Nowe edycje Wydawnictwa Polskiego w Wilnie – „Magazyn Wileński”

Wilno po polsku

Cokolwiek by bracia-Litwini mówili, a polska obecność w grodzie nad Wilią jednoznacznie ginie w zamierzchłej przeszłości. Przecież już sam wielki książę Giedymin, kiedy w roku 1323 słał listy otwierające się na Europę, w jednym z nich zabiegał o przyjazd do zakładanego grodu nad Wilią duszpasterzy władających polszczyzną. Potrzebę tę – jak można wnioskować – powodowała jakaś bliżej nieokreślona społeczność naszych rodaków, a kto wie, czy nie byli to brańcy z licznych wypraw wojennych, jakie plemiona litewskie raz za razem ponawiały, plądrując ziemie zamieszkiwane przez Lachów. Jedno wszak jest pewne: ci na terenie, ramowanym dzisiejszymi granicami Litwy, nie pojawili się na wzór Krzyżaków, nachodzących wedle „ogniem i mieczem” opornie pogańskich Bałtów pod pretekstem wprowadzenia chrześcijaństwa.

Późniejsze dzieje poprzez chrzest Litwy, w czym właśnie Rzeczpospolita odegrała pierwszoplanową rolę, poprzez podpisaną w Lublinie w roku 1569 Unię, która na długie wieki złączyła Orła Białego z Pogonią w jeden twór państwowy, obecność tę zdecydowanie spotęgowały, choć bynajmniej przecież nie z pomocą łupieżczej drogi wojennej. Trudno dziś, oczywiście, zrachować cegły, jakie nasi pra-pra-praprzodkowie w geście tworzenia a nie burzenia ułożyli w murach Starówki wileńskiej, nie sposób ustalić wielkość funduszy, przeznaczonych hojną ręką możnowładców na budowę świątyń, pałaców bądź innych nie mniej okazałych obiektów użyteczności publicznej. W każdym bądź razie jest na pewno wiele prawdy w stwierdzeniu profesora Alfredasa Bumblauskasa, że póki Polacy budowali Wilno, Litwini co najmniej drzemali.

Pachnące jeszcze farbami drukarskimi, a albumowo prezentujące się 144-stronicowe „Wilno po polsku” stanowi właśnie próbę „odsączenia” tej polskiej obecności z wielowiekowych i wielokulturowych dziejów grodu Giedymina, poczynając czasami najdawniejszymi, a współczesnością kończąc. Takie ujęcie tematu – to zapewne pewien ewenement, gdyż tradycyjne przewodniki zwykły traktować go jako mozaikę wszystkiego, co na przestrzeni długich lat tworzyło historię grodu, zwanego „Wenecją Północy” albo obdarowywanego innymi nie mniej wyszukanymi epitetami.

Autorzy tekstów i licznych zdjęć chcieliby wierzyć, że nowa edycja znajdzie licznych Czytelników: zarówno w gronie rodaków od dziada pradziada Litwie przypisanych, jak też żyjących w Macierzy i daleko poza jej granicami. A jeśli tak – niech posłuży piękną refleksją nad losami tych, czyje serca biły i nadal szczerze biją tu, gdzie swój magiczny tron ma Ostrobramska Madonna.

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

Są to fascynujące, wielce wzruszające refleksje o naszym mieście, wysnute przez Jana Bułhaka, mistrza i ojca polskiej fotografii, za pomocą słowa i aparatu fotograficznego. Słowa, przepełnionego miłością i troską do Wilna, jak też ujęciami fotograficznymi różnych obiektów i zakątków miasta – jakby wybranymi z marzeń, ukazanymi w najbardziej korzystnych dla nich warunkach pogody i światła…

Mistrz obiektywu był również niezrównanym znawcą architektury grodu nad Wilią, zasad urbanistyki. A jednocześnie władał świetnie… słowem pisanym. Wręcz zaskakuje pełnymi plastyki opisami obiektów, ulic i zakątków miasta, które razem wzięte stanowią swoisty hymn na jego cześć.

Wiele zdjęć Jana Bułhaka, nie tylko z Wilnem związanych, nie przetrwało zawieruchy wojennej. Podczas walk o Wilno spłonęły prawie wszystkie 50 tys. skatalogowanych negatywów jego zdjęć, utrwalających Wilno i Wileńszczyznę. Przed wojną zdążył ukazać się w druku „Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa…” – co prawda, w skromnej szacie, w postaci zeszytu w cienkiej okładce…

Przed rokiem minęła 135. rocznica urodzin Jana Bułhaka. Wiedzeni chęcią przypomnienia naszym Czytelnikom, szczególnie młodszego pokolenia, tej niezwykle zasłużonej dla Wilna postaci, zamieszczaliśmy w „Magazynie Wileńskim” w ciągu pierwszego półrocza 2012 „Wędrówki fotografa…” w kolejnych odcinkach. Natomiast u schyłku ubiegłego roku redakcja Wydawnictwa Polskiego w Wilnie postanowiła wznowić druk tego dzieła, ale w nowej, okazalszej szacie, w postaci albumu, który oddajemy obecnie do rąk Czytelnika. Jako znak pamięci i uznania dla wielkiego artysty, który nasze miasto kochał miłością synowską i rozsławiał.

Przy tej okazji dziękujemy serdecznie Panu Bohdanowi Bułhakowi, wnukowi Mistrza, za przychylność i życzliwość wobec zamierzeń wydawniczych naszej redakcji.

Wstecz