Obchody Dnia Polonii i Polaków za Granicą w Wilnie

Pochód i modlitwa – na zew serc

W marcu 2002 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej na wniosek Senatu RP ustanowił 2 maja – Dniem Polonii i Polaków za Granicą, co miało stanowić dowód uznania wielowiekowego dorobku i wkładu zamieszkałych poza Polską rodaków w odzyskanie przez nią Niepodległości, wierności i przywiązania do polskości oraz pomocy Krajowi w najtrudniejszych momentach. A nie trzeba mówić, że to święto w biało-czerwonych barwach (również z racji obchodzonego równolegle Dnia Flagi Państwowej) zyskało z mety powszechną akceptację, stając się jakże wymownym spoiwem potomków legendarnego Lecha, różnymi kolejami losu zarzuconych poza granice etnicznej Ojczyzny.

Żeby tę wierność i przywiązanie do polskości zamanifestować w sposób szczególny, świętujący jubileusz 15-lecia Związek Polaków na Litwie podjął się w roku 2004 pionierskiej inicjatywy – zorganizowania przemarszu „samych swoich” ulicami prastarego Wilna, gdzie przecież polskość niczym słoje na pniach drzew odkładała się przez długie wieki. Ponieważ przy realizacji tej inicjatywy wysoko podwinięto rękawy, 2 maja 2004 roku po złożeniu kwiatów i wieńców na wileńskiej Rossie niczym większe i pomniejsze strumyki spłynęliśmy przed Ostrą Bramę, by zanieść do tutejszej Matki Miłosierdzia szczerą modlitwę w intencji pomyślności zarówno naszej jak też wszystkich rodaków, gdziekolwiek są na globie ziemskim. A po czym licząca ponad 10 tysięcy osób biało-czerwona „rzeka” popłynęła ulicą Ostrobramską, Wielką i Zamkową w kierunku Placu Katedralnego, by po przejściu Mostem Mendoga znaleźć się po drugiej stronie Wilii. Punktem docelowym przemarszu był bowiem położony na jej brzegu Pałac Widowisk i Sportu, gdzie w ramach I Festiwalu Kultury Polskiej na Litwie odbył się wielki koncert na wyraźnie patriotycznej nucie.

Kolejny nie mniej tłumny przemarsz z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą został ponowiony cztery lata później. Znów była Rossa z oddaniem hołdu twórcy niepodległego Państwa Polskiego Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, znów była modlitwa przed wizerunkiem wileńskiej Madonny, znów był przypominający wezbraną rzekę przemarsz ulicami wileńskiej Starówki na Plac Katedralny, skąd trasa zboczyła do Ogrodu Bernardyńskiego. Tu do późnych godzin wieczornych miała miejsce rozśpiewana i roztańczona majówka.

W roku 2009, znaczącym jubileusz 20-lecia Związku Polaków na Litwie, ponad 8 tysięcy osób odpowiedziało na jego apel „Abyśmy byli jedno…”. Trasa przemarszu wiodła natomiast sprzed siedziby Sejmu RL aleją Giedymina, ulicami Wileńską, Niemiecką i Ostrobramską. By wzorem pielgrzymów zdążających krok po kroku stanąć w rozmodlonym tłumie przed Jej cudownie świętym obliczem. Po Mszy św. celebrowanej przez ks. prałata Jana Kasiukiewicza uczestnicy autokarami i samochodami udali się do hali koncertowej „Utenos arena”, gdzie zarządzono wielką galę koncertową z okazji jubileuszu organizacji, jaka zapoczątkowała nasze odrodzenie narodowe w latach 1988-1989.

Na obchody Dnia Polonii i Polaków za Granicą w roku 2010 wyraźnym kirem legła katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem, która pociągnęła za sobą 96 ofiar, w tym – prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z małżonką oraz wielu innych wysoko postawionych osobistości Państwa Polskiego. Tym niemniej takowe się odbyły, choć zrezygnowano z przemarszu, ograniczając się do złożenia kwiatów na wileńskiej Rossie i poniekąd innego „żelaznego” punktu manifestacji polskości w naszym wydaniu – modlitwy pod otwartym niebem przed Kaplicą Ostrobramską.

Tego roku biało-czerwone barwy w prologu ostatniego miesiąca wiosny znów wyraźnie nam zagęstniały. A to za sprawą Światowego Dnia Polonii i Polaków za Granicą, Dnia Flagi Rzeczypospolitej Polskiej oraz Dnia Konstytucji 3 Maja – wiązanki dat, o których każdy, poczuwający się nad Wilią i Niemnem do polskich korzeni, winien pamiętać. Wcale nie tylko biernie rozpamiętując chlubne karty historii państwa spod znaku Orła Białego, ale też czynnie uczestnicząc w obchodach Światowego Dnia Polonii i Polaków za Granicą, do czego zresztą Związek Polaków na Litwie zachęcał tym oto apelem, zamieszczonym na łamach „Naszej Gazety” – swego organu prasowego: „Stańmy wszyscy wraz i wyruszmy w dniu 4 maja we wspólnym pochodzie – wielka polska rodzina, w której złączeni są rodacy zamieszkali w nadmorskiej Kłajpedzie, uzdrowiskowych Druskienikach, wiernej tradycji Wędziagole, prastarym Wilnie, kresowych Jeziorosach, pamiętając o tym, kto zacz jesteśmy i skąd wiedzie nasz ród.

Bądźmy razem tego dnia z uśmiechem na twarzy, radością w sercu, solidarni z rodakami rozsianymi po świecie oraz mieszkającymi w Macierzy, obchodząc wspólne święto – Dzień Polonii i Polaków za Granicą oraz czcząc Konstytucję 3 Maja i Flagę RP – podstawy demokracji i symboliki Państwa Polskiego.

Świąteczny pochód, do udziału w którym zaprasza Związek Polaków na Litwie, odbędzie się 4 maja br. (sobota). O godz. 11.00 wyruszymy od Sejmu i aleją Giedymina, ulicami: Wileńską, Wielką, Ostrobramską udamy się do Ostrej Bramy. O godz. 12.00 w Kaplicy Ostrobramskiej zostanie odprawiona Msza św. w intencji Polaków na świecie”.

I radować się musimy, że apel ten nie przypominał czegoś, co się określa mało chlubnym „sobie a muzom”. 4 maja, już na długo przed godziną 11 z różnych stron przed położony przy Moście Zwierzynieckim gmach parlamentu ciągnęły tłumy przyszłych manifestantów, wyposażonych w transparenty i flagi, wyraźnie zdominowane przez biel i czerwień, a kolorytu szczególnego dodawały manifestantom stroje ludowe, jakie przywdziewali członkowie dorosłych i dziecięcych zespołów artystycznych.

Ten różny wiek sprawiał, że niczym w soczewce ogniskowało się kilka pokoleń rodaków, poczynając wnukami i prawnukami, a kończąc dźwigającymi już na karkach solidne bagaże życiorysów. Jak chociażby 82-letni Jan Lisztwan. Ponieważ emocje związane z przemarszem wyraźnie skazały go na bezsenność, wstał już o pierwszych kurach i odświętnie się ubrawszy z historycznej wileńskiej Łosiówki, gdzie na co dzień mieszka, przywędrował pieszo przed Sejm, traktując swą obecność jako obowiązek. Tak jak za obowiązek uważał zabranie w roku 1994 głosu na łamach „Naszej Gazety”, kiedy to ogłosił drukiem przemyślenia na temat własnej godności, opatrzone jakże znamiennym tytułem „Urodziłem się Janem i umrzeć chcę Janem…”.

Gdy na czele w miarę upływu czasu uformowanej kolumny ustawiła się mająca nadawać muzyczny rytm kroczeniu wielce renomowana orkiestra „Trimitas”, około 10-tysięczna rzesza rodaków mogła ruszyć z miejsca. Jakże nastrojowo inna niż przed rokiem 17 marca, kiedy to również sprzed siedziby litewskiego parlamentu udawaliśmy się przed budynek rządu, gdzie odbyła się pikieta protestacyjna w obronie szkolnictwa polskiego na Litwie. Tym razem nie napędzała nas bowiem determinacja a radość, że w tak odświętny sposób możemy zademonstrować jedność oraz wierność mowie, wierze i tradycji przodków.

U uśmiechem na twarzy kroczyli więc obok siebie rodacy z Jezioros i Wisagini, Solecznik i Podbrodzia, Wędziagoły i Kowna, Trok, Kiejdan i Kłajpedy. Nie przemieszani wprawdzie ze sobą niczym przysłowiowy groch z kapustą, tylko uszeregowani wedle ustalonej kolejności, o czym informowały niesione szyldy, zdradzające napisami, skąd przybyli albo kogo reprezentują (bo warto nadmienić, że we wspólnym marszu kroczyli ze swymi nauczycielami uczniowie poszczególnych naszych szkół, członkowie zespołów artystycznych, umundurowani harcerze i kombatanci, weterani, studenci wileńskiej filii Uniwersytetu Białostockiego wraz z kadrą wykładowców, szeregowi członkowie kół Związku Polaków na Litwie i Akcji Wyborczej Polaków na Litwie).

Rangi temu przemarszowi dodawała bez wątpienia obecność ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie Janusza Skolimowskiego i kierownika wydziału konsularnego Ambasady RP w Wilnie Stanisława Cygnarowskiego, europosła i prezesa AWPL Waldemara Tomaszewskiego, prezesa ZPL i posła na Sejm RL Michała Mackiewicza, innych naszych parlamentarzystów z ramienia AWPL, merów rejonu wileńskiego i solecznickiego Marii Rekść i Zdzisława Palewicza. Słowem, hasło „Abyśmy byli jedno…”, wypisane na transparencie niesionym przez ubrane w krakowskie stroje uśmiechnięte dziewczęta, znajdywało jakże wymowny przejaw praktyczny.

Tu i tam obok bieli i czerwieni pojawiały się barwy narodowe litewskie oraz Unii Europejskiej. Obecność tych ostatnich zyskiwała wymowę szczególną. Z jednej strony akcentowały bowiem naszą wolę bycia obywatelami nie uznającego granic Starego Kontynentu, a z drugiej miały przypomnieć po raz kolejny współobywatelom, by zechcieli respektować standardy europejskie względem mniejszości narodowych, co na razie pozostawia wiele do życzenia.

Podobnie jak w poprzednich tego typu przemarszach radość defilujących udzieliła się stojącym na chodnikach tłumom, zdecydowanie zdominowanym przez wycieczkowiczów z Polski, przybywających w pierwszych dniach maja do Wilna, czemu sprzyja zarządzany w Macierzy długi weekend. Bito brawa, wznoszono patriotyczne okrzyki, pozdrawiano się wzajemnie. Nie brakło też takich, kto mimowolnie wcale nie ukradkiem łzę ze wzruszenia bądź dumy ocierał, uświadamiając, że Polacy na Litwie, choć nie mają łatwo, byli, są i będą…

Dzięki tym rodakom szeregi maszerujących w miarę zbliżania się do Ostrej Bramy powiększyły się liczebnie, gdyż zachęcani okrzykami: „Zapraszamy do nas” z tych ofert nie omieszkali skorzystać. Osobiście mogę mieć satysfakcję, że „zagitowałem” w ten sposób stojącą w pobliżu Ratusza grupkę młodzieży z Głowna k. Łodzi – członków zespołu „Iskierki Wiary”, przybyłego do Wilna w asyście ks. kanonika Józefa Podkońskiego i siostry pasjonistki Dolorosy, by nazajutrz wziąć udział w organizowanym już po raz 23 przez niezmordowanego Jana Gabriela Mincewicza Festiwalu Piosenki i Poezji Religijnej „Ciebie, Boże, wysławiamy”.

Jakże musiała być kontenta i jakże rozległe spojrzenie musiała rzucać Ostrobramska Matka Miłosierdzia, by ogarnąć polską wspólnotę narodową, swój lud Boży, który połączyła wspólna modlitwa w intencji rozsianych po świecie rodaków pod przewodnictwem rektora Ostrej Bramy, ks. proboszcza parafii pw. św. Teresy w Wilnie Jana Kasiukiewicza, a koncelebrowanej przez ks. dziekana z Mejszagoły Józefa Aszkiełowicza, ks. Mirosława Grabowskiego z parafii szumskiej oraz ks. Tadeusza Matulańca z parafii ejszyskiej.

Wygłaszający homilię ks. Mirosław Grabowski przypomniał o złożonych 1 kwietnia 1656 roku w Katedrze Lwowskiej przez króla Jana Kazimierza ślubach, przez które Matka Boża została obrana za Królową Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Teraz przez podobną manifestację polskości poniekąd odnawiamy uczynione przed wiekami ślubowanie. „Tak liczne tłumy, zgromadzone u stóp Matki Miłosierdzia, budzą w sercu nadzieję, że potrafimy przezwyciężać wszelkie trudności, jeśli będziemy wspólnymi siłami dążyć do jedności z Bogiem i każdym narodem, tworzyć dalszą historię zbawienia, nie zapominając tego, co otrzymaliśmy od naszych przodków” – mówił kaznodzieja. Homilię wieńczył apel o zachowanie wiary i tradycji, bez czego każdy naród jest skazany na utracenie tożsamości i wymieranie.

Do Rodzicielki Chrystusa Pana było też skierowane zawołanie na pokaźnych rozmiarów plakacie, jaki trzymali przybyli z Macierzy Jan Maniska i Konrad Kulesza, przenosząc go pierwotnie przez całą trasę przemarszu. Wizerunek godła Państwa Polskiego i Ostrobramskiej Madonny przedzielał napis: „Maryjo Królowo Polski! Miej w opiece naród cały, który żyje dla Twej chwały, niech rozwija się wspaniały”. A dodać trzeba, że z plakatem tym wymieniony duet uświetnił niejedną patriotyczną imprezę w Nadwiślańskiej Krainie, wyrażając wiarę w szczególne względy, jakimi Polacy darzeni są przez Maryję.

Piękną klamrą spinającą część liturgiczną stało się zaintonowanie przez oprawiający muzycznie nabożeństwo chór parafialny z Mejszagoły hymnicznej pieśni „Boże, coś Polskę”, która jakże nośnym wielogłosem została podchwycona przez zgromadzonych. Im właśnie za tak liczną frekwencję, za patriotyzm i solidarność podziękował w imieniu ZPL jego prezes Michał Mackiewicz, co stanowi rękojmię, że polskość na tej ziemi nie zaginie.

Za rok Związek Polaków na Litwie będzie obchodził jubileusz ćwierćwiecza. Jest więc prawie stuprocentowa pewność, że jedną polską rodziną ponownie spotkamy się w pochodzie. By znowu na celująco złożyć egzamin z własnej tożsamości narodowej.

Henryk Mażul

Fot. Jerzy Karpowicz

Wstecz