z roku 2011? Trudno się oprzeć sugestii, że robi się to nie dla mniejszości, lecz przeciwko niej, by wprowadzając chaos i stresowe sytuacje właśnie „pogorszyć”, a nie „ulepszyć” wyniki egzaminu z języka litewskiego w szkołach nielitewskich, którymi tak bardzośmy się szczycili.

Żadnych ustępstw nie dopuszczają urzędnicy w kwestii wykładania poszczególnych kursów w języku litewskim. Ministerstwo ma przeznaczyć niemałe fundusze na „dokształcanie” nauczycieli, by mogli wykładać część kursu historii i geografii w języku litewskim. Ale chociaż 1 września tuż-tuż, konkretów w tym temacie brak. Ponadto, władze oświatowe bardzo sprytnie manipulują liczbami np. w sprawie tzw. „koszyczka” ucznia. Ogłasza się więc, że od nowego roku szkolnego finansowanie szkół mniejszości narodowych zostanie zwiększone o 5 proc. Pieniądze te mają być przeznaczone na wzmocnienie nauczania języka litewskiego. Zapomina się jedynie dodać, że ten „wspaniałomyślny gest” jest niczym innym, jak tylko powrotem do wartości tegoż „koszyczka” sprzed kryzysu, kiedy to w ramach powszechnego obcinania środków, „koszyczek” dla szkół mniejszości narodowych został obcięty właśnie o te 5 proc. Wiadomo, że „antykryzysowe” posunięcia czas cofać, więc władze wykorzystały moment, by nie dodając faktycznie niczego, udawać hojnych.

Podobnie ma się sprawa z głośnym oświadczeniem, iż ministerstwo idzie na ustępstwa w sprawie kompletowania klas. Owszem, w szkołach początkowych i podstawowych ich założyciele mają prawo do dodatkowego finansowania tych placówek, którym zabraknie „koszyczka” ze względu na mniejszą – niż zakłada Ustawa – liczbę uczniów. Pozwolono też w szkołach średnich, które są w miejscowościach, gdzie działają dwie szkoły – z litewskim i np. polskim językiem nauczania – zmniejszyć liczbę uczniów z 15 do 10. Nie dotyczy to jednak szkół w miejscowościach, gdzie istnieje jedynie szkoła z polskim językiem nauczania.

Bilans jest taki, że z „ulg” skorzystają (jak obliczyła „Macierz Szkolna”) 4 szkoły w rejonie solecznickim, 7 – w wileńskim, 3 – w trockim. Nie będą „ulgi” przysługiwały odpowiednio dla 2 szkół w rejonie solecznickim i 8 – w rejonie wileńskim. Nowa ustawa wprowadza takie pojęcie, jak szkoła średnia na obrzeżu lub w pasie przygranicznym, które też są objęte ulgowym kompletowaniem klas. Ale takich szkół mamy zaledwie cztery – po dwie w każdej kategorii. Jednak żadne ulgi i zmiany nie zostały zastosowane wobec gimnazjów. I jest tak, że w centrum samorządu miasta lub centrum samorządu rejonowego obowiązują trzy klasy jedenaste z liczbą uczniów 75, zaś dwie klasy jedenaste mogą być we wsiach, osiedlach i miasteczkach.

Reforma zakłada, że szkoły średnie mają funkcjonować do roku 2015. Te, które do 1 września 2014 roku nie wyrażą woli ubiegania się o status gimnazjum, zostaną obniżone do poziomu szkoły podstawowej. Mając na uwadze dzisiejszy stan szkół średnich i gimnazjów wynika, iż w rejonie solecznickim przy obecnych 6 szkołach średnich i 2 gimnazjach, pozostaną tylko te ostatnie. W rejonie wileńskim z 15 szkół średnich i 4 gimnazjów utworzy się 5 gimnazjów, czyli doda się jedno. W rejonie trockim odpowiednio z 3 szkół i jednego gimnazjum powstaną – dwa, w święciańskim zmian nie będziemy mieli, bo jest tam tylko jedno gimnazjum. W stolicy z sześciu szkół średnich i dwóch gimnazjów będziemy mieli tych ostatnich – trzy.

W efekcie z 40 placówek dających wykształcenie średnie po roku 2015 pozostanie jedynie 13. Jest to wielce alarmujący stan, bowiem utrudnia uzyskanie matury, której posiadanie w XXI wydaje się być bezdyskusyjne. Witając tegoroczny 1 września, każdy uczeń, każda szkoła i my wszyscy, jako autochtoniczna mniejszość narodowa zamieszkała na terenach Wileńszczyzny, będziemy musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy możemy pozwolić, by utrzymywane z naszych podatków władze, utrudniały młodzieży, pragnącej kształcić się i dorastać w ojczystym języku i kulturze, dostęp do matury.

Janina Lisiewicz

Wstecz