Razem słuchajmy życia... w Iwaszkiewiczowskim ogrodzie poezji

20 lutego br. mija 120 lat od dnia urodzin Jarosława Iwaszkiewicza (1894-1980), jednego z najbardziej znanych pisarzy polskich XX wieku. Jego twórczość może być umieszczana w kontekście dorobku takich artystów słowa polskiego, jak Stefan Żeromski, Władysław Reymont, Leopold Staff, Maria Dąbrowska, z późniejszych – Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński, Zbigniew Herbert, Tadeusz Konwicki i in. Wartościowy dorobek pisarza zasługuje, moim zdaniem, na znacznie większą uwagę niż ta, która jest udzielana mu dzisiaj.

Iwaszkiewicz, jak wiadomo, zawsze był pisarzem, drążącym ponadczasową, uniwersalną problematykę. Wyróżniał się nieprzeciętną erudycją, znajomością nie tylko literatury polskiej i światowej, lecz także muzyki, malarstwa, filozofii, był miłośnikiem natury i kultury, hołdował rodzimości i europejskości. W pewnym sensie był człowiekiem-instytucją, „pomostem” między XIX i XX w. Pisarz należał do formacji umysłowej, ukształtowanej jeszcze przez mentalność dworku szlacheckiego, z jego tradycją powstańczo- patriotyczną, z niektórymi reliktami dawnej obyczajowości, ale też kultem wiedzy i sztuki, wyższej duchowości, która znalazła się w defensywie w epoce „bardzo politycznej”, jaką stanowił wiek XX.

Ogród dzieciństwa

Przy rocznicowej okazji należy przypomnieć, że Jarosław Iwaszkiewicz przyszedł na świat w Kalniku na Ukrainie w rodzinie szlacheckiej. Ojciec pracował zarobkowo jako buchalter pobliskiej cukrowni. Matka, Maria z Piątkowskich, także dorabiała, prowadząc gospodarstwo domowe.

Przez całe życie pisarz zachowywał sentyment do swojej „małej ojczyzny”. Jej realia i związane z nimi przeżycia zasiliły niejeden utwór Iwaszkiewicza. Do wspomnień dzieciństwa wracał także w swojej późnej twórczości, czego przykładem jest chociażby opowiadanie- esej Ogrody. W nazwanym utworze autor przywołuje najważniejsze „ogrody” (w sensie dosłownym i przenośnym) swojego życia. Jako pierwszy wśród scharakteryzowanych „ogrodów życia” występuje, oczywiście, Kalnik. W pamięci „starego poety” (zbiór Sny. Ogrody. Serenite ukazał się w 1974 r.) zachował się przydomowy krajobraz z jego ukwieconym kobiercem, na którego tle zarysowują się przede wszystkim siane przez matkę kwiaty – beldeżurki.

Bardzo polubiłem owe beldeżurki – zwierza się autor poetyckich wspomnień – i zrosły się całkowicie z moim dzieciństwem, i jeżeli kiedy myślę lub śnię o tych kwiatach, to potem cały dzień mam jak gdyby rozjaśniony.

Przypomnienie beldeżurków nie wyczerpuje krajobrazów dzieciństwa. W miarę, jak się dorastało, poznawało się wciąż nowe i nowe elementy przydomowego pejzażu. Czytajmy zatem dalej: Główny ogród rozciągał się za domem. Ale przed domem roztaczało się szerokie koło obsadzone irysami i ogrodzone żywopłotem. Irysy tu były albo te najwcześniejsze ciemnofiołkowe, które w Rzymie widujemy kwitnące nawet zimą, albo późniejsze, szaroniebieskie. Te dwa gatunki pozostały mi w pamięci i przez długi czas nie wiedziałem, że mogą istnieć inne odmiany. (...) To koło przed domem było jeszcze otoczone żywopłotem – stawałem tutaj zachwycony, bo z tego miejsca rozciągał się widok na groblę nad stawem, wysadzoną starymi wierzbami, na błyski słońca igrające w tym stawie i na ową wodę, która mnie zawsze zachwycała. Było to miejsce pamiętne dla mnie i z innych względów. Ten ogród, to ogrodzenie żywopłotowe i ten rząd bladych liści irysów otaczały plac, na którym w najwcześniejszym dzieciństwie widziały mi się jakieś zmysłowe widziadła (...).

Nieodłączną częścią wspominanego przez Iwaszkiewicza ogrodu dzieciństwa są także z nim jakby zrośnięte sylwetki rodziców, a więc ojciec, który (...) siadywał tu wieczorami i nasłuchiwał (...) wiosennego i letniego rechotania oraz matka, smażąca konfitury. Po jakimś czasie przyszło zostawić to miejsce, zamieniając je na „ogród nauk” gimnazjalnych i uniwersyteckich.

Ogrody nauk

Iwaszkiewicz, jak niejeden pisarz polski, studiował prawo. Będąc studentem Uniwersytetu Kijowskiego w latach 1912-1918, równolegle uczęszczał do konserwatorium. Już w wieku lat dwunastu zaczął pisać wiersze, próbował też coś komponować. Karol Szymanowski, śledząc poczynania nowego konesera sztuki, zachęcił go do zwrócenia swoich zainteresowań raczej w stronę literatury.

Osobowość Iwaszkiewicza kształtowały ponadto młodzieńcze przyjaźnie, opisane później w powieści Księżyc wschodzi (1925) oraz Książce moich wspomnień (1957), modernistyczne lektury (Fryderyk Nietsche, Oskar Wilde, Artur Rimbaud, Fiodor Dostojewski i in.), których reminiscencje w różnym stopniu i natężeniu będą się odzywały także w najpóźniejszych akordach twórczości pisarza.

Pisarstwo Iwaszkiewicza towarzyszyło, jak wiadomo, niemal wszystkim ważniejszym prądom i kierunkom literatury swojego wieku. Prawie nie ma rodzaju czy gatunku literackiego, którego by nie uprawiał autor Panien z Wilka. Nazywając siebie staroświeckim pisarzem, artysta świetnie dostosowywał się nieraz do najnowszych trendów sztuki.

Iwaszkiewicz wystartował pod znakiem modernistycznego estetyzmu, tzn. był przede wszystkim wyznawcą kategorii piękna, hasła „sztuka dla sztuki”, uważał sztukę za najwyższą wartość.

Wejście do ogrodu poezji

Książkowym debiutem Iwaszkiewicza stały się, jak wiadomo, Oktostychy (1919), wydane po jego przyjeździe w 1918 r. do Warszawy, gdzie współtworzył grupę poetycką „Skamander”. Podczas gdy Julian Tuwim czy Kazimierz Wierzyński byli wówczas głównie piewcami codzienności, Iwaszkiewicz wolał przebywać w świecie nieco ezoterycznym, utkanym z rekwizytów, nawiązujących do różnych dziedzin sztuki, do wysokiej symboliki kulturowej.

Podczas gdy jego koledzy po piórze upijali się radością egzystencji, napawali się młodością, pełnią życia, otwierającymi się przed nimi możliwościami rozkoszy zmysłowych, podmiot wierszy Iwaszkiewicza, także akceptując urodę życia, głosił raczej schopenhauerowską filozofię wyrzeczenia, rezygnacji. Poeta żywił się też wspomnieniami przeżytych we wczesnej młodości doznań, ubierając je w nieco oderwane od codzienności słownictwo, jak, na przykład, w wierszu Powrót:

Nie masz większej mądrości nad mądrość powrotu...

Z czytaną dawno książką siąść nad zrąb cysterny

 

I patrzeć na wirydarz stary, cichy, wierny,

Z głębią mdlejącej zorzy u drogi wylotu.

 

A potem, na dno wody obróciwszy oczy,

Spostrzegać na zielonej, nieruchomej głębi,

 

Jak się wodnej zarośli włos przejrzysty kłębi,

Niby dawne odbicie dwóch złotych warkoczy.

Prawie każdy kolejny zbiorek poetycki Iwaszkiewicza utwierdzał w przekonaniu, że artysta potrafi zrobić użytek ze wszystkich niemal „-izmów” literackich. Dionizje (1922) są już wypełnione przez ekspresjonistyczną „poetykę krzyku”. Głównym bohaterem jest tutaj Dionizos, grecki bóg wiosny, wina, rozkoszy życiowych. Jest on poszukiwany na ulicach Warszawy. Relacja z tych poszukiwań podawana jest bardzo emocjonalnym, niespokojnym stylem.

Powroty do „kraju młodości”

Nawet wśród tych „dionizyjskich” wierszy, niby swego rodzaju przerywniki, zdarzają się wiersze wyciszone, wiersze-powroty do obrazów ukraińskiego dzieciństwa i wczesnej młodości:

(...) Mnie dajcie biało-złoty, cichy

Domek płonący, jarzębinny,

I niechaj żywot mój dziecinny

Naniże się na oktostychy. (...)

 

Sam już zamieszkam w białym domku,

W jakimś małym miasteczku,

Będę rozdawał co niedziela

Ubogim dzieciom po ciasteczku.

 

Wtulę się w jedwab poezji,

Zamknę się w szklanym kielichu

I każdej wiosny rankami

Zagram Schumanna po cichu.

Do tych pięknych marzeń wkrada się jednak także niepokój, który uzasadniają zapewne inne echa z niedalekiej przeszłości: obrazy wojny domowej i rewolucji w Rosji, której odpryski utrwaliły się w pamięci jako niszczenie dworów polskich na Ukrainie. Po latach pisarz to skonkretyzuje na kartach wielkiej powieści epickiej „Sława i chwała” (1956-1962). Tymczasem zaś, preferując zwierzenia poetyckie, Iwaszkiewicz nie jest zbyt wielosłowny i wyżej cytowany wiersz uwieńczy znaczącą puentą:

(...) Wszystko będzie śmiechem i czystością,

Słońce będzie jak słońce: – dobrodziej.

I z całą mą subtelnością

Kopnie mnie cham, który nadchodzi.

Skoro to, co nadchodzi, co może nadejść, jest nieponętne albo wręcz groźne, myśl poety chętnie wraca do stron i czasów niedawno minionych, nie może się uwolnić od wspomnień, które, zresztą, zawsze będą dla Iwaszkiewicza najistotniejszą pożywką twórczości. Ze wspomnień jest zbudowana także nastrojowa Melancholia, sporo zawdzięczająca jeszcze poetyce młodopolskiej. Przywoływane są w niej echa jakichś młodzieńczych przyjaźni i zauroczeń miłosnych, przeżywanych na tle bujnej ukraińskiej przyrody (Dniepr, step). Są aluzje do czyichś postaw, zachowań, wyglądu (Lena, Zośka, Jadzia). Aura utworu jest zdominowana przez nostalgiczne westchnienia:

(...) Leszczyny, wy leszczyny, sady, moje sady,

Powrót więcej mi ziścił, niż dały odjazdy,

Słońce nowe i nowe świecą mi już gwiazdy.

O sady, moje sady, leszczyny, dziewczyny.

 

Niczego już nie czekam od was, dobrzy ludzie,

Kocham was, jak kochałem. Lecz wiem, żeście inni,

I ciebie, że już nigdy nie odnajdę, cudzie

Melancholijnej myśli, żeśmy tak niewinni. (...)

 

Otwórzcie się za wrótnią cytrynowe zorze –

Może sobie, jak zechcę, taką cudność ziszczę –

Kraj młodości: u wzgórza wielki staw położę,

A na górze młyn stary, ceglany: Stawiszcze.

Podobnie jak w przypadku stylów i poetyk, Iwaszkiewicz potrafi także kunsztownie żonglować różnymi gatunkami literackimi. Następny zbiorek poetycki stanowią Kasydy zakończone siedmioma wierszami (1925). Kasyda, czyli tzw. „poemat celowy”, stanowi główny gatunek klasycznej poezji arabskiej. Jej celem jest pochwała bądź też nagana jakiegoś plemienia, rodu czy konkretnej osoby. Składa się zazwyczaj z trzech części: lirycznej, opisowej (na przykład, opis podróży) oraz pochwalnej, ukazującej wzorzec do naśladowania lub szydzącej z niewłaściwych postaw i zachowań.

Jeżeli chodzi o postawę podmiotu, dominuje tu motyw rozdźwięku marzeń i rzeczywistości. W wierszu Żywoty nazywane są, na przykład, różne warianty możliwych egzotycznych życiorysów, puenta zaś jest bardzo przyziemna, wyraża dezaprobatę istniejącego stanu rzeczy:

(...) A jestem domowym nauczycielem.

Stwierdzenie nieprzypadkowe. Iwaszkiewicz po wczesnej utracie ojca (Bolesław Iwaszkiewicz zmarł w 1902 r.) w celach zarobkowych (podobnie jak wcześniej Stefan Żeromski) od piętnastego roku życia sporo czasu spędzał jako korepetytor w domach ziemiańskich. Sytuacja materialna poety bardziej się ustabilizuje dopiero po ślubie w 1922 r. z Anną Lilpop i zamieszkaniu w Podkowie Leśnej pod Warszawą. W 1928 r. młoda rodzina, wychowująca już wówczas dwie córki, Marię i Teresę, przenosi się do wybudowanego dla niej dworku. Nowe miejsce zamieszkania nazwie poeta Stawiskiem.

W Kasydach ... nie brakuje wciąż jeszcze nostalgicznych wędrówek do czasów ukraińskich. Prawda, pojawia się nieraz motyw autoperswazji, chęć wyzwolenia się z przeszłości, jak, na przykład, w wierszu czy raczej prozie poetyckiej Powroty:

(...) Obłoki tylko te same.

Wędrowcze, wędrowcze, po co te powroty? Przed tobą ścieżki oceanów, a ty zaglądasz pełen smutków do dalekich domów dzieciństwa.

Sama już potrzeba perswazji świadczy o tym, że niełatwo się wyzwolić ze wspomnień. Ilekroć poeta (i prozaik) kreuje jakiś pejzaż, nieodłączną jego częścią składową są takie czy inne reminiscencje ukraińskie (proza poetycka Sierpień).

Poznać ten świat, zrozumieć i wyrazić...

Prawie równolegle z Kasydami... ukazuje się przecież powieść Księżyc wschodzi (1925), która jest typowym „portretem artysty z czasów młodości”. Główny jej bohater, poeta Antoni, spędzający dzieciństwo i młodość na tle wybujałej ukraińskiej przyrody, odbywający „swoje uniwersytety” przede wszystkim dzięki dyskusjom intelektualnym z przyjaciółmi, dzięki weryfikowaniu proponowanych przez nich modeli życiowych dochodzi w wyniku do wniosku, że „poznać ten świat, zrozumieć i wyrazić jest największym powołaniem artysty”. Dalsza droga twórcza zmusi go, oczywiście, do skorygowania tego bardzo maksymalistycznego zamiaru, chociaż z biegiem lat coraz intensywniej „wyrażał” świat, sięgając po różne formy wypowiedzi artystycznej: wiersz, powieść, opowiadanie, dramat, esej itp. Bez względu na wielką różnorodność gatunkową własnej twórczości uważał siebie jednak głównie za poetę.

W końcu lat dwudziestych XX w. ukazuje się kolejny zbiorek poetycki Iwaszkiewicza. Księga dnia i księga nocy (1929) jest próbą łączenia liryki i prozy życiowej, sfery marzeń i codzienności. Poezja „dnia dzisiejszego” nie jest więc obca Iwaszkiewiczowi, jednak dochodzi do niej bardziej powoli niż inni koledzy-skamandryci. Będąc „na warszawskim bruku”, mocuje się wciąż jeszcze ze wspomnieniami z czasów ukraińskich. Pisząc zaś o codzienności, w charakterystyczny dla siebie sposób wysnuwa z niej ogólniejsze wnioski filozoficzne, świadczące o stałym głodzie wrażeń, o wiecznym nienasyceniu duchowym człowieka (wiersz Przypomnienie i in.).

Do niektórych tekstów wplatają się lekkie akcenty antyurbanistyczne. Sugerują one, że doskwiera poecie jakaś rutynowa praca w mieście, w którym dużo ponadto zgiełku, zamętu. Próbując zazwyczaj godzić kulturę i naturę poeta zaczyna się bardziej skłaniać ku tej drugiej, z którą obcowanie wyzwala czasem w podmiocie westchnienia metafizyczne, jak to jest w wierszu Przyjaciele:

Zima odejść nie może. Jaskółka kwili. Boże!

Jakże trudno mi się przyzwyczaić do życia.

Nikt nie mówi: trzeba ci ukrycia,

Uciekaj do lasu, na łąki, nad morze.

 

Każdy z was mówi mi: pozostań, słuchaj.

Każdy z was mnie chce wciąż mieć tu w mieście.

Może dobrze tak. W straszliwym miast szeleście

Noc zapada czasem jak śmierć głucha.

 

W nocy więc wychodzę na brzeg rzeki,

Czuję, jak miasto powoli zamilka.

Czekam. Może powiesz mi słów kilka,

Ty, Boże-Przyjacielu, jak wolność daleki.

Powrót do Europy

Wbrew tym zwierzeniom, zewnętrzny życiorys Iwaszkiewicza w latach dwudziestych XX w. wygląda wręcz imponująco. Zaczyna się wówczas pasmo wyjazdów zagranicznych. Na rok 1924 przypada m. in. pierwszy pobyt pisarza we Włoszech. W 1925 r. otrzymuje półroczne stypendium na wyjazd do Paryża. Ponadto w drugiej połowie lat dwudziestych odwiedzi Iwaszkiewicz Wiedeń, Heidelberg, inne miasta i państwa, w których zawsze ma jakąś misję do spełnienia. A najważniejsze, stwarza to okazję do poznawania bogatych zasobów kultury europejskiej, daje możliwość do prowadzenia ponadczasowego i ponadprzestrzennego dialogu z twórcami, należącymi do różnych języków i kultur. Ta postawa łączy Iwaszkiewicza z angielskim poetą Tomasem S. Eliotem (1888-1965), jednym z prawodawców neoklasycyzmu.

Mówiąc o dialogu między poetami, między ludźmi ducha, warto przyotworzyć zwłaszcza zbiorek poetycki Powrót do Europy (1931), w którym Iwaszkiewicz daje świadectwo swojego przywiązania do klasycznej kultury Zachodu, ale nie odcina się także od kręgu doświadczeń wschodnich. Nawet w tym, bardzo zachodnioeuropejskim z ducha zbiorku, zdarzają się powroty do bliskich sercu poety pejzaży, kultury, aury i mentalności Wschodu:

Nad sinymi brzegami Rosi

Chodzą boćki i klapią dziobami,

Smętarz stary z czarnymi krzyżami,

Łąk dziewiczych nikt nigdy nie kosi.

Nad stawami czarnymi głos płacze,

Stary młyn wciąż terkocze i wzdycha:

W młynie straszy coś i siła tam licha,

A młynarka wciąż piecze kołacze.

 

Młyny stare, wiatraki samotne,

Opuszczone, spróchniałe cerkiewki,

Dziarskie chłopy i rozpustne dziewki,

Stare sady od wiatru łopotne,

 

Dzikie konie po stepie bujają,

Dziad pasiecznik mamrocze i gada,

Szumem drzew gwarzy stara lewada,

Kędyś płacze ktoś i bandury gdzieś grają.

W Powrocie do Europy poeta prowadzi dialog zarówno ze swoimi współczesnymi, jak też z dawnymi tytanami myśli i ducha. Partnerami w owym, nastawionym na porozumienie, dialogu są tacy bliscy Iwaszkiewiczowi pisarze zachodnioeuropejscy, jak Byron, Artur Rimbaud, Paweł Valery, Stefan George, Paweł Claudel oraz wprowadzeni w europejską orbitę pisarze polscy: Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Leopold Staff i in.

Zarówno zestaw tych nazwisk, jak i wyrażane w poszczególnych wierszach treści świadczą o tym, że na tle wzrastającego niepokoju na początku lat 30., w obliczu zagrażającej wojny poeta szuka porozumienia z podobnie myślącymi ludźmi ducha. Nie tylko Iwaszkiewicz żywił wówczas złudne nadzieje na to, że może właśnie zjednoczone wysiłki ludzi kultury potrafią zażegnać ewentualny kataklizm wojenny. Nadal wielbił więc sztukę, za przykładem Kochanowskiego apoteozował odwieczną, pokojową pracę rolnika. W wierszu Gospodarstwo przemawia sam Kochanowski, wymieniający wiejskiego życia „wczasy i pożytki”:

(...) Spod cienia błogiej lipy spoglądać na pole,

Czy się włodarz gdzie nie gzi, rataj nie leniwi,

I – niepomny na wonność zielonych igliwi –

Targować o rąb lasu, suche ciąć topole. (...)

Czasu nie ma na chwilę odpocząć na ganku,

Pomyśleć o młodości, o dawnych podróżach,

R o n s a r d u m v i d i westchnąć i, marząc o różach,

Dłoń w bławatkach zanurzyć, rozrzuconych w dzbanku.

Tylko kiedy o rosie wieczornej do domu

Chłopcy z łąk zakurzonych krzykiem gonią konie,

Nagle ku starej stajni wyciągną się dłonie,

Do zużytego siodła wzdycham po kryjomu. (...)

Poeta szukał także oparcia w najtrwalszych systemach światopoglądowych, w wierszu Do Pawła Claudela kierując m. in. swój wzrok ku wartościom chrześcijańskim.

Widzę co nocy bezdeń czarniawą...

Atmosfera się jednak zagęszczała. Na początku lat 30. XX w. coraz dobitniej zaczynały rozbrzmiewać głosy poetów-katastrofistów (w Lublinie – Józef Czechowicz, w Wilnie – „Żagary”). Lekkie nutki katastrofizmu wkradają się też do wierszy zrównoważonego zazwyczaj i mimo wszystko szukającego harmonii Iwaszkiewicza, co ujawnia się zwłaszcza w zbiorku Lato 1932 (1933):

Widzę co nocy bezdeń czarniawą

W górze nad nami,

Niebo ogromne z mgławic kurzawą,

Drżące gwiazdami.

 

Strachem przejmuje głębina wieczna,

Czarny jar Boga,

W wichrze tworzenia rozwiana mleczna

Słoneczna droga. (...)

Zazwyczaj kojąco wpływały na Iwaszkiewicza podróże. W międzywojniu, co już podkreślaliśmy, poeta często wyjeżdżał (służbowo bądź wypoczynkowo) do wielu państw zachodnioeuropejskich. Przywoził często stamtąd gotowe utwory bądź jakieś fragmenty, które rozbudowywał później w klarownie przemyślane konstrukcje artystyczne. Podczas pobytu Iwaszkiewicza w Syrakuzach na Sycylii w 1932 r. powstawały, na przykład, Panny z Wilka, opowiadanie-arcydzieło, które, obok również arcydzielnych Brzeziny i Młyna nad Utratą, stanowią istne perły prozatorskich dokonań pisarza.

Inne życie

Kontemplując pejzażowe czy architektoniczne uroki zwiedzanych krain poeta znajdował w nich często podobieństwo do utrwalonych w pamięci obrazów przeszłości. Przykłady takiego widzenia rzeczywistości znajdujemy również w zbiorku poetyckim Inne życie (1938), który stanowi pokłosie włosko-sycylijskich podróży pisarza. Zamieszczony tu Wieczór późnej jesieni na polach pod Sieną zaczyna się właśnie od porównania obrazów: zastanego „pod Sieną” oraz zapamiętanego z czasów dzieciństwa i młodości:

Jak na żyznej Ukrainie, ciągną białe woły

I ostrym nożem pługa ugór miażdżą płowy,

Znaczą czerwone bruzdy, cierń zdzierają płowy,

Chylą pod szarym jarzmem zdobne w liry głowy. (...)

Jako wytrawny koneser sztuki oglądane fragmenty zwykłej codzienności przekształca zatem Iwaszkiewicz w utwory literackie. Jeżeli zaś kontempluje dzieła sztuki (Quintin Matsys, Breughel, W Orvieto i in.), to przeżywa mistyczne wręcz uniesienia. Piękno natury oraz namalowane przez mistrzów pędzla światy stają się dla niego jakby „odblaskiem prawdy i wieczności”.

Nawet będąc na Południu, w ulubionych Włoszech czy na Sycylii, nie zapomina jednak poeta, że jest synem Północy (Pożegnanie Sycylii). A krajobraz Północy jest nie do wyobrażenia bez Zimy. W wierszu o tym aktualnym tytule zaprasza poeta kogoś bliskiego, najprawdopodobniej żonę, a jednocześnie każdego przecież czytelnika, do wspólnego wsłuchiwania się w życie, nawet wtedy, kiedy się wydaje ono słabo namacalne, kiedy jest ukryte pod grubą powłoką śniegu. Obrazy zimy, śniegu, lodu nabierają więc w tekście nieco głębszego znaczenia:

I oto białe leżą na wszystkim zasłony,

Z siwego nieba chmurą upadają gwiazdy

Zabite śniegiem. Lecą kracząc wrony,

I sanie gwiżdżą gotowe do jazdy.

Wstańmy i chodźmy. Nie wkładaj okrycia.

Ogrzeją nas wszak świerki i śniegowe zwoje,

Wejdziemy jak najdalej w głąb naszego życia.

Ja patrzę w twoje oczy, a ty popatrz w moje.

Na dnie, za śniegiem i za zimnym lodem

Czarne źródełko cierpi i wodę wylewa,

Nie idź przede mną, droga, ja nie pójdę przodem,

Razem słuchajmy życia, co pod zimą śpiewa. (...)

Zbiorek Inne życie zamyka międzywojenny dorobek poetycki Jarosława Iwaszkiewicza. Będzie on wzbogacany nawet w czasie II wojny światowej, którą pisarz spędzi w podwarszawskim Stawisku, będzie stale pomnażany o poezję i prozę aż do śmierci pisarza, która nastąpi 2 marca 1980 r.

Lata powojenne przyniosły tak znaczące utwory Iwaszkiewicza, jak wielka powieść epicka Sława i chwała, jak pogłębione psychologicznie opowiadania Kochankowie z Marony, Tatarak, Opowiadanie z psem, jak zbiorki poetyckie Śpiewnik włoski, Mapa pogody, Muzyka wieczorem i inne. Coraz bardziej doświadczony poeta nadal podsłuchiwał w nich życie we wszystkich jego kształtach, barwach, dźwiękach i zapachach, nadal zmierzał się z najistotniejszymi problemami egzystencji ludzkiej, ale o tym może porozważamy przy jakiejś innej okazji, zaproszeni przez samego Poetę, który w jednym ze swoich późnych wierszy w taki oto niewyszukany sposób zwracał się do czytelnika:

(...) Ty – nie zostawiaj mnie tutaj samego

Gdy odlatują gwiazdy i bogowie

Posłuchaj słowa prostego mojego

Bo już nikt inny tak tobie nie powie

Naprawdę warto przyjąć to zaproszenie, bo obcując z artystami słowa tej miary, co Iwaszkiewicz, sami się wzbogacamy niejako o „inne życie”, przybliżamy się w jakimś stopniu do „odblasku prawdy i wieczności”.

Halina Turkiewicz

Wstecz