Krakowski Salon Poezji – w Wilnie!

Wielkie strofy, mistrzowskie wykonanie

Anna Dymna i Jacek Romanowski – wzięci aktorzy Narodowego Starego Teatru w Krakowie, jak na prawdziwych podwładnych Melpomeny przystało, są rozkochani w mowie wiązanej. A chcąc miłością tą dzielić się z innymi, w styczniu 2002 roku zainicjowała pani Dymna spotkania w Krakowskim Salonie Poezji, na których wedle założeń wybitni polscy aktorzy mieli czytać wiersze ulubionych poetów (wprawdzie tych z najwyższej półki), okraszone muzyką.

Jak się dziś zwierza inicjatorka, przystępowała do realizacji zamiaru nie bez obaw, a potęgowały je podszepty znajomych, będących zdania, że szybciej im kaktus wyrośnie na dłoniach, niż pomysł chwyci. Ona tymczasem się uparła. Świadoma głodu człowieka na piękno w wierszach ukryte, choć dzisiaj światem bezceremonialnie rządzi pieniądz połączony z aż do bólu praktycyzmem. I nie omyliła się. 11 maja br. w południe (jest to od zarania wyznaczona godzina), pod Wawelem odbyło się 450 (!) z kolei spotkanie.

Anny Dymnej i Jacka Romanowskiego tam jednak nie było. Po uzgodnieniu z Ireną Brazis – odpowiedzialną w Domu Kultury Polskiej za organizację tu imprez kulturalnych przybyli bowiem do Wilna. By w mieście, gdzie jako kierunek literacki narodził się polski romantyzm, zainicjować spotkania Krakowskiego Salonu Poezji. A mogli mieć satysfakcję, gdyż frekwencja w restauracji „Pan Tadeusz” dopisała na tyle, że do pierwotnie naszykowanych wypadło dostawiać dodatkowe krzesła.

Jak zaznaczyła na wstępie mająca w dorobku ponad 100 ról filmowych i telewizyjnych Anna Dymna, Wilno dołączyło w ten sposób do Dublina, Sztokholmu, Montrealu, Wiednia i innych miast, dokąd „eksportowo” zawędrowało jej „dziecko”. Temu wileńskiemu w zagranicznych wojażach towarzyszył poniekąd jubileuszowy, gdyż 40 numer porządkowy. Za tytuł posłużyło mu natomiast wyznanie „Jestem, bo jesteś” autorstwa ks. Jana Twardowskiego, gdyż to jego spuściznę poetycką wzięli tym razem na warsztat krakowscy aktorzy.

Kto w niedzielne południe tłumnie przyszedł na spotkanie, znalazł się na istnej uczcie dla ducha. Z jednej strony były to bowiem genialne strofy naszego poety w sutannie, a z drugiej – w każdym calu ich mistrzowska interpretacja. Całość niezwykle sugestywnie dopełniła muzyka akordeonowa w wykonaniu (i to jakim!) Daumantasa Stundżi.

Chciałoby się wierzyć, że teraz, kiedy szlaki zostały przetarte, spotkania Krakowskiego Salonu Poezji w Wilnie zyskają cykliczny (np. comiesięczny) wymiar. Tym bardziej, iż szacowni goście zadeklarowali pomoc przy organizacji kolejnych. Kto wie, czy najbliższe – czerwcowe nie zostanie wsparte na strofach dla dzieci, jakie wyszły spod pióra Marii Konopnickiej.

Henryk Mażul

Fot. Jerzy Karpowicz

Wstecz