W Wilnie uczczono 96. rocznicę niepodległości Polski

Męstwu przodków – chwała!

Palców jednej ręki już starcza, by zliczyć lata, dzielące nas od stulecia wiekopomnej daty – odzyskania przez Polskę tak upragnionej niepodległości, równoznacznej z jej powrotem po 123 latach mrocznej niewoli jako państwa na mapę Europy. Stało się to w znacznym stopniu za sprawą wybitnych przywódczych walorów twórcy Pierwszej Kadrowej, a późniejszego pierwszego naczelnika odrodzonej Rzeczypospolitej Józefa Piłsudskiego. Jako Polacy na Litwie możemy być dumni z faktu przyjścia na świat głównego architekta wolności Ojczyzny właśnie w Zułowie na Wileńszczyźnie.

By uczcić tych wszystkich, kto padł na polach walki, każdego roku z inicjatywy rezydującej w stolicy Litwy polskiej placówki dyplomatycznej w dniu proklamowania niepodległości, w żołnierskiej kwaterze wileńskiej Rossy, gdzie zgodnie z wolą Marszałka wśród tych, którzy mu „Wilno jako prezent pod nogi rzucili”, spoczywają pod granitową płytą doczesne szczątki matki i jego serce, odbywa się jakże wymowna w swej treści uroczystość. Łącząca pokolenia, dziadków, rodziców, wnuków i prawnuków – mieszkańców Wilna i Wileńszczyzny oraz przybywających w tym celu rodaków z Macierzy, pomnych swej narodowej tożsamości, jak też chętnych wytworzenia braterskiej wspólnoty.

Tego roku 11 listopada tradycji ponownie stało się zadość. Już na dobre przed południem przy płycie Matki i Serca Syna wartę zaciągnęli kombatanci oraz liczne poczty sztandarowe, a przyległy do niej teren coraz szczelniej zaczęli wypełniać przybywający tu na zew serc rodacy. O ich tłumności jakże dobitnie świadczy chociażby zapoczątkowująca zgodnie ze zwyczajem uroczystość ceremonia składania wieńców i zapalania zniczy przed płytą, która wydłużyła się aż na ponad 40 minut. Przyzywani odgłosem werbli uczynili to: pracownicy Ambasady, wydziału konsularnego i Instytutu Polskiego w Wilnie na czele z ambasadorem Jarosławem Czubińskim, delegacje naszych organizacji społecznych, posłowie na Sejm RL z ramienia AWPL, młodzież szkolna i harcerska, a nawet maluchy z przedszkoli ze swymi wychowawczyniami. Wśród gości z Macierzy szczególnie dziarsko prezentowali się członkowie Stowarzyszenia Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński, którzy dla uczczenia tegorocznego Dnia Niepodległości na swych mocarnych 12 jednośladach pokonali trasę z Warszawy do Wilna.

Zabierając głos w imieniu gospodarzy święta, a serdecznie witając wszystkich zgromadzonych w tym radosnym dniu, ambasador Jarosław Czubiński pozwolił zadać retoryczne pytanie, czy aby dobrze korzystamy z dziedzictwa tych, którzy przelaną krwią i budzącym podziw hartem ducha przynieśli tak wytęsknioną wolność. Odpowiedź na nie była twierdząca: możemy być dumni, że nie zaprzepaściliśmy złożonej przez nich ofiary, dzięki czemu Polska jest dziś państwem silnym, stabilnym i demokratycznym, wiarygodnym członkiem międzynarodowej zbiorowości, szanującym prawa swych obywateli. Mówca wyraził też satysfakcję z osiągnięć Polaków na Litwie, deklarując dalszą pomoc Macierzy w ich poczynaniach na przyszłość.

Ponieważ „tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem / Polska jest Polską, a Polak Polakiem” uroczystościom z okazji Dnia Niepodległości towarzyszy na Rossie też niezmiennie część liturgiczna. Tym razem jej celebrantem był ks. Mirosław Grabowski, proboszcz parafii pw. św. Rafała Archanioła w Wilnie. W przekonaniu, iż „zbawienie prawych pochodzi od Pana”, szczerej modlitwie powierzono wszystkich, kto początkowo wywalczył wolność Ojczyźnie, a potem w heroicznym trudzie tworzył zręby państwowości. Została ona spuentowana fragmentem jednego z kazań legendarnego Piotra Skargi, które mimo odległości w czasie bynajmniej nie straciły na aktualności.

Jak co roku, oficjalną część uroczystości wieńczyło wspólne odśpiewanie pieśni legionowej „My, Pierwsza Brygada”, nieodłącznie się kojarzącej z czasami, kiedy na stos rzucano swój życia los, by przywrócić Ojczyźnie wolność. Intonując ją, łapałem się na smutnej myśli, że w naszym chórze brakuje pięknego głosu żarliwego wileńskiego patrioty Władysława Korkucia, który przed kilkoma tygodniami zakończył ziemską wędrówkę. Jedyną otuchą była nadzieja, że czyni to, będąc w Domu Ojca…

Wymarzona wręcz pogoda, biało-czerwone barwy kwiatów, szarf i flag dodały tej wzniosłej patriotycznej manifestacji niepowtarzalnego kolorytu. Jeśli o flagi idzie, zdecydowanie na czoło swymi rozmiarami wysuwała się ta, którą dobiegając do mety rozwinęli uczestnicy XX Sztafety Niepodległości Wileńskiego Hufca Maryi im. Pani Ostrobramskiej. 123 metrów jej długości (w nawiązaniu do liczby lat, kiedy Polskę rozdzierali zaborcy) w pełni wystarczyło, by opasać od wewnątrz całą żołnierską kwaterę. Stojąc szpalerem płótno trzymali jak ci, co biegli na ostatnim 67-kilometrowym odcinku z Zułowa na Rossę, jak też mający w nogach znacznie dłuższy dystans.

Tegoroczny bieg dla uczczenia 96. rocznicy niepodległości Polski został bowiem przez jego niezmordowanego organizatora – ks. Dariusza Stańczyka poświęcony bohaterom, walczącym o wolność jak w okresie rozbiorów tak też w pamiętnym roku 1920, kiedy to raczkująca w państwowości Polska stała się zaporą w powstrzymaniu bolszewickiej hordy w jej ekspansji na Zachód, przez co patronem sztafety został legendarny bohater „Cudu nad Wisłą”, poległy 14 sierpnia w bitwie pod Ossowem ks. Ignacy Skorupka. Ponad 90 harcerzy rzeczonego Hufca, wspieranych ponadto przez ich kolegów w mundurkach z Szarą Lilijką z Macierzy, po starcie 8 listopada sprzed Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie w ciągu trzech dni pokonało biegnący przez Radzymin, Pułtusk, Ostrołękę, Łomżę, Augustów, Giby, Berżniki, Kopciowo, Stare Troki, Troki z metą w Wilnie dystans o długości bez mała 580 kilometrów. Z tych rozpromienionych wysiłkiem jak też emocjami młodych twarzy nad wyraz łatwo dało się odczytać dumę z nietuzinkowego dokonania z niepodległością Polski w tle, kwitowaną nośnym skandowaniem harcerskiego „Czu-czuj-czuwaj!”.

Zresztą, pozytywnie zakręconej patriotyzmem młodzieży wypadło na Rossie tego dnia liczyć zapewne na kilka setek. Obok naszych harcerzy i uczniów z różnych szkół Wilna i Wileńszczyzny, ta dotarła również z Polski, co łatwo można było odczytać z naszywek na zdecydowanie mundurowych ubraniach.

Wdziewało je chociażby pięcioro nastolatków z jednostki Związku Strzeleckiego „Strzelec”, przypisanej Trzebnicy koło Wrocławia. Ich przełożony Roman Chandoha opowiedział pokrótce o tym, co na co dzień robią, a co cechuje przywracanie należnej pamięci bohaterom sprzed lat, czego przykładem niech posłuży akcja „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”, jaką od lat 7 prowadzą na Wołyniu. W jej ramach udało się uporządkować groby poległych legionistów w wojnie polsko-bolszewickiej w Kościuchnówce, Lubieszowie i Rokitnie. W tym ostatnim, na zupełnie wrosłym w ziemię cmentarzyku przywrócono należny stan 65 mogił, odnotowując po długim szperaniu w archiwach, kogo nawet kryją z imion i nazwisk. Pan Roman ze wzruszeniem nadmienił, że to, czego są świadkami w Wilnie, zachowają w najgłębszych zakamarkach serc.

Podobnego zdania byli też Magdalena Stulgis, Patrycja Pilarczyk, Magdalena Kupczak i Miłosz Dzienio, reprezentujący Stowarzyszenie Grupa Historyczna „Zgrupowanie Radosław”, a robiący furorę nie tylko żołnierskimi strojami z przeszłości, ale też bronią z epoki, kiedy walczono o niepodległość Polski. W ich ustach coraz bardziej oklepane tam twierdzenie o przyjeżdżaniu do Wilna, by tu patriotyzmu się uczyć, wcale nie trąciło komunałem.

Chylę pióro niczym czoło w pas w przyziemnym hołdzie przed młodzieżą nieprzypadkowo. Bo to ona przecież, krzepiona dewizą: Bóg – Honor – Ojczyzna, winna być chłonna wszystkiego, co chlubną przeszłość państwa stanowi. Przejmując od starszego pokolenia sztafetę pamięci o wszystkich, kto doświadczył mierzenia wolności krzyżami. Ta pamięć jest wręcz konieczna, by z przeszłości pobierać nauki, że męstwu w chwilach próby musi koniecznie towarzyszyć wytrwałość, procentująca realizacją z pozoru karkołomnych zamierzeń.

Wieczorem 11 listopada obchody 96. rocznicy niepodległości Polski z inicjatywy Ambasady RP w Wilnie kontynuowano w stołecznym Domu Kultury Polskiej, gdzie w wypełnionej po brzegi sali własny kunszt zaprezentowała nasza nestorka artystycznego ruchu – Polski Zespół Artystyczny Pieśni i Tańca „Wilia”. Po świątecznym koncercie ambasador Jarosław Czubiński zaprosił natomiast rodaków na symboliczną lampkę wina, idealnie pasującą do wzniesienia toastu za bohaterstwo przodków jak też za dalszą pomyślność Ojczyzny i Macierzy.

Henryk Mażul

Fot. autor

Wstecz