„Słoneczko na niebie, dusza słoneczna na ziemi –

ile szczęścia dają światu, ile błogosławieństwa przynoszą ludziom”.

                                                                                                Św. U. Ledóchowska

Iskra Boża w gnuśności dziejów

Św. Urszula Ledóchowska od natury otrzymała dobre geny szlachetnego rodu Halka-Ledóchowskich, od rodziców – Antoniego Ledóchowskiego, emigranta politycznego i Józefiny Salis-Zizers, z pochodzenia Szwajcarki – pełen miłości klimat sprzyjający wzrastaniu, dobre wychowanie i solidne wykształcenie i jakże użyteczną znajomość języków; od rodziny – wspólnotę, która dawała oparcie i zaplecze (stryj Mieczysław – prymasem Polski, siostra Teresa – założycielka sióstr klawerianek, późniejsza błogosławiona, brat Włodzimierz – generał jezuitów); od Ojczyzny? – nostalgiczną miłość z powodu jej braku (przyszła na świat w czasach zaborów, 17 kwietnia 1865 r.); od Boga – Ojcowską Miłość i powołanie do wyłącznej wzajemności.

Wszystko sprzęgało się ku Dobru w tym jednym Istnieniu, tak bardzo, że można to nazwać szczęśliwym losem, którego na loterii nie da się wygrać. Wiele, bardzo wiele otrzymała, ale w tym jeszcze nie ma żadnej jej zasługi. Kiedy się czyta jej życiorys, można dostać zawrotu głowy, bo przy sile tej osobowości, śmiałości dynamit musi ustąpić. Co za dalekosiężna perspektywa widzenia potrzeb społeczeństwa, Ojczyzny i Kościoła, towarzyszący temu pracowity wręcz upór w realizacji przewidywanych celów, energiczność…

Urodzona i wychowana w Austrii, z ojca Polaka i matki Szwajcarki, w dorosłe życie i do klasztoru wstępuje w zaborze austriackim. Dojrzała osobowościowo, w pełni sił wyrusza na „podbój Rosji”, po ogłoszeniu manifestu tolerancyjnego. Swój wysiłek koncentruje wokół katolickiego wychowania dziewcząt. Otwiera dla nich internat przy kościele św. Katarzyny w Petersburgu, już po trzech latach rozszerza swą działalność na Finlandię.

W miejscu, które na cześć Matki Bożej nazwała Merentähti – Gwiazda Morza, otwiera gimnazjum oraz nowicjat dla coraz liczniejszych kandydatek, a wśród okolicznych Finów, luteranów, rozpoczyna pracę, którą dziś nazwalibyśmy ekumeniczną. Rosjanie szybko „zwęszyli” jej gorliwość i nakazują opuścić granice kraju. Udaje się więc do Skandynawii. Koło Sztokholmu zakłada dla dziewcząt szkołę języków obcych wraz z internatem, a w Danii – dom dla sierot polskich robotników sezonowych.

Skwapliwie wykorzystuje każdą okazję do działania na rzecz nie istniejącej na mapach Ojczyzny, między innymi współpracując z Generalnym Komitetem Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, założonym w Szwajcarii z inicjatywy Henryka Sienkiewicza i Ignacego Paderewskiego. Przez prawie trzy lata wygłosiła około 80 odczytów w wielu miejscowościach Szwecji, Danii i Norwegii.

W 1918 r. Urszula wraca do odrodzonej Ojczyzny. Tam bowiem widzi teraz najważniejszą przestrzeń do swej działalności. Dwa lata później uzyskuje zgodę Stolicy Świętej na przekształcenie autonomicznego domu, którego była przełożoną, w zgromadzenie apostolskie urszulanek Serca Jezusa Konającego, zwanych również urszulankami szarymi. W sierpniu tego samego 1920 r. siostry z polskimi dziećmi opuszczają Danię i osiadają w Pniewach pod Poznaniem. Zakłada coraz to nowe placówki szarourszulańskie o różnorodnym profilu, w zależności od środowiska. Są to zwłaszcza: domy dziecka, przedszkola, szkoły, internaty, tanie kuchnie itp.

Na Wileńszczyznę, do Czarnego Boru s. Urszula przybywa w 1924 r. Wraz ze swoimi siostrami doprowadza do świetności prosperowanie ochronki dla ponad 100 dzieci. Tam też 3 lata później zakłada szkołę społeczno-gospodarczą. I jeszcze rok później powołuje do życia internat dla dziewcząt ze szkół średnich w Wilnie przy ulicy Skopówka 4. Druga wojna światowa łoży kres urszulańskiej pracy sióstr w Wilnie, z Czarnego Boru w 1946 r. wypędzają ich komuniści.

Siostra Urszula do końca swych dni jest niestrudzona: podejmuje starania o beatyfikację królowej Jadwigi, dla dzieci zakłada Krucjatę Eucharystyczną, we własnej drukarni wydaje czasopisma dla krucjaty i dla byłych wychowanek, pisze powieści dla dzieci, książki z zakresu duchowości dla sióstr itd. W każdych warunkach i w każdym miejscu posłuszna natchnieniom Ducha Świętego realizuje Bożą wolę będąc świadkiem Chrystusa. Jej życiu przyświeca dewiza: „Jak Bóg chce”. Uśmiech, pogodę ducha, pokorę i zdolność przeżywania szarej codzienności jako uprzywilejowanej drogi ku świętości, uważa za szczególnie wiarygodne świadectwo więzi z Chrystusem i narzędzie wpływu ewangelizacyjnego i wychowawczego. Jest bardzo przekonywująca w werbowaniu nowych powołań: „Osądź, czy nie warto iść za wezwaniem Chrystusa, gardzić dobrami ziemskimi, gromadząc sobie skarby w niebie, których nikt ci nie odbierze, na które rząd podatku nie nałoży, które trwać będą na wieki”. W chwili jej śmierci istnieje prawie 40 wspólnot Zgromadzenia, także we Włoszech i Francji. Śmierć zastała ją 29 maja 1939 r. w Rzymie.

Dewiza jej życia ziściła się absolutnie: „Wszystko przeminie, Bóg tylko zostanie na wieki. Przechodzić chcę przez świat jak pielgrzym, który myśl swoją ciągle kieruje do celu pielgrzymki – do Ciebie, Boskie Serce Jezusa!”. W 1983 roku została wyniesiona do chwały ołtarzy przez papieża Jana Pawła II, przez niego też 20 lat później została kanonizowana. Ciało jej, zachowane w całości przez półwiecze, Rzym oddał Pniewom.

Działalność Świętej Urszuli Ledóchowskiej stanowi inspirację dla pracy współczesnych wychowawców i opiekunów młodzieży. Jej mądrość życiowa dziś jest bardzo aktualna. Oto niektóre jej sentencje:

„Uczmy nasze dzieci pracować, kochać pracę…”.

„Grzeczność do wszystkiego się przyda”.

„Powinniśmy zapomnieć o tym, co było i rękę wyciągniętą do zgody chętnie przyjąć”.

„To nie sztuka trudnych dzieci się pozbyć, ale trudne do poprawy doprowadzić”.

A ten fragment jest tak aktualny, że sprawia wrażenie, jakby dziś pisanego:

„Dzisiaj, kiedy świat coraz bardziej poganieje – pisała matka Ledóchowska – kiedy materializm coraz bardziej odciąga dusze od Boga, kiedy rozmaite fałszywe filozofie starają się prawdę Bożą przed nami zasłonić, ośmieszając to, co mamy najświętszego – wiarę naszą, potrzeba nam wpatrywać się w życie świętych, i to szczególnie tych świętych, którzy prowadzili życie podobne do naszego, nie różniąc się od naszego żadną nadzwyczajnością, spełniając – a jest to cechą ich świętości – najzwyczajniejsze, małe obowiązki z miłością nadzwy­czajną, gorącością nadprzyrodzoną”.

Okazuje się, że wszystko: niewolę, prześladowanie, trudy i niewygody może człowiek przy łasce Bożej obrócić ku dobremu, jeżeli ma moc taką…

S. Anna Mroczek

Fot. W. Dowejko

Wstecz