Jego Wysokość SŁOWO

Po polsku i po litewsku

Mały Jasio mówi: „W szkole to cały czas myślę o wakacjach, a podczas wakacji to cały czas nie myślę o szkole”. Trudno określić, czy to żart uczniowski, czy tak zwane zwykłe życie. Wakacje są przecież po to, by Jaś nie myślał o szkole, odpoczął od niej i fizycznie, i psychicznie. Nadszedł jednak wrzesień, od kilku tygodni nasz Jaś – i pierwszoklasista, i maturzysta – jest już częścią wielotysięcznej społeczności uczniowskiej i cały czas myśleć o wakacjach stanowczo mu się nie opłaca. Opłaca się nauka. Najlepiej w języku ojczystym.

W tym roku szkolnym do nauki w języku ojczystym przystąpili uczniowie równo w stu szkołach polskich różnego szczebla, jakie działają na Litwie. Jeszcze przed kilku laty było ich 123. Mimo niezbyt przychylnego stosunku władz oświatowych do polskiego szkolnictwa trudno obarczyć ich winą za zmniejszenie się liczby polskich szkół. Bo jednak ostateczna decyzja należy do taty i mamy Jasia. Niestety, żadne wiece w obronie polskiego szkolnictwa, które się co jakiś czas odbywają w Wilnie i Warszawie, nie przyniosą pożądanego skutku, jeśli mama nie zapisze Jasia do polskiej szkoły.

Zapisując dziecko do litewskiej szkoły rodzice z pewnością nie myślą, że tym samym opowiadają się za likwidacją polskiego szkolnictwa. Różne są powody takich decyzji, przede wszystkim ten najważniejszy: dobro dziecka. Jednych znęciły lepsze warunki w sąsiedniej szkole litewskiej, innych przekonali różni emisariusze „Vilnii”, że dziecko po polskiej szkole nie da sobie rady w życiu.

Jest to oczywistą nieprawdą. Obecnie uczniowie polskich szkół dobrze znają język litewski i ci, którzy wiedzą, po co chodzą do szkoły, bez problemów dostają się na litewskie uczelnie. Poza tym można też studiować w Polsce. Zresztą nie tylko o te wyższe uczelnie chodzi. Są rzeczy ważniejsze niż studia. Osobowość człowieka, poczucie tożsamości i dumy narodowej.

Znam kilku Polaków, którzy ukończyli rosyjskie lub litewskie szkoły. Nie stali się ani Litwinami, ani Rosjanami, ale i do polskości już było im daleko. Była im obca, nic o niej nie wiedzieli albo też nauczono ich patrzeć na nią pod innym kątem. Zostali pozbawieni czegoś bardzo ważnego: własnych korzeni, związków z dziedzictwem kulturowym narodu. W towarzystwie Polaków czują się niezręcznie. Krępują się swojej niewiedzy o Polsce, swego koślawego języka. A niektórzy, jak ten wykpiwany przez koleżanki i kolegów Gžegožas ze sławetnego legionu ideologicznego „Aš myliu Lietuvą” („Kocham Litwę”), wstydzą się swego polskiego pochodzenia.

W ostatnich miesiącach bardzo dużo się mówiło i pisało o szkolnictwie polskim na Litwie, jak również o sprawach językowych, a ściślej – o pisowni polskich imion i nazwisk mieszkańców Litwy narodowości polskiej. Zdawałoby się – o czym tu dyskutować? Nazwisko jest własnością człowieka i nikt nie ma prawa rozporządzać się tą własnością i modyfikować jak na przykład soję czy kukurydzę. Podobnie jak naturalną rzeczą jest fakt, że mieszkająca w kraju należącym do Unii Europejskiej kilkasettysięczna mniejszość narodowa ma prawo do nauki w języku ojczystym. A jednak sprawa wcale nie jest prosta i nawet dziecko wie, że nie o język tu chodzi, a o coś zupełnie innego: o likwidowanie wszelkich śladów polskości na Litwie. Dlatego ta zabawa w argumenty i kontrargumenty trwa już kilka dziesięcioleci i końca jej nie widać.

Dziś jednak nie o nazwiska mi chodzi. Kłopoty mamy również z geograficznym nazewnictwem litewskim. Co prawda, sięgające XIII wieku więzi społeczno-gospodarcze i kulturalne między obu krajami sprawiły, że większość nazw miejscowości litewskich ma swoje odpowiedniki polskie. Mówimy więc i piszemy Ignalino (Ignalina), Hoduciszki (Adutiškis), Jaskielewicze (Jaskonys), Hanuszyszki (Onuškis), Grzegorzewo (Grigiškes), Czarny Bór (Juodšiliai). Zastrzegam, że robimy to niejako w sposób partyzancki, nieoficjalnie. Oficjalnie bowiem obowiązuje nazewnictwo tylko i wyłącznie litewskie.

Zupełnie inaczej niż na Litwie sprawa dwujęzycznego nazewnictwa geograficznego została rozstrzygnięta w Polsce. Zgodnie z ustawą z 2006 roku o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym na terenach zamieszkałych przez mniejszości narodowe, etniczne lub posługujące się językiem regionalnym istnieje możliwość wprowadzenia nazewnictwa geograficznego w językach mniejszości. W wyniku tego do chwili obecnej w 41 gminach 774 miejscowościom nadano podwójne nazwy. Oto kilka przykładów nazw z gmin, w których zamieszkuje mniejszość niemiecka: Kolonia Biskupska – Friedrichswille, Walidrogi – Schulenburg, Ligota Dobrodzieńska – Elliguth Guttentag, Długomiłowice – Langlieben. W gminie Orla, zamieszkałej w znacznej części przez ludność białoruską, znajdujemy 25 nazw wsi i osad pisanych cyrylicą. Podobnie jest w Gminie Puńsk, w której 30 miejscowości ma podwójną – polską i litewską – nazwę: Dowiaciszki – Dievetiške, Poluńce – Paliunai, Dziedziule – Didžiuliai, Ogórki – Agurkiai.

Poza nazewnictwem geograficznym w 30 gminach, w których mniejszość narodowa stanowi nie mniej niż 20 procent, został wprowadzony język mniejszości jako pomocniczy. W Polsce wymogom tym odpowiadają 4 mniejszości narodowe: niemiecka, białoruska, kaszubska i litewska. W leżącej w powiecie sejneńskim Gminie Puńsk język litewski jako pomocniczy wprowadzony został już w 2006 roku. Według danych z czerwca 2008 roku, gminę zamieszkiwało 4 365 mieszkańców, z czego ponad 70 proc. – to Litwini. W trzydziestu miejscowościach gminy widnieją drogowe dwujęzyczne tabliczki z nazwami miejscowości.

Co na to młodzi patrioci z grupy „Aš myliu Lietuvą” („Kocham Litwę”), którzy z takim entuzjazmem i gorliwością zdzierali i łamali dwujęzyczną tablicę z prywatnego domu w Ejszyszkach, informującą, że jest to ulica Wytauto? Proszę zauważyć, że spolszczenie imienia patrona ulicy zostało dokonane w sposób wyjątkowo ostrożny i nieśmiały. Nawet wbrew polskiej odmianie rzeczowników (Ulica kogo? – Wytautasa), w drugim przypadku mamy końcówkę –o, czyli wyraz został odmieniony po litewsku.

Aż strach się bać, co by było, gdyby ta polska wersja, widniejąca skromnie pod litewską, brzmiała tak naprawdę po polsku – ulica Witoldowa. (Przed wojną moi rodzice mieszkali na Zwierzyńcu przy wileńskiej ulicy Witoldowej). Wiemy przecież, że wielki książę litewski Vytautas w piśmiennictwie polskim występuje pod spolszczonym imieniem Witold, co mu wcale ujmy nie przynosi. Odwrotnie. Świadczy o uznaniu, szacunku i popularności. Spolszczona forma tego imienia od dawna już zyskała w polszczyźnie status normy.

Każdy język rządzi się własnymi prawami. Odnosi się to również do nazewnictwa geograficznego. Oto co pisze na temat nazewnictwa miast profesor Jan Miodek: „(...) trudno w tym momencie nie wyrazić radości, że doczekaliśmy się normalnej sytuacji politycznej, kiedy spokojnie i racjonalnie można mówić o posługiwaniu się w polskich tekstach postacią Wrocław, a w niemieckich – Breslau, tak jak oczywiste jest, że w polszczyźnie mówimy o Paryżu, Londynie, Bratysławie czy Asyżu, a gdy się posługujemy językami francuskim, angielskim, słowackim i włoskim, przywołujemy postać Paris, London, Bratislava, Assisi. Bo też odwieczną cechą wielkich i znanych miast jest to, że ich nazwy z reguły w różnych językach mają różne brzmienie.

Na marginesie przypomnę tu, że wiele polskich miast w języku litewskim też ma inne brzmienie i nie wydaje się, by Polakom to spędzało sen z powiek. Tak na przykład Białystok Balstoge, Biała Podlaska – Palonkes Biala, Elbląg – Elbingas, Częstochowa – Čenstakava, Gorzów Wielkopolski – Didžiosios Lenkijos Gožuvas, Kraków – Krokuva, Ostrów Wielkopolski – Didžiosios Lenkijos Astravas, ŁódźLodze itd. Jednakże funkcjonująca od wieków w polskim piśmiennictwie (i nie tylko w polskim) nazwa Wilno ciągle jest przez Litwinów odbierana negatywnie.

Ostatnio zastanawiałam się nad nazwą jednej ze szkół wileńskich, mieszczącej się w dzielnicy Lazdynai. Są tam klasy polskie i rosyjskie. Po litewsku szkoła nazywa się Lazdynu vidurine mokykla. Według mnie może być kilka wariantów: Wileńska Szkoła Średnia w Lazdynai, Wileńska Szkoła Średnia „Lazdynai”, Wileńska Szkoła Średnia w Łazdinaj (a może, jak się potocznie używa – w Łazdinach?).

Pierwszy wariant, który zachował litewską pisownię dzielnicy, wydaje mi się najbezpieczniejszy, bo nie powinien sprawiać kłopotów dyrekcji szkoły ze strony obrońców języka państwowego. Bezpieczny pod tym względem jest też wariant drugi, nieco jednak niezręczny z powodu cudzysłowu. Bardziej naturalny wydaje się być wariant trzeci, ze spolszczoną nazwą dzielnicy. Jednakże tu mogą być kłopoty w związku z alergią niektórych urzędników (niestety, w resorcie oświaty również) na jakiekolwiek spolszczenie. A tak naprawdę to po litewsku ta nazwa też nie jest dobra, bo w tej dzielnicy jest kilka szkół i w gruncie rzeczy każda jest „Lazdynu”.

Nasze problemy z pisownią litewskich nazw wynikają również z tego, że często zdani jesteśmy na własną intuicję. Wprawdzie polskie słowniki ortograficzne podają pisownię obcych nazw własnych, zasady adaptacji ortograficznej, transkrypcji i transliteracji wielu alfabetów, to język litewski jest pomijany. Możemy więc z Nowego słownika ortograficznego PWN dowiedzieć się o pisowni i odmianie nazw własnych i nazwisk angielskich, francuskich, niemieckich, węgierskich, włoskich, greckich, rosyjskich, ukraińskich, białoruskich, bułgarskich, serbskich, macedońskich, tylko o litewskich – ani słowa.

Wracając do szkoły w Lazdynai (czy Łazdiny), to myślę, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie ubieganie się szkoły o patrona. Wileńska Szkoła Średnia im. Tomasza Zana – czyż to nie pięknie brzmi? Z pewnością też dałoby się znaleźć innego patrona, którego uczniowie i klas polskich, i rosyjskich (a przede wszystkim ich rodzice) darzyliby jednakową sympatią.

Łucja Brzozowska

Wstecz