Wileńskie Hospicjum im. Bł. Ks. Michała Sopoćki

Miłosierdzie woła o pomoc…

Od blisko pięciu lat znany jest w naszym mieście adres, gdzie Miłosierdzie żyje w czynie: hospicjum. Czyli inaczej – Dom nadziei i dobroci dla osób dotkniętych chorobą nowotworową, zapoczątkowany przez siedem sióstr zakonnych ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego. Dzięki ich ofiarnej pracy, na czele z matką przełożoną Michaelą Rak z Gorzowa Wielkopolskiego, znaną w Polsce z wieloletniej działalności paliatywnej. Przyjechała do Wilna na zlecenie swojego zwierzchnictwa, a z inicjatywy i propozycji JE ks. kardynała A. J. Bačkisa, by się podjęła trudu założenia pierwszej placówki hospicyjnej na Litwie.

W kwietniu, w okresie Święta Miłosierdzia Bożego, odwiedziłam ten Dom, powstały na terenie byłego zespołu kościelno-klasztornego sióstr wizytek przy ulicy Rossy (Rasų) 4. Poprosiłam siostrę Michaelę, kierowniczkę hospicjum, by opowiedziała o tym, jak radzi sobie w Wilnie… miłosierdzie paliatywne.

* * *

Od chwili oficjalnego otwarcia tego Domu (latem ubiegłego roku) wszystko się tu zmieniło… Przedtem był to budynek, w którym mieścił się sprzęt, meble, aparatura, ale nie było… życia… Świadomie użyłam tego wyrazu, mając na myśli chorych, którzy tu mieszkają, obchodzą święta, obcują, żartują… Ktoś ogląda telewizję, ktoś spaceruje po korytarzu, czyta książkę, wykonuje ćwiczenia pod okiem personelu medycznego…

Mamy za sobą przeżycia dni wielkanocnych… W sercu pozostanie mi obrazek: chorzy zgromadzili się przy łóżku pacjentki, która nie może chodzić – by razem z nią przygotować pisanki. Umalowano już chyba całą kopę – przy wspólnym śpiewie i wesołych pogwarkach, a ta pacjentka mówi: „Siostro, zróbmy jeszcze trochę tych pisanek”… W wigilię paschalną nakryliśmy pięknie stół, na którym się znalazły świąteczne potrawy, przygotowane zgodnie z kuchnią polską i litewską. Poświęcił je kapłan, który nas odwiedził. Mieliśmy wielkie odczucie wspólnoty życia i dzielonej radości…

Na stacjonarze mamy czternaście łóżek. Liczba pacjentów się zmienia: na miejsce tych, którzy odeszli do wieczności, są kolejne zgłoszenia. Większą liczbę chorych obsługujemy w ich własnych domach. Hospicjum rozlokowane jest na trzech kondygnacjach. Pierwsza pełni rolę administracyjno-gospodarczą, mieści się tu również pokój gościnny. Na drugiej są sale dla chorych starszych wiekiem. I najwyżej – dla osób młodszych, dzieci… Dla nich pomyślano nieco większą powierzchnię, by bliskie osoby mogły być obok, nocować…

Obecnie zatrudniamy już 24 pracowników etatowych: pielęgniarki, lekarzy, rehabilitantów, kierowców, pracowników biura, socjalnych, gospodarczych. Ja jestem dyrektorem tej placówki, który pracuje za najniższe na Litwie wynagrodzenie. Nie narzekam, ale moje obowiązki w hospicjum – to bycie na „ostrym dyżurze” przez 360 dni w roku… Inne siostry zakonne wykonują funkcje pomocnicze przy personelu medycznym. Siostra Gabriela, chociaż jest lekarzem, na razie nie może pracować w zawodzie… Jak personel, tak też pacjenci reprezentują różne narodowości: są tu Polacy, Litwini, Białorusini. Hospicjum nie zamyka się w granicach ani narodowości, ani wiary. Mamy ustalony rytm pracy na zmiany: w nocy, w ciągu dnia, wyjazdy do hospicjum domowego… Powiem więc tak: to, co na początku, przed pięciu laty było ogromnym znakiem zapytania, w tej chwili jest już dotykaniem spełnienia: ten dom jest taki, jakim chcieliśmy, by był…

* * *

Pracownicy etatowi wspierani są przez grono wolontariuszy. Czymś zupełnie nowym tu jest wolontariat więzienny. Nasza placówka współpracuje z pobliskim zakładem karnym (mamy podpisaną umowę). Kierownictwo więzienia wybiera, według własnych kryteriów, osoby do pomocy w pracach, wymagających większej siły fizycznej: porządkowanie, odśnieżanie terenu wokół hospicjum, przenoszenie mebli etc. Czuwa nad tym osoba, która przeszła specjalne szkolenia wolontariatu penitencjarnego w Gdańsku. Przez tę współpracę wzajemnie się wspieramy: nasi pracownicy i te osoby, które się w życiu pogubiły… Wiedzą, do kogo przychodzą i, widząc tych oto chorych i cierpiących, sami się odnajdują…

Inna grupa wolontariuszy – to młodzież ze szkół średnich. Zajmuje się porządkowaniem terenu, pełni również posługę wewnątrz hospicjum: karmienie chorych, spacery z nimi, okazywanie im pomocy w codziennych czynnościach, obecność przy pacjencie (nawet przy oglądaniu telewizji), jeśli nie można go zostawiać samego…

Mamy tu taką dziewczynkę… Przybiega w południe, a ja do niej: „Dzisiaj przecież miało cię nie być?..”. A ona na to: że ma w szkole akurat „okno”, więc przyszła pomóc nakarmić chorych. I to jest budujące w naszej pracy…

Zgłaszają się do pomocy również studenci, osoby w wieku średnim i emerytalnym.

Koordynuje pracę wolontariatu Aneta Górniewicz z działu administracji. W maju przygotowujemy się do szkolenia wolontariatu stricte medycznego. Osób, które po przejściu specjalnych szkoleń, będą mogły być obecne przy chorych podczas zabiegów medycznych, by wesprzeć lekarza czy pielęgniarkę.

* * *

…Na ścianie w korytarzu wisi obraz Stanisława Kaplewskiego: tryptyk, przedstawiający uczynki miłosierdzia co do ciała: spragnionych napoić, głodnych nakarmić, podróżnych w dom przyjąć… Rękę chorego wspiera ręka osoby zdrowej… Miłosierdzie ważne jest w słowach, ale jego istota weryfikuje się poprzez postawę i czyn. Gdy ludzie tu przychodzą i mówią, że chcą pomóc lub coś ofiarować, dodaje to sił i energii… Była taka wypowiedź na facebooku: zróbmy z hospicjum dom, nie zaś laboratorium, przynieśmy kwiaty, obrazy – symbole daru życia dla ludzi chorych… U nas pełno jest kwiatów i obrazów – wykonanych przez dzieci i dorosłych, osoby niepełnosprawne. Ten budynek stał się Domem ludzi tu mieszkających. I to jest dzieło Miłosierdzia…

Gdzieś przed miesiącem mieliśmy zgłoszenie z miejskiej onkologii: czy nie przyjęlibyśmy pacjenta w bardzo ciężkim stanie? Podjęliśmy się tego. Oprócz skierowania pisemnego z diagnozą, usłyszeliśmy wyrok telefoniczny: to nie będzie długi czas – mierzony nie na miesiące, a na dni… Teraz śmiejemy się z tej „wyroczni”, bo pacjent zaczął samodzielnie jeść, chodzić. Odłożył na bok laseczkę mówiąc, że nie jest już mu potrzebna. A ostatnio mówi, że musi kupić sobie buty, bo zaczął wychodzić na spacer na zewnątrz. Niezadługo wróci do swojego domu.

I o to właśnie chodzi w pracy hospicyjnej… Specjaliści wyznaczają zabiegi, określają nawet datę… Ale nie mogą wiedzieć, jaką tajemnicę nosi w sobie człowiek, jaka jest wola Boża wobec niego. Po wielu latach działalności paliatywnej widzę: jeżeli człowiek jest otoczony miłością, to nawet mała iskierka życia potrafi się rozżarzyć i zapłonąć…

Przyjmujemy tu chorych w stanie postępowania objawowego, gdy choroba nowotworowa zaszła za daleko, jest zaawansowana. Pozostaje minimalizowanie bądź eliminacja bardzo przykrych objawów choroby, żeby pacjent nie cierpiał, nie smucił się, żeby miał tzw. życie powszednie „w zasięgu ręki i wzroku”… Znów wracam myślą do świąt paschy… Pewna nasza pacjentka kolejny raz schodzi na dół, do świątecznego stołu, przy którym ten i ów jeszcze siedzi, mile obcując, i mówi: „Jestem już taka najedzona, ale chcę z wami pobyć – dla wesołości”. Teraz więc personel w swoim gronie często żartuje: jesteśmy tu „dla wesołości”, ale ten żart jest ziarnem prawdy w naszej tu pracy…

* * *

I wreszcie dotykamy tematu dla mnie trudnego, a często podejmowanego przez dziennikarzy: jak funkcjonuje nasza instytucja? Nawet „oszczędna” kalkulacja wykazuje, że na utrzymanie miesięcznej działalności hospicjum potrzeba około sześćdziesięciu tysięcy litów. Owszem, zostaliśmy wpisani na listę placówek medycznych ministerstwa zdrowia, mamy licencję. Złożyliśmy ofertę do kasy chorych, żeby zawarła z nami umowę i częściowo pokrywała nasze koszty. Ale jak na razie pozostaje to tematem otwartym, sprawa utkwiła na relacji pomiędzy ministerstwem a kasą chorych. Próbujemy szukać wyjścia, uzasadnień, wniosków, argumentacji… Chcemy, żeby pan minister zechciał osobiście, naocznie się przekonać: nie jesteśmy placówką dążącą do zysku, leczymy za darmo, za świadczenia nie pobieramy żadnych opłat. I że pacjenci hospicjum zasługują na to, by leki dla nich były refundowane. Nie mamy przecież żadnego finansowania.

Przyznam, że już z pewnym lękiem patrzę w przyszłość. W ciągu najbliższych dwóch miesięcy – sądzę – damy jeszcze radę się utrzymać. Dalej – jeśli nie otrzymamy wsparcia z kasy chorych – hospicjum czeka katastrofa. Piszę obecnie wszelkie możliwe prośby, wnioski, zwracam się do urzędników, biznesmenów, proszę o przeznaczenie dwóch procentów od podatku… Złożyliśmy wniosek do samorządu miasta wraz z programami, które zostały ogłoszone. Jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi, czy wniosek zostanie zaaprobowany, czy też – odrzucony…

Zdajemy sobie sprawę, iż to, co robi hospicjum, jest odciążaniem placówek medycznych: nasz pacjent zmniejsza problemy opieki zdrowotnej, jest tańszy dla kasy chorych. Nie wiem, jaka argumentacja tu działa, że tak się nas traktuje… Pamiętamy obecność przedstawicielki ministerstwa zdrowia na uroczystości poświęcenia hospicjum i deklarowaną przez nią pomoc. Niestety, wszystko utkwiło na słowach… Byli obecni również przedstawiciele kasy chorych. Wyrazili duży stopień pozytywnego zaskoczenia, składali gratulacje. Są otwarci, ale ich postępowanie warunkują rozporządzenia wewnętrzne, nie mogą więc podpisać umowy z hospicjum.

Jest to dla mnie, jako kierowniczki tej placówki, sytuacja trudna i wielce niezręczna. Bo kiedy się zwracam do tych, którzy mi już pomogli przy budowie, remontach, zagospodarowaniu, nabyciu niezbędnego sprzętu, zapytują: a co hospicjum otrzymało z Litwy, jaki jest zakres finansowania przez miejscowe resorty? Przecież placówka działa na jej terenie, dla jej mieszkańców… Cóż mogę odpowiedzieć? Że na dom dla ludzi chorych i umierających nie otrzymało się żadnego finansowania z kraju, w którym działa: ani z ministerstwa, ani z kasy chorych, ani z samorządu miasta…

Jedynym darem pieniężnym na rozpoczęcie naszej działalności i pokrycie pierwszych kosztów była kwota 50 tysięcy, ofiarowana przez ks. kardynała Audrysa Juozasa Bačkisa, za co Jego Ekscelencji jesteśmy bardzo wdzięczni.

Zespół pracowników hospicjum ma świadomość własnych kompetencji, potrafi też realnie ocenić potrzeby placówki, dysponować środkami finansowymi… To, że mamy tak duże problemy z uzyskaniem dofinansowania, czy nie świadczy o kompetencji niektórych urzędników, idących drogą znajomości, koneksji, a nie – realnego spojrzenia na potrzeby środowiska? Jeżeli czytam w artykułach prasowych, że wzrasta liczba zachorowalności na nowotwory, a Wilno – w stosunku do norm unijnych – ma zbyt mało łóżek dla takich pacjentów, to powinno to być jakimś wyznacznikiem. Wyasygnowuje się pieniądze nieraz na projekty, będące „makijażem”, zewnętrzną powłoką piękności, a nie widzi się problemu ludzi – że użyję tu drastycznego określenia – którzy wyją z bólu, mają myśli samobójcze i popełniają samobójstwa, bo nie mogą, nie są w stanie tego bólu udźwignąć… Jeżeli przeznacza się ogromne środki finansowe na utrzymanie infrastruktury, murów, budynków, a nie uważa się na człowieka, to powstaje pytanie o kompetencję decydentów…

Pytam więc pana ministra zdrowia: czy zechciałby przyjść do hospicjum, zobaczyć na własne oczy, co tu się dzieje?.. Skierowaliśmy już oficjalne zaproszenie i ufamy, że jednak przyjdzie, zobaczy i… stanie się osobą kompetentną, jeśli chodzi o naszą tutaj działalność… Że się przekona co do racjonalności tego rodzaju placówek… Chcę wierzyć, że również inne osoby na stanowiskach, wysocy urzędnicy, ludzie majętni przestaną myśleć schematami, uprzedzeniami… Że nie potrzebujemy środków na kupno eleganckiego samochodu czy wytwornych mebli, a dla ludzi, którym się świat załamał, bo jest choroba, jest przestrzeń bólu, strachu, nieporadności… Do zmniejszania granic tej przestrzeni właśnie potrzebujemy pomocy.

Helena Ostrowska

Fot. autorka

Wstecz