Wiosenna, barwna „Wileńszczyzna”

Piękny wiosenny (chociaż przyroda spłatała primaaprilisowego figla i zrzuciła na Wileńszczyznę kilkunastocentymetrową pokrywę śnieżną) koncert w dniu 1 kwietnia br. podarował swym fanom Reprezentacyjny Polski Zespół Pieśni i Tańca „Wileńszczyzna”. Miejscem występu było Niemenczyńskie Centrum Kultury – piękny ośrodek z doskonałą sceną i przestronną widownią (wypełnioną zresztą do ostatniego miejsca).

Niemenczyn jest poniekąd „przystanią” tego zespołu: właśnie tu powstał przed z górą 30 laty, skupiając pod kierownictwem dra Jana Gabriela Mincewicza młodych ludzi, dla których folklor Ziemi Wileńskiej był wart tego, by go pielęgnować, odradzać i w całej krasie prezentować zarówno w miejscowych wsiach, miasteczkach, jak też w szerokim świecie. To właśnie „Wileńszczyzna” słynne „obrazki wileńskie”: wesele, Noc Świętojańską, wieczorynki i in. wywiozła w szeroki świat, by zarówno byłym wilniukom, jak też wszystkim rodakom: czy to w dalekiej Australii, Ameryce, na północy lub południu Europy wytańczyć i wyśpiewać. Wszystko to, co w duszy grało i gra ludziom z Wilna i Mejszagoły, Niemenczyna, Butrymańc, Suderwy...

Zespół wystąpił z dwuczęściowym programem, w którym znalazł się obrazek „Wieczorynka w Skrobuciszkach” oraz sceny z wileńskich jarmarków, w tym z tego najbardziej słynnego – kaziukowego.

Wiosenny koncert został skierowany do publiczności dla artystów szczególnej (chociaż każdą szanują i kochają), bo w większości składającej się z członków ich rodzin, którzy niekiedy mogą się czuć pokrzywdzeni, kiedy w wolne wieczory i święta najbliżsi udają się na próby, koncerty, wyruszają w dalekie podróże... Kiedy jednak mogą oglądać swoich bliskich na scenie – w całej krasie i gali, z pewnością zapominają o tych samotnych wieczorach, nie szczędząc braw, a ukradkiem ocierając też łzy wzruszenia.

Na brawa szczególne zasługuje kierownictwo zespołu: niestrudzony dr Jan Mincewicz oraz choreografowie – wychowankowie zespołu – Leonarda Klukowska i German Komarowski. To dzięki wypracowanemu mistrzostwu i doskonałym pomysłom artystycznym zespół miał właśnie taką, a nie inną drogę twórczą, która utrwalona została nie tylko w pamięci zespolaków, ale też na kasetach i filmach, płytach, w nagraniach. Zespół m. in. ma w swym „historycznym pamiętniku” spotkanie z Ojcem Świętym, bł. Janem Pawłem II.

Gdy „Wileńszczyzna” wychodzi na scenę, czy to w takt podwileńskich przyśpiewek, mistycznym obrazku Nocy Świętojańskiej, staje w dumnym szeregu w patriotycznym programie „Z dymem pożarów” albo się popisuje w mieszance folklorystycznej rodem z tej ziemi – małej ojczyzny, widz z trudem może oderwać oczy od tego barwnego, promieniującego energią, w najmniejszym szczególe zawodowego zespołu. Oto wytańczony i wyśpiewany obrazek z podwileńskiej wsi: wiejskie życie w Skrobuciszkach z codziennymi pracami, zwyczajami. Na wieczorynkę zbiera się tu nie tylko wiejska młodzież, ale też „miastowa”, z własnym patefonem. Uwagę widza przykuwają nie tylko popisy solistów, dialogi w podwileńskiej gwarze, ale też bardzo trafnie dobrane stroje „miastowej młodzieży”, oddające klimat odległych lat międzywojnia: piękne dziewczyny w romantycznych sukienkach i zawadiaccy kawalerowie w kadrylu, polce, tangu, fokstrocie przenieśli widza w czar dawnych lat i popisali się najwyższą klasą.

Natomiast w drugiej części koncertu widz został przeniesiony na dawny wileński Plac Łukiski z charakterystyczną sylwetką kościoła śś. Jakuba i Filipa oraz widniejącą na dalszym planie panoramą miasta z początku XX wieku, na wypełniony wozami, straganami, tłumem ludzi. Artyści wykreowali barwny, wielojęzyczny, wielowyznaniowy tłum wilnian i podwileńskich chłopów: Białorusini, Żydzi, Polacy, Rosjanie i nieodłączny atrybut ówczesnego święta – Cyganie – tworzyli dawno utracony wizerunek Wilna – miasta wielokulturowego, kresowego. Białoruskie smętne pieśni, pełne zadziorności rosyjskie pląsy i ukraińskie hołubce, folklor żydowski i polskość: nasza, wileńska – jeden z segmentów polskiej kultury.

Piękne, kolorowe, rwące oczy stroje, stylizowane scenki, czysty śpiew i ogniste tańce trzymały widza w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty programu. Widownia nie została dłużna – owacje były podzięką za to piękne widowisko.

Koncert wieńczyły nie tylko brawa dla artystów, ale też pozdrowienia oraz słowa uznania dla założyciela i niezmiennego kierownika zespołu dra Jana Gabriela Mincewicza, który w końcu marca obchodził jubileuszowe urodziny. Przesyłanie zdrowia, twórczej pracy oraz sił i wytrwałości, czegoż jeszcze można życzyć człowiekowi, który całe życie – również w czasach zwanych sowieckimi – dbał o to, by wiara i miłość do ojczystej kultury były obecne w sercach wszystkich tych, kogo dane mu było nauczać i wychowywać. Świąteczny koncert był pięknym potwierdzeniem tego, że wysiłek, lata oddane młodzieży i twórczości nie poszły na marne.

Przypomnieć również należy, że jego praca – to bynajmniej nie tylko to, co widzimy na scenie. Pan Mincewicz przyczynił się do tego, by został ocalony od zapomnienia i zniknięcia wraz z upływem czasu oraz odejściem ludzi folklor Wileńszczyzny. Pieczołowicie zbierany, opracowywany i odradzany na scenie przez zespół, dziś pozwala być dumnymi z naszej spuścizny. Nie może nie cieszyć również to, że jubilat nadal ma mnóstwo pomysłów artystycznych i jest w doskonałej kondycji fizycznej, co potwierdza zdjęcie na lodowisku, które zamieszczamy powyżej. Może ono niejednego młodego człowieka przyprawić o zazdrość. Pokolenie pana Jana wiele czasu spędzało na ślizgawkach; przypomnieć tu warto, że wtedy dwie duże lodowe areny były do dyspozycji wilnian na stadionie „žalgiris” oraz tzw. „młodzieżowym”, znajdującym się w miejscu, gdzie obecnie mieści się gmach litewskiego Sejmu.

Jubilatowi oraz jego dziełu – „Wileńszczyźnie” – życzymy sukcesów i tradycyjnych polskich „stu lat”!

Janina Lisiewicz

Fot. autorka

Wstecz