Nie ja śpiewam,
lecz duch boży...(Władysław
Syrokomla)Brzozo wileńska
w żółte liście rozrzutna
Obok pada owoc ostatni
z pobielanego drzewa
W ruszczycowskim skręcie gałęzi
jabłoń milcząca i równie smutna
A z twoich żywych strun rozkutych
wiatr-lirnik wysupłuje
syrokomlowskie nuty
Zarówno codziennie pogłębiająca się kapryśna tegoroczna jesień, jak i przywołane tu strofy wiersza Wojciecha Piotrowicza Jesienną kreską stwarzają odpowiednią aurę, żeby przemówić na „syrokomlowską nutę”. W ubiegłym miesiącu (15 września) minęła 150. rocznica śmierci Władysława Syrokomli, pisarza niezbyt często dzisiaj wspominanego.
Co zacz? kto go rodzi?
Syrokomla – to literacki pseudonim Ludwika Władysława Franciszka Kondratowicza, który urodził się 29 września 1823 r. w Smolhowie na Białorusi. Dzieli on los wielu pisarzy, wywodzących się z ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, do których, patrząc z dzisiejszej perspektywy, przyznają się co najmniej trzy państwa: Polska, Białoruś i Litwa.
Ze względu zaś na poruszaną w swojej twórczości problematykę Syrokomla mógłby także (gdyby znano jego dorobek) zostać obywatelem świata. Zawsze był po stronie zwykłych, prostych ludzi, krzywdzonych i poniewieranych, wykorzystywanych i poniżanych, a takich nie brakuje nigdy w najbogatszych nawet zakątkach świata. Doskonale ich rozumiał, wczuwał się w ich smutki i cierpienia, gdyż sam był synem ubogiego szlachcica. Ojciec poety, Aleksander, już tylko dzierżawił folwarki na Polesiu bądź w innych regionach WKL. W gospodarowaniu dzielnie go wspierała żona Wiktoria (Złotkowska z domu), matka przyszłego poety.
W 1833 r., po edukacji domowej, kształci się Władysław w szkole dominikańskiej w Nieświeżu. W 1835 r., po zamknięciu tej szkoły, kontynuuje naukę w gimnazjum w Nowogródku.
W 1840 r. otrzymuje pracę w Zarządzie Ordynacji Radziwiłłowskiej w Nieświeżu.
Po kilku latach, w 1844 r., zakłada rodzinę, żeniąc się z Pauliną Mitraszewską. Bierze też wówczas w dzierżawę nadniemeński folwark Załucze, położony w pobliżu Nieświeża. Spędza tu osiem lat, wypełnionych pracą i kłopotami gospodarczymi, z których nie czerpie w dodatku ni satysfakcji, ni należytych zysków.
Pociąga go raczej praca twórcza, która zaczyna powoli dominować w zajęciach. Gospodarując w Załuczu dokonuje Syrokomla przekładów poezji, pisze Dzieje literatury w Polsce. Tutaj powstają także liczne wiersze poety.
Życie naprawdę nie szczędzi mu cierpień. Właśnie tutaj, w Załuczu, przeżywa utratę trojga dzieci.
W 1852 r., po licznych niepowodzeniach i dramatach życiowych, przenosi się do Wilna. Wiosną 1853 r. zostaje dzierżawcą podwileńskiej Borejkowszczyzny, która dzisiaj zaprasza miłośników „lirnika wioskowego” do domu-muzeum Wł. Syrokomli.
W Borejkowszczyźnie także nie było łatwo. Ciągle brakowało środków na utrzymanie licznej rodziny. Syrokomla zanurzał się coraz bardziej w pracę pisarską, która również nie przynosiła zbyt wielkich zysków.
Jak będąc w Załuczu, tak potem w Borejkowszczyźnie lubił poeta podróżować po kraju. Odwiedzając niejednokrotnie Warszawę nawiązywał także kontakty z tamtejszym środowiskiem literackim.
W 1858 r. podróżował po Wielkopolsce i regionie tatrzańskim. Znane są również peregrynacje poety po bliższych okolicach, które owocowały czasem napisaniem książek-sprawozdań, jak chociażby wydane w 1857 r. Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna, zawierające wrażenia z odwiedzin Trok, Niemieża, Miednik i innych pobliskich miejscowości.
W 1860 r. osiada poeta w Wilnie nie rezygnując z dzierżawy Borejkowszczyzny. Jest to czas, kiedy Syrokomla boryka się już z coraz częstszymi dolegliwościami, spowodowanymi przez postępującą gruźlicę. Nie zważając jednak na chorobę w kwietniu 1861 r. podejmuje podróż, by wesprzeć manifestacje patriotyczne w Warszawie. Pogarszający się stan zdrowia zmusza go do przyśpieszenia powrotu. Właśnie podczas drogi powrotnej jest aresztowany przez władze carskie, których czujność zaostrzyły na pewno wygłaszane przez Syrokomlę w Łomży i Suwałkach przemówienia patriotyczne.
Około miesiąca więziono go w Wilnie. Jedynie lichy stan zdrowia pozwolił mu uniknąć zesłania. W maju 1861 r. był zwolniony z więzienia pod warunkiem, że osiądzie w Borejkowszczyźnie bez prawa przebywania w Wilnie.
Ponieważ zdrowie pogarszało się coraz bardziej, w lutym 1862 r. nazwane rozporządzenie zostało odwołane. Poeta znowu mógł zamieszkać w Wilnie, ale nie po to, żeby się delektować urokami grodu Giedymina. 15 września 1862 r. wyruszył w swą podróż ostateczną.
Szczątki doczesne poety spoczęły natomiast na Rossie, na tzw. Górce Literackiej, gdzie ten, który skonał grając na lirze, znalazł się w towarzystwie innych twórców.
Gdy wam swojacka gawędka przyjemna (...)
Oryginalny warsztat pisarski Syrokomli został ukształtowany m. in. dzięki przekładom poetów polsko-łacińskich: Klemensa Janickiego, Sebastiana Fabiana Klonowica, Szymona Szymonowica, Kazimierza Sarbiewskiego i in.
Twórczość samego Syrokomli uświetniły w pierwszej kolejności pisane przezeń gawędy. Gatunek ten rozwinął się zwłaszcza w schyłkowej fazie romantyzmu, którego strzelistość, górnolotność zaczęła szukać przymierza z bardziej przyziemną rzeczywistością. Nie ucicha jeszcze ważny dla romantyzmu głos gminu, prostego ludu, ale nasila się też istotny dla późniejszej epoki nacisk na konkret społeczny, na ewokowanie motywu krzywdy, upośledzenia i różnych bolączek, nękających niższe warstwy społeczne. W jednych utworach dominuje litość, współczucie, rzewność, w innych dochodzą do głosu elementy ironii i satyry.
Gawęda trafiała nawet do mniej wyrafinowanego odbiorcy, gdyż była stylizowana na język mówiony, zwracała się bezpośrednio do słuchacza, wpisanego już nieraz w sam tekst. Zaczęła ona powoli wycieśniać balladę.
Debiutem Syrokomli stał się Pocztylion. Gawęda gminna, utwór, zamieszczony w 1844 r. w „Athenaeum”.
W Pocztylionie, jak w niektórych innych gawędach (Sosna, Zamieć), brzmią jeszcze echa tradycji balladowej. Zgodnie z mentalnością ludową, wina pociąga za sobą karę. Nierozważny gest bohatera (nieudzielenie pomocy potrzebującemu) obraca się przeciwko niemu samemu. Wyrzuty sumienia udaremniają powrót do pełnokrwistego życia, o czym informują już wstępne wersy gawędy:
Tu piją i gwarzą, – ty jeden w tej wrzawie
Wyglądasz, jak jeniec w niewoli;
Weź czarkę, weź lulkę, siądź tutaj na ławie
I powiedz, co ciebie tak boli?
Ni dzwonek, ni trąbka, ni kraśne dziewczęta
Nie mogą rozerwać twej nudy;
Dwa lata tu żyjesz, a nikt nie pamięta,
Ażebyś był wesół, jak wprzódy.
O! bo też mi gorzko, bo smutno mi wszędzie...
Niemiło na świecie, niemiło!
Daj czarkę! przy czarce odważniej mi będzie...
Posłuchaj, co mi się zdarzyło (...)
Mamy przy okazji charakterystyczny dla gawędy sposób nawiązania kontaktu z odbiorcą, jak też „zaintrygowania”, że będzie on świadkiem jakichś nietypowych, niecodziennych zwierzeń. Nawet kiedy dobiegają one końca, czytelnik jest nadal trzymany w napięciu, sam się powinien domyślić, w czym sedno dramatu, gdyż przypływ emocjonujących wspomnień nie pozwala narratorowi zamknąć jego opowieści:
(...) Daj czarkę... dokończyć nie mogę!...
Wśród gawęd Syrokomli można też wyodrębnić utwory, ewokujące motywy krzywdy społecznej. Klasycznym tego przykładem jest chociażby Iluminacja. Przywołaną w niej historię poprzedza nastrojowy wstęp, który jakby uzasadnia, dlaczego taka, nie inna opowieść przypływa na myśl gawędziarzowi:
Nastały nieskończone jesienne wieczory.
Natura drzemie!
Pochmurniały niebiosa, i deszcz lunął spory
Na suchą ziemię. (...)
O minionej przeszłości marzy się coś, – marzy
Dumka głęboka...
I czy to kropla deszczu bryzgnęła po twarzy,
Czy to łza z oka?
Zawstydziłem się płaczu, zamknąłem powieki, –
Było mi ciemno...
I obraz zapomniany, miniony, daleki
Stanął przede mną. (...)
Mamy tu jakby kompozycję szkatułkową, „opowieść w opowieści”. Słotny jesienny dzień wywołał wspomnienie podobnego sprzed laty, kiedy będąc na polowaniu bohater-narrator usłyszał smutną historię – zwierzenia kobiety, która utraciła dziecko z powodu bezduszności służalców, pragnących dogodzić bogaczom i bezwzględnych wobec prostego, nieszczęśliwego człowieka. Zanim kobieta (także w deszczowy dzień listopadowy) roznieciła przed domem przepisową pochodnię, by uczcić obchodzone w nieświeskim dworze imieniny księcia Karola, chore dziecko skonało w wychłodzonej izbie. Wspomnieniom towarzyszy smutna refleksja „filozoficzna”:
(...) Ot, wiadomo, z rozkoszy szaleją bogacze,
Szumią magnaci;
A za to biedny człowiek bolesno zapłacze,
Gorzko przypłaci. (...)
I zupełnie już jak ironia brzmią ostatnie słowa przypominającej utratę dziecięcia matki:
(...) Ale huczne przed laty były imieniny
W nieświeskim dworze.
Gawędziarska sztuka Syrokomli przynosi mnóstwo ciekawych rozwiązań formalnych. Lalka. Gawęda dziecinna wyróżnia się, na przykład, tym, że marzenia o równości, o sprawiedliwości społecznej, o złagodzeniu losu prostego człowieka włożone są w usta naiwnego pańskiego dziecka, które nie zdaje sobie sprawy z tego, jak trudno zrealizować dane ideały.
Dla ciebie śpiewam, gminu szaraczkowy
Zdarzają się także gawędy, które można określić jako autotematyczne, jako „gawędy o gawędzie”:
O bracia moi znad Wilii, znad Niemna!
Gdy wam swojacka gawędka przyjemna,
Zasiądźcie w kółko, a ja wam pogwarzę,
Stukniemy w czarki, rozweselim twarze,
A może prawda wynurzy się na dnie,
Albo się chwilka smutkowi wykradnie.
Ja, czasem wierszyk skleciwszy naprędce,
Lubię się wylać w niewinnej gawędce (...)
W niniejszej gawędzie autor bezpośrednio zwierza się ze swoich rozterek. Zdaje sprawę z tego, że nie uda mu się przemówić do możnowładców, do wysoko postawionych, dobrze usytuowanych, dla których cały świat stoi otworem. Przygaduje im trochę, zgodnie z duchem przywiązania do swojskości (jak w Panu Tadeuszu główny bohater przygadywał Hrabiemu):
(...) Kogo zamorskie pachnidło przynęci,
Cóż mu aromat naszych sianożęci!
Po śpiewie oper jak nudną są rzeczą
Ranne skowronki, co na Litwie skrzeczą!
A zatem do kogoś innego przyjdzie mu kierować czy to swoje gawędy, czy pieśni, czy cokolwiek, co się wymknie spod pióra:
Dla ciebie śpiewam, gminu szaraczkowy,
O tobie śpiewam i z tobą zespolę
Nadzieje, radość, i smutki, i bole;
Twojem powietrzem orzeźwię oblicze,
Od twoich ptasząt wyrazu pożyczę;
Niech się myśl moja spod serca wygwarzy
Nutą żniwiarską, w takt brzęku kosarzy...
Gdzie chata słomą lub darnią pokryta,
Serdeczny Litwin niech piosnkę przeczyta, –
A gdy swojaka dopatrzy się we mnie,
Zgrzeszyłbym mówiąc, żem śpiewał daremnie.
Propagowany tutaj kult swojskości wystąpi też bardzo wyraźnie w gawędzie Garść pszenna (1856), która stanowi swego rodzaju przypowieść z tezą. Warstwa fabularna sprowadza się do tego, że następcą starego wójta Szczepana ma zostać nie ten z jego synów, który wróciwszy „ze świata” podziwia niemieckie „kapelusze i kaftany”, ani ten, który przybywając z Krakowa rzuca apel „w krakowiaka tańczmy miarę”. Nowym wójtem zostanie Szymon, który będąc na Ukrainie tęskni do stron rodzinnych, a jeżeli już przywozi coś stamtąd, to pszenicę, licząc na to, że uda się „ukraińskie mieć nam zbiory”.
Pomysłowe są także gawędy, jak też zbliżone do nich „przypowieści szlacheckie”, w których autor zajmuje się etymologią (pochodzeniem) znanych przysłów lub zwrotów frazeologicznych. Dane utwory świadczą o tym, że stać Syrokomlę także na lekkość, żart, dowcip, humor. Kogo zainteresowałby ten właśnie zrąb pisarstwa, niech otworzy takie teksty, jak: O Zabłockim i mydle (1852), Pan Marek w piekle (1853), Fragmenta o Filipie z Konopi (1854), Matysek (1855) i in.
Od gawędy do innych gatunków
Syrokomla jest także autorem większych utworów, które znawcy przedmiotu określają jako poematy gawędowe, zawdzięczające niektóre swe rysy wczesnoromantycznej powieści poetyckiej. Występuje w nich podobna, jak i w typowych dla autora gawędach, problematyka. Dochodzi także często do głosu bardziej liryczna tonacja, jak, na przykład, w „gawędzie z pól nadniemeńskich” Kęs chleba (1854), której fabuła zawdzięcza podobno jakieś elementy doświadczeniom ojca poety, jak też krajobrazom, zapamiętanym z dzieciństwa.
Zasługuje też na uwagę poemat Urodzony Jan Dęboróg (1854), nazwany przez autora „podaniem z jednej litewskiej mogiły”. Pobrzmiewają w nim jakieś echa Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza. Kilka lat później powstały też wspomnienia ze Szkolnych czasów Jana Dęboroga (1858), w których epickość coraz bardziej ustępuje miejsce liryczności.
Ze względu na ukazanie różnorodności poczynań twórczych Syrokomli zaznaczmy, że pisywał także poematy historyczne. Margier (1854) – „poemat z dziejów Litwy” – był pomyślany niemal jako epopeja rycerska. Córa Piastów (1855) porusza m. in. problem stosunków polsko-litewskich w XIII w. i nawet szerzej. Stare wrota (1857) – to z kolei zaduma nad dziejami narodu i przyczynami upadku Polski. Naszego czytelnika zainteresuje, bez wątpienia, Marcin Studzieński. Kartka z kroniki Wilna (1859).
O syrokomlowskim zainteresowaniu przeszłością świadczą także jego „wędrówki” historyczno-krajoznawcze po bliższych i dalszych okolicach, o czym wspominaliśmy już w części „biograficznej”. Wrażenia z nich wyniesione, poza nielicznymi wyjątkami, zapisywał poeta prozą. Zdradza ona przede wszystkim wielką pasję poznawczą pisarza. Cel podejmowanych i zapisywanych później wędrówek został określony przez autora w książce Niemen od źródeł do ujścia: „Badać pod względem historycznym, przyrodzonym, etnograficznym, archeologicznym, jeograficznym ziemię naszą rodzoną zdaje się być bardzo ścisłym wynikiem tego, co się zgodzono nazywać miłością kraju. Bo jakże kochać, jak krew wylewać za to, czego się nie zna i nie rozumie”.
Zarówno sprawozdania z podróży, jak i najbardziej liryczne wynurzenia poety świadczą o tym, że był autentycznie zakochany we wszystkim, co swojskie.
Warował też przy tradycyjnej obyczajowości. Przygotowywał materiały do wydań okolicznościowych, użytkowych, jak, na przykład, kalendarze. W latach 1857-1862 zrodziły się na tej kanwie poematy opisowo-dydaktyczne, takie, jak powiedzmy, Dni doroczne na Litwie, Staropolskie roraty czy też fragmenty Wielkiego Czwartku.
Z teki lirnika wioskowego
Prezentując różnorodność dokonań twórczych Syrokomli oderwaliśmy się nieco od najbardziej charakterystycznej dla poety tonacji, która pozwoliła mu przecież w jednej z jego sielanek nazwać siebie „lirnikiem wioskowym”. Autocharakterystyka zaiste nieprzypadkowa, zważywszy fakt, że wiele swoich utworów wykreował poeta z myślą o ich śpiewnym, muzycznym wykonaniu. Pisał przecież teksty dla poszczególnych kompozytorów, m. in. dla samego Stanisława Moniuszki: kantaty Rok w pieśni (1852) i Franciszek z Assisu (1857), niemało piosenek, które zostały umieszczone w śpiewnikach autora Halki. Któż nie zna, na przykład, Piosnki Hanny z nazwanego cyklu Rok w pieśni:
Po nocnej rosie
Płyń, dźwięczny głosie!
Niech się twe echo rozszerzy,
Gdzie nasza chatka,
Gdzie stara matka
Krząta się koło wieczerzy.
Jutro dzień święta;
Niwa niezżęta
Niechaj przez jutro dojrzewa;
Niech wiatr swawolny,
Niech konik polny,
Niechaj skowronek tu śpiewa! (...)
Liryka Władysława Syrokomli niemało zawdzięcza przeżyciom osobistym poety, jednocześnie zaś przemawia w sposób zobiektywizowany, poddaje się stylizacji ludowej.
Poeta jest niezwykle wrażliwy na piękno ojczystej przyrody. Wsłuchując się, na przykład, w Szum brzózki, wczuwa się niejako w rozterki drzewa, zaniepokojonego nadejściem chłodów:
Pod oknami mojej chaty
Biała brzózka smukło rośnie,
A odarta z letniej szaty,
Chwiejąc warkocz swój kudłaty,
Pomrukuje coś żałośnie,
Wyśpiewywa pieśń niedoli,
Że słuchając dusza boli. (...)
Podobny chwyt zastosowany jest także w Gawędzie o bocianie. Ptak jest w większej rozterce niż brzoza z poprzedniego wiersza, gdyż z powodu zbliżającej się zimy musi w dodatku opuszczać ukochane błonia Litwy:
Wiatr chłodno westchnął i mgłami kręci.
Zima już blisko, ej blisko!
Bocian poważny, stróż sianożęci,
Rozpuszcza skrzydła, tumany męci
I zwolna płynie na rżysko.
Siadł, zaklekotał, zwiesił dziób duży
I zamknął poważnie oko.
Snadź syn litewski marzy głęboko
O swej zamorskiej podróży. (...)
„O błonie Litwy! cudneż to błonie!
„Tu wszystko szczęściem rozmarzy;
„Słonko ciepluchne, sianożęć wionie,
„Dziatwa klekoce, a tam na stronie
„Słychać brząkanie kosarzy.
„Słodkoż tu było! Bóg wie, co dalej:
„Czy wracać będzie już po co?
„Może dąb z gniazdem zamieć obali,
„Lub kry wiosenne zgruchocą?! (...)
W rozterkach tych czy innych reprezentantów natury nietrudno się dosłuchać wielu utrapień człowieka. Zgodnie z tradycją ludową, pośrednio lub bezpośrednio, poeta niejednokrotnie ujawnia paralelizm losów przyrody i człowieka. Aureli Drogoszewski poszedł jeszcze dalej w zestawianiu motywów natury i przeżyć człowieka w liryce Syrokomli, pisząc o nim: „Przyrodę kocha, zna i rozumie, a jednak nie odgrywa ona w jego pieśni samoistnego znaczenia, przesłania mu ją zawsze człowiek (...)”. Mało powiedzieć, że „lirnik wioskowy” sprzęga losy natury i człowieka, trzeba jeszcze podkreślić, że chodzi zazwyczaj o losy swojskiej właśnie natury i bliskiego, „tutejszego” człowieka. Jak stwierdza Czesław Zgorzelski, „(...) zawsze (...) zmierza Syrokomla do uchwycenia szczególnego uroku ludzi i natury Litwy, Nowogródczyzny, Polesia...”.
Nie tylko uroki dostrzega poeta w otaczającej go rzeczywistości. Kiedy go coś nie zadowala, nie on pierwszy i nie on ostatni, tęskni do bliższej lub dalszej przeszłości, a zwłaszcza do okresu młodości, gdyż Dawniej lepiej było:
W naszej wiosce za mych latek
Inszy bywał ruch:
I wesele, i dostatek,
Każde dziewczę gdyby kwiatek,
Każdy chłopiec zuch! (...)
Dzisiaj ludzie już nie tacy
I do czarki, i do pracy, –
Wiem ich siłę, wiem!
A ojcowie dzielni, starzy,
Spoczywają u cmentarzy
Wiekuistym snem!...
Pójdę do nich: na mogile
Będę płakał rad;
Do nich miodu dzban wychylę
I pogwarzę słodko, mile
Z ludźmi dawnych lat.
Lirnik o swojej lirze
Liryka Syrokomli, chociaż korzysta z konwencji twórczości ludowej, nie trąci zazwyczaj sztucznością, jest świeża, szczera, zdradza autentyczne przeżycia. W tzw. Głosie do Janka Cmentarnika poeta jakby uchyla rąbka tajemnicy, jakby odpowiada na pytanie, skąd jest czerpana ta prawdziwość uczuć:
(...) Wioskowy lirnik powtarza jedynie
Taką piosenkę, jaka z echem płynie.
Cytując powyższe strofy wkraczamy jednocześnie w nurt autotematycznej twórczości Syrokomli, to znaczy na teren jego lirycznych wynurzeń o roli poezji i poety, o sensie tego specyficznego „śpiewu” itp. W wierszu Nie ja śpiewam dochodzi do głosu znany jeszcze w starożytności, wyeksponowany właśnie przez romantyków, motyw poezji jako szczególnego daru i posłannictwa:
Nie ja śpiewam, lecz duch boży,
Który piosnkę we mnie tworzy (...)
W tego rodzaju twórczości przewijają się najprzeróżniejsze tony, charakterystyczne dla niejednego artysty. W jednym wypadku cieszy się poeta, że towarzyszy mu natchnienie, w innym nie posiada się z radości, że udało się pokonać jakiś większy czy mniejszy kryzys twórczy, jak jest, na przykład, w wierszu Przebudzenie:
Znowu się do mnie uśmiecha praca,
Znów czuję w piersi pieśni oddźwięki:
Boże mój, Boże! czuję, że wraca
Spokój do serca, pióro do ręki.
W jeszcze innym wypadku, nie roszcząc złudzeń, że się doczeka jakiejś nadzwyczajnej akceptacji ze strony odbiorców, zastanawia się poeta nad pośmiertnym losem swoich „pieni”, co znajdujemy w wierszu To i dosyć, napisanym dość wcześnie, bo już w 1845 r.:
Dzień po dniu nad głową płynie,
Biegą chwile, biegą lata...
Wraz, przelotny gościu świata,
Legniesz w ciasnej domowinie. (...)
Pamięć myśli, pamięć ducha,
Pamięć szczęścia, łez powodzi, –
To nikogo nie obchodzi,
To najprędzej wiatr zadmucha.
Piosnko moja! w tobie tylko,
Co niebieskie, oddam Niebu,
W tobie przetrwam może chwilką
Dzień mej śmierci i pogrzebu.
(...) Będą ciebie w mnogim tłumie
Ci potępiać, ci wynosić;
Lecz się znajdzie, kto zrozumie,
Westchnie ze mną – to i dosyć.
Skromne oczekiwania poety w jakimś stopniu się spełniły. Jego „lira” i pamięć o nim są stale obecne w domu-muzeum w Borejkowszczyźnie, jak też w Szkole Średniej im. Wł. Syrokomli czy na studiach polonistycznych w Wilnie.
Nawet więcej: „syrokomlowska nuta”, jak przekonaliśmy się we wstępie, orzeźwia nam czasem współczesną poezję polską na Litwie (Jesienną kreską Wojciecha Piotrowicza, Studnia Władysława Syrokomli Aleksandra Sokołowskiego i in.).
Zapewne także w przyszłości ktoś się znajdzie, kto zrozumie, gdyż długo jeszcze nie nastaną czasy (jeżeli w ogóle takowe nastaną), kiedy bracia w kapocie i bracia w siermiędze osiądą w pałacach i nie będą już chcieli słuchać lirnika wioskowego.
Halina Turkiewicz