Ponary – miejsce „ludzkiej rzeźni”

Blizna pamięcią krwawiąca

Między I a II wojną światową położone tuż za rogatkami Wilna Ponary były wtopioną w sosnowy bór cichą mieściną, służącą mieszkańcom grodu Giedymina za miejsce wypoczynku. Ta idylla, zakłócana jedynie rytmicznym stukotem kół pociągów, jadących torami w kierunku Grodna, trwała aż do inwazji sowieckiej na Polskę w 1939 roku. Wtedy to nowi gospodarze tych terenów zarządzili wykopanie tu 7 okrągłych głębokich na 5 metrów dołów o 8-metrowej średnicy u podstaw ze skośnie biegnącymi skarpami, które miały służyć za podziemny skład paliw dla potrzeb lotnictwa wojskowego.

Niespodziewane wypowiedzenie w czerwcu 1941 roku przez Hitlera wojny Stalinowi przekreśliło jednak te plany. Sowieci w popłochu się wynieśli, zostawiając na miejscu budowy w Ponarach istny chaos. Nie inaczej, jak czarne anioły judaszowo podszepnęły okupantom spod znaku swastyki o wykorzystaniu naszykowanych dołów na masowe groby ofiar dokonywanego ludobójstwa.

Pierwsze egzekucje datują się tu 4 lipca 1941 roku. Ich świadkiem został niebawem zamieszkały w pobliżu Kazimierz Sakowicz, który ze strychu przez lornetkę penetrował miejsce masowych mordów, skrzętnie prowadząc ich chronologiczny zapis. Ten wstrząsający w swej treści „Dziennik”, ukryty w zakopanych w ogrodzie koło werandy domu butelkach, stał się później nieocenionym świadectwem okropieństw i ważnym dokumentem oskarżycielskim wobec ich sprawców. Dodać trzeba, że tymi sprawcami obok siepaczy hitlerowskich byli też wysługujący się Niemcom litewscy oprawcy z oddziału „Ypatingasis būrys”, do których przylgnął krwawy epitet „strzelców ponarskich”. To właśnie oni bezpośrednio dokonywali mordów, oddając strzały do ustawionych nad dołami ofiar.

A tymi stali się zamieszkali w Wilnie i na Wileńszczyźnie Żydzi, polscy uczestnicy konspiracyjnej walki zbrojnej z okupantem, żołnierze Armii Krajowej, Romowie, jeńcy sowieccy. Do siejących zgrozę Ponar wiodły ich różne drogi: kto trafił tam wprost z łapanki, kto – z getta, kto natomiast dostał wyrok śmierci, skatowany podczas przesłuchań w siedzibie gestapo przy ulicy Ofiarnej i odsiadce w więzieniu na Łukiszkach. Ta ostatnia droga naznaczona była cierpieniem szczególnym. Tym większy podziw budzą więc ci, którzy potrafili mężnie znieść wszystkie katusze, a w szczególności – nastoletnia nieraz młodzież, zrzeszona w Związku Wolnych Polaków, uważająca za swój święty obowiązek walkę o wolność Ojczyzny.

Przykładem nie lada męstwa służył przewodniczący rzeczonego Związku 21-letni Jan Kazimierz Mackiewicz, ps. „Konrad”. Niemiecko-litewskie gestapo aresztowało go w październiku 1941 roku. Został osadzony w więzieniu na Łukiszkach. Podczas trwającego ponad pół roku śledztwa był potwornie bity. Wytrzymał wszystko, nie zdradzając nikogo, krzepiąc na duchu więzionych rówieśników. Ostatnie słowa, jakie przesłał w grypsie przed śmiercią, brzmią niczym testament:

Trzy znam ja prawdy, oto one:

Ojczyzna, Naród, Chrystus Król,

Choć umęczone ciało skona,

Sam duch zwycięży poświst kul.

Jan Kazimierz Mackiewicz został zamordowany w Ponarach 12 maja 1942 roku wraz z przyjaciółmi. Podobny los spotkał też 17-letniego Bronisława Komorowskiego „Korsarza” – zaangażowanego w kolportaż prasy i akcje sabotażowe (to właśnie w pamięć o bohaterskim stryju otrzymał swe imię obecny prezydent RP Bronisław Komorowski). Zresztą, grupowych egzekucji patriotycznie nastawionej młodzieży polskiej dokonywano jeszcze kilkakrotnie. A podczas jednej z nich rozstrzelano ks. Romualda Świrkowskiego – proboszcza stołecznej parafii Świętego Ducha, który pomagał w dostarczaniu żywności do wileńskiego getta.

15 września 1943 roku w Wilnie z wyroku sądu specjalnego Armii Krajowej zastrzelono niejakiego Marijonasa Podabasa – inspektora policji litewskiej, konfidenta gestapo, winnego śmierci wielu młodych Polaków. Niemcy i wspomagający ich Litwini wykorzystali to wydarzenie do akcji specjalnej, wymierzonej w polską inteligencję. W charakterze zakładników aresztowano 100 osób. W dwa dni później 10 z nich Litwini z „błogosławieństwa” hitlerowców zamordowali w Ponarach. W gronie tym znajdowali się również profesor nauk skarbowości i prawa skarbowego USB Mieczysław Gutkowski, poseł na Sejm Wileński, adwokat Mieczysław Engiel oraz światowej sławy lekarz onkolog Kazimierz Pelczar.

Największy odsetek wśród ofiar Ponar stanowili Żydzi, więźniowie wileńskiego getta, dowożeni do miejsca kaźni pociągiem, samochodami albo też przypędzani pod konwojem na piechotę. Ich ostatnie chwile życia w przejmujący sposób ujął pisarz Józef Mackiewicz w opublikowanym zaraz po wojnie na emigracji artykule „Ponary Baza”: „Żydzi zaczęli wyskakiwać z połamanych drzwi wagonów, a naprzeciwko biegli w sukurs straży oprawcy w różnorakich mundurach. Z okien zaczęto wyrzucać tłumoki i walizki i oknami też wyłazili Żydzi, sami niechlujni i nieforemni, jak ich worki i pakunki. (...) Oto zeskakuje ta młoda Żydówka, płowe jej włosy rozwiane, twarz wykrzywiona w nieludzkim strachu, z ucha, na kosmyku zwiesza się grzebyk, chwyta córeczkę... Nie mogę patrzeć. Powietrze rozdziera taki jazgot straszliwy mordowanych ludzi, a jednak rozróżnić w nim można głosy dzieci o kilka tonów wyższe, właśnie takie jak płacz-wycie kota w nocy. Nie powtórzy tego żadna litera wymyślona przez ludzi”.

Bestialstwo oprawców sięgało tu apogeum. Mając ręce po łokcie umorusane we krwi ofiar, ochotnicy litewscy narzekali na zmęczenie od wykonywania egzekucji, od wrzucania do dołów rannych, rozbijania główek małych dzieci o słupy lub kamienie. W celu otępienia zmysłów raczeni byli do woli alkoholem, a też wynagradzani. Żołd pieniężny oprawcy powiększali z handlu rzeczami zrabowanymi u późniejszych ofiar, na co niemieccy przełożeni przymykali oczy.

Trudno dokładnie oszacować, ile ofiar pochłonęły Ponary – to jakże straszliwe miejsce zagłady. Stojący przed widmem klęski Niemcy, by zatrzeć ślady zbrodni, dokonywali bowiem ekshumacji i palili ułożone w stosy ciała ofiar. Przyjęło się uważać, że od lipca 1941 do lipca 1944 na tym skrawku podwileńskiej ziemi zamordowano około 100 tysięcy ludzi, z czego od 56 do 70 tysięcy stanowili Żydzi, 16-20 tysięcy – Polacy, resztę natomiast Romowie, sowieccy jeńcy wojenni oraz szczątkowo litewscy działacze komunistyczni jak też nieudacznicy ze służalczej Niemcom formacji generała Povilasa Plechavičiusa „Vietinė rinktinė”.

Musiało upłynąć nieco czasu, nim prawda o Ponarach zaczęła się przesączać na światło dzienne. Do jej kamuflowania wydatnie przyczyniała się społeczność litewska, wstydliwie przemilczająca fakty masowego kolaborowania swych rodaków z najeźdźcą hitlerowskim podczas II wojny światowej. Póki Pogoń była w składzie tzw. bratniej rodziny narodów radzieckich, ustawione w miejscu masowej zbrodni tablice wskazywały, że jej sprawcami są jedynie faszyści, przemilczając ich litewskich pomagierów i wyraźnie zaniżając liczbę zamordowanych. Podobnie też było po roku 1985, kiedy w Ponarach otwarto zespół memorialny.

Żydzi i Polacy na Litwie nie ustawali w wysiłkach oddania hołdu ofiarom zagłady. W roku 1990 stanął tu dziesięciometrowy dębowy krzyż oraz z inicjatywy Fundacji Kultury Polskiej na Litwie im. J. Montwiłła tablica nagrobna pamięci wielu tysięcy zamordowanych naszych rodaków. W roku 2000 natomiast staraniem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pod patronatem ówczesnego premiera Rzeczypospolitej Polskiej Jerzego Buzka miejsce drewnianego krzyża zajął metalowy, a na ścianach murowanej rotundy umieszczono tablice z nazwiskami spoczywających tu rodaków, które udało się ustalić. Uroczystość poświęcenia polskiej kwatery miała miejsce 22 października 2000 roku. Odtąd za sprawą m. in. Związku Polaków na Litwie w ustalonym na 12 maja Dniu Ponarskim, w Święta Zmarłych oraz podczas innych okazji odbywają się tu uroczystości, przywołujące pamięć o tych, dla kogo Ponary po męczeńskiej śmierci stały się miejscem wiecznego spoczynku.

Nieocenione zasługi w ożywianiu pamięci o tym miejscu zagłady położyła Helena Pasierbska. Jako wilnianka z urodzenia, była ona podczas okupacji łączniczką w Związku Walki Zbrojnej, a następnie w AK. Aresztowana przez siedem miesięcy przebywała w więzieniu na Łukiszkach, skąd tylko cudem uniknęła trafienia do Ponar. Wyjechawszy zaraz po wojnie na stały pobyt do Macierzy, została pani Helena niestrudzoną orędowniczką powiedzenia Polsce i światu całej straszliwej prawdy o tym podwileńskim piekle na ziemi. W tym celu w roku 1994 z jej inicjatywy powstało Stowarzyszenie „Rodzina Ponarska”, któremu zresztą niezmiennie przewodziła aż do zgonu 12 marca 2010 roku.

Pokłosiem wnikliwej penetracji tematu stały się książki jej autorstwa, niestrudzone przywoływanie martyrologii zamieszkałych w Wilnie i na Wileńszczyźnie Polaków podczas II wojny światowej, usilne zabieganie o to, by sprawcy zbrodni ponarskiej ponieśli zasłużoną karę. Helena Pasierbska boleśnie przeżyła umorzenie przez pion prokuratorski Instytutu Pamięci Narodowej dochodzenia karnego, będąc zdania, że to okropieństwo zasługuje na miano ludobójstwa, a więc nie ulega przedawnieniu. Będąc gorliwą zwolenniczką prawdy historycznej, nie mogła ponadto się pogodzić z zafałszowywaniem przez oficjalne Wilno prawdy o Ponarach, wygradzaniem na różne sposoby jej sprawców – kolaborantów z litewskich formacji policyjno-wojskowych. Biła też na głośny alarm, by strona polska nie składała zbrodni ponarskiej na ołtarzu poprawnych stosunków międzypaństwowych, teraz już z samodzielną Republiką Litewską.

Stowarzyszenie „Rodzina Ponarska”, które w początkach działalności zrzeszało rodziny, krewnych bądź znajomych tych, kto poniósł śmierć w tym miejscu ludzkiej rzeźni, liczy obecnie około 70 członków, a jest rade każdemu, kogo tragedia ponarska do głębi porusza i kto pragnie, by prawda o niej zyskała zarówno w Polsce jak też na świecie maksymalny rezonans. Ta organizacja społeczna z niezmienną siedzibą w Gdańsku, prezesowana po śmierci Heleny Pasierbskiej przez Marię Wieloch, ma w dotychczasowym dorobku rozsianych po różnych zakątkach Polski 27 tablic pamiątkowych i 5 pomników, czczących ofiary tego zatrważającego w skali ludobójstwa. Chcąc przekazać pamięć przyszłym pokoleniom, jego członkowie nie ustają w trudzie w organizowaniu spotkań z młodzieżą szkolną i akademicką, spisywaniu wspomnień.

To właśnie „Rodzina Ponarska” wspólnie ze Związkiem Polaków na Litwie, a przy aktywnym wsparciu Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zorganizowała w dniach 28-30 września br. w Wilnie i na Wileńszczyźnie uroczystości Dnia Ponarskiego, połączone z obchodami 20-lecia założenia organizacji, u której kolebki stała wspomniana Helena Pasierbska. Patronat nad obchodami roztoczyła natomiast Ambasada RP w Wilnie.

Na ich program złożyły się Msze św. w intencji ofiar zbrodni w wileńskim kościele pw. św. Rafała i w świątyni pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mejszagole, konferencja tematyczna i urządzona w Domu Kultury Polskiej wystawa o zbrodni w Ponarach, złożenie wieńców i kwiatów oraz zapalenie zniczy przy Tablicy Ponarskiej w Domu Kultury Polskiej oraz przy Dębie Ponarskim w Alei Pamięci Narodowej w Zułowie. Ostatniego dnia obchodów w „pałacyku” mejszagolskim, gdzie mieszkał na co dzień służąc Bogu i ludziom uznawany za patriarchę Wileńszczyzny ks. prałat Józef Obrembski, a gdzie obecnie mieści się muzeum jego imienia, uroczyście odsłonięto ufundowaną przez „Rodzinę Ponarską” tablicę, poświęconą pamięci kapłanów, sióstr i braci zakonnych, zamordowanych w czasie II wojny światowej na Wileńszczyźnie za umiłowanie Kościoła i Ojczyzny.

Miejscem centralnych uroczystości w dniu 29 września stały się same Ponary. Swą obecnością zaszczycili je: przedstawiciele Ambasady RP w Wilnie na czele z ambasadorem Jarosławem Czubińskim i kierownikiem wydziału konsularnego Stanisławem Cygnarowskim, sekretarz Rady Pamięci Ochrony Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert, naczelnik wydziału zagranicznego Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Sroka, przewodnicząca Stowarzyszenia „Rodzina Ponarska” Maria Wieloch, przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i europoseł Waldemar Tomaszewski, prezes Związku Polaków na Litwie Michał Mackiewicz, poseł na Sejm RL Jarosław Narkiewicz, prezes Żydowskiej Wspólnoty na Litwie Faina Kuklansky, dyrektor Muzeum Holokaustu w Ponarach Zigmas Vitkus.

Przy pomniku ofiar Ponar narodowości żydowskiej wygłoszono okazyjne przemówienia, po czym miała miejsce modlitwa ekumeniczna trzech wspólnot wyznaniowych – mojżeszowej, katolickiej i prawosławnej, a hołdem pamięci na zakończenie uroczystości były wieńce, kwiaty i zapalone znicze, czczące poległych w Ponarach wyznawców gwiazdy Dawida.

W południe uroczystości kontynuowano w kwaterze polskiej, odsłoniętej 22 października 2000 roku. Zainaugurowała je Msza św., której przewodził ks. profesor Tadeusz Krahel z Białegostoku, a koncelebrowali kapelan „Rodziny Ponarskiej” – ks. Janusz Bąk oraz duszpasterz parafii wojdackiej – ks. proboszcz Jerzy Witkowski. Zarówno podczas liturgii jak też w przemówieniu wygłoszonym przez Andrzeja Krzysztofa Kunerta, pokładano nadzieję, że podobne okropieństwa już nigdy więcej nie będą miały miejsca na ziemi. W Apelu Poległych, od jakiego w tej niezwykłej scenerii ciągnęło wręcz mrowie po plecach, przyzwano bestialsko uśmierconych rodaków: jak z imion i nazwisk, tak też tych bezimiennych. Których lista staraniem „Rodziny Ponarskiej” uległa zresztą skróceniu o dwie osoby, gdyż na granitowych tablicach zostali ostatnio uwiecznieni Edward Bochyński i Wincenty Iwanowski.

W cytowanym powyżej artykule „Ponary Baza” literat Józef Mackiewicz tak pisał: „Ponary stały się w tej wojnie uosobieniem niesłychanej dotychczas zgrozy. Na dźwięk tych sześciu liter zakończonych epsilonem truchlał niejeden człowiek. Ich ponura, odrażająca sława przesączała się z wolna od roku 1941, jako lepko cieknąca krew ludzka, coraz szerzej, coraz szerzej po kraju i z kraju do kraju, ale nie objęła jeszcze świata całego do dziś dnia”. A musiałaby objąć! – chciałoby się zawołać wniebogłosy. Ku pamięci i przestrodze, jak straszne treści niesie ze sobą wojna i jak uwikłani w nią tracą ludzkie oblicza.

Henryk Mażul

Fot. Paweł Stefanowicz

Wstecz