Co ze sobą zabrać / na drugi brzeg

(Tadeusz Różewicz)

24 kwietnia br. odszedł do wieczności Tadeusz Różewicz, zaliczany do największych poetów polskich naszych czasów, którego twórczość stanowiła jeden z najważniejszych nurtów literatury XX, częściowo też XXI wieku. Był przedstawicielem najbardziej dramatycznego i jednocześnie niezwykle owocującego pokolenia. Jego imię było (i, bez wątpienia, będzie) wymawiane jednym tchem razem z takimi nazwiskami w literaturze polskiej jak o dziesięciolecie starszy Czesław Miłosz czy prawie rówieśnicy poety: Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert. Uwzględniając fakt, że wszyscy wymienieni przeprawili się już „na tamten brzeg”, jak tu nie westchnąć za Poetą, że „szara strefa / powoli obejmuje poezję”.

Chociaż dorobek Tadeusza Różewicza był w jakimś stopniu prezentowany na łamach „Magazynu Wileńskiego”, zwłaszcza przy okazjach jubileuszowych, zakończenie ziemskiego żywota Poety znowu zmusza do przypomnienia pewnych faktów, sięgnięcia do początku. Kim był, co po sobie zostawił pielgrzymując po ziemskiej ojczyźnie?

Tak się złożyło, że w dniu śmierci Poety, jeszcze o tym nie wiedząc, podczas wygłaszania referatu na konferencji powoływałam się dla potrzebnych mi celów na wiersz Różewicza *** oblicze ojczyzny. Uczyńmy go teraz odskocznią, tym bardziej, że przypomina on właśnie o tym, co kształtuje człowieka, co warunkuje w wielkim stopniu jego przyszłe postępowanie a także twórczość:

ojczyzna to kraj dzieciństwa

miejsce urodzenia

to jest ta mała najbliższa

ojczyzna

 

miasto miasteczko wieś

ulica dom podwórko

pierwsza miłość

las na horyzoncie

groby

 

w dzieciństwie poznaje się

kwiaty zioła zboża

zwierzęta

pola łąki

słowa owoce (...)

Wpisany do wiersza termin „mała ojczyzna” zrobił, jak wiadomo, wielką karierę w krytyce literackiej i literaturoznawstwie XX wieku. I rzeczywiście, jak dokonać prezentacji czyjegoś dorobku nie odwołując się do miejsca, „w którym wszystko się zaczęło”?

„Różne bywają pejzaże kraju lat dziecinnych, mniej lub bardziej malownicze, mniej lub więcej mitogenne – pisze Zbigniew Majchrowski, monografista Tadeusza Różewicza. – Czasem pisarze czynią z nich miejsca magiczne – „wichrowe wzgórza” czy „dolinę Issy”. Różewiczowi przypadł w udziale ubogi krajobraz równinny”. Sam pisarz uczynił to tematem refleksji w swojej twórczości: Moje rodzinne miasto (miasteczko?) leżało równie daleko od morza („sinych fal Bałtyku”) jak i od „szczytów Tatr”.

„Nie było tu niczego nadzwyczajnego, nic takiego jak podziemia starego zamku litewskiego w dzieciństwie Tadeusza Konwickiego albo zatopiona kanonierka na dnie Zatoki Gdańskiej w chłopięcych latach Guntera Grassa” – konstatuje dalej nazwany już Majchrowski.

Może właśnie dlatego nie spotykamy w dorobku Różewicza (niezależnie od tego, poezja to, dramat czy proza) jakichś strzelistych inwokacji, wiodących swój rodowód od Litwo, Ojczyzno moja. Wręcz odwrotnie, w utworach, osadzonych na faktach autobiograficznych, stosuje Poeta nawet styl urzędowy, charakterystyczny dla wypełniania ankiet, pisania podań czy tzw. CV. Oto początek wiersza Z życiorysu:

rok urodzenia

miejsce urodzenia

Radomsko 1921 (...)

 

Oto jeszcze jeden początek utworu z późnej fazy twórczości – wiersza Czytanie książek:

 

Ja niżej podpisany

Tadeusz

Syn Władysława i Stefanii

urodzony w roku 1921

w mieście Radomsku (...)

Skoro mamy już rok i miejsce urodzenia (miasteczko między Częstochową a Piotrkowem Trybunalskim), przypomnijmy, że Różewicz przyszedł na świat 9 października nazwanego roku w rodzinie urzędnika sądowego. Matka zajmowała się domem, w którym nie było raczej dostatku. W 1938 r. Tadeusz przerywa nawet naukę w szkole z powodu niełatwej sytuacji materialnej w rodzinie, w której dorastali z nim także bracia: starszy o trzy lata Janusz i o tyleż młodszy Stanisław.

„Potem były rzeczy wiadome”, jak powie inny poeta. Nastał rok 1939, który bez reszty już zburzył jaką taką stabilność. W życiorysie Różewicza mnożą się wówczas fakty, typowe dla biografii zbiorowej „pokolenia 1920”: ukończona w 1943 r. podchorążówka, zaangażowanie w latach 1943-44 w partyzantkę akowską, co miało miejsce w stronach rodzinnych poety, u zbiegu rzek Pilicy i Warty. Rzeka, znana z hymnu narodowego, była jednocześnie „rzeką domową” Różewicza.

Dla ludzi twórczych nazwanego pokolenia ważnym faktem biografii staje się wydany konspiracyjnie zbiorek. W przypadku Różewicza były to Echa leśne (1944), podpisane pseudonimem „Satyr”. Tytuł odsyła, oczywiście, do opowiadania Stefana Żeromskiego, pisarza, dobrze poznanego i cenionego przez poetę, co chciałoby się zaakcentować w jubileuszowym dla autora Ludzi bezdomnych roku.

Zdobyte podczas wojny wymuszone doświadczenia na długie lata, wręcz na całe życie, określiły charakterystyczny dla poety kierunek myślenia i pisania. Dorobek Różewicza, zaistniały po roku 1945, stwarza wrażenie, że zobaczone oraz doznane w warunkach wojny i okupacji faszystowskiej nie potrafiło zatrzeć się w pamięci niemal do ostatnich akordów twórczości.

Zakończenie wojny zastało poetę w Częstochowie, gdzie rodzina wynajmowała dom. Finał niesłychanego w dziejach kataklizmu przyniósł, oczywiście, ulgę. Dla Różewicza i jego rodziny był jednak omroczony przez tragedię osobistą. W 1944 roku, już u schyłku wojny, zginął zaangażowany w konspirację starszy brat, Janusz, który zdradzał w dodatku zdolności poetyckie.

Po wojnie Tadeusz Różewicz zamieszkał początkowo w Krakowie, gdzie na Uniwersytecie Jagiellońskim studiował historię sztuki.

Zapewne już wiemy, ale przypomnijmy, że wydając w 1947 r. swój debiutancki tomik Niepokój Różewicz stworzył jakby zupełnie nowy język poetycki, bo doświadczenia, wyniesione z głodu ognia i wojny, były na tyle niecodzienne, okrutne, mrożące krew w żyłach, że nie nadawały się, zdaniem poety, do ujmowania ich w tradycyjny, raczej piękny i ozdobny, język literacki. Różewicz był tym, który wykonał bardzo trudne zadanie:

Stworzyć poezję po Oświęcimiu.

Realizację owego zadania przyniosły już pierwsze powojenne zbiorki poety: nazywany już Niepokój z tak charakterystycznymi wierszami, jak Lament, Matka powieszonych, Ocalony, Termopile polskie i in. albo też Czerwona rękawiczka (1948) z takimi tekstami jak Odwiedziny, Powrót, Jatki i in. Cała zresztą poezja Różewicza świadomie została odarta ze wszelkich ozdobników, kojarzących się z lirycznością. Była wezwana do tego, żeby głosić nagą prawdę, nie owijaną w epitety, metafory i różnego rodzaju symbolikę. Miała ona wyrażać stan ducha człowieka „ocalonego”, jednakże ocalonego połowicznie, takiego, który wyniósł z wojny zaledwie ciało, który był świadkiem i uczestnikiem załamania się odwiecznego systemu niepodważalnych wartości, łącznie nieraz z wiarą w Boga. Żeby nie naruszyć swoistej harmonii w sztuce, Różewicz stworzył bardzo oszczędny, skromny, w razie potrzeby nawet brutalny, turpistyczny język poetycki. Stworzył, jak określili znawcy przedmiotu, nowy model poezji, tzw. czwarty system wersyfikacyjny, którego podstawą jest rytmika języka potocznego. Nastąpiła wielka prozaizacja poezji, nie można powiedzieć, że pozbawionej uczuć, ale skrzętnie je ukrywającej. Jest to poezja świadomie polemizująca z opartą głównie na kategorii piękna tradycją literacką, jak chociażby w wierszu Księżyc świeci, w którym charakterystyczny dla dawnej poezji rekwizyt staje się świadkiem nietypowych dla niego, odbiegających od romantycznych konwencji, wydarzeń:

Księżyc świeci

pusta ulica

księżyc świeci

człowiek ucieka

 

księżyc świeci

człowiek upadł

człowiek zgasł

księżyc świeci

 

księżyc świeci

pusta ulica

twarz umarłego

kałuża wody

Powroty „ocalonego” do przeżyć wojennych będą jednym z najważniejszych nurtów tematycznych poezji Różewicza także w kolejnych jego zbiorkach, nawet tych z okresu tzw. „emigracji gliwickiej”, przypadającej na lata 1950-1968. Następnie poeta przeniesie się do Wrocławia, gdzie będzie mieszkał do końca życia.

Zwłaszcza w pierwszej połowie lat 50. od pisarzy oczekiwano przede wszystkim zachwytów nad „nową rzeczywistością”. Poeta woli więc wtedy usunąć się raczej na boczny tor i tylko w niewielkim stopniu poddaje się koniunkturze, czego ślady pozostały w tomikach Pięć poematów (1950), Równina (1954) i in.

Kiedy natomiast po poznańskim czerwcu 1956 r. cenzura nieco zelżała, Różewicz znowu wraca do tego, co go najbardziej boli, tym bardziej, że rzeczywistość powojenna też pozostawiała wiele do życzenia. A zatem w kolejnych zbiorkach poetyckich, takich, jak Poemat otwarty (1958), Rozmowa z księciem (1960), Głos anonima (1961), Nic w płaszczu Prospera (1962), Twarz trzecia (1968) i in. poeta nadal wyraża rozterki pokolenia wojennego, uzupełniając je o motywy kryzysu wartości moralnych, kryzysu sztuki we współczesnym świecie i in.

Reminiscencje wojenne, uzupełniane przez echa wciąż nowych konfliktów, nie wygasają także w późnej poezji Różewicza. W zbiorku Szara strefa (2002) znajdujemy bardzo istotny pod tym względem, nieprzypadkowo poprzedzony mottem z Zórz wieczornych Tadeusza Konwickiego: Było, minęło (...) Najlepiej byłoby zwariować, wiersz, zaczynający się od incipitu I znów zaczyna się. O kilka lat młodszy Tadeusz Konwicki jest przecież reprezentantem tej samej „generacji 1920”. To on w Senniku współczesnym ustami głównego bohatera mówi o tym, że jego generacja (czyli ta wojenna) ma tak duży bagaż przeżyć, którym można byłoby obdzielić co najmniej kilka pokoleń. I mimo okrutnych doświadczeń jest to prężna generacja, co potwierdza Różewicz we wspomnianym wierszu:

*** I znów zaczyna się

przeszłość

 

najlepiej byłoby zwariować

masz rację Tadziu

ale nasze pokolenie nie wariuje

do końca

ma oczy otwarte (...)

 

z przetrąconym grzbietem

czołgamy się dalej

 

tak Tadziu przy końcu

musimy przeżyć wszystko

od początku

wiesz to równie dobrze jak ja

czasem szepcemy

wszyscy ludzie będą braćmi

w labiryncie życia

spotykamy

nicowane twarze przyjaciół

wrogów

bez nazwisk (...)

 

kiedy wreszcie skończy się

przeszłość

Na zamykające wiersz pytanie odpowiedział poeta już wcześniej w Kredowym kole z tomiku Płaskorzeźba (1991). Wszystko się, oczywiście, skończy dopiero w chwili śmierci. Nie warto jej jednak przyśpieszać. Człowiek, który widział piekło na ziemi, zna cenę życia. Zwraca się więc do ludzi młodych, niecierpliwych, z różnych powodów (czasem może mniej ważkich, niż te, którym los obdarzył pokolenie wojenne), pragnących skrócić swoją mękę na ziemskim padole:

życie

jakie to piękne

doskonałe

koło

młodzi ludzie

nieszczęśliwi słabi

próbują się wyłamać

uciec

 

pragną

przemienić koło

w czarny kwadrat

 

Nie gorączkuj się

nie śpiesz

nie rozpaczaj

 

nie trzeba!

 

czekaj cierpliwie

nie przyśpieszaj

nie kładź ręki na sobie

 

jedynym

prawdziwym

wyjściem

z tego koła

jest śmierć

 

czekaj! (...)

Przywołując ten wiersz zahaczamy o kolejny istotny zrąb twórczości Różewicza, nie tylko zresztą poetyckiej, jaki stanowi, najogólniej rzecz ujmując, problematyka egzystencjalna, temat kondycji człowieka i świata współczesnego. Jak wynika z dorobku autora Niepokoju, zakończenie II wojny światowej niczego nie załatwiło. Była ona tak wielką wyrwą w sferze wartości duchowych, że jej konsekwencje odczuwamy do dzisiaj. Wszystko jest na opak, wszystko, można by rzec, stanęło na głowie, jak czytamy w kolejnym wierszu z Płaskorzeźby:

*** czarne plamy są białe

 

przed trzecią

promienną

gwiezdną

wojną

 

pozbawiono ludzi wyobraźni

oraz instynktu życia

śmierć zagnieździła się

w sałacie szczypiorku

w zieleni

w kolorze nadziei (...)

Jak zaraz po wojnie, tak i obecnie, nikt nie może, niestety, temu zaradzić. Nawet elity rządzące, dysponujące władzą i odpowiednimi środkami, w imię jakichś ambicji czy innych niskich motywacji, stwarzają tylko pozory konstruktywnych działań:za zamkniętymi drzwiami

rozmawiają w cztery oczy

politycy i generałowie

z wymalowaną na twarzy

drugą twarzą

walczą o zachowanie twarzy

bez twarzy (...)

Wobec takiej sytuacji to, na czym tak bardzo zależy pokoleniu wojennemu i wszystkim ludziom dobrej woli, nadal pozostaje w sferze Bajki, jak wynika z wiersza Poety, napisanego na Boże Narodzenie 2002 roku i zamieszczonego w zbiorku Wyjście i wejście (2004):

ścierpły mi nogi

obudziłem się

z długiego

niewygodnego

snu

 

w świecie czystym

 

świetle

nowo narodzonym

w Betlejem a może

w innym „podłym” mieście

 

gdzie nikt nie mordował

dzieci

ani kotów

ani żydów ani palestyńczyków

ani wody ani drzew

ani powietrza

 

nie było przeszłości

ani przyszłości

 

trzymałem za ręce

tatę i mamę

czyli Pana Boga

 

i było mi tak dobrze

jakby

mnie nie było

Inny, obszerny ilościowo i ważny znaczeniowo zrąb twórczości Różewicza stanowią wiersze autotematyczne, a więc tzw. „literatura o literaturze” czy w tym konkretnym wypadku – „poezja o poezji”. Otóż „niepokój” Różewicza-poety przez całe życie twórcze wzmagała świadomość, że kryzys wartości ogarnia także sztukę, literaturę, że ta wyższa sfera działalności traci swoje oblicze, roztapia się w morzu czy oceanie antywartości. Jeżeli nawet tego nie robi, jeżeli uparcie trwa przy czymś bardziej wzniosłym, dostojnym, budującym, to, niestety, niewiele zyskuje, bo jest mało słyszalna, bo nikogo nie obchodzi. Poprawmy się: „prawie nikogo nie obchodzi”, bo, na szczęście, nie ma reguł bez wyjątków.

Motywy autotematyczne konsekwentnie towarzyszyły poezji Różewicza zaczynając od pierwszych jego zbiorków. Już w Niepokoju mamy przecież wiersz Oczyszczenie, zaczynający się i do końca utrzymany w konwencji znamiennego apelu:

Nie wstydźcie się łez

Nie wstydźcie się łez młodzi poeci.

 

Zachwycajcie się księżycem

nocą księżycową

czystą miłością i pieniem słowika. (...)

Oczywiście, już nawet ten, odsyłający na pozór do tradycji wiersz, zwłaszcza w kontekście doświadczeń życiowych i twórczości Różewicza, brzmi jak podszyty wielką ironią.

We wczesnej fazie twórczości Różewicz jakby półgębkiem próbował przekonywać odbiorcę do sztuki, do poezji. Wbrew rewolucji, jakiej dokonał w poezji, cenił przecież wysoko literaturę klasyczną. Uwielbiał w swoim czasie Szekspira, Conrada, Kafkę, z rodzimych – Mickiewicza, Żeromskiego, Staffa i in. Nawiązywał do twórczości ich i wielu innych. Należał jeszcze do pokolenia, które dużo czytało, w wielkim stopniu wychowywało się też na literaturze, do pokolenia, dla którego człowiek piszący coś jeszcze znaczył, co wyraził w wierszu Włosek poety, nieśmiało, perswazyjnie próbując też innych nakłonić do swoich przekonań:

Poeta to na pewno ktoś

Słuchajcie głosu poety

Choćby ten głos

był cienki jak włos

Jak jeden włos Julietty

 

Jeśli się zerwie włosek ten

to nasza nudna kula

upadnie w ciemność

Czy ja wiem

albo się zbłąka w chmurach

 

Słyszycie Czasem wisi coś

na jednym włosku wisi

Dziś włoskiem tym poety głos

Słyszycie

 

Ktoś tam słyszy

Z całą pewnością można powiedzieć, że wiersz, napisany w połowie wieku XX, dzisiaj, w epoce postmodernizmu, jest jeszcze bardziej aktualny niż w momencie jego powstania. Całe szczęście, że jak wcześniej, tak i obecnie, jeszcze „Ktoś tam słyszy”.

W wierszach autotematycznych schyłkowej fazy życia słyszymy coraz więcej narzekań na kryzys wartości i kryzys twórczy. Poeta idzie nawet na spotkanie z trendami postmodernistycznymi. Nie stroni od elementów sztuki popularnej, buduje swoją poezję z tego, co jeszcze zostało, z kawałków, ułomków, fragmentów różnej proweniencji, nie stroniąc od wtrętów obcojęzycznych, zwłaszcza niemieckich. Nie bez znaczenia jest tu także motyw starości i stopniowego żegnania się ze światem. I chociaż poeta dość sceptycznie ocenia rzeczywistość otaczającą, niełatwo jest pozostawiać piękno świata, m. in. stworzone przez innych arcydzieła:

(...) czas umierać

ale jakoś się nie chce

bo jeszcze wiersz Leśmiana

jeszcze obraz Nowosielskiego

łyk czerwonego wina

jeszcze jedno spotkanie z Hamletem

poznałem go

przed sześćdziesięciu laty

nic się nie zmienił

a ja

Nieco wcześniej, w wierszu ***Czas na mnie, zastanawiał się twórca nad tym,

co ze sobą zabrać

na tamten brzeg

To jest paradoksalne stwierdzenie, ale idzie za Poetą głównie to, czym obdarzył czytelników tu, na ziemskim padole. A jest tego sporo. Nie omówimy tym razem dramatu ani prozy, ani eseistyki wszechstronnego pisarza, zostawiając to, być może, na kolejne okazje.

Przypomnijmy tylko, że po długim i treściwym życiu Tadeusz Różewicz w dniu 29 kwietnia br., zgodnie z jego skromną wolą, spoczął na cmentarzu przy kościele ewangelickim Naszego Zbawiciela w Karpaczu. Niech dobry Pan raczy mu dać pokój wieczny, zaś wzbudzony przez poezję Różewicza „niepokój” niech zawsze towarzyszy Jego czytelnikom, skłaniając do budujących poczynań.

Halina Turkiewicz

Wstecz