Jedno z twórczych spełnień Józefa Szostakowskiego

Między duszą a „szkiełkiem i okiem”

Czytając unikatowy w zamyśle, a brzemienny w treści, wydany w roku ubiegłym przewodnik literacki „Wilno i okolice” pióra Józefa Szostakowskiego nie sposób nie zauważyć towarzyszącej tekstowi nader sugestywnie wykonanej niezwykle bogatej zdjęciowej oprawy. Omyli się wszak srodze ten, kto zacznie się doszukiwać jej autorstwa wśród zawodowych mistrzów obiektywu, że przywołam tu chociażby Jerzego Karpowicza. Wszystkie te fotografie są bowiem… dziełem samego Józka (przepraszam za tę poufałość, ale upoważnia mnie do tego znajomość z nim jeszcze z lat studenckich na wileńskiej polonistyce w ówczesnym Pedagogicznym). A podziw tym większy, że przy ich robieniu wykorzystał bynajmniej nie sprzęt, mimowolnie budzący zazdrość fotoreporterów z prawdziwego zdarzenia, tylko zwykłą, tzw. u nas „mydelniczkę”.

Zresztą, z tą „mydelniczką” Józka – jako niezmordowanego kronikarza naszej, Polaków na Litwie, obecności – można zauważyć na niejednej imprezie. Ową „mydelniczkę” zabiera też ze sobą, kiedy komunikacją podmiejską objeżdża lub przemierza na piechotę bliższe bądź dalsze tereny ukochanej Wileńszczyzny (tej samej, co go na świat wydała), wydobywając z jej dziejowych zakamarków różne ciekawe fakty, utrwalane następnie w słowie i w obrazie.

W tych zdjęciach, moim zdaniem, niczym w lustrze przegląda się nad wyraz czuła Józkowa poetycka dusza, potrafiąca muślinowo dotknąć nie zawsze przecież sielsko-anielsko prezentującej się rzeczywistości. To tylko w sprzężeniu z tą duszą „szkiełko i oko” potrafi dostrzec i na swój sposób uwiecznić w klatce fotograficznej to, co uchodzi uwagi zwykłych śmiertelników, jakich w rodzie homo sapiens zdecydowana większość. Właśnie tym zwykłym śmiertelnikom obok strof poetyckich lub mądrej publicystyki serwuje to piękno w obrazie Józek. I za to mu ukłon podwójnie niski.

W przededniu swych 60. Urodzin, których godzina wybiła w dniu 1 lipca br., nauczający na polonistyce obecnego Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego doktor humanistyki Józef Szostakowski, parający się ponadto dorywczo jako kustosz Muzeum Władysława Syrokomli w podwileńskiej Borejkowszczyźnie, doczekał się pierwszego w swym poczciwym żywocie wernisażu fotograficznego. Swoistego prezentu, jaki mu znakiem wdzięczności naszykowali współpracownicy rzeczonego muzeum z jego dyrektor Heleną Bakuło na czele.

Kto tego dnia przybył do dworku, gdzie kiedyś mieszkał „lirnik wioskowy” (a było to wcale niemałe grono przyjaciół i znajomych szacownego Jubilata), mógł wraz z nim odbyć spacer po miejscach, jakie eksponowanych 30 zdjęć utrwala. Autor podczas uroczystego otwarcia wystawy zechciał bowiem odsłonić rąbka ich „genealogii”, a przy okazji (nie byłby to w kolejnym wcieleniu – etatowy przewodnik wycieczek!) niczym z rogu obfitości sypnąć przeróżnymi ciekawostkami z historii Wilna i Wileńszczyzny.

Nie biorę się sądzić, na ile poważnie w swych twórczych pasjach traktuje zdjęciowy dorobek sam Józek. Jestem jednak pewien, iż Poezja i fotografia (o ile inspirowana duszą) mają wspólny rodowód, Pięknem zwany. A jeśli tak, wypada życzyć ich powiernikowi długich w czasie nowych artystycznych spełnień.

Henryk Mażul

Na zdjęciu: Józef Szostakowski podczas wernisażu w Borejkowszczyźnie.

Fot. autor

Wstecz