Na Pohulance – wspomnienia i „Lilije”

 

W ramach obchodów stulecia Teatru na Pohulance, w dniach 21-25 października odbyła się konferencja poświęcona historii gmachu teatru oraz zaprezentowane zostały popisy trup teatralnych, które w nim kiedyś pracowały, a także gości oraz obecnych gospodarzy budynku.

Konferencję poświęconą historii dziejów Teatru na Pohulance (organizatorzy akcentują, iż jest obchodzony jubileusz budynku, gdzie twórczy żywot prowadziły różne teatry) zagaił obecny dyrektor Rosyjskiego Teatru Dramatycznego Litwy Jonas Vaitkus oraz aktorzy, którzy w swych monologach zawarli, rzec by można, sens istnienia teatru i pracy aktora – jakże romantyczny, dający sławę w świetle jupiterów i nostalgicznie smutny, gdy one gasną...

Po „teatralnym” wstępie obecnych miłośników Melpomeny witał osobiście minister kultury Litwy Šarūnas Birutis, który w urzędowych słowach oddał należny hołd „jubilatowi” oraz byłym i obecnym jego lokatorom.

Jako pierwsza z prelegentów głos zabrała prorektor Warszawskiej Państwowej Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza, profesor dr Barbara Osterloff. Autorka monografii o wybitnym aktorze i twórcy Aleksandrze Zelwerowiczu przedstawiła wileński okres dziejów Teatru A. Zelwerowicza pt. „Aleksander Zelwerowicz i kierowany przez niego Polski Teatr Dramatyczny”, ilustrowany filmem z urywkami ról oraz migawkami pracy pedagogicznej artysty.

Zebrani mogli się dowiedzieć o tym, że w ciągu dwóch sezonów teatralnych składająca się z 45 osób trupa na czele z kierownikiem skutecznie „wrastała w pejzaż Wilna”, podbijając serca jego mieszkańców. Rozpocząwszy pierwszy sezon nabożeństwem w kościele św. Jakuba i kwestą dla głodujących dzieci, trupa kontynuowała akcje społeczne, przeznaczając środki m. in. na planowany pomnik Adama Mickiewicza, wystawiała inscenizacje utworów Elizy Orzeszkowej i zbierała datki na jej pomnik w Grodnie, tak samo oddała hołd Joachimowi Lelewelowi, gdy nastał jego pośmiertny powrót do Wilna. Teatr prowadził ponadto zajęcia w związku kolejarzy, żołnierskich świetlicach, gimnazjach, dawał koncerty publiczne w szpitalach.

Oczywiście, przede wszystkim dbano o repertuar: zespół aktorski grał zarówno w „Lutni”, jak też na Pohulance, wystawiając klasykę narodową i światową („Dziady”, „Noc Listopadową”, „Sen nocy letniej”), jak też współczesne utwory, podówczas modne w Europie i Stanach, m. in. „Broadway”, „Przestępcy” – bulwersujące często publiczność. Właśnie w tym okresie brylowała na scenie słynna Wanda Siemaszkowa, a w trupie znalazła się Irena Eichlerówna, Jan Kreczmar... By mogli ich oglądać wilnianie o różnym stopniu zamożności, różnicowano ceny biletów lub obniżano ich cenę nawet o połowę...

Teatr Aleksandra Zelwerowicza w ciągu dwóch sezonów wileńskich dał 94 premiery, wyróżniał się piękną polszczyzną i dykcją, a do ciekawostek można zaliczyć to, że to maestro zlikwidował w teatrze budkę suflera.

O innym świetnym okresie Teatru na Pohulance, kiedy to w ciągu lat 1925-29 gościł tu Teatr „Reduta” Juliusza Osterwy, opowiedziała przy pomocy bardzo nastrojowo lirycznego filmu dokumentalnego własnego autorstwa córka wybitnego aktora Maria Osterwa. Pani Maria zaznaczyła już na wstępie, że ojca praktycznie nie pamiętała, więc „szukała” go „idąc” jego śladami.

O własnej koncepcji teatru, przyjaźni ze Stefanem Żeromskim i Leonem Schillerem (który był szkolnym kolegą Osterwy), misji niesienia przesłań teatru w najbardziej odległe zakątki kraju – opowiadały oglądane obrazy. Na ile ta misja była ważna, mogliśmy zrozumieć z faktu, że po upływie z górą pół wieku od występów m. in. w Janowej Dolinie na Wołyniu (w 1938 r.), ludzie pamiętali o tym, jakie wrażenie wywarł na nich „prawdziwy teatr”.

Obecni mogli się dowiedzieć, że Osterwa tak naprawdę nosił nazwisko Maluszek, a pseudonim wziął sobie od nazwy góry; że ten wspaniały aktor kochał kobiety, a one wprost go uwielbiały... Laboratorium teatralne Juliusza Osterwy nie odeszło wraz z nim 10 maja 1947 roku, lecz znalazło kontynuatorów. A jego córka – dziennikarka Maria Osterwa wystąpiła przed uczestnikami konferencji w kapeluszu – jednej z nielicznych pamiątek po swym wielkim ojcu.

O politycznej roli, jaką dane było odegrać Teatrowi na Pohulance, mówił słuchaczom dyrektor Instytutu Historii Litwy dr Rimantas Miknys. Jego referat „Konferencja Wileńska 18-22 września 1917 roku – oczyma współczesnych” przypomniał obecnym, że właśnie w Wilnie, z pozwolenia okupacyjnych władz niemieckich obradowała tzw. Litewska Konferencja, w której wzięły udział 264 osoby (nie byli to delegaci, tylko wyznaczeni przedstawiciele). Większość stanowili księża (66) oraz chłopi (65) i tylko 5 właścicieli ziemskich oraz 2 robotników, reszta – to przedstawiciele tzw. różnych zawodów i in. O polityce realizowanej przez ówczesnych liderów, obradach, wyborze Taryby oraz dalszych losach litewskiej niepodległości dr Miknys mówił skrótowo, acz starając się przedstawić jak najbardziej obiektywny stan rzeczy.

Przypomnieć warto, że teatr miał też „polską rolę” w polityce – w 1922 roku, po przeprowadzonym plebiscycie, została tu ogłoszona deklaracja o przyłączeniu Wilna do Polski.

W dalszej części konferencji zostały naświetlone kolejne etapy „życiorysu” gmachu na Pohulance oraz teatrów, które w nim zaistniały. Muzykolog, profesor dr Jonas Bruveris wygłosił referat pt. „Nasza Opera: powrót do stolicy”; profesor Irena Aleksaitė i pisarz Pranas Treinys mówili o okresie lat 1974-81 w Litewskim Narodowym Teatrze Dramatycznym. Z kolei drogę twórczą Litewskiego Teatru Folkloru zaprezentował jego założyciel i kierownik Povilas Mataitis, zaś historię Państwowego Dramatycznego Teatru Młodzieżowego w latach 1981-85 – jego były kierownik literacki Juozas Pocius.

Kończył spotkanie referat byłego kierownika literackiego oraz wieloletniego aktora Jurija Szczuckiego „Dom Rosyjskiego Teatru Dramatycznego Litwy – od roku 1986”.

Świąteczne obchody uświetnił tego dnia występ Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana w Warszawie, który przywiózł do Wilna nieśmiertelną komedię Aleksandra Fredry „Zemsta” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego i wspaniałej aktorskiej obsadzie: Daniel Olbrychski, Andrzej Seweryn, Joanna Trzepiecińska, Jarosław Gajewski i in. Premiera sztuki odbyła się pół roku temu – 9 marca br. Spektakl poprzedziło spotkanie z aktorami i reżyserem.

W poniedziałkowy wieczór 21 października widzowie szli na spotkanie ze swoim teatrem po czerwonym chodnikiem wysłanym trotuarze i schodach, przy których paliły się pochodnie. Wypełniona po brzegi sala witała rzęsistymi oklaskami aktorów. Interesująca realizacja, wspaniała gra, humor, znane powiedzonka – wszystko to dało możność widzowi zanurzyć się w świat sztuki, setnie się zabawiając. Gorące brawa i owacje stanowiły szczerą podziękę widzów za duchową ucztę, jaką podarowali niezwykli goście z Warszawy.

Jak na zakończenie spotkania powiedział Andrzej Seweryn, oni – aktorzy – byli wielce wzruszeni tym, że tego wieczoru grali na scenie właśnie Teatru na Pohulance, pamiętającej nazwiska gwiazd polskiej sceny. Zarówno dyrektor Rosyjskiego Teatru Dramatycznego Litwy Jonas Vaitkus, jak i Andrzej Seweryn dziękowali publiczności oraz ludziom i instytucjom, dzięki którym przyjazd Teatru Polskiego do Wilna stał się możliwy: Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, Ministerstwu Spraw Zagranicznych, Ambasadzie RP i Instytutowi Polskiemu w Wilnie, obecnym gospodarzom teatru. Życzyli też „jubilatowi”, by się doczekał remontu, świetniejszych czasów. Już od pewnego czasu na gmachu teatru „krzyczy” plakat, iż mając sto lat czuje się on tak, jakby miał ich 20, a wygląda na kilkaset...

W ramach świątecznych obchodów – 22 października – odbył się teatralizowany koncert „Opera przy ulicy J. Basanavičiaus”, zaś 23 – Państwowy Teatr Młodzieżowy wystawił „Akademię śmiechu” Koki Mitani (reż. Wiaczesław Gwozdkow). Kolejno Teatr na Pohulance zaprosił na sztukę Romualdasa Granauskasa „Duburys” (reż. Sigitas Račkys) w wykonaniu Litewskiego Narodowego Teatru Dramatycznego i „Choinkę u Iwanowych” Rosyjskiego Teatru Dramatycznego Litwy (autor Aleksander Wwiedienski, reż. Jonas Vaitkus). Końcowym akcentem jubileuszowego tygodnia było wystawienie w dniu 26 października sztuki „Lilije” Ludwika Hieronima Morstina w wykonaniu Teatru Polskiego w Wilnie.

Właśnie to przedstawienie 12 październiku 1913 roku zapoczątkowało chlubny żywot tej sceny. A w jubileuszowym roku zaprezentował je jakże licznie zebranym widzom Polski Teatr w Wilnie pod kierownictwem Ireny Litwinowicz. Wystawienie „Lilii” (reżyseria: Irena Litwinowicz, inscenizacja: Inka Dowlasz, scenografia: Rafał Pieślak) nie było znów tak łatwym wyzwaniem: utwór wierszowany, napisany w języku staropolskim wymagał wiele wysiłku od aktorów (amatorskiego wszakże teatru), by sekwencje zabrzmiały naturalnie i były zrozumiałe dla współczesnego widza. Dzięki wytężonej pracy, która trwała bez mała pół roku, doświadczonym, wieloletnim aktorom Teatru Polskiego w miarę doskonale udało się oddać zarówno treść jak i ducha dramatu.

Teresa Samsonow w roli Pani, Mieczysław Dwilewicz (Pan), Mirosław Szejbak (Brat), Jerzy Szymanel (Gospodarz), Danuta Sosnowska (Wróżka) wraz z całą trupą starali się jak najbardziej wiarygodnie zaprezentować widzowi wydarzenia sprzed prawie dziesięciu wieków – akcja toczy się w XI stuleciu, za panowania Bolesława II Śmiałego. W zdawałoby się tak ponadczasowych wątkach, jakimi są miłość, zdrada, zbrodnia i kara, co i raz wypływał też inny temat: bicie dzwonów na Wawelu i w kościółku na kresach Polski łączy się w jeden ton; mówi się o jednym prawie i zwyczajach na ziemiach polskich, o wierności królowi, interesach państwa...

Możemy się domyślać, że właśnie te wątki sztuki zadecydowały o tym, że przed stu laty stała się ona premierowym spektaklem na zbudowanej ze składek polskiej społeczności Wilna scenie Teatru na Pohulance. Cała „oprawa”: intryga miłosna, ludowość, wierzenia i czary – posłużyła doskonałym tłem do wyartykułowania w będącym pod zaborem carskiej Rosji Wilnie, idei jednego (niepodzielnego) państwa. Treści patriotyczne, przyobleczone w balladowo-romantyczny mickiewiczowski styl, były łatwe do strawienia przez nadgorliwych urzędników, ale z pewnością nie mogły ujść uwagi patriotycznie nastawionej publiczności wileńskiej.

Tak było przed stu laty. A dziś? Dziś widzów nie mogło nie cieszyć to, że właśnie na tak bardzo polskiej scenie Wilna miejscowi aktorzy grają po polsku. Puszczając wodze fantazji, całkiem nietrudno było wyobrazić sobie siedzącą w garderobie Eichlerównę, czy też wyglądającego zza kurtyny Zelwerowicza; podbijającego serca pań Janusza Osterwę, młodego Igora Śmiałowskiego, czy niezrównaną Ordonkę... Stary teatr, chociaż budzi uczucie żalu za dawną świetnością (był najbardziej nowoczesnym budynkiem okresu międzywojnia w Wilnie), z drugiej strony, dzięki temu, że pozbawiony jest współczesnego blichtru, ma swoją aurę i, mimo zewsząd wyzierającej biedy – urok.

Gorące brawa wiernej publiczności oraz kwiaty dla kierownictwa i aktorów Polskiego Teatru w Wilnie kończyły ów jeden z polskich wieczorów obchodów 100-lecia tej legendarnej siedziby Melpomeny w grodzie nad Wilią.

Cieszy, iż kolejne spotkanie w jubileuszowym roku z polskim słowem na Pohulance będziemy mieli już niebawem – w ostatniej dekadzie listopada w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego – „VI Wileńskich Spotkań Sceny Polskiej”, których organizatorem jest Polskie Studio Teatralne w Wilnie (kierownik Lilia Kiejzik).

Przypomnieć też warto, że od 29 października do 15 grudnia w teatrze jest czynna wystawa „Historia pewnego teatru...” (kurator dr Helmutas Šabasevičius), która się przeniosła tu z Muzeum Teatru, Muzyki i Kina.

Janina Lisiewicz

Wstecz