Szkoła w Tarakańcach – ta pierwsza, jedyna…

Szkoła moja i nasza: całej społeczności mojej klasy i tych wszystkich, którzy przestąpili progi szkolne w ciągu stulecia jej istnienia w latach 1912-2012.

Niełatwo objąć spojrzeniem jej początki. Jeżeli istnieją jakieś annały, to się ukryły głęboko w zakamarkach archiwalnych albo i w ogóle pisane jej ślady zostały rozproszone. Vide: rok 1912, kiedy za historyczną chwilę rozległ się prowokacyjny strzał sarajewski – swoiste hasło do rozpoczęcia I wojny światowej.

Pierwsze szkoły na Wileńszczyźnie na ogół zaczęły powstawać w 1910 roku, ta w Tarakańcach – dwa lata później, co potwierdza istniejący dokument. Świadczy on zaledwie o jej istnieniu, niczego natomiast więcej nie wiemy. Czy była duża, kto uczył, ile uczęszczało dzieci? Historia więc milczy. Przynajmniej na razie.

Wiemy, że w 1915 roku, w toku wojny zostało powołane Stowarzyszenie Nauczycielstwa Polskiego, któremu patronował prof. Stanisław Kościałkowski. Zabiegało ono gorliwie o oświatę, przygotowując glebę do powstawania placówek szkolnych w chwili, gdy tylko zaistnieją po temu pokojowe warunki. Wojna jednak się przedłużała i gros szkół polskich utworzono na dobre w 1919 roku, łącznie z uroczystą inauguracją uniwersytetu w Wilnie.

Tarakańska szkoła zapewne też już mogła istnieć. W pamięci jednak całego pokolenia miejscowej ludności utkwił fakt jej działalności dopiero z pojawieniem się na horyzoncie nauczycielki Władysławy Dowgiało. Przybyła tu w 1923 roku z Podbrzezia, zostając kierowniczką szkoły do 1930 roku. Była więc tą pierwszą, która nauczała elementarnej wiedzy pokolenie moich rodziców, aczkolwiek przez perturbacje okresu wojny i wykuwanie niepodległości kraju bardzo zróżnicowane wiekowo.

Była rodowitą wilnianką, nosząc historyczne nazwisko swych przodków Dowgiałów. A wykonując swój zawód z powołania, zostawiła w sercach mieszkańców Ziemi Sużańskiej dozgonną o sobie pamięć.

Od 1930 roku funkcje kierownika szkoły pełni Włodzimierz Jan Karmański. Wcześniej uczył dzieci w pobliskiej Podubince. Pochodził z Małopolski. Naturalnie oboje się znali na niwie pedagogicznej. Na Wielkanoc 1930 roku w Wilnie Władysława i Włodzimierz Jan wzięli ślub. Na świat parze małżeńskiej przyszły dwie córeczki: Krysia i Danusia. Odtąd była to wspólna „orka” oświatowa, materializowana dla dobra publicznego.

Z braku miejsca ograniczę się do kilku faktów, pomijając inne okoliczności. Oprócz codziennej dydaktyki, dzięki ich społecznemu zmysłowi, w 1934 roku powstało pierwsze kółko rolnicze i koło gospodyń wiejskich. Na terenie szkoły założono kasę oszczędności. Po roku pojawia się w Tarakańcach pierwszy sklep, tzw. spółdzielnia.

Mniej oficjalnie, bo z pobudek własnych, jako realizacja wyznawanego posłannictwa nauczyciela, organizowano kursy dla niepiśmiennych (pamiętamy o spadku zaboru carskiego). Organizowano też dożywianie dzieci (to z kolei brzemię długich lat powojennych), urządzano szkolne choinki i inne atrakcje.

Karmańscy nawiązują kontakty z Uniwersytetem Warszawskim. Kolejne lata – od 1936 do wojny – odbywają się w Tarakańcach niezapomniane obozowiska młodzieży akademickiej. Warto nadmienić, że są to tereny o wielkim walorze turystycznym, położone nad basenem jeziora Dubińskiego, w otoczeniu borów, również z licznymi okami wodnymi.

Przyjezdna młodzież miała nie tylko warunki relaksu, ale przede wszystkim uskuteczniała praktykę w wybranych zawodach. Byli to w większości humaniści, przyszli adepci medycyny, prawa, socjologii. Wnieśli na ten grunt, jak go ktoś określił „zabity deskami od świata” pierwiastek dla rozwoju duchowego i społecznego ludności, wspomogli małżeństwo Karmańskich w ich zaangażowaniu dla podniesienia kultury narodowej, w zaszczepianiu patriotyzmu.

Publiczna szkoła w Tarakańcach miała dwie klasy, licząc cztery oddziały. W 1938 roku powstał Komitet Budowy Szkoły Powszechnej...

Oboje Karmańscy mają los podobny do tysięcy naszych rodaków. Zostają w czasie II wojny światowej na miejscu, ale muszą się ukrywać. Władysława z córkami i seniorką matką pierwszym transportem w 1945 roku opuszcza Wileńszczyznę. Zmarła we Wrocławiu w 1986 roku. Włodzimierz Jan Karmański spoczął natomiast w piaskach Ponar, o czym rodzina dowiedziała się daleko po fakcie.

W 1940 roku, już przy nowych władzach Litwy smetonowskiej uczniowie tarakańscy mają promocję, co potwierdza świadectwo w innym języku, włącznie z tłumaczeniem (!?) nazwisk właścicieli tychże świadectw.

Następne lata były jeszcze bardziej zmienne. Szkoła działała po prostu nieregularnie. A dzieci się rodziły i powinny by się uczyć...

Po wojnie na dobre bodaj pierwszą nauczycielką, jaka pojawiła się w Tarakańcach, była Janina Verikaite. Mówiąca dobrą polszczyzną, z kulturą w podejściu do dzieci i ludności.

Osobiście była to też moja pierwsza nauczycielka w latach 1947-1948. Nie powinno dziwić więc, że zawsze w moim sercu zostaje mi bliska. Towarzyszyły jej niebawem: druga polskojęzyczna Litwinka Vaclava Mikalauskaite, Kapitolina Kriukowa, może jeszcze ktoś inny.

W roku 1950 do naszej szkoły przybyła pierwsza Polka, Helena Grużewska. Urodzona w Oszmianie, tam też skończyła 6 klas gimnazjum polskiego do 1939 roku. Z zagarnięciem Zachodniej Białorusi znalazła się w... ZSRR, acz nigdzie nie wyjeżdżała.

Ale historia galopowała. Litwa objęła w posiadanie Wileńszczyznę i cieszyła się chwilowo niepodległością. Wszystkie te ziemie wkrótce się stały niemieckim Ostlandem. Dopiero za parę lat z okładem przyszło wyzwolenie, ale zostaliśmy też pozbawieni suwerenności jako państwo...

Lata stalinowskie – to okres ciężki historycznie z narzuconą obcą dyktaturą ustrojową. Szczególne udręczenia duchowe spadły na nauczycielstwo starszego pokolenia, ukształtowanego w systemie innej niepodległej państwowości.

Helena Grużewska, opuszczając rodzinny dom, na Litwie znalazła się nieprzypadkowo. W Oszmianie dokładnie 17 czerwca 1941 roku otrzymała świadectwo o ukończeniu „dziesięciolatki” radzieckiej. Z tym bagażem uciekła z Białorusi. Jako młoda dziewczyna, zagrożona znów wywózką na roboty do Niemiec, skazuje się na tułaczkę, podejmując guwernerkę po dworach na Wileńszczyźnie.

W 1945 roku udaje się jej przystąpić do pracy nauczycielskiej w małej szkółce w Purwiniszkach, następnie – w Czeranach (dziś rejon święciański). Z tych drugich została skierowana do szkoły w Tarakańcach.

Że nasza szkoła się rozwinęła do statusu polskojęzycznej szkoły średniej, to jej zasadnicza zasługa. Chowając dwóch synów (zostawiła im rodowe nazwisko) maksymalnie dbała o rozwój szkoły. Potrafiła skonkurować pobliskie liczne placówki, zabierając ich uczniów w swoje progi. Były to dzieci ze szkół purwiniskiej, martyszuńskiej, traszkuńskiej, a przede wszystkim – z Sużan. Przyszły z tych ostatnich dzieci po 8 klasach rosyjskojęzycznych po to, by zdać maturę w swoim ojczystym języku, zaliczając jednocześnie materiał szkoły średniej.

Tak dobrze jednak nie było. W roku 1957, bodaj najbardziej „tłustym” w Tarakańskiej Szkole Średniej pod względem głów uczniowskich, bo te liczyły około 200, do matury w następnym roku z około 30-osobowej grupy od klasy 8 przystąpiło zaledwie 10 osób. Takie to spustoszenia czyniła druga fala tzw. repatriacji do PRL. Rodziny polskie wymiatało w poszukiwaniu lepszych perspektyw wobec przymusu kołchozowego.

Notabene ta dobrowolna „repatriacja” dziś takoż trwa. W mniejszym zakresie – do Rzeczypospolitej Polskiej (nad Wisłą zostaje nasza młodzież po zakończonych tam studiach), niż w ogóle na Zachód czy chociażby w poszukiwaniu korzystniejszych warunków w mieście. Nie wspominam o naturalnym wymieraniu ludności. Ten niepokojący proces odnotowuje również statystyka. O ile spis powszechny z roku 2011 ledwie potwierdził liczbę mieszkańców Litwy na 3 miliony z drobnym okładem, to ostatnie dane notują 2 mln 988 tys. ludności; zmniejszyła się też liczba rodaków, dziś stanowi ona 6,6 proc. (zamiast ponad 7 proc. w poprzednim spisie).

Dla pocieszenia (!) można przytoczyć całościowe dane dotyczące Europejczyków. Jeśli po wojnie stanowili 22 proc. ogółu ludności świata, to obecnie tylko 12 proc. Czyż dziwić się, że inne kontynenty są w ofensywie?

Jeśli idzie o narodowość, grono nauczycielskie szkoły w Tarakańcach stanowiło mozaikę – przeważali Polacy, ale byli też Litwini, Rosjanie, mieliśmy sympatyczne Tatarki – biolożkę Jadwigę Rachmatul i lituanistkę Halinę Szabanowicz.

Życzliwą pamięć obok dyrektor Grużewskiej zostawiły: germanistka Maria Rosochacka-Ławrynowicz i Zofia Surkowa (po mężu). Imponowały wiedzą, a nade wszystko – swą wysoką kulturą duchową. Obie jednak były tajemnicze, dyskretne. Domyślaliśmy się nieznanej nam ich przeszłości.

Pierwsza z tej dwójki opuściła Litwę, udając się do PRL po powrocie męża z łagrów; druga – powróciła do... Kazachstanu. O mężu nic nie było nam wiadome. Syn ożenił się z Polką i też razem z matką odjechał do Azji, gdzie przebywali aż do zgonu. Janina Kierul-Surkowa mieszka tam nadal, z rzadka odwiedza rodzinne strony purwiniskie.

Zawsze miłe wspomnienia wywołują w naszym gronie maturalnym – dziś też przerzedzonym – nazwiska wielu innych nauczycieli. Wymienić mogę tylko niektórych: historyka Józefa Szymanowicza, fizyków-matematyków: Dominika Hawrusika, Jana Stankiewicza, śp. Józefa Sasimowicza, chemika Janusza Tomaszewskiego, wychowawczynie klasowe – Danutę Niekrasz, Nadieżdę Suzdalcewą, Jekatierinę Timofiejewą; wychowawcą maturzystów był Grigorij Markow. Wyraziście prezentowali się też wychowawcy z młodszych moich klas: Marijonas Kardis, Jurij Chrunin, Eugeniusz Mackiewicz.

Jeszcze wrócę do pani Grużewskiej jako tej najbardziej docenianej dla ukształtowania nas jako jednostek. Umiała jak nikt inny zaszczepiać miłość do mowy ojczystej. Kochała literaturę, marzyło się jej od dzieciństwa zostać humanistką, była nią z natury. Uczyła nas czytać, rozumieć nie tylko jej ukochanego Wieszcza Adama, ale też Żeromskiego, Sienkiewicza, Konopnicką. Zawsze zapracowana – rozbudowywanie szkoły, pełnienie wielu funkcji społecznych, wreszcie własne uzupełnianie studiów, dom, rodzina... Chyba tylko dobroć emanująca z jej osobowości dawała tę siłę w pokonywaniu wszelkich przeciwności w życiu. Za dobre serce kochała ją też ludność, była prawdziwym autorytetem.

Z obowiązków dyrektora szkoły zrezygnowała w 1976 roku, jako nauczycielka pracowała do 1985 roku. Zmarła w 1997 roku, spoczywa na cmentarzu w Sużanach.

Wypada jeszcze nadmienić o najbliższym gronie klasowym. Było ono zgrane, solidarne. Gros absolwentów ukończyło pedagogikę, choć nie wszyscy dotrwali w zawodzie. Tylko Helena Pakietur-Paszun wróciła do swojej szkoły w Tarakańcach oraz Danuta Giak-Diponiene – do swoich Sużan. Halina Podlipska-Kuleszo realizowała się jako optyk, Wojciech Piotrowicz ukończył studia na Uniwersytecie Wileńskim, pracował jako informatyk, aby ostatecznie zdradzić zawód na rzecz humanistyki. Janusz Kierul – biolog zamieszkały w Polsce, gdzie dyrektorował szkole; śp. Józef Leszczewski – związany był z leśnictwem; Zygmunt Ingielewicz pracował w zakładzie mas plastycznych; Stanisław Kierul uczył w szkole-internacie w Podbrodziu; Zdzisław Rymkiewicz zginął tragicznie w 21 roku życia; Ryszard Chlewiński uprawiał bodaj zawód techniczny.

Wśród innych absolwentów szkoły w Tarakańcach do nauczycielstwa należą: Regina i Renata Pszczołowskie (Sużańska Szkoła Średnia), Żaneta Borkowska-Wiaźmina, Anna Stankiewicz, Maria Paszun-Hołownia, Danuta Kostecka. Pedagogiką zajmowała się ponadto Anna Kostecka-Ambraziene – sportowa sława szkoły, eksrekordzistka świata w biegu na 400 m przez płotki. Szkoła ma też swego wychowanka Tadeusza Aleksandrowicza – osobę duchowną, proboszcza parafii. Na niwie dziennikarskiej przejawiali się Danuta i Wojciech Piotrowiczowie.

Po pani Grużewskiej w szkole dyrektorowali: śp. Stanisław Borkowski (1976-1990), Aleksander Grużewski (1990-1992), Honorata Burak-Gvazdaitiene (1992-1996), Stanisław Pieślak (1996-2001), Tadeusz Grygorowicz (2001-2007); Andrzej Aszkiełowicz, już jako kierownik szkoły-filii, należącej do Niemenczyńskiej Szkoły Średniej.

Dziś, w dobie stulecia ongiś tej wymarzonej pierwszej, jedynej Publicznej Szkoły Powszechnej w Tarakańcach z jej transformacjami, uczniów już nie ma... Taki uśmiech losu.

Wokół budynku szkolnego – cicho, spokój. I tylko przyroda roztacza tu niezmiennie swe urzekające powaby.

Danuta Piotrowicz

Zdjęcia z rodzinnego albumu autorki

Wstecz