XI Motocyklowy Rajd Katyński

W hołdzie poległym i żyjącym

Zbrodnie, dokonane w ubiegłym wieku przez Sowietów na Narodzie Polskim nie muszą pójść w zapomnienie. Popularnie zwane Golgotą Wschodu mają one służyć młodym pokoleniom za jakże wzniosłe wzorce patriotyzmu, miłości do ojczystej ziemi, bohaterstwa i niezłomnego ducha. Cnoty te uosabiają żołnierze Armii Krajowej i innych formacji militarnych z lat II wojny światowej, ofiary bestialskich mordów w Katyniu, Miednoje, Starobielsku, Ostaszkowie oraz w wielu innych miejscach zagłady, deportowani przez NKWD na „nieludzką ziemię” Bogu ducha winni mieszkańcy Wileńszczyzny, Nowogródczyzny czy Ziemi Lwowskiej.

Jedną z form podsycających tę pamięć są Motocyklowe Rajdy Katyńskie, których pomysłodawcą i niezmiennym komandorem jest Wiktor Węgrzyn. Po raz pierwszy na byłe Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej wyruszono w roku 2001. By skłonić głowy przed wszystkimi, kto oddał życie za ukochaną Polskę oraz spotkać się z rodakami. Tymi, kto nie z własnej woli zostawszy poza Ojczyzną, w trudnych warunkach potrafił zachować język ojczysty, wiarę i tradycje przodków.

Tegoroczny, opatrzony numerem 11 Motocyklowy Rajd Katyński wystartował w dniu 27 sierpnia z Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie. W przeciągu dwóch tygodni 76 motocyklistów pokonało liczącą ponad 6 tys. kilometrów trasę, a ta wiodła przez Tarnogród, Żółkiew, Lwów, Hutę Pieniacką, Chocim, Kamieniec Podolski, Berdyczów, Żytomierz, Kijów, Kozielsk, Moskwę, Smoleńsk, Katyń, Dyneburg.

Po przekroczeniu granicy z Łotwą motorowi uczestnicy rajdu 9 września zawitali na Litwę. Tu odwiedzili: Zułów, Powiewiórkę, Niemenczyn, Mejszagołę, Dukszty Pijarskie, Troki, Ponary, złożyli kwiaty przed płytą Matki i Serca Syna na wileńskiej Rossie, modlili się w Ostrej Bramie. 11 września, w drodze powrotnej, dotarli natomiast do Koniuch i Kopciowa. Innymi słowy, odwiedzali miejsca pamięci związane z polską martyrologią oraz z ludźmi, dla których wolność i dobro Polski były rzeczą nadrzędną.

Było, oj było na co popatrzeć, kiedy zaraz po godzinie 18 w dniu 9 września motocykliści, ubrani w skórzane upiększone rajdową atrybutyką kombinezony na swych jakże imponująco prezentujących się „stalowych rumakach” zjawili się przed Wileńską Szkołą Podstawową im. Jana Pawła II. Ich kawalkadę pilotował samochodem ksiądz Dariusz Stańczyk, a o przybyciu wszem i wobec oznajmiono „orkiestrą” klaksonów. To wszystko w połączeniu z przytroczonymi do wielu motocykli biało-czerwonymi chorągiewkami naprawdę robiło wrażenie.

Na przybyszy z chlebem i solą u drzwi szkoły oczekiwała jej dyrektor Janina Wysocka oraz grupka harcerzy Wileńskiego Hufca Maryi im. Pani Ostrobramskiej. A wielu z nich traktowano jako dobrych znajomych, gdyż w roku ubiegłym tu również zatrzymali się na postój, mając za parking rozległy szkolny dziedziniec, a za noclegownię – salę sportową.

Po krótkiej uroczystości powitalnej tak niecodzienni goście zostali zaproszeni na kolację, jaką serwowano wprost z dymiącej kuchni polowej, a w roli kelnerów wystąpiła młodzież w mundurkach z Szarą Lilijką. Natomiast po kolacji uczniowie klas początkowych uraczyli rodaków z Polski strawą duchową – koncertem, entuzjastycznie zresztą przez nich odbieranym. Z kolei dyrektor Janina Wysocka nie omieszkała, by ze sceny publicznie podziękować za dary, jakie za sprawą uczestników rajdu znalazły się w posiadaniu placówki oświatowej, mającej za patrona naszego Wielkiego Rodaka – papieża Jana Pawła II.

Dla mnie natomiast była jakże świetna okazja, by ten pierwszy wieczór spędzany przez uczestników rajdu w grodzie Giedymina wykorzystać do rozmów z nimi. A mają, ależ mają o czym opowiadać! Bo każda taka patriotyczna wyprawa – to multum przeżyć i wrażeń. Niektórzy, jak chociażby Mirosław Ołowski, zgromadzili tych przeżyć i wrażeń cały skarbiec. On, od lat 37 pilot cywilny, latający obecnie Boeingiem 767 na trasie Warszawa – Hanoi, wystartował przecież w rajdzie już po raz dziewiąty. W odpowiedzi na pytanie: „co mu każe wciąż i wciąż wyruszać na trasę?” jest lakoniczny: „poniekąd obowiązek, by złożyć hołd poległym, jak też spotkać się z rodakami, pozostałymi z woli historii poza wschodnimi rubieżami Ojczyzny, a tak mężnie do dziś trwającymi w polskości”. Twierdzi z przekonaniem, że ci rodacy o jakże czasem pokrętnych losach uczą ich tego, co się streszcza w słowie „patriotyzm”.

Pokonanie na motocyklu w kilkanaście dni liczonych na grube tysiące kilometrów odległości w słońcu i deszczu, noclegi nierzadko w namiotach pod gołym niebem, posiłki gdzie się da i jak się da, brak innego komfortu cywilizacyjnego, do jakiego człowiek nawykł w XXI wieku, wymagają spartańskiego usposobienia i hartu ducha. Trudna to próba dla mężczyzn, nie mówiąc już o kobietach. A jednak – jak się okazuje – znajdują się wśród nich takie, co to rzucają tym trudom śmiałe wyzwanie. Podziw tym większy budzi chociażby Katarzyna Wróblewska, która tego roku już po raz 4 (!) jechała w rajdzie.

Owszem, nim się zdecydowała po raz pierwszy wyruszyć na trasę, przymierzała się do tego całe trzy lata, ćwicząc jazdę i nastrajając się psychicznie. Doznania, jakie przywiozła z debiutanckiego startu, przyćmiły jednak wszystko. Już wtedy pojęła, że w Polsce trudno o taką lekcję patriotyzmu. Jest więc pełna zdecydowania również w przyszłości być gorliwą „uczennicą”. Podobnie jak Mirosław Ołowski i jak inni traktując to jako arcyważny sprawdzian własnej narodowej tożsamości.

Komandor rajdu Wiktor Węgrzyn o swych doznaniach z trasy może opowiadać wręcz w nieskończoność. Niezliczone bowiem razy gruzeł wzruszenia stawał mu w gardle, a oczy szkliły się łzami, kiedy na terenie Ukrainy, Białorusi, Rosji, Łotwy czy Litwy chylili głowy nad zapadniętymi w ziemię mogiłami lub byli witani przez różnych wiekiem rodaków, komu Polska pozostaje Ziemią Świętą, ku której kierują swe myśli i serc bicie. A wtedy to „do przodu” nabiera jakże wymownego sensu, przysłowiową „pestką” stają się trudy pokonywania coraz to nowych kilometrów. Choćby nawet w uciążliwym deszczu, jaki w jednej z wypraw towarzyszył przez dni 13 na 16 jej łącznego trwania.

Nie wyruszają na trasę „w ciemno”. Każdy wyjazd poprzedzają również przygotowania logistyczne z zaangażowaniem położonych na trasie przejazdu parafii, gdzie duszpasterzują księża Polacy, placówek dyplomatycznych Rzeczypospolitej w poszczególnych krajach; dobrymi duchami są też przyjaciele, pozyskani w poprzednich rajdach. Na Litwie pomocą organizacyjną służy ksiądz Dariusz Stańczyk oraz jadący u ich boku drogami szeroko pojmowanej Wileńszczyzny Antoni Okulewicz z Nowej Wilejki i Daniel Bieńkuński z Wielkiej Rzeszy. Nie kryją, że w szkole przy ulicy Rygos 10 czują się jak u Pana Boga za piecem, że mogą tu należycie wypocząć, mimo służących za posłanie karimat zregenerować siły. O takich luksusach gdzie indziej nierzadko da się jedynie pomarzyć.

Zależy im bardzo, by informacja o Motocyklowych Rajdach Katyńskich możliwie najszerzej „poszła w Polskę”, budząc patriotycznego ducha. W tym celu po raz pierwszy w historii ich trwania wystarali się o patronat medialny Programu I Polskiego Radia. Będący wśród rajdowiczów jego szef redakcji katolickich ksiądz Wojciech Mikulski powodował, że codziennie na antenie „Jedynki” w „Sygnałach dnia” oraz w „Popołudniach z Jedynką” pojawiały się relacje z trasy rajdu, opowiadania o odwiedzanych miejscach i spotkanych ludziach. Komandor Wiktor Węgrzyn ma więc prawo liczyć, że za rok wśród uczestników dwunastej z rzędu wyprawy znajdzie się wiele nowych twarzy. Jeśli tak się stanie, będzie miał dodatkowe powody do satysfakcji.

Emblematem rajdów jest wielce dynamiczny orzeł w koronie, zda się czuwający na motocyklu nad umieszczonym na narodowych barwach napisie: „Kocham Polskę. I ty ją kochaj!”. Niech więc ta opatrzona wykrzyknikiem zachęta poprzez przywoływanie pamięci o pomordowanych oraz żyjących na Wschodzie rodakach służy współczesnym dobrym przykładem wiernego służenia Ojczyźnie.

Henryk Mażul

Fot. autor

Wstecz