Podglądy

Ach, wystąpić, wystąpić z UE!

Tym razem prezydent Dalia Grybauskaite nie odmówiła Barackowi Obamie... jak onegdaj wspólnego posiłku w Pradze. Tym razem, rzec można, rzuciła się w ramiona prezydenta USA. Wraz z całą Litwą. Nominowała mianowicie Stany Zjednoczone na nowego „głównego partnera Litwy”.

Co na to partnerstwo prezydent Obama? Rodzime agencje informacyjne milczą, amerykańskie takoż. Nie wątpię jednakże, że się chłop ucieszył na samą wieść, iż: a) współpraca Litwy z USA jest coraz bardziej intensywna; b) Ameryka jest dla Litwy głównym partnerem nie tylko w kwestiach obronności, ale też gospodarki i energetyki. Taki przynajmniej radosny news ogłosiła służba prasowa naszej prezydent. Mniemam, że w Białym Domu pozyskanie takiego ważnego partnera świętują do dziś. Współpraca energetyczna i gospodarcza z Litwą, że już nie wspomnę o tej – w dziedzinie bezpieczeństwa – to dla USA nie w kij dmuchał. To jak wygrana wojna... pardon, misja stabilizacyjna w Iraku.

A swoją drogą ciekawam, czy z Amerykanami można tak zawsze? Mam na myśli, że jak się który do nas uśmiechnie, zaraz ogłaszać się jego partnerką? Dlaczego pytam? Otóż pewna moja koleżanka, mocno szurnięta na punkcie George'a Clooney'a, dostąpiła zaszczytu wpadnięcia na tego przystojniachę w jakimś Casino w Los Angeles. Twierdzi, że boski George nawet puścił do niej oko. Czy sądzicie, że już może uważać się za dziewczynę Clooney'a (nie nazywa się, niestety, Stacy Keibler)? Bo zgodnie z logiką prezydent Grybauskaite – może.

Zresztą, Obama do naszej Bursztynowej Lady nie tylko się uśmiechnął. Jak doniosła agencja ELTA, cytuję: „Prezydent Dalia Grybauskaite (...) omówiła z prezydentem USA Barackiem Obamą kwestie bezpieczeństwa krajów bałtyckich”. A to już nie byle puszczenie oka. To już prawie oświadczyny, po których szanujący się gentleman powinien się – jak nie z samą damą to z reprezentowanym przez nią państwem – ożenić.

Teraz rozumiem, dlaczego nasza prezydent dała kosza Bronisławowi Komorowskiemu, który zapraszał szefów krajów bałtyckich na poprzedzające wspomniany szczyt NATO konsultacje do Warszawy. Też bym się nie rozmieniała na jakieś pogaduchy z dziadowskimi sąsiadami, że prezydent USA miota się w tym czasie po Białym Domu od okna do okna wypatrując, czy już przypadkiem nie nadjeżdżam. Rozumiem też oschłą ripostę, jaką Grybauskaite skomentowała swoją nieobecność w stolicy Polski. „Decyzje dotyczące kwestii bezpieczeństwa NATO zostaną potwierdzone na szczycie w Chicago, a nie w Warszawie” – rzekła do słuchu nie tylko organizatorowi konsultacji, ale też prezydentom Łotwy i Estonii, którzy zaproszenie do Warszawy przyjęli. Musieli się po tym bon mocie poczuć jak dwójkowicze z oślej ławki. Nierozgarnięci i niezorientowani w meandrach NATO-wskiej polityki, mylący mało znaczące oraz ważne miasta, a nawet państwa i kontynenty.

Wypada się wręcz dziwić, że kilka tygodni później nie zgubili się po drodze do Chicago i że Barack Obama ich też (Estonię tym razem reprezentował premier) zaprosił na rozmowę. Zresztą, jak się okazuje, na wspólną – trzech krajów naraz. Tymczasem depesza agencji ELTA sugeruje, że „kwestie bezpieczeństwa krajów bałtyckich” prezydent USA omawiał tylko z Dalią Grybauskaite, a ściślej – to ONA omawiała je z Barackiem Obamą. Taka budowa zdania jasno wskazuje, kto nadawał ton tej rozmowie. Dopiero w dalszym ciągu doniesienia czytamy: „W spotkaniu także uczestniczyli prezydent Łotwy Andris Berzinis i premier Estonii Andrus Ansip”.

Pewnie dopuścili ich w roli dekoracyjnych paprotek, bo na ten przykład za ważne decyzje w kwestii ochrony przestrzeni powietrznej nad Estonią, Litwą i Łotwą prezydentowi USA znów dziękowała Dalia Grybauskaite. Czy przy okazji poskarżyła się, że aktualnie przestrzeń tę chroni niegdysiejszy partner strategiczny, dziś faktycznie wróg Litwy, za to sprzymierzeniec Rosji – pozostaje tajemnicą. Bo przed przedstawicielami litewskiej diaspory w USA tej strasznej prawdy nie kryła.

„Zderzyliśmy się z bardzo skomplikowaną sytuacją w przestrzeni publicznej – pożaliła się amerykańskim rodakom. – Niektórzy politycy w Polsce zdecydowali, że to Rosja ma być przyjacielem Polski, zaś mniejsze państwa, takie jak Litwa, tymczasowo mogłyby zostać kozłami ofiarnymi. Zdaje się, że wyznaczono nam taką właśnie rolę”.

Prezydent nie sprecyzowała, na czym konkretnie miałaby polegać ta ofiara Litwy wobec wiarołomnego sojuszu Polski z Rosją. Można się więc obawiać, że nas wkrótce zaatakują. I tylko o to im chyba lata... w tym całym lataniu nad Litwą. Mam na myśli latanie polskich (tzn. należących do Polskich Sił Zbrojnych, a tak naprawdę – o zgrozo! – ruskich) myśliwców MiG-29 nad przestrzenią powietrzną Litwy, Łotwy i Estonii. No, i co, że w ramach NATO-wskiej misji Air Policing? Wystrychną NATO na dudka.

A Polski Kontyngent Wojskowy, który od końca kwietnia stacjonuje w Szawlach, to nie fraszka-igraszka. To w sumie 100 sztuk najeźdźców i nie byle jakich. Oficjalnie są to piloci, specjaliści technicznej obsługi samolotów, nawigacji i łączności, ale nie dałabym się zwieść. Mogą to być zakamuflowani komandosi. Tacy żołnierze specjalnej jednostki bojowej, zorganizowanej do prowadzenia rozpoznania, dywersji, opanowania ważnych obiektów, również... w głębi terytorium nieprzyjaciela.

Czyli nie da się wykluczyć, że na cztery miesiące wpuściliśmy na swoje terytorium wrażą jednostkę, oficjalnie przez 24 godziny na dobę strzegącą naszego nieba, w gruncie rzeczy zaś kombinującą, jak tu uczynić z Litwy ofiarnego kozła. Własnego i rosyjskiego. To nie kontyngent wojskowy a koń trojański prezydenta Putina. I Polska jeszcze chce, by nasze państwo za tego konia płaciło? Tak przynajmniej twierdzi „Gazeta Wyborcza”, powołując się na polskich dyplomatów i wysokiego rangą oficera lotnictwa. Ci skarżą się, że Litwa „nie chce pokrywać kosztów obecności obcych samolotów i pilotów na swoim terytorium”. W dodatku wystawia im rachunki za co się da, bo chce na ich obecności zarobić. A co? Ma może dopłacać rosyjskim kolaborantom za stacjonowanie na swoim terytorium?

Polskie MON pewnie się zorientowało, że takie oczekiwania – to bezczelność, więc zapowiedziało, iż pokryje koszty rozpoczętej właśnie misji PKW Orlik 4 w Szawlach (a to już czwarta taka). Szacuje się je na około 6,5 mln zł. Bagatela, zwłaszcza, że nasi obywatele zasilają polski budżet należnymi litewskiemu budżetowi pieniędzmi, bo – skubani (przez wyśrubowane za tego rządu VAT i akcyzę) – jeżdżą na terytorium wroga na tańsze zakupy.

Ostatnio, odkąd Litwa trzykrotnie podniosła podatek na rodzime zasoby naturalne, nasi – jak donoszą gazeta „Valstiečiu laikraštis” oraz dziennik telewizyjny „Panorama” – kupują w Polsce nawet piasek i żwir. Po co to komu? Drogowcom. Przy budowie i naprawach dróg bez tego ani rusz, więc śmigają po ten piach przez granicę, w dodatku częstokroć korzystając z usług polskich przewoźników (też ponoć tańsze).

I niech ktoś nie myśli, że nasze państwo podnosząc podatek chciało po raz kolejny złupić swoich obywateli. Uczyniło to w celu oszczędniejszego gospodarowania państwowym mieniem (czyli wszystkim, co znajduje się w ziemi). No, to użytkownicy litewskich złoży oszczędzają... i stoją w obliczu plajty, a polscy zarabiają. Poseł Jonas Šimenas, szef sejmowego komitetu ochrony środowiska i najzagorzalszy orędownik zwiększonego podatku, sztorcuje naszych za ich malkontentyzm. Ironizuje też, że jedna ciężarówka – czy nawet pięć – wwiezionego na Litwę z Polski żwiru wcale nie oznacza, iż zjawisko jest masowe. Może i nie, ale już niejaki Vytautas Rukuiža, jeden z dyrektorów spółki „Kauno keliai”, w wypowiedzi dla „Panoramy” alarmuje o „inwazji sąsiadów-Polaków w litewski przemysł odkrywkowy”...

Eureka! Już chyba wiem, o co chodzi w tym sojuszu Polski i Rosji przeciwko Litwie. Będą próbowali dobrać się do naszego piasku i żwiru. Polakom to dobrze schodzi, więc się pewnie napalili na dostęp do cudzych złoży. Rosjanie..? Ci chyba są znudzeni ciągłym wydobywaniem ropy i gazu (wraz z całą posiadaną ponoć przez Rosję tablicą Mendelejewa), więc też pogrzebaliby sobie w naszych odkrywkach jak w swoich. Zresztą, gdzie tam ichniemu gazowi do naszego żwiru? A tak na marginesie: czy w USA – u naszego głównego partnera strategicznego – wiedzą, że ropy naftowej to my nie mamy? I czy żwir im do przyjaźni z nami wystarczy?

A tak a propos „inwazji Polaków” w nasz przemysł odkrywkowy. Czy to Polacy pchają się do nas ze swoim towarem, czy nasi sami po ten towar do Polski zaiwaniają? Chyba jednakże sami. I najsmutniejsze jest to, że nie można im tego zabronić, chociaż poseł Šimenas odgrażał się w „Valstiečiu laikraštis”, iż osobiście pofatyguje się na polsko-litewskie przejście graniczne i sprawdzi, czy jest tak dramatycznie, jak twierdzą opozycja oraz drogowcy.

I cóż z tego? Gdyby nawet stwierdził, iż polski żwir nas rzeczywiście szturmuje nie gorzej niż obce czołgi, to co? Dramatyzm całej sytuacji jest w tym, że w UE obowiązuje wolnocłowa i nie podlegająca ograniczeniom wymiana towarowa. Każdy może kupować i sprzedawać co chce, gdzie chce i ile chce. No, chyba że wystąpimy z Unii i zostaniemy tylko przy partnerstwie z USA.

A i wprawdzie! Wypowiedzenie członkostwa w UE pozwoli nam nie tylko powstrzymać falę wykrwawiającej Litwę emigracji, ale też sprawi, że po naszym państwie nie będą się pałętali różnej maści „unijni komisarze i inni działacze”, którzy „badają skargi rzekomo dyskryminowanych Polaków”, jak się niedawno poskarżył w dzienniku „Respublika” jeden z redaktorów – Ferdinandas Kauzonas. W dodatku na Litwę nie przedrze się żadna ciężarówka z polskim żwirem.

Aha, gdybyśmy wystąpili z UE, moglibyśmy też przekazać władzę w kraju radykalnemu Litewskiemu Związkowi Młodzieży Narodowej, który regularnie chadza ulicami naszych miast z okrzykami: „Litwa dla Litwinów” lub „Nie” dla Wschodu i Zachodu, Litwa – dla litewskich dzieci”, a ostatnio nawet z symbolem oddziałów SS „Totenkopf”. Związek ten właśnie został przyjęty do Rady Litewskich Organizacji Młodzieżowych. Czyli nie jest to już zadymiarska, głosząca rasistowskie poglądy i balansująca na krawędzi prawa zgraja, lecz poważna organizacja. Stąd prosta i legalna droga do władzy. A wtedy: drżyjcie nie-Litwini i nielitewskie dzieci!

Polskie szkoły się pewnie zlikwiduje nie w ciągu kilkunastu lat a natychmiast, Wileńszczyznę ogrodzi się kolczastym drutem, zaś w celu jej nawrócenia na litewskość wyśle się tam misjonarzy z LZMN. Natomiast posiadaczy Karty Polaka w ramach resocjalizacji pogoni się do ciężkich robót przy wydobyciu piasku i żwiru. Z Polską się zerwie wszystkie stosunki, by już nigdy więcej nie „wycierała nóg o swoją małą sąsiadkę”, jak lamentuje wspomniany Kauzonas. Nie będą też polskie samoloty latały nad Litwą udając, że patrolują przestrzeń nad naszą Ojczyzną, a w gruncie rzeczy szpiegując na rzecz Rosji. Chłopaki Juliusa Panki (to prezes LZMN) sami tę przestrzeń oblecą, nawet bez samolotów. Toż to orły!

Tylko co te orły powiedzą na nasze partnerstwo z USA? Ameryka z czystością rasową jest mocno na bakier, a i obecny prezydent Obama ani jasnolicy, ani blondwłosy...

Lucyna Dowdo

Wstecz