Burzenie mitów trwa...

„(…) Oświata polska na Litwie ma ponad 5-wiekową tradycję. Miewała ona okresy rozkwitu, jak też przeżywała ciężkie chwile zakazów, ograniczeń i prześladowań. Po II wojnie światowej czynione były przymiarki do ponownej likwidacji tu systemu oświaty w języku polskim. Tym niemniej zdeterminowana i aktywna postawa rodziców zdecydowały, że szkolnictwo polskie przetrwało i stanowi trwałą część składową systemu oświaty republiki.

(…) Wraz z odrodzeniem narodowym na Litwie, w końcu lat 80., szkolnictwo polskie złapało świeży oddech. (…) Równolegle ze zjawiskami pozytywnymi wystąpiło także rosnące zagrożenie dla szkolnictwa polskiego. Mit o przewadze i zaletach dla Polaków uczących się w szkole rosyjskiej został sztucznie zastąpiony nowym mitem o przeważających atutach szkoły litewskiej. (…) Konferencja „Polskie dziecko – w polskiej szkole” nawołuje rodziców, aby nie ulegali kłamliwej bezpodstawnej agitacji zwolenników lituanizowania oświaty mniejszości narodowych, których argumenty mijają się z faktami i realiami życia oraz zagrażają zdrowemu rozwojowi intelektualnemu dziecka.

(…) W latach ubiegłych egzaminy z języka państwowego składali maturzyści, którzy rozpoczęli naukę w polskich klasach po 1990 roku, gdy znaczenie i prestiż języka litewskiego zostały ustawowo podniesione do rangi państwowego. Egzaminy maturalne składane w języku litewskim potwierdziły, że uczniowie szkół polskich dostatecznie opanowali język litewski, nawet lepiej niż uczniowie szkół litewskich w rejonach wileńskim i solecznickim. Tak więc jednoznacznie i ostatecznie został obalony jeden z mitów, rzekomo w szkole polskiej dziecko nie opanuje należycie języka litewskiego (…)”.

– powyższe urywki z Apelu do rodziców-Polaków uczestników XVII Konferencji Wileńskiego Rejonowego Oddziału ZPL „Polskie dziecko – w polskiej szkole” odzwierciedlają genezę burzenia mitów i pracy u podstaw nad tym, by dziecko polskie, rosyjskie czy też litewskie było wychowywane i kształcone w kręgu własnej kultury narodowej, tradycji, języka. By stając się świadomym obywatelem kraju, gdzie mieszka, miało też poczucie dumy narodowej, które obok miłości do Ojczyzny da mu trwały fundament budowania swojej przyszłości: czy to w kraju, czy też za granicą.

Wymuszone działania przyniosły sukces

W 1996 roku ruszyła na Wileńszczyźnie sławetna ofensywa „flancowania” szkół z litewskim językiem nauczania dla miejscowych dzieci: z rodzin polskich, rosyjskich, mieszanych. Robiono to w ramach programu rządowego tzw. rozwoju Litwy Południowo-Wschodniej.

Masowa akcja „nawracania na litewskość” i budowania szkół litewskich dosłownie w każdej wsi, musiała wywołać reakcję obronną. Jak zaznaczył prezes Wileńskiego Rejonowego Oddziału ZPL, eurodeputowany Waldemar Tomaszewski podczas inauguracji konferencji, należało bronić dzieci, bo przecież do szkoły się nie chodzi, by uczyć się języka państwowego, ale różnych przedmiotów. Pobierając naukę w obcym (nieojczystym) języku, dziecko traci czas na zrozumienie, co się do niego mówi, i nie jest w stanie przyswajać dostatecznie szybko wiedzę.

Według prezesa, do sławetnej inicjatywy zakładania powiatowych (dziś ministerialnych) szkół sytuacja w rejonie wileńskim wyglądała następująco: było tu 25 proc. szkół z litewskim językiem nauczania, liczebność mieszkańców narodowości litewskiej była mniejsza o parę procent, więc liczba szkół mieściła się w granicach rzeczywistych potrzeb. Ale tym, kto chciał na Wileńszczyźnie „odrodzić” litewskość, nie chodziło o litewskie dzieci.

Praca prowadzona w rejonie, m. in. również odbywające się od lat 17 konferencje, podczas których omawiana jest sytuacja kształcenia dzieci w ojczystym języku, dały określone wyniki. Uczniowie polskich szkół (dzięki wsparciu Macierzy remontowanych i dobrze wyposażonych) doskonale sobie radzą na maturze. Warto podkreślić, że nie tylko zdają egzamin z języka litewskiego (jako państwowego, który obowiązywał do przyjęcia sławetnej Ustawy o oświacie z marca 2011 r.), ale też po litewsku składają je z innych przedmiotów.

Niestety, litewscy urzędnicy i politycy uparcie twierdzą, że poziom znajomości języka litewskiego jest niedostateczny i to właśnie na tej fali została przyjęta dyskryminująca szkoły polskie, niszcząca ich model nowa Ustawa o oświacie.

Waldemar Tomaszewski zauważył, że sytuacja w rejonie wileńskim w kwestii nauczania dzieci w szkole narodowej w zasadzie jest najlepsza: uczęszcza tu do niej czworo z pięciorga polskich nastolatków. Tymczasem w Wilnie (w stolicy mieszka około 110 tys. Polaków) tylko jedno z trojga dzieci polskich uczy się w ojczystym języku. Taka sytuacja nie może zadowalać. W wielkim stopniu jest to wynik ukierunkowanych działań obecnych władz i polityków, którzy uszczuplają możliwości nauki w języku ojczystym i ze wszech sił negują osiągnięcia szkoły mniejszości narodowych. Jak zaznaczył prezes, jest nadzieja, że podczas tegorocznych wyborów sejmowych przyjdzie do władzy inna opcja polityczna i atmosfera wokół szkolnictwa mniejszości narodowych może się zmienić. Jednak, nie oglądając się na nic, trzeba robić swoje – dbać o szkoły, gdzie się kształcą nasze dzieci.

Kogo musimy przekonać?

Jak zaznaczył w swym wystąpieniu wicemer rejonu wileńskiego dr Jan Gabriel Mincewicz, inne rejony, a też stolica, nie przejęły inicjatywy rejonu wileńskiego, która – wśród innych działań – daje namacalne wyniki. Zwrócił on też uwagę na to, że nie należy przekonywać przekonanych: nauczycieli, dyrektorów szkół polskich, starostów i gmin o konieczności nauczania dzieci w języku ojczystym. Najważniejszym zadaniem pozostaje dotarcie do rodziców, bo to oni są głównymi decydentami. I muszą być jak najliczniej obecni na takich konferencjach.

Wicemer pochwalił inicjatywę dyrekcji Gimnazjum im. K. Parczewskiego w Niemenczynie, która zorganizowała wiosną spotkanie właśnie z rodzicami, wśród których byli, oczywiście, ci potencjalnych uczniów.

Podobnie jak europoseł, dr Jan Mincewicz podkreślił, że największe rezerwy są w Wilnie. Niestety, w stolicy jest najtrudniej dojść do rodziców. Zachęcał nauczycieli, by szli do domów potencjalnych uczniów i tłumaczyli, jaką szkodę wyrządzą swoim dzieciom rodzice, oddając swe pociechy do obcego językowo i kulturowo środowiska. Zaznaczył, iż nie chodzi w tej pracy o zwykłe zwiększenie liczby uczniów i szkół, ale o autentyczne dobro dziecka, które dorastając i kształtując się w obcym środowisku, będzie stracone nie tylko dla społeczności, rodziny, ale też dla siebie: bez twardego rdzenia trudno będzie młodemu człowiekowi nie zejść na manowce.

Dziękując dyrektorom szkół i nauczycielom, wicemer zauważył, że władze oświatowe Litwy, nie osiągnąwszy pożądanego wyniku z zakładaniem szkół litewskich dla polskich dzieci, gdyż te nie stały się tak popularne jak zakładano je budując, postanowiły iść inną drogą: przekształcić je, wprowadzając nauczanie przedmiotów w języku litewskim.

Osiągnięcia i niepowodzenia

Zabierające głos podczas konferencji nauczycielki mówiły o tym, jak wygląda sytuacja z kompletowaniem klas w poszczególnych szkołach. A były to panie od nauczania początkowego, mające stopień metodyka – Mirosława Klim z Gimnazjum im. F. Ruszczyca w Rudominie oraz Irena Markiewicz ze szkoły-przedszkola w Skojdziszkach.

W Rudominie, jak zaznaczyła Mirosława Klim, szkoła polska musi konkurować z nowoczesną szkołą litewską – gimnazja mieszczą się obok siebie i rodzice, niestety, bardzo często wybierają komfort, jaki daje nowa szkoła.

Szkoła-przedszkole w Skojdziszkach działa jako placówka oświatowa od czterdziestu lat. Obecnie liczy 177 przedszkolaków i 98 uczniów klas początkowych. Naukę w trzech polskich grupach przedszkolnych i klasach początkowych pobiera odpowiednio 70 i 52 dzieci. Jak zakomunikowała pani Irena Markiewicz, liczba dzieci w polskiej zerówce i w klasie pierwszej ciągle wzrasta. Placówka w Skojdziszkach musi też sprostać konkurencji, gdyż w jej najbliższym otoczeniu są dwa renomowane gimnazja: im. św. Rafała Kalinowskiego w Niemieżu oraz im. Ferdynanda Ruszczyca w Rudominie.

Szczególnie atrakcyjna jest Rudomina, gdzie działa szkoła muzyczna i rodzice chętnie oddają tam swoje dzieci. Oczywiście, nie jest to bardzo istotny problem, bowiem najważniejsze, by dziecko trafiło do polskiej placówki, a czy będzie się uczyło w szkole w Niemieżu, Skojdziszkach czy Rudominie nie powinno budzić emocji.

Prezes Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna” Józef Kwiatkowski gratulował rejonowi wileńskiemu sukcesu we wcielaniu w życie hasła konferencji. Zauważył on, że podobna konferencja odbyła się również tej wiosny w rejonie trockim. Prezes „Macierzy Szkolnej” wyraził zadowolenie z faktu, że praktycznie większość szkół polskich, znajdujących się w tej samej miejscowości co i litewskie, ma lepsze wyniki nauczania. Tego roku sporo szkół polskich znalazło się w pierwszej setce prowadzonego od 10 lat przez tygodnik „Veidas” rankingu. I to jest budujące. Życie wymaga jednak ciągłego czuwania a nie spoczywania na laurach.

Zabierając głos Józef Kwiatkowski poruszył też inny problem wymagający głębszej analizy: da się bez trudu zauważyć, że w zasadzie z roku na rok jedne szkoły w ciągu ostatnich 10 lat stale są na pozycjach liderów, inne zaś – tak samo stabilnie wloką się w ogonku rankingów. Należy więc wreszcie odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego tak jest? I nie da się tego wytłumaczyć jedynie obiektywnymi przyczynami.

Prezes Kwiatkowski poddał też krytyce pogoń poszczególnych placówek i nauczycieli za modą na używanie środków technicznych: np. tablic interaktywnych. Często jest tak, że jej posiadanie jest celem samym w sobie. Zresztą, można tu wymienić nie tylko tablice, ale także korzystanie z elektronicznych podręczników do matematyki dla klas 5-6: dwie trzecie posiadaczy w ogóle ich nie zarejestrowało…

Reprezentujący Forum Rodziców Szkół Polskich rejonu wileńskiego Marek Kubiak próbował zadać uczestnikom konferencji podchwytliwe pytanie: czy wiedzą, co jest najlepsze dla jego dzieci. Nie czekając na odpowiedź (bo czy ktoś by pokusił się o zgadywanie), stwierdził, że obecny minister oświaty wie najlepiej co jest dobre dla polskich dzieci. Oczywiście, jest to absurd. Właśnie Forum Rodziców za swoje motto przewodnie obrało hasło, że o losach swoich dzieci mają decydować rodzice a nie urzędnicy.

Rodzice i urzędnicy

Obecny na konferencji przedstawiciel Forum Rodziców Szkoł Polskich w rejonie wileńskim Marek Kubiak zaakcentował fakt, że ministerialni urzędnicy próbują tłumaczyć, iż sprawa wykładania kilku przedmiotów w języku litewskim w szkołach polskich jest problemem lokalnym, dotyczy poszczególnych szkół i nie jest negatywnie postrzegany przez ogół. W rzeczywistości zaś społeczność szkół polskich rejonu wileńskiego gremialnie występuje przeciwko zmianie modelu swoich szkół.

Rodzice mają nadzieję, że Forum wreszcie będzie odpowiednio traktowane przez decydentów od oświaty i jego członkowie będą mogli uczestniczyć w dyskusjach i decydować przy podejmowaniu decyzji dotyczących ich dzieci. Za jedno z ważnych zadań uważają też popularyzację szkół polskich wśród potencjalnych uczniów, a raczej – ich rodziców.

Z kolei kierownik wydziału oświaty rejonu wileńskiego Lilia Andruszkiewicz mówiła o sukcesach i trudnościach podległych jej placówek oświatowych. Otóż niż demograficzny sprawia, że tracimy w rejonie co roku 200 uczniów. Te ubytki dotyczą zarówno polskich, jak też litewskich i rosyjskich szkół. Możemy się jedynie cieszyć, że procentowo liczba polskich dzieci w szkołach polskich – zarówno w klasach początkowych jak też starszych – pozostaje w zasadzie bez zmian.

Jak zauważyła kierownik, wychowankowie szkół polskich pomyślnie składają maturę i dostają się na studia: w roku ubiegłym 60 proc. podjęło naukę w szkołach wyższych. Liczba pierwszaków zaś od kilku lat oscyluje w granicach 360 dzieci. Coraz większą popularnością cieszy się nauczanie przedszkolne i wczesnoszkolne. Władze rejonu starają się temu sprzyjać, zarówno rozszerzając sieć tych placówek, jak i otwierając w już istniejących nowe grupy.

Pani kierownik – jako polonistka – nie kryła zadowolenia z tego, że sto procent maturzystów składa język polski jako ojczysty na maturze. Mamy dbać nie tylko o nauczanie języka litewskiego (zresztą, maturzyści znają ten w miarę dobrze, gdyż składa go pomyślnie 93 proc.), lecz zwracać szczególną uwagę na poprawność językową uczniów.

Pani Lilia Andruszkiewicz przypomniała zebranym słowa śp. ks. prałata Józefa Obrembskiego o tym, iż wychowanie jest tylko wtedy skuteczne, kiedy bierze w nim udział rodzina, szkoła, kościół i państwo. Należy o tym pamiętać.

Janina Lisiewicz

Fot. Paweł Stefanowicz

Wstecz