15. Wileńskie Targi Książki

Z szacunkiem dla klasyki

Nie inaczej, jak ważne (nie plątać wszak z Perkunasem!) bóstwa sprzyjają ziemskim decyzjom, by raz do roku Centrum Wystawienniczo-Konferencyjne „Litexpo” w Wilnie w całości oddawać we władanie książek. Właśnie książek w ich odwiecznej tradycyjnej postaci, usianej drukiem na papierze, a nie ich wirtualnych sobowtórów, nic wspólnego nie mających z tak niepowtarzalnym szelestem stron przy kartkowaniu, które to jednak sobowtóry poganiane postępem cywilizacyjnym, jakie niesie XXI wiek, nachalnie się pchają, chcąc zawładnąć czytelniczymi łaskami.

Ja, jako okaz wyraźnie staroświecki, mam wielką radość, że targi książki, bo to o nich mowa, które tego roku w dniach 20-23 lutego odbyły się już po raz 15 z rzędu, zdołały wyrobić sobie ustaloną markę, czego potwierdzeniem stale wzrastająca obecność wystawców tego, co wcześniej albo później wyszło drukiem, oraz niezmiennie wysoka frekwencja ewentualnych nabywców. Wynikająca z głębokiej wewnętrznej potrzeby, a dobitnie potwierdzająca trafność spostrzeżenia naszego noblisty Henryka Sienkiewicza, że „Mieszkanie bez książki jest ciemniejsze niż bez lampy”.

Zgodnie z założeniami organizatorów, każdym targom przyświeca temat przewodni. Tegoroczny honorował „Książki, które przetrwały próbę czasu”, czyli te kojarzone z literacką klasyką. Choć z pewnością każdy z nas ma swoją lub swoje ulubione lektury, wcale niekoniecznie wynoszone powszechnie na piedestały, do których co pewien czas wraca. By się przekonać o... wzajemnej wierności uczuć.

Tą klasyczną książką dla literatury litewskiej jest bez wątpienia „Rok” Kristijonasa Donelaitisa. Z okazji tegorocznej 300. rocznicy jego urodzin zorganizowano wystawę pt. „Litewski Homer”, wyświetlono film, zaprezentowano nowe wydanie „Roku”, opatrzone ilustracjami znanego grafika Šarūnasa Leonavičiusa, przez pięć godzin czytano ten napisany heksametrem utwór. Skoro o ilustratorach mowa, warto dodać, że zgodnie z tradycją uhonorowani zostali też upiększający swymi pracami nowe wydania.

Również te, którym ponad 16 tys. czytelników oddało najwięcej głosów w dorocznym plebiscycie na najlepsze książki w kilku kategoriach. Wśród lektur dla dorosłych w roku 2013 zwyciężyła powieść fantastyczna „Vilko valanda” („Godzina wilka”) autorstwa Andriusa Tapinasa. Za najlepsze dziełko poetyckie został uznany tomik „Apytiksliai trys” („W przybliżeniu trzy”) Artūrasa Valionisa, a wśród wydań dla dzieci laury zgarnęła bajka „Karžygiuko istorija” („Historia małego wojownika”) pióra Ingridy Vizbaraitė. Wszystkie te tytuły chętni mogli, oczywiście, nabyć na targach.

Obok licznych spotkań autorów litewskich z czytelnikami, nadarzała się też okazja poobcowania z gośćmi zagranicznymi, m. in. z Dorothy Koomson z Wielkiej Brytanii, Urshulą Poznanski z Niemiec, Jeanem-Francoisem Hangouetem i Anne Moragne z Francji, Dominicą Radulescu z Rumunii, Jewgienijem Anisimowem z Rosji, Kastusiem Szydłouskim z Białorusi. Na zaproszenie Instytutu Polskiego w Wilnie Polskę tym razem reprezentowały pisarka Magdalena Tulli oraz autorka i ilustratorka – Iwona Chmielewska.

Magdalena Tulli (rocznik 1955) w swej twórczości konsekwentnie dokonuje obrachunku z powojenną historią Polski, prowadzi wyrafinowaną grę z historią Europy XX wieku, ukazuje, co ona może zrobić z człowiekiem, łapiąc go w swe tryby. W odróżnieniu od wielu współczesnych prozaików czyni to językiem bez udziwnień, a w zmetaforyzowanych przypowieściach potrafi zawrzeć ogromne bogactwo odniesień i skojarzeń, towarzysząc cierpieniom spowodowanym przez nienawiść i przemoc.

Na jej dorobek literacki składa się kilka powieści, m. in.: debiutancka „Sny i kamienie” (1995), „W czerwieni” (1998), „Tryby” (2003), „Skaza” (2006), „Włoskie szpilki” (2011). Że jest to twórczość nietuzinkowa, a przez to dostrzegana przez krytykę, dobitnie dowodzi Nagroda im. Kościelskich, trzykrotna nominacja do finału Nagrody „Nike”, Nagrody Literackie „Gdynia” i „Gryfia” oraz Nagroda Literacka im. J. Tuwima. Jej książki zostały przetłumaczone na wiele języków, a ostatnio listę tę uzupełnił litewski.

Powodem przyjazdu Magdaleny Tulli do Wilna było właśnie przełożenie przez Birutė Jonuškaitė „Włoskich szpilek”, a przez Vytautasa Dekšnysa – „Skazy”. Obie one z udziałem wymienionego powyżej tria zostały zaprezentowane podczas spotkania w „Litexpo”. Miało też miejsce prowadzone przez dr Halinę Turkiewicz spotkanie autorki „Włoskich szpilek” ze studentami polonistyki Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego w jego murach. Niecodzienny gość uchyliła rąbka tajemnicy, jak tworzy i skąd czerpie tematy, przeczytała fragmenty własnych książek, podzieliła się planami na przyszłość, odpowiedziała na liczne pytania.

Iwona Chmielewska (rocznik 1960) ukończyła grafikę na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie zresztą obecnie mieszka i pracuje. Specjalizuje się w książkach obrazkowych (tzw. „Picture book”), czyli takich, które zawierają minimum tekstu i bardzo oszczędny rysunek mu towarzyszący. Jest bowiem zdania, że czytelnik ma maksymalnie uruchomić własną wyobraźnię, pozwalającą na swój sposób odczytać treści, zarówno przez dzieci, jak też dorosłych.

W Polsce, gdzie dotąd zostały wydane cztery jej książki: „O wędrowaniu przy zasypianiu” (2006), „Domowe duchy” (2010), „Pamiętnik Blumki” (2011) oraz „Kłopot” (2012), Iwona Chmielewska jest mniej znana, ale za to robi nie lada furorę w... Korei Płd., wydając kilka książek w tym języku. Swą twórczość prezentowała na wielu wystawach, zgarniając liczne laury, m. in. dwukrotnie dostając „Oskara” na wielce prestiżowych Targach Książki w Bolonii.

Świetnie więc się stało, że korzystając z przyjazdu do Wilna tak znakomitej ilustratorki, wpadnięto na pomysł, by poza prezentacją własnej twórczości poprowadziła ona warsztaty artystyczne na podstawie książki „Kłopot”. Trzeba było widzieć, jak twórczo pod jej wprawnym okiem pracowało m. in. ośmioro wychowanków prowadzonego przez Roberta Bluja w wileńskim Domu Kultury Polskiej studia malarstwa i rysunków.

Tegoroczna 25. rocznica Okrągłego Stołu, którego obrady są równoznaczne z ostatecznym obaleniem komuny w Polsce, stanowiła dobrą okazję, by przywołać początki zrywu niepodległościowego, zainicjowanego w roku 1980 przez NSZZ „Solidarność”. Przez cały czas trwania targów na stoisku, jakie za każdym razem urządza tu Instytut Polski w Wilnie, można było obejrzeć drukowane chałupniczo książki tzw. drugiego obiegu wydawniczego. Nie brakło też chętnych zapoznania się z podziemnym wydawaniem ulotek, do czego służyły ręczne powielacze, a co fachowo komentowali kustosz działu fotografii Europejskiego Centrum „Solidarności” w Gdańsku Grażyna Goszczyńska, jego współpracownik Piotr Babiński (notabene pokazowo obsługujący wymienione powielacze) oraz historyk Marta Netza.

Na stoisku Instytutu Polskiego w Wilnie eksponowano też książki polskich autorów, jakie przy jego wsparciu zostały w latach 1990-2013 przetłumaczone na litewski. Rok ubiegły był w tym względzie szczególny, gdyż przez Litewski Związek Tłumaczy Literackich został właśnie ogłoszony Rokiem Literatury Polskiej, co stanowiło dodatkowy bodziec do translatorskich poczynań. Z okazji tegoż Roku wybrano dokonany dotychczas najlepszy przekład polskiej książki na litewski. Najwięcej głosów oddano na „Traktat o łuskaniu fasoli” Wiesława Myśliwskiego w tłumaczeniu Kazimierza Uściły.

Dobrą polską książkę podczas tegorocznych 15. targów zilustrował pokaz zekranizowanej w roku 2001 przez znakomitego reżysera Jerzego Kawalerowicza powieści Henryka Sienkiewicza „Quo vadis”.

Naprawdę, oczopląsu można było dostać od stoisk poszczególnych oficyn wydawniczych. Bok o bok sąsiadowały bowiem: „Vaga”, „Alma littera”, „Tyto alba”, „Silva rerum”, „Baltos lankos”, „Jotema”, „Kitos knygos”, „Humanistas”, „Rasma”, „Versus aureus”, „Mijalba”, „Obuolys”, Centrum Wydawania Encyklopedii, wydawnictwa poszczególnych uczelni – Uniwersytetu Wileńskiego, Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego, Litewskiej Akademii Sztuk Pięknych, wydawnictwo Litewskiego Pałacu Władców, wydawnictwo muzyczne „Dangus” i in. Wiele z nich zastawiało zresztą na nabywców „sidła”, stosując znaczne rabaty cenowe i kusząc zdobyciem autografów zaproszonych autorów.

Kto był na targach, potwierdzi, że przewalały się tędy całe tłumy, a obok stoisk z książkami nowymi oblegany też był tzw. kącik bukinistyczny, gdzie można było nabyć stare książki, czasopisma, albumy fotograficzne, mapy oraz nagrania muzyczne w postaci kaset, płyt CD czy nawet krążków winylowych, jakie swego czasu odtwarzano na patefonach. I – co wypada odnotować wręcz złotymi zgłoskami – niejeden bynajmniej nie machał rękawami, tylko uginał się pod ciężarem zakupów.

Zaliczyć do takowych wypada też grupę uczniów, przybyłych na targi chyba bynajmniej „nie spod bata” towarzyszącej im wychowawczyni, których spotkałem na przystanku autobusowym w drodze powrotnej do domu. Nie powiem, że każdy, ale zdecydowana większość w oczekiwaniu na środek komunikacji miejskiej, dla pochwalenia się przed kolegami, wydostawała z reklamówek nabyte książki.

Jako stary ich mól cieszyłem się w duchu niezmiernie na ten widok. Ubogacany wprawdzie życzeniem, aby omamieni do reszty komputerowo-komórkowym bałwochwalstwem po przybyciu do domów nie pozwolili, by na regałach zostały pokryte kurzem zapomnienia. Mądrości i piękno, które kryją między okładkami, na to przecież po stokroć nie zasługują...

Henryk Mażul

Fot. autor

Wstecz