Jaszuński pałac odzyskuje świetność

Radziwiłłów i Balińskich „gniazdo”

Historię położonych na terenie obecnego rejonu solecznickiego Jaszun znaczą zamierzchłe czasy, gdyż już w końcu XIV wieku krzyżacki „Opis litewskich dróg” wskazuje na nie jako na jeden z punktów postoju w podążaniu do Wilna. Dalsze dzieje tego osiedla – to kolejno dwie epoki – radziwiłłowska i ta związana z władaniem przez Balińskich.

Opływający w bogactwie Radziwiłłowie w posiadanie rozległych terenów wokół Jaszun weszli już w końcu XVI wieku, skupując je u miejscowych właścicieli. Kolejno przekazując rodową sztafetę, byli w ich posiadaniu aż do roku 1811, kiedy to nabywcą Jaszun został Ignacy Baliński. Gdy ten w roku 1819 odszedł do wieczności, położone nad Mereczanką dobra przeszły w gestię jego młodszego syna Michała – wychowanka Uniwersytetu Wileńskiego, członka Towarzystw Szubrawców i Topograficznego, jednego z redaktorów „Tygodnika Wileńskiego”, słynnego badacza przeszłości Litwy i Polski. Jego nieprzeciętna osobowość i liczne znajomości zaczęły sprowadzać do Jaszun wiele znakomitości ówczesnego życia społeczno-kulturalnego Wilna.

Ranga Jaszun jeszcze bardziej się uwypukliła po zbliżeniu się Balińskich ze Śniadeckimi, co nastąpiło w wyniku związku małżeńskiego, jaki 14 maja 1820 roku rzeczony Michał zawarł z Zofią Śniadecką, córką prof. chemii i medycyny Jędrzeja Śniadeckiego i bratanicą profesora astronomii i matematyki, emerytowanego rektora Uniwersytetu Wileńskiego Jana Śniadeckiego. Za gniazdo rodzinne młodzi wybrali właśnie Jaszuny, gdzie zresztą w roku 1824 zdecydował zamieszkać ustępujący z posady naukowej sam nestor. Fakt ów przesądził, że w tymże roku zaczęto budowę nowego murowanego pałacu wedle projektu prof. Karola Podczaszyńskiego.

Nadzorowane przez Michała Balińskiego prace zakończono w 1828 roku. Po tym, kiedy z rusztowań wyłoniła się dwukondygnacyjna budowla w stylu późnego klasycyzmu. Uroczysta przeprowadzka do liczącego 35 pomieszczeń pałacu miała miejsce 24 czerwca 1828 roku. Z biegiem czasu obok niego wzniesiono w podobnym stylu budynki gospodarcze i założono liczący ponad 22 hektary powierzchni piękny park krajobrazowy, zasadzając złożoną z 30 gatunków kolekcję różnych drzew.

W latach 20. i 30. XIX wieku Jaszuny stały się ważnym na Wileńszczyźnie ośrodkiem kultury polskiej. Trudno o wyliczankę wszystkich gości, których tam chętnie witano. Najczęściej wymienia się: Tomasza Zana, Antoniego Edwarda Odyńca, Józefa Mianowskiego, profesora botaniki Stanisława Bonifacego Jundziłła, ojczyma Juliusza Słowackiego – profesora medycyny Augusta Becu, biskupa Jędrzeja Benedykta Kłągiewicza, astronoma Piotra Sławińskiego, sąsiada z Bolcienik – Wawrzyńca Puttkamera, proboszcza z Turgiel i „wielkiego reformatora” z Pawłowa, ks. Pawła Brzostowskiego. Kwitło tutaj życie towarzyskie, organizowano liczne polowania, spraszano mnóstwo gości, dyskutowano, aranżowano wieczory poetyckie. Dwór jaszuński słynął z bogatej biblioteki (z czasem Michał Baliński zgromadził ponad trzy tysiące dzieł polskich z XVI-XVII wieków, a wśród nich – statuty, herbarze, kroniki, cenne autografy, część archiwów filomatów itp.).

Słowacki też tu bywał...

O Jaszuny w swym życiorysie otarł się też w młodości nasz znakomity poeta Juliusz Słowacki, a to z powodu nieodwzajemnionego smalenia cholewek do siostry Zofii – Ludwiki Śniadeckiej. Późniejszy autor „Beniowskiego” bywał tu co najmniej trzykrotnie: w końcu grudnia 1827 roku spędzając u Balińskich Święta Bożego Narodzenia, a następnie na początku czerwca i na początku lipca 1928 roku. Ostatni pobyt stanowił również pełne rozterki pożegnanie z wybranką serca, który potem tak opisał w pamiętniku:

„Przyszedłem o trzeciej po południu do Śniadeckich, zastałem ją razem z innymi osobami… Powiedziałem sobie, że na twarzy żadnego wzruszenia nie ukażę… Pamiętam, jak dano lody – z filiżanką w ręku oboje staliśmy w oknie… wszyscy byli daleko… Milczący oboje patrzyliśmy na ulicę… potem kilka słów obojętnych… Chciała mi wmówić, że się zobaczymy…

I już zajechały powozy… pocałowałem ją lekko w rękę i powiedziałem: „Nie zobaczymy się nigdy może” …i czułem, że zachwiałem się na nogach. Wkrótce odzyskałem zmysły – rozsądek – dumę – i nie podałem jej nawet ręki, kiedy wsiadała do kocza. Konie ruszyły – wyszedłem na ulicę i patrzałem za odchodzącym powozem. Widziałem jeszcze voile od jej kapelusza. Potem powóz się na chwilę zatrzymał, zapewne dla poprawienia uprzęży… i znów ruszył dalej… zniknął… i wszystko…”.

Jaszuny przywoływał Juliusz Słowacki we własnej twórczości. W wychodzących spod pióra utworach przewija się też wątek nieszczęśliwej miłości do Ludwiki Śniadeckiej, czego przykładem niech posłużą strofy poematu „Godzina myśli”:

Nieraz z dziewicą bory przelatywał

ciemne,

Gdy pod ich końmi iskry sypały się

z głazów,

Mówili wzajem myśli głębokie, tajemne,

Jak do snu kołysani – marzący, jak we śnie.

Pod młotek – za bezcen

Balińscy rezydowali w Jaszunach do początku XX wieku. Następnie dwór stał się własnością Aleksandra i Anny z Balińskich Pereświet-Sołtanów, rezydujących tu do niemieckiej inwazji na Polskę we wrześniu 1939 roku, która zmusiła ich do opuszczenia rodzinnych stron. Dobra – cenne zbiory mebli, dzieła sztuki, bogata biblioteka i pamiątki po Janie Śniadeckim – zostały rozgrabione przez mieszkańców pobliskiej wsi Gaj, zamieszkanej przez rosyjskich staroobrzędowców.

Szczęśliwie przetrwawszy zawieruchę II wojny światowej, ogołocona okazała budowla w Jaszunach musiała się zderzyć z realiami sowieckiej Litwy. Na szczęście, czekał ją w miarę łaskawy los, gdyż została przeznaczona na siedzibę administracji miejscowego skolektywizowanego gospodarstwa. Było to dobre o tyle, że choć przedzielona wieloma przepierzeniami, co spowodowało utratę jej pierwotnej reprezentacyjnej funkcji, dzięki co jakiś czas dokonywanym mniejszym i większym remontom dotrwała ona do burzliwych przemian, wynikłych z rozbratu w roku 1990 Litwy ze Związkiem Sowieckim.

Po tym, kiedy sowchoz „Jaszuny” jako relikt minionej epoki diabli wzięli, pałac na krótko przejęła powstała na jego ruinach spółka rolna. A że akurat głośno biła godzina totalnej prywatyzacji czy raczej tzw. prychwatyzacji, w której wszelkiej maści cwaniacy czuli się niczym ryby w mętnej wodzie, wchodząc za śmieszne pieniądze w posiadanie tego, co dotąd stanowiło zespołową własność. Tak to w roku 1992 pałacem w Jaszunach zawładnął nie byle kto, gdyż późniejszy doradca prezydenta Litwy Algirdasa Brazauskasa – Albinas Buzunas.

Miał w tym poniekąd „wolnoamerykankę”, gdyż jesienią 1991 roku samorząd rejonu solecznickiego został w perfidny sposób rozwiązany za rzekome poparcie tzw. „puczu” w Moskwie i wprowadzono zarządzanie komisaryczne, stąd nie było komu sprzeciwić się tej wołającej o pomstę do nieba transakcji. Targu dobito ze spółką rolną, a stanęło na kwocie 64 tysiące litów, co wedle ówczesnych cen stanowiło równowartość... dwupokojowego mieszkania w Solecznikach.

Ledwie tylko prawowite władze rejonu solecznickiego mogły ponownie spełniać swe powinności, od razu upomniano się o to, co swego czasu pobudowali w Jaszunach Balińscy, a co nie mogło teraz stanowić prywatnej własności niejakiego Buzunasa. Do akcji musiała wkroczyć Jej Wysokość Temida. Choć opornie (wiadomo, z jakich powodów) po dobrych parę lat trwających sądach, w roku 1996 musiała ona orzec na korzyść pozywających, nakazując wprawdzie spłacenie Buzunasowi tych 64 tys. litów.

Perypetie z odbudową

Uskrzydleni takim obrotem spraw samorządowcy soleczniccy z mety zaczęli się ubiegać o fundusze niezbędne na renowację jaszuńskiego pałacu nagłaśniając na różne sposoby jej potrzebę. Mogli odetchnąć z ulgą, gdyż pałac ten znalazł się na liście 50 mu podobnych, rozsianych po Nadniemeńskiej Krainie, a wymagających niezwłocznego remontu. Niestety, zmiana władzy politycznej na Litwie na rzecz konserwatystów, dla których polska Wileńszczyzna jest wyraźną solą w oku, spowodowała, że ich minister gospodarki Dainius Kreivys wykreślił z tej listy kilka obiektów, a wśród nich – też pałac w Jaszunach. Motywacja owej decyzji została podbudowana wyssanymi z palca wątpliwościami co do spełniania przezeń turystyczno-poznawczej misji.

Jak wspomina mer rejonu solecznickiego Zdzisław Palewicz, przeżyli to nad wyraz boleśnie. Mieli już przecież sfinalizowany konkurs na wykonawcę robót, czego gotów był się podjąć kończący akurat I etap prac przy budowie Pałacu Władców w Wilnie „Panevežio statybos trestas”. Z bardzo zresztą korzystnym przebiciem finansowym, gdyż podejmował się wykonania całości prac za 8 mln 300 tys. litów.

Decyzja Kreivysa zamiast zniechęcić wyzwoliła w nich jeszcze większą determinację. W obijaniu progów przeróżnych urzędów, w wykorzystywaniu każdej okazji, by do skutku drążyć przysłowiową skałę. I ten heroiczny wysiłek popłacił. W czym nie bez znaczenia było wejście po ostatnich wyborach sejmowych Akcji Wyborczej Polaków na Litwie do koalicji rządzącej, dzięki czemu powiały ożywcze polityczne „wiatry”. Tyle że teraz na renowację pałacykowego spadku po Balińskich potrzeba nie bagatela – grubo ponad 11 mln litów.

Z kasy państwowej – jakby na odczepnego – wydzielono im tych litów ledwie 3 miliony. Aby wreszcie pchnąć renowację z martwego punktu, podjęli na posiedzeniu Rady samorządu wielce odważną decyzję, by poprzez zaciągnięcie w banku 2-milionowej pożyczki dołożyć się do przekształcenia Jaszun w turystyczną wizytówkę rejonu solecznickiego. A nie trzeba mówić, że ta odważna decyzja zawisa niczym miecz Damoklesa nad i bez tego „robiącym bokami” budżetem – pochodną kryzysowych czasów.

Uff..! A jednak...

W ten to sposób przed sporządzonym 8 lat temu przez spółkę „Lietuvos paminklai” planem rekonstrukcji pałacu Balińskich, który opornie zalegał szuflady, zapaliło się wreszcie zielone światło. Po tym, gdy rozpisany raz jeszcze konkurs na wykonawcę prac rozstrzygnęła na swą korzyść ZSA „Ekstra statyba”, mająca notabene spore doświadczenie w renowacji zabytkowych obiektów. Stoi w nim m. in., że za 22 miesiące, czyli do końca grudnia 2014 roku, ma ona uporać się z pierwszym etapem robót, opiewających na kwotę 3 mln 100 tys. litów.

W szczegółach etap ten sprowadza się do umocnienia i hydroizolacji fundamentów, uporządkowania od zewnątrz fasady, wymiany oraz ocieplenia dachu, wstawienia zabitych dotąd dechami okien i drzwi, urządzenia komunikacji inżynieryjnych: ułożenia kabli elektrycznych, systemów ogrzewania i wentylacji, wybetonowania posadzek pod podłogę, otynkowania od wewnątrz ścian, urządzenia centralnej klatki schodowej. Innymi słowy, roboty moc, by pałac o powierzchni 1136 metrów kwadratowych odzyskał dawną świetność.

Czuwający nad przebiegiem prac Laurynas Paulikas jest dobrej myśli, że dotrzymają zaplanowanych terminów. Odkąd je rozpoczęli z końcem kwietnia br. od wyburzenia wszystkich przepierzeń wzniesionych na użytek administracji byłego sowchozu (a tego było co niemiara, gdyż obrócone zostały w ponad 300 metrów sześciennych gruzu, który wypadło wywieźć), odsłonili głębokim wykopem wokół całej budowli fundamenty, umocnili je w potrzebnych miejscach i pokryli materiałami hydroizolacyjnymi. (A, dodać trzeba, że odkopane fundamenty odsłoniły oczom symbol nie lada – ciosany kamień węgielny z wyrytym nań napisem: „1824 juli 2”, pozwalającym dokładnie ustalić datę jego założenia). Aktualnie trwa na całego wymiana więźby dachowej, a po czym nastąpi jej pokrycie. Śpieszą, aby do nastania chłodów wstawić też wszystkie okna i wiodące na zewnątrz drzwi, co pozwoli budowlańcom nie przerywać wewnątrz prac też zimą. Na razie tych pracuje 15, choć – o ile zaistnieje potrzeba – są w stanie znacznie zwiększyć „siłę uderzeniową”. A wszystko po to, by sfinalizować prace do sylwestra-2015.

Oceniając stan obiektu, jaki otrzymali do renowacji, Laurynas Paulikas uważa, że zachował się on w dość dobrym stanie, a ten byłby zapewne jeszcze lepszy, gdyby nie przeciekający miejscami dach. Co innego – opłakany stan wnętrza. Okres bezpański sprawił bowiem, że rządzili się tu, mimo podejmowanych przez władzę gminną środków zaradczych, łasi cudzego dobra, szabrując co tylko się dało, a najbardziej szkoda doszczętnie ogołoconych z unikatowych kafli pieców. Nabazgrane farbą na ścianach napisy niezbicie dowodzą, że gnieździł się tu niejeden i niejedna z miejscowej i zapewne przyjezdnej młodzieży, mającej zero szacunku wobec tych, co to żyli-byli przed nami.

Równocześnie z pracami przywracającymi do życia pałac już niebawem zacznie się porządkowanie przyległego doń parku, na co dysponują kwotą 2 milionów litów, pozyskanych w lwiej części ze strukturalnych funduszy Unii Europejskiej. Ten zmieni wygląd do niepoznania, co – zdaniem starościny gminy Zofii Griaznowej – sprawi, że stanie się jeszcze bardziej ulubionym miejscem wypoczynku jaszunian i okolicznych mieszkańców.

Z idyllicznego kontaktu z przyrodą zechce też zapewne skorzystać niejeden z przyszłych pałacowych gości – uczestnik konferencji albo seminarium na tematy turystyczno-krajoznawcze i nie tylko, mający prócz miejsca pod obrady możliwość skorzystania z kawiarni i parkingu na 20 aut i 2 autobusy. Pod dachem pałacu rozmieści się też stała ekspozycja poświęcona tutejszym dziejom dawnym i współczesności, gromadzona przez krajoznawców w nauczającej po polsku miejscowej szkole im. Michała Balińskiego.

Mer rejonu solecznickiego Zdzisław Palewicz już obecnie nie szczędzi starań, by okazała budowla nad brzegiem Mereczanki po gruntownym odnowieniu z maksymalnym pożytkiem pełniła wedle założeń naukowo-turystyczne przeznaczenie. Sam prowadził już w tym celu wielce zresztą obiecujące rozmowy z poszczególnymi wydziałami Uniwersytetu Wileńskiego, by te zechciały włączyć się do tchnięcia pełni życia w mury pamiętające pobyt tu jakże wielu zacnych bywalców. Ba, nad tym też już się głowi utworzona grupka samorządowych specjalistów. Słowem, można być pewnym, iż dawna posiadłość Balińskich i Śniadeckich ma z rozmachem służyć dziś i jutro żyjącym, stanowiąc zarazem piękny hołd, złożony chlubnej przeszłości Ziemi Wileńskiej.

Szacunek dla historii

Skoro o hołdzie mowa, nie sposób nie odnotować, że władze rejonu solecznickiego na czele z merem Zdzisławem Palewiczem – człowiekiem niezwykle wyczulonym na szacunek dla historii, nie ustają w trudzie, by zachować dla potomnych pamięć o wydarzeniach oraz ludziach na dobre i złe przypisanych ojcowiźnie. Przykładem tego niech chociażby służą: odnowienie pałacu Wagnerów w Solecznikach; ustawienie w Ejszyszkach okazałego krzyża, upamiętniającego tutejszych mieszkańców, którzy zginęli, zostali wywiezieni lub zmuszeni do opuszczenia swoich rodzinnych stron w latach 1939-1959 z wyrytymi proroczymi słowami kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Gdy gaśnie pamięć ludzka, dalej mówią kamienie”; uporządkowanie terenu wokół ruin słynnej Republiki Pawłowskiej w Mereczu pod Turgielami; odbudowa dworku Dmochowskich w Wilkiszkach. Tego roku, czczącego 150. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, w kościele w Butrymańcach, gdzie został ochrzczony jeden z jego przywódców Bolesław Kajetan Kołyszko, zostanie wmurowana stosowna tablica, a w Ejszyszkach stanie okazały pomnik pamięci uczestników tego wolnościowego zrywu, usianego licznymi grobami w zajmującej znaczną połać rejonu solecznickiego Puszczy Rudnickiej.

Spoczywający doczesnymi szczątkami na położonym w pobliżu pałacu rodzinnym cmentarzyku, a będący duszami w Niebie Balińscy i Śniadeccy na pewno gorąco przyklaskują temu, co teraz – po tylu przejściach dziejowych spotyka ich jaszuńskie „gniazdo”. Ma takoż powody, by otrzeć radosną łzę z policzka zamieszkały dziś w Kanadzie Hubert Sołtan. Kiedy rodzice zostali we wrześniu 1939 roku zmuszeni do rychłego opuszczenia Jaszun, liczył lat 7. Po raz ostatni odwiedzał je przed 5 laty. Nie krył wtedy wzruszenia widokiem zadbanego miejsca wiecznego spoczynku przodków matki i po męsku płakał siedząc na pałacowych schodach, a niezbyt chyba wierząc zapewnieniom gospodarzy rejonu, że obskurnie wtenczas prezentującym się murom, gdzie mijało jego dzieciństwo, zostanie przywrócona dawna świetność.

A skoro tak się staje, po stokroć chwała tym, kto nie bacząc na przysłowiowe „kłody pod nogi” nie rezygnował w staraniach, by oblec w treść jakże trafne stwierdzenie naszego wielkiego Cypriana Kamila Norwida, że „przeszłość jest to dziś – tylko cokolwiek dalej”.

Henryk Mażul

Fot. autor 

Wstecz