Półwiecze Wileńskiej Szkoły Średniej im. Szymona Konarskiego

„Com ja zasiał…”

Dobiegający końca rok szkolny 2013-2014 dla wileńskiej „kuźni wiedzy”, której patronuje Szymon Konarski, winien być zapisany złotymi zgłoskami. A to z powodu jubileuszu półwiecza istnienia. I – przyznać z radością trzeba – zabieg ten stał się faktem dokonanym.

Ba, by pamięć dla potomnych była trwalsza, użyto w tym celu nawet nie papieru tylko granitu. Bo to właśnie w nim pierwotnie wykuto, a później „wyzłocono” tekst o tym półwieczu zaświadczający, a owa okazyjna tablica pamiątkowa zawisła na ścianie tuż obok popiersia legendarnego uczestnika Powstania Listopadowego, którego sakramentalne zapewnienie: „Com ja zasiał, tego nikt nie zniszczy” znalazło się takoż na owej tablicy. Jej uroczystego odsłonięcia dokonano 25 kwietnia, kiedy to zresztą w murach szkolnych miała miejsce wielka gala, puentująca rocznicowe obchody. Zdecydowali się na takowe, by oddać należny hołd nauczycielom i wychowankom, przerzucającym pomosty przez czas i pokolenia.

Tegorocznej jubilatce, nim na dobre zadomowiła się pod obecnym adresem przy ulicy Statybininkų 5, nieobce było pewne koczowanie. Pierwotnie jako szkoła polsko-rosyjska dzieliła obecnie zresztą zajmowany budynek z litewską szkołą nr 21. Wraz z usamodzielnieniem się przydzielono jej lokum przy ulicy Konarskiego 37, gdzie nauczała do roku 1964. Wtedy to bowiem wróciła na stare śmieci, czyli na Statybininkų 5, by osiąść tu na stałe.

Starsi wiekiem rodacy kojarzą ją z numerem 29, gdyż w ten właśnie sposób była znakowana, nim w roku 1993 przybrała imię Szymona Konarskiego. Zaproponowane przez wieloletnią nauczycielkę historii śp. Marię Arońską, w czym nie bez znaczenia było sąsiedztwo z miejscem, gdzie o świcie 27 lutego 1839 roku przez siepaczy carskich z więzienia w klasztorze bazylianów został wyprowadzony i stracony przez rozstrzelanie ten mężny patriota. Ustawiony tu swego czasu przez polską społeczność kamień pamiątkowy, choć dziś ze strąconym u zwieńczenia orłem z rozpostartymi skrzydłami jako symbolem walki o wolność, współcześni uczniowie (a w szczególności – harcerze założonej w roku 1990 drużyny „Konary”) darzą wielką czcią, składając tam kwiaty i zapalając znicze przy różnych okazjach, w tym – w dniu urodzin i męczeńskiej śmierci patrona. Takoż honorowane jest ponadto jego okazałe popiersie wewnątrz budynku szkolnego.

Przechodziła też szkoła-jubilatka metamorfozy, jeśli chodzi o język nauczania. O ile pierwotnie, w myśl lansowanej przez władze „drużby narodow” pod jednym dachem za bary z wiedzą łapali się i Polacy, i Rosjanie, o tyle w roku 1992 zaprzestano kompletowania klas dla tych drugich. W wyniku tego począwszy od roku 2001 od klasy 1 do matury nauczanie odbywa się wyłącznie w języku polskim, a obecnie za bary z wiedzą łapie się prawie pół tysiąca uczniów.

Znaczny odsetek ich podąża tropem przetartym przez rodziców bądź nawet starszych wiekiem antenatów. Chowających w sercach ogromny sentyment do swojej „budy” i święcie przekonanych, że naucza tak dobrze, jak żadna inna pod wileńskim słońcem. A że nie są to stwierdzenia gołosłowne, bardziej niż wymownie dowodzi jej wielokrotna obecność na liście laureatów wielce prestiżowego wśród naszych placówek oświatowych, organizowanego przez Polską Macierz Szkolną na Litwie konkursu „Najlepsza szkoła – najlepszy nauczyciel”. Wysoką pozycję niezbicie potwierdza też ranking tygodnika „Veidas”, który plasuje tę „kuźnię wiedzy” w ciągu ostatnich dwóch lat odpowiednio na 42 i 46 pozycji wśród ponad 600 szkół na Litwie.

Teresa Michajłowicz, stojąca u dyrektorskiego steru od roku 1996 (jest w tej sztafecie jako trzecia po Katarzynie Palionienė (1963-1980) i pełniącym tę funkcję w latach 1980-1996 Henryku Bukowskim), nie kryje przekonania co do formowania w decydującym stopniu wizerunku szkoły przez kadrę pedagogiczną. Będąc zdania, że w byłej „29”, a obecnie „u Konarskiego” naprawdę nie brak w jej gronie obdarzonych co się zwie iskrą Bożą. Potrafiących być nie tylko wytrawnymi siewcami wiedzy, ale też formować z wychowanków nietuzinkowe osobowości, co nie jest to pomyślenia bez „mieć serce i patrzeć w serce”.

Długo by wypadło wyliczać tych, kogo wcześniejsze promocje lub obecna brać uczniowska darzy szczerym szacunkiem i podzięką za przekazywane mądrości oraz bycie szkolnymi rodzicami. W „panteonie” sławy i chwały szeregują się obok siebie: wspomniana już nauczycielka historii śp. Maria Arońska, która w czasach narodowego odrodzenia była autorką programu nauczania w naszych szkołach historii Polski, polonistka Anna Gulbinowicz, której wychowankowie mnożyli sukcesy w Olimpiadach Literatury i Języka Polskiego na Litwie oraz w konkursach recytatorskich „Kresy”, pracująca w klasach młodszych Anna Łuksza, dzieląca się swym bogatym doświadczeniem z koleżankami poprzez wydawanie podręczników, doskonała lituanistka Ona Kecorienė, matematyk Irena Sławińska, biolog Teresa Januszewska, nauczycielka klas początkowych i polskiego Danuta Vilimienė, anglistka Krystyna Visockienė, nauczycielka prac Eugenia Jankiełajć, nauczająca od początku istnienia szkoły (czyli lat 50!) fizyki, nadal pełna sił witalnych Maria Szejnicka.

Bez wątpienia złoty fundusz w pedagogicznym gronie stanowią byli absolwenci – w liczbie aż 10 na zatrudnianych obecnie 50 nauczycieli. Do gniazda, z którego wcześniej albo później wyfrunęli, wrócili: matematyk Helena Koszewska, historyk Beata Kowalewska, nauczycielki klas początkowych Teresa Czyszewicz i Barbara Zinkiewicz, polonistka Lucyna Jaglińska, biolog Jadwiga Kułakowska, choreograf Teresa Andruszkiewicz, nauczyciel wuefu Romuald Sztura, pełniący równolegle obowiązki wicedyrektora informatyk Walery Jagliński, anglistka Bożena Prokopowicz. Ten „swój chów” jest czymś niezmiernie ważnym, czymś, co jakże skutecznie cementuje społeczność szkolną, formuje rodzinną atmosferę.

Przysłowiowym oczkiem w głowie tej społeczności są – rzecz jasna – ci nauczani i wychowywani, poczynając pierwszoklasistami, a maturzystami kończąc. Za półwiecze istnienia „kuźnię wiedzy” przy Statybininkų 5 ukończyło bez mała 2400 uczniów. Wyfruwali stąd niczym w pełni opierzone ptaki, którym nieobce są wysokie loty: jak w świecie nauki, tak też w piastowaniu wysokich stanowisk. Astronom Kazimierz Czernis, duszpasterze Henryk Naumowicz oraz Wiktor Kudriaszow, który notabene celebrował uroczystą Mszę św. w intencji społeczności szkoły z okazji jubileuszu jej półwiecza, wykładający na uczelniach litewskich i zagranicznych – Anna Karpicz, Beata Balukiewicz, Robert Bielis, Mirosław Szejbak, Marek Filipowicz, dziennikarze – Edyta Maksymowicz, Ryszard Rotkiewicz, Beata Bużyńska, wzięci tłumacze – Edward Piórko i Mirosława Dwilewicz, kierownik Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie Lilia Kiejzik, właściciel kawiarni „Sakwa” i zawołany społecznik Witold Rudzianiec – to ledwie znikomy odsetek tych, którzy przysparzają szkole nie lada chluby w zawodowych spełnieniach.

Głośno jest też o wychowankach „Konarskiego”, póki zasiadają w ławkach. Szkolne muzeum, gdzie gromadzone są trofea, uzyskiwane w przeróżnych sprawdzianach wiedzy na skalę republiki nawet albo w popisach artystyczno-sportowych, dosłownie pęka w szwach. O najświeższy zdublowany sukces postarali się Krzysztof Szejbak i Apolinary Klonowski, zajmując ex aequo drugą lokatę w niedawno odbytej XXV Olimpiadzie Języka Polskiego. Dyrektor Teresa Michajłowicz odnotowuje go nie bez dumy w głosie. Obawy, poprzedzane odejściem przed kilkoma laty na zasłużony odpoczynek nie znającej równych w „produkowaniu” mistrzów Anny Gulbinowicz, okazały się zbyteczne. Schedę po niej przejęła bowiem w wielkim stylu Lucyna Jaglińska, której wychowankami są właśnie tegoroczni laureaci.

Obok nauczycieli i uczniów trzecim filarem (i to jakże nośnym!), wspierającym szkolną „konstrukcję” są rodzice byłych i obecnych uczniów. Wielkodusznie służących radą, a nade wszystko pomocą, gdy wypada zaradzić problemom, związanym z remontami albo doposażeniem gabinetów we wszystko, co ma czynić proces dydaktyczno-wychowawczy na miarę wymogów XXI wieku.

Szejbakowie, Koszewscy, Jaglińscy, Rudziańcowie, Andruszkiewiczowie, Wiszniewscy... Potworzyły się im w szkole całe rodzinne „klany” o wierności Zawiszy Czarnego, ciągnące pomocną dłoń. Postacią pomnikową w tym względzie jest natomiast sygnatariusz Aktu Niepodległości Litwy, prawnik Czesław Okińczyc. Tak się szczęśliwie dla „Konarskiego” złożyło, że swego czasu zaczął tu pobieranie wiedzy jego syn Sebastian. Widząc, że zbudowany w roku 1954 gmach szkolny potrzebuje rychłego remontu okien, drzwi, dachu, sali czy stołówki, zaproponował zapobiegliwy rodzic dyrektor Teresie Michajłowicz pomoc w pozyskiwaniu na te potrzeby funduszy: jak wśród pozaszkolnych dobrodziejów, tak też wyczulając na te potrzeby właśnie rodziców.

Zważywszy owe krocie potrzeb, poczęli wspólnie pomysł z (któż by pomyślał!) balami dobroczynnymi, których godziny biją podczas karnawałów. Połączonymi z odpłatnymi wejściówkami, oszacowanymi pierwotnie na 200 litów od osoby, jak też puszczaniem pod młotek na aukcjach wykonanych rękoma nauczycieli i uczniów przeróżnych prac. Obawy, czy aby pomysł chwyci, rozwiała już jedna z pierwszych tego typu akcji, kiedy to „z ziarnka do ziarnka” we wspólnej skarbonce osiadło 40 tys. litów, przeznaczonych z mety na remont szkolnej auli. I tak rok po roku, krok po kroku czyniono ambitnie zadość najbardziej pilnym renowacyjnym potrzebom.

Z odsieczą w tym niczym na zgodną komendę zaciągnęli się rodacy z Macierzy, w czym prym dzierżyli wrocławianie, w sposób szczególnie aktywny zachęcani przez notabene fundatora okazałego dla szkoły sztandaru – Ryszarda Filipowicza, prezesa tamtejszego oddziału Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna.

Teraz, po latach, drżącym ze wzruszenia głosem wspomina pani dyrektor, jak z tego grodu nad Odrą, choć walczono tam akurat ze skutkami straszliwej powodzi, dotarła dachówka, parkiet i inne niezbędne materiały. 8 grudnia 2000 roku wizytę w szkole złożyła drużyna koszykarzy „Śląska” Wrocław, a ich sponsorzy – przedstawiciele „Zepter-Idea” przekazali w darze czek gotówkowy na kwotę 50 tys. litów, dzięki czemu sala sportowa przybrała wygląd jak z pocztówki. Z funduszy Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” po scaleniu ich z kwotą, przeznaczoną przez miejski wydział oświaty, dokonano gruntownego remontu stołówki. Natomiast w roku 2008 z wydatną pomocą byłego wychowanka, współwłaściciela dobrze prosperującej ZSA „Astin-Baltic” Józefa Wiszniewskiego jedną z klas przekształcono w szkolne muzeum.

Gdy uwinięto się z remontami na tyle, że przestały strząsać sen z powiek, takoż rok po roku, krok po kroku zabrano się do wyposażania gabinetów w meble, komputery, tablice interaktywne. A ponieważ z tym takoż pomyślnie się uporano, dzisiejsza szkoła, której patronuje Szymon Konarski, odpowiada wymogom współczesnej placówki oświatowej. Placówki, zdolnej konkurować nie tylko z innymi „kuzynkami”, gdzie nauczanie odbywa się po polsku, ale też z litewskimi, czego dobitnie dowodzi tłumne dostawanie się wychowanków na studia wyższe.

Wyrazem szczerej wdzięczności społeczności szkolnej, czyli tak mocno tu akcentowanej więzi nauczycieli, uczniów i ich rodziców, darczyńcom miejscowym oraz tym z Polski od pewnego czasu wręczane są statuetki „Przyjaciel szkoły”, a ponadto wpisywani są do Złotej Księgi, gdzie dotąd widnieją nazwiska 17 osób. Honorowy poczet otwiera oczywiście „anioł stróż” szczególny – Czesław Okińczyc, który mimo zdobycia przez syna kilka lat temu matury, nadal nie stroni pomocy. Podobnie jak rodzinni posiadacze statuetek – Szejbakowie, Maksymowiczowie, Grablewscy.

Podczas obchodów jubileuszu półwiecza poczet ten uległ znacznemu wydłużeniu, gdyż uzupełnili go m. in.: założyciel szkolnego zespołu „Świtezianka” Władysław Korkuć, dyrektor Domu Kultury Polskiej w Wilnie Artur Ludkowski, Polska Macierz Szkolna na Litwie, grupa „Lotos SA” i osobiście jej prezes Paweł Olechnowicz, prezes Związku Polaków na Litwie Michał Mackiewicz, Ambasada RP w Wilnie, przedsiębiorca Józef Wiszniewski, który zresztą hojnym gestem przeznaczył na potrzeby szkoły 2 tys. litów.

Zarówno ta suma, jak też pozyskiwane od sponsorów „grosz do grosza” oraz pieniądze uzbierane na balach charytatywnych, otwierających nadal w magiczny sposób rodzicielskie portmonetki wedle „kto ile może”, teraz, gdy budynek szkolny i jego treści zostały zdecydowanie uwspółcześnione – zdaniem dyrektor Teresy Michajłowicz – mają być inwestowane w uczniów. By premiować w ich gronie prymusów, tych, kto z powodzeniem broni barw szkoły w przeróżnych sprawdzianach wiedzy w skali Wilna czy nawet całej republiki, garnie się do sportu albo z wielką pasją realizuje swe artystyczne talenty.

Upustowi tych scenicznych ciągot „u Konarskiego” służą w pierwszą kolej uczniowski zespół pieśni i tańca „Świtezianka” oraz teatrzyk „Szkic”.

„Świtezianka”, u której kolebki w roku 1976 (czyli w czasach jeszcze głęboko sowieckich) stali wspomniany już Władysław Korkuć i zdobywająca ostrogi taneczne w „Wilii”, a potem wieloletnia członkini „naszej strumieni rodzicy” – Krystyna Bogdanowicz – to szczególna wizytówka tegorocznej szkoły-jubilatki. Powołana jakby na przekór jej polsko-rosyjskiemu statusowi, w ówczesnej rzeczywistości miała poprzez rodzimy folklor krzepić narodowego ducha, skłaniać rodziców do zastanowienia się, dokąd po naukę wysyłać swe pociechy.

Wyrażanemu w pieśni i tańcu rodzimemu folklorowi uczniowscy artyści pozostają wierni do dziś. A że wciąż i nadal potrafią artystycznie wzruszać, jakże wymownie dowiedli podczas koncertu galowego w dniu 28 listopada 2012 roku z okazji 35-lecia zespołu, prezentując poczęte w zamyśle i wyreżyserowane przez Beatę Kowalewską widowisko historyczne „Ze starej fotografii”. Widowisko przetkane głęboką refleksją i spojrzeniem wstecz – na to wszystko, czego doświadczyła Wileńszczyzna i wraz z nią nasi rodacy za czasów II Rzeczypospolitej, podczas gehenny drugiej światowej i w powojennych realiach, kiedy decyzją politycznych graczy Polski u nas nie stało, a stan narodowego posiadania jakże boleśnie uszczupliła tzw. repatriacja. Nic więc dziwnego, że widownia na stojąco oklaskiwała młodszych i starszych wiekiem artystów, a ich sukces stał się takoż udziałem ćwiczących tancerzy – Teresy Andruszkiewicz, Krystyny Bogdanowicz i Jurgity Jurgaitienė, kierującej chórem – Anny Michajłowskiej, kierownika kapeli Krzysztofa Stankiewicza, czuwającej nad całością Beaty Kowalewskiej.

Koncertowej „geografii” temu uczniowskiemu zespołowi pozazdrościć może niejeden renomowany kolektyw artystyczny, gdyż wojaże zahaczają o Polskę, Łotwę, Ukrainę, Białoruś, Rosję, Norwegię. Wielokrotnie reprezentował on Litwę na międzynarodowych festiwalach, sięgając po liczne trofea, jakie sukcesywnie wzbogacają szkolne muzeum. Tu też w oszklonej gablocie dla potomnych przechowywany jest dziewczęcy strój ludowy, wdziewany w początkach istnienia „Świtezianki”, a wyczarowany własnymi rękoma przez wieloletnią nauczycielkę prac Eugenię Jankiełajć.

Z trofeami zdobytymi przez artystów rozśpiewanych i roztańczonych sąsiadują w szkolnym muzeum okazałe nagrody, pozyskane za sprawą teatrzyku „Szkic”, którego alfą i omegą jest Beata Kowalewska – osoba obdarzona wręcz niezwykłą intuicją sceniczną. Potrafiąca w mistrzowski sposób „ulepiać” aktorów z tych, kogo ma akurat w klasie wychowawczej, powierzając – i owszem – role pierwszoplanowe najbardziej w tym względzie zdolnym, aczkolwiek dając szansę zostać poddanym Melpomeny każdemu. Tak, jak to ma miejsce w niepowtarzalnym teatrze, zwącym się życiem.

„Szkic” z roku na rok bierze udział w organizowanych przez Polską Macierz Szkolną na Litwie festiwalach teatrzyków, zadomowionych w naszych placówkach oświatowych. A że nie jest li tylko statystą, potwierdzają liczne palmy pierwszeństwa, przyznawane przez jurorów i publiczność: jak trupie w całości, tak też poszczególnym wykonawcom ról. Ponadto „Szkic” jest gotów, by na każde zawołanie uświetnić wewnętrzne okazjonalne imprezy. Ostatnio np. kazał mieć widzom „klaskaniem obrzękłe prawice” po występie na zakończenie tegorocznej XXV Olimpiady Języka Polskiego na Litwie, której finałowy akord zabrzmiał właśnie „u Konarskiego”, oraz podczas gali, uświetniającej półwiecze istnienia szkoły. Złożony jej hołd dziękczynny w piosence, tańcu, pantomimie i w recytowanym słowie poetyckim – w zgodnej opinii obecnych na sali gości – wypadł wręcz rewelacyjnie.

Ponieważ pozalekcyjny sceniczny „asortyment” obok „Świtezianki” i „Szkicu” uzupełnia prowadzony przez Teresę Czyszewicz teatrzyk kukiełkowy, dyrekcja całkiem serio zastanawia się nad nadaniem szkole w perspektywie artystycznego profilu. W czasach, gdy materia wyraźnie góruje nad duchem, byłoby to pewnym ewenementem. Jakże bliskim wszak romantykom, przekornie twierdzącym, że „czucie i wiara” potrafią przemówić do człowieka zdecydowanie silniej niż „mędrca szkiełko i oko”.

Huczne obchody półwiecza istnienia szkoły, do czego podeszli naprawdę zgodną uczniowsko-nauczycielsko-rodzicielską tyralierą, zmieniła codzienność – ta z dzwonkami, rozgwarem podczas przerw i skupieniem na lekcjach brzemiennych w wiedzę, powodującymi u niejednego gęsią skórkę klasówkami.

Niebawem do egzaminów dojrzałości w dwóch klasach przystąpi 59 tegorocznych maturzystów, by w przypadku szczęśliwego uporania się z nimi jeszcze bardziej powiększyć rodzinę spełnionych wychowanków. Pozostawiając kochanym nauczycielom satysfakcję, jakże zbieżną w istocie z ponadczasowym przesłaniem patrona Szymona Konarskiego: „Com ja zasiał, tego nikt nie zniszczy”…

Henryk Mażul

Fot. autor i archiwum

Wstecz