„Jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie”

Wierni, choć poza Macierzą

Statystyki (niech wyraźnie mijające się z dokładnością) szacują, że w różnych zakątkach globu ziemskiego, poza etniczną Ojczyzną, mieszka obecnie około 20 milionów naszych rodaków. Najstarsi emigranci zostali z niej wygnani po tym, gdy w wyniku rozbiorów i nieudanych zrywów powstaniowych Polskę na długie lata zniewolono, a prześladowanych przez zaborców uchodźców trapiła jedna myśl: odzyskania przez nią niepodległości, czego mieli się podjąć już będąc na obczyźnie. W tymże XIX wieku rzesze emigrantów licznie powiększyli ci, co to za bardziej dostatnim życiem podążali do Francji, Belgii, Niemiec albo nawet za daleką wodę – do Stanów Zjednoczonych Ameryki, Kanady, Brazylii czy też Argentyny, a dodać trzeba, iż tzw. emigracja zarobkowa trwała aż do II wojny światowej.

Znalezienie się Rzeczpospolitej po niej w strefie wpływów sowieckich zmusiło „inaczej myślących” do opuszczania rodzinnych stron, co było nieraz kołem ratunkowym od trafienia za więzienne kraty z wyroków, jakie ferowały peerelowskie władze. Znaczące narodziny „Solidarności” lata 80. ubiegłego wieku ten proces wyraźnie spotęgowały, a wraz z uchodźcami politycznymi z nową siłą w szeroki świat ruszyła też emigracja zarobkowa, co zresztą ma miejsce do dnia dzisiejszego.

Liczbę osób, jakie znalazły się poza ziemią przodków, nie z własnej woli powiększyły setki tysięcy tych, kogo Polska opuściła po 1939 roku, okrojona mocą wielkich tego świata o tereny zwane Kresami Wschodnimi. To „nie z własnej woli” powoduje, że rodacy na Łotwie, Białorusi bądź Ukrainie, podobnie jak my na Litwie, skłonni jesteśmy zwać się Polakami a nie Polonią. Choć, oczywiście, niezależnie od tego, gdzie dane jest nam żyć, całą mocą poczuwamy się do wielkiej wspólnoty, scalonej „Rotą”, biało-czerwonymi barwami albo wizerunkiem Orła Białego.

Zjazdy – spoiwem

Świadomość owej wspólnoty spowodowała, że ledwie tylko po wybiciu się w roku 1918 Polski na niepodległość zaistniała możliwość upomnienia się o swoich, władze państwowe II Rzeczypospolitej poprowadziły politykę proemigracyjną. Z inicjatywy MSZ w roku 1922 powstała Rada Opieki Kulturalnej, do której weszły instytucje krajowe, zajmujące się Polonią oraz przedstawiciele ministerstw. W roku 1924 Związek Obrony Kresów Zachodnich wysunął ideę zwołania zjazdu Polonii, a rok później powstał Komitet Organizacyjny Zjazdu Polaków z Zagranicy, który rozpoczął starania o utworzenie organizacji skupiającej Polaków na obczyźnie.

W I Światowym Zjeździe Polaków z Zagranicy, który odbył się w dniach 14-18 lipca 1929 roku w Warszawie uczestniczyło 98 delegatów z 18 krajów, (co prawda, z powodu „zimnej wojny” między Pogonią a Orłem Białym zabrakło w nim delegatów z Litwy, którzy nie otrzymali wiz wjazdowych). Drugie, odbyte w dniach 5-12 sierpnia 1934 roku, analogiczne forum było jeszcze liczniejsze, gdyż z udziałem 128 delegatów z 20 krajów. Do Polski przyjechało wtedy około 11 tys. osób, jako że zjazdowi towarzyszyły I Zlot Młodzieży Polskiej z Zagranicy, połączony ze zlotem harcerstwa w Spale oraz I Igrzyska Sportowe Polaków z Zagranicy. Podczas uroczystości na Wawelu powołano Światowy Związek Polaków z Zagranicy („Światpol”), którego prezesem został Władysław Raczkiewicz, marszałek Senatu RP.

Zaplanowany na przełom lipca i sierpnia 1939 roku III Zjazd w związku z chwiejną sytuacją międzynarodową z powodu hitlerowskich zakusów został odwołany. W okresie II wojny światowej, jak też po jej zakończeniu składająca się głównie z byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Armii Krajowej emigracja niepodległościowa zasilała już istniejące i tworzyła nowe organizacje, dążąc do zjednoczenia polskiego uchodźstwa. Na konferencji w Waszyngtonie w roku 1975 postanowiono o zorganizowaniu w roku 1978 światowego zjazdu Polonii.

Na znak przeciwstawienia się komunistycznym władzom w Polsce zgromadzonych w dniach 25-28 maja 1978 roku w Toronto 175 delegatów z 18 krajów obradowało na I Zjeździe Polonii Wolnego Świata, a powołana Rada Koordynacyjna swym naczelnym hasłem uczyniła walkę o niepodległość Polski, stawiając na współpracę z ośrodkiem emigracji politycznej w Londynie – z rządem RP na uchodźstwie.

Po roku 1989 w wolnej Polsce powrócono do tradycji przedwojennej: pieczę nad Polonią roztoczył wyłoniony w demokratycznych wyborach Senat RP. W celu podtrzymywania więzi z rodakami na obczyźnie i niesienia im pomocy w roku 1990 powołano pozarządową organizację – Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. To właśnie dla niej powierzono organizację kolejnych zjazdów, których numerację wypadło po raz kolejny zacząć od nowa, gdyż do rodaków z Zachodu mogli po wielu dziejowych perypetiach i rozpadzie Związku Sowieckiego dołączyć też ci ze Wschodu. Ich symboliczne i rzeczywiste podanie sobie dłoni nastąpiło na I Zjeździe Polonii i Polaków z Zagranicy, jaki w dniach 19-23 sierpnia 1992 roku obradował w królewskim Krakowie.

Na opatrzonym numerem II Zjeździe (28 kwietnia – 3 maja 2001 r.) pod hasłem „Polacy i Polonia u progu Nowego Tysiąclecia” z satysfakcją odnotowano akcje wydatnej pomocy Polonii świata Polsce i Polakom na Wschodzie, jej zaangażowanie na rzecz wejścia Polski do NATO i do Unii Europejskiej, obronę dobrego imienia Polski. Po raz trzeci w nowej formule forum zjazdowe obradowało w dniach 22-26 września 2007 roku. Zgodnie z przedwojenną tradycją jego uroczysta inauguracja z udziałem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego oraz marszałków Sejmu i Senatu odbyła się w sali obrad plenarnych polskiego parlamentu.

„… by czuć się Polakiem…”

W roku bieżącym po pięcioletniej przerwie w nawiązaniu do 20. rocznicy historycznego I Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy, w dniach 24-26 sierpnia zorganizowano czwarte z kolei takowe forum, otoczone honorowym patronatem przez samego prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego. Nad przygotowaniami doń czuwał złożony z przedstawicieli największych organizacji polskich i polonijnych oraz Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” 13-osobowy komitet organizacyjny na czele z wiceprezes Rady Polonii Świata Heleną Miziniak, a w jego składzie znalazł się też przewodniczący Związku Polaków na Litwie, poseł na Sejm RL Michał Mackiewicz.

Tegorocznemu spotkaniu rodaków z całego świata przyświecało motto „… by czuć się Polakiem…”, zaczerpnięte z przemówienia Ojca Świętego Jana Pawła II, wygłoszonego do uczestników Konferencji Kraj – Emigracja w dniu 29 października 1990 roku w Rzymie. Ponieważ w przemówieniu tym papież-Polak odniósł się do określenia, czym jest Ojczyzna i jakie są nasze wobec niej powinności, trudno się oprzeć od zacytowania większego jego fragmentu: „Winniśmy czuć się zawsze jedną wspólnotą, niezależnie od tego, gdzie są nasze domy i miejsca pracy. Jesteśmy odpowiedzialni za rozwój naszej kultury i nauki, ale nie możemy też zapomnieć, że należymy do wielkiej wspólnoty narodów, że korzystamy z ich dorobku i osiągnięć. Inne narody też chcą ubogacać się, czerpiąc z naszego skarbca. Możemy być dumni z tego, co mamy. Dlatego tak bardzo ważne jest, by czuć się Polakiem, mieć świadomość polskich korzeni, które sięgają tysiąca lat, a czerpią swą siłę z chrześcijańskiej wiary i kultury europejskiej. Świadomość tych związków, a zarazem świadomość wartości własnej kultury pomogą nam właściwie ocenić samych siebie i zwiększą poszanowanie innych narodów. Jesteśmy odpowiedzialni za Polskę, za to, co ona stanowi, i za to, co od niej otrzymywaliśmy i otrzymujemy”.

Do Polski, będącej dla jakże wielu poza jej granicami Ojczyzną nie tylko z racji własnych korzeni, ale przede wszystkim z wyboru serca, zjechało 244 delegatów, goście oraz dziennikarze. Naprawdę ze świata jak ten długi i szeroki, jeśli się zważy, że dotarli tu „sami swoi” z położonych na różnych kontynentach aż 44 krajów: m. in. z Republiki Południowej Afryki, Australii, Kanady, Stanów Zjednoczonych Ameryki, Brazylii, nie mówiąc już o „mozaice” europejskiej, którą obok Polonii szwedzkiej, francuskiej, niemieckiej czy angielskiej tworzyli też Polacy z terenów byłego Związku Sowieckiego – z Rosji, Gruzji, Ukrainy, Łotwy, Białorusi, Litwy. Delegacja tej ostatniej liczyła 24 osoby: reprezentujące kierownictwo Związku Polaków na Litwie i jego oddziałów, Akcję Wyborczą Polaków na Litwie, Polską Macierz Szkolną, harcerstwo, duszpasterstwo. Byli też trzej posłowie na Sejm RL i europoseł Waldemar Tomaszewski.

W uroczystej oprawie

Nim uczestnicy IV Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy zaczęli na roboczo debatować, złożyli wieńce i kwiaty przed Grobem Nieznanego Żołnierza na placu Józefa Piłsudskiego w Warszawie, skąd udali się na uroczystą Mszę św. do stołecznej archikatedry św. Jana Chrzciciela, koncelebrowaną pod przewodnictwem prymasa Polski abp. Józefa Kowalczyka, metropolity warszawskiego kard. Kazimierza Nycza, bp. Wiesława Lechowicza oraz przybyłe na polonijne forum z całego świata liczne grono duszpasterzy, w tym też – naszego Tadeusza Jasińskiego.

Nie mniej uroczyście wypadła też inauguracja Zjazdu na Zamku Królewskim w Warszawie, którą swą obecnością zaszczycili m. in. prezydent Polski Bronisław Komorowski, marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, prymas Polski Józef Kowalczyk, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Longin Komołowski, podsekretarz stanu w MSZ Jerzy Pomianowski. Zabierając głos i nie kryjąc radości ze spotkania z rodakami, głowa Państwa Polskiego mówił m. in.: „Inna jest sytuacja Polaków na Litwie, inna – w Brazylii. Zupełnie inne są, nie tylko historyczne, ich korzenie. Jedno jest stałe i niezmienne. To, że wszyscy czujemy, iż w interesie polskiej sprawy jest, aby istniała łączność. Ta emocjonalna, ale także organizacyjna, pomiędzy Polską a Polakami, również osobami pochodzenia polskiego rozsianymi po całym świecie. (…) To wielki oręż – móc pokazać sukces państwa, narodu polskiego, sukces poszczególnych środowisk emigracyjnych. (…) Życzę uzasadnionej dumy z Polski, życzę Polsce dumy ze wszystkich Polaków, zamieszkujących poza granicami kraju”.

Do tej obopólnej dumy nawiązał w swym wystąpieniu marszałek Bogdan Borusewicz, zapewniając przy okazji, że kierowany przezeń Senat w nawiązaniu do przedwojennej tradycji, będzie nadal pełnił funkcję patrona diaspory polskiej, stanowiąc miejsce, dokąd rodacy z całego świata mogą kierować istotne dla nich sprawy, szukać rozwiązań swoich problemów w relacjach z krajem.

Debatowano plenarnie i komisyjnie

Po sutym obiedzie to właśnie okazała siedziba Sejmu i Senatu RP przy ulicy Wiejskiej była iście po staropolsku czym bogata, tym rada uczestnikom IV Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy. Otwierając jakże symboliczną sesję plenarną polonijnego „parlamentu”, pełniący funkcję jej gospodarza i prowadzącego wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk powiedział: „Choć dziś mieszkacie niemal we wszystkich zakątkach ziemi, to przecież nie jesteście tu gośćmi, jesteście u siebie. Witamy w domu!”. (…) Rzeczpospolita pamięta, jak wiele synów i córek mieszka poza krajem i obdarza ich równą miłością i szacunkiem”. Wicemarszałek apelował do siedzących w ławach poselskich rodaków, aby pamiętać o Polsce, dbać o nią i pielęgnować polskość bez względu na kraj zamieszkania.

Z wysokiej trybuny sejmowej wygłoszone też zostały referaty główne, będące poniekąd wprowadzeniem do obrad w komisjach problemowych. Wspomniana już Helena Miziniak mówiła o Polonii wczoraj, dziś i jutro, ks. biskup Wiesław Lechowicz panoramicznie naświetlił temat duszpasterstwa Polonii i Polaków poza granicami Kraju, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej i Związku Narodowego Polskiego Frank Spula oraz prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej Teresa Berezowski przedstawili kwestie relacji Kraju z Polakami za granicą i promocji Polski, oświata polska i polonijna poza granicami Kraju została omówiona przez prezydenta Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych Tadeusza Pilata, a członek prezydium Rady Naczelnej Polonii Australijskiej Tomasz Prokop przedstawił udział młodego pokolenia w życiu Polaków za granicą.

Pracę na sesjach plenarnych oraz w pięciu komisjach problemowych (ds. relacji Kraju z Polakami za granicą i promocji Polski; ds. oświaty polskiej poza granicami Kraju; ds. duszpasterstwa polskiego poza granicami Kraju; ds. obrony dobrego imienia Polski i Polaków; ds. młodego pokolenia) rozpoczęto już w murach najwyższych urzędów polskiej władzy, a kontynuowano przez dwa następne dni w sali maneżowej i w salach konferencyjnych Domu Polonii w Pułtusku, który to Dom dla większości uczestników Zjazdu stał się miejscem zamieszkania.

Pod znakiem zatroskania

Wspólnie wypracowane wnioski legły u podstaw przyjętych uchwał. W trzech podstawowych zjazdowi delegaci wyrazili zdecydowany protest przeciwko naruszaniu praw człowieka i dyskryminowaniu członków Związku Polaków na Białorusi. Takiegoż protestu doczekało się też uchwalenie przez Sejm litewski ustawy, pogarszającej możliwości nauczania języka polskiego, a równocześnie wsparto działania Polskiej Macierzy Szkolnej na Litwie i Związku Polaków na Litwie na rzecz odzyskania należnych im praw i możliwości. Wyrażono też zgodne uznanie nauczycielom polonijnym, duchownym oraz organizatorom szkolnictwa za ich społeczne zaangażowanie w zachowanie języka polskiego, tożsamości narodowej i wiary w polskiej diasporze na świecie.

Na Zjeździe szeroko dyskutowano o zmianach w sposobie dotychczasowej realizacji pomocy finansowej na rzecz Polaków za granicą, co od tego roku zostało przekazane w gestię polskiego MSZ-u, a co spowodowało nie lada zamieszanie, w wyniku którego część subiektów (w tym też notabene nasz „Magazyn Wileński”) w ogóle pozbawiono dotacji. Zbyt pochopne skutki tej decyzji jakże dobitnie zostały ukazane w dramatycznym liście otwartym, wystosowanym do uczestników Zjazdu przez Związek Polaków na Białorusi, dowodzącym, iż radykalne cięcia we wsparciu finansowym grożą tam likwidacją wielu cennych inicjatyw na rzecz patriotyzmu i poczucia tożsamości narodowej. Decyzję tę w czambuł potępił również USOPAŁ – Unia Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej. Będąc zdania, że „oddanie przeznaczonych dla Polonii państwowych funduszy w gestię MSZ zaowocuje jeszcze większym niż miało to miejsce do chwili obecnej upolitycznieniem działań MSZ w stosunku do organizacji polonijnych”.

Nic więc dziwnego, iż Zjazd, jako gremium, w jednym z końcowych wniosków wyraził najwyższy niepokój i zwrócił się do Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą i Senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą o szczególne monitorowanie działań MSZ w tym zakresie. W liście do ministra Radosława Sikorskiego delegaci polonijnego forum podali ponadto pod wątpliwość szczerość intencji MSZ-u co do konsultacji planu współpracy z rodakami na obczyźnie na rok 2013, jaki został umieszczony na stronie internetowej rzeczonego ministerstwa.

Opieka czy partnerstwo?

Trudno na razie wyrokować, w jakim stopniu zgłoszone postulaty zostaną uwzględnione przez obecne władze Rzeczypospolitej. Jeśli się kierować poprzednimi zjazdami, stopień ten może być znikomy. Jak z goryczą zaznaczyła wiceprezes Rady Polonii Świata Helena Miziniak, zdecydowana większość wniosków i postulatów złożonych przez delegatów do ministerstw i instytucji zajmujących się sprawami Polonii i Polaków za granicą przypominała przysłowiowe wołanie na puszczy. Podobnie jak bez echa w praktycznym działaniu pozostała niejedna z rządowych deklaracji, padających przy okazji każdego kolejnego zjazdu.

Źle też by było, by polityka Państwa Polskiego wobec rodaków poza jego granicami, którzy znaleźli się tam z woli własnej albo w wyniku pokrętnych dziejów, przypominała chorągiewkę na wietrze w zależności od tego, kto „dzieli i rządzi”. Nas, rozsianych po całym świecie, zdecydowanie mniej obchodzi, czy rządy w Macierzy sprawuje lewica, czy prawica, a bardziej, na ile będący u steru wyrażają autentyczną a nie na pokaz troskę o rodaków na obczyźnie.

Władzom w Warszawie wypadłoby ponadto zaniechać zbijania kapitału politycznego na sprawach z nimi związanych, co zresztą rzucało się w oczy w tle obrad IV Zjazdu. Próba zawłaszczenia tych obrad przez Platformę Obywatelską spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem posłów i senatorów z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Którzy po tym, gdy zostali odsunięci na pobocze, wszczęli wewnętrzne połajanki. Z żenadą przysłuchując się im, warto przywołać wypowiedź pani Heleny Miziniak: „Diaspora polska szukała i nadał szuka partnera a nie zwierzchnika, z którym moglibyśmy realizować wspólnie przygotowane programy z myślą o naszej Ojczyźnie”. I życzyć, by partnerstwo to przynosiło obopólne korzyści.

Co prawda, do nas – boleśnie doświadczonych historią Polaków na Wschodzie – musiałaby być przykładana miarka partnerstwa szczególnego. A to dlatego, że ani status społeczny, ani pozostawiający wiele do życzenia stan materialny nie pozwala budować jak równy z równym stosunków z Państwem Orła Białego. Za jego troskę możemy odpłacać jedynie wartościami duchowymi – heroicznym trwaniem nadal w patriotyzmie, pozostawionym przez przodków jako wielkie dziedzictwo.

Czy jednak aby naszej Macierzy na tym zależy, skoro słychać tam coraz głośniej, że w relacjach z mieszkającymi na obczyźnie rodakami „opieka” winna być wyparta przez zdecydowanie mniej zobowiązujące „partnerstwo”, że mamy się zastanowić nad tym, co nie Polska ma dać dla nas, tylko my Polsce. Ach, Boże na wysokim Niebie, choćbym nawet do siódmych potów nad tym się głowił, prócz szamotaniny w patriotyzmie nic na ten ołtarz przynieść nie mogę..!

Obecni nie tylko statystycznie

Wracając natomiast do IV Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy nie sposób nie odnotować, że w trakcie Mszy św. podczas składania darów na ręce prymasa Polski arcybiskupa Polski Józefa Kowalczyka przed ołtarzem warszawskiej archikatedry św. Jana Chrzciciela właśnie naszej delegacji przypadł nie lada zaszczyt złożenia bochna razowca, specjalnie w tym celu zabranego z Wilna. Wielce symbolicznie wypadło też oprawienie liturgii śpiewem przez specjalnie przybyły w tym celu prowadzony przez Jana Mincewicza zespół „Wileńszczyzna”, który m. in. wykonał pieśń sławiącą Tę, co w Ostrej świeci Bramie.

Skoro o naszej bynajmniej nie tylko statystycznej obecności mowa, warto nadmienić, że w prezydium obrad plenarnych zasiadał prezes Związku Polaków na Litwie, poseł na Sejm RL Michał Mackiewicz. Tę obecność piękną klamrą spięła ponadto wystawa „Moje Wilno” autorstwa Roberta Bluja z udziałem samego artysty. Zresztą, jeden z obrazów, ukazujących niepowtarzalne piękno grodu Giedymina, w podzięce za trud organizacyjny podczas uroczystej ceremonii zamknięcia Zjazdu przekazano w darze prezesowi Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Longinowi Komołowskiemu.

Losy jak serpentyny górskie

Dobrym zwyczajem, oficjalnym obradom towarzyszyły liczne jak dzienne tak też nocne rodaków rozmowy. W czym poniekąd mimowolnie krzyżowały się kręte niczym serpentyny górskie losy, jakie rozsypały naszą brać po różnych kontynentach świata. Wśród których odnotowania szczególnego wart życiorys legendarnego 101-letniego nestora Polonii amerykańskiej Władysława Zachariasiewicza.

On, krakowianin z urodzenia, ukształtowany w okresie międzywojennego dwudziestolecia na trylogii Henryka Sienkiewicza, czując wielką potrzebę jednoczenia polskiej diaspory na świecie, już w roku 1936 został kierownikiem wydziału młodzieży w Światowym Związku Polaków z Zagranicy, w tzw. „Światpolu”. Potem była wojna, udział w kampanii wrześniowej, pobyt w sowieckich łagrach, tułaczka po szerokim świecie, nim w roku 1948 jako uchodźca polityczny na resztę życia trafił za wielką wodę – do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Gdzie do dziś, mimo tylu krzyżyków na karku, nie szczędzi wysiłku w kształtowaniu dobrego imienia Polski w świecie i niesieniu pomocy będącej w potrzebie Ojczyźnie. Gdy kilkakrotnie zabierał głos, zwracając się do uczestników IV Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy, to, o czym mówił, przetkane było jakże żarliwą miłością do ziemi przodków i dumą z możliwości służenia jej na obczyźnie.

W nierozłącznym duecie, mimo znacznej różnicy wiekowej, delegatami Zjazdu od Polonii szwedzkiej byli Kamil Jonczyński oraz Jan Potrykus. Pierwszy, urodzony pod Bydgoszczą, trafił do Kraju Trzech Koron 4 lata temu, pan Jan natomiast, jako Kaszub z rodowodu i emigrant posolidarnościowy, jest tam już od lat 32. Dziś łączy ich przynależność do Niezależnego Hufca Harcerstwa Polskiego „LS Kaszuby” w Szwecji. Tego samego, który 25 lat temu powołał do życia właśnie pan Potrykus, a który zrzesza dziś 175 członków starszej i młodszej wiekiem młodzieży.

A założyciel nie kryje, że widzi w Kamilu tego, kto z czasem przejmie odeń kierowniczą „batutę”. Uważa bowiem, iż ozdobiony Szarą Lilijką mundur pod każdą szerokością geograficzną jest wręcz nie do przecenienia w zachowaniu tego, co Polskę stanowi. I jeśli tym skorupka nasiąknie już za młodu, będzie trąciła do grobowej deski. Właśnie nad tym dwoją się i troją, wspominając też miłe chwile wspólnego biwakowania z naszą młodzieżą harcerską: jak na Wileńszczyźnie, tak też pod nordyckim niebem.

Mieszkająca od urodzenia w Brazylii Zelia Lidwina Hamerska-Kaminska może być dumna, że to poniekąd również jej przodkom poświęciła, pisząc o osadnictwie polskim w tym latynoamerykańskim kraju, swe strofy Maria Konopnicka. Podobnie jak tytułowy bohater jej poematu pan Balcer osiedlili się jeszcze w roku 1884, a byli to pradziadek Józef z żoną Elżbietą. Żeby oczyścić pole do uprawy, w wielkim trudzie karczowali lasy, na polską modłę budowali domy. W takim właśnie rodowym „gnieździe”, mocując się od kilku pokoleń z ziemią-żywicielką do dziś mieszka pani Zelia Lidwina. A mimo ukończenia portugalskiej szkoły dość płynnie mówi po polsku. I cieszy się, że czwórka dzieci, z których najstarsze liczy lat 47, też „nie wyrzekają się ojczystego języka”. Choć z jego zachowaniem coraz trudniej. Szczególnie po tym, gdy w ich gminie Guarani das Missoes po 52 latach posługiwania zaprzestali to czynić chrystusowcy. „Aż się boję pomyśleć, że możemy się przekształcić w skansen polskości, jaki mamy w Kurytybie” – zwierza się nie bez zatroskania w głosie moja rozmówczyni. Wiedząca jedno: wiara – to magiczne spoiwo, nie pozwalające rozmyć się w obcojęzycznym żywiole.

Wspomnianym skansenem, a jeśli poprawniej Muzeum Emigracji Polskiej w Kurytybie, kieruje będąca takoż delegatką IV Zjazdu Danuta Lisicki de Abreu, której z litewska brzmiące imię nie stanowi przypadku, jako że urodziła się w… Wilnie. I długo by trzeba było opowiadać, jakie koleje życiowe zarzuciły ją (któżby pomyślał!) nad Amazonkę i obarczyły poniekąd misją: opieką nad tym, co jakże wymownie dokumentuje naszą obecność w tym latynoskim kraju.

Muzeum Emigracji Polskiej w Kurytybie – to przede wszystkim ustawionych na powierzchni 50 tys. metrów kwadratowych 7 chat, jakie kiedyś wznieśli tu przybysze z dalekiej Polski. A w każdej – eksponaty związane z ich pracą, bytem, kulturą, obrzędami. Z inicjatywy pani Danuty obok ekspozycji stałych mnożą się tu też te ruchome – pisanek, ludowego rękodzieła, organizowane są przeróżne festyny, podczas których artyści pełną piersią intonują „Rotę” albo wirują w krakowiaku. A, jak z dumą wyznaje kustosz muzeum, chętnych poznać, co ci Polacy sobą przedstawiają, naprawdę nie brakuje – w sezonie przewija się tędy nawet do 8 tys. osób miesięcznie.

…Korzystając z przybycia w jedno miejsce jakże licznej rodziny „samych swoich”, dziennikarski notes można byłoby ubogacać dosłownie w nieskończoność takimi zwierzeniami. Z losów, co niczym kręte serpentyny górskie. Jakże odmiennych. Aczkolwiek zbieżnych w jednym. W głębokim przekonaniu ich niestrudzonych „kowali”, że „Jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie”. I że dla tej jednej ukochanej Polski, nie zważając na miejsce na Ziemi, łączyć trzeba serc bicie…

Henryk Mażul

Fot. Paweł Stefanowicz i autor

Wstecz