Podglądy

Inni – z popiołów, my – z lodowatej morskiej piany

Na miejscu szefa dyplomacji Linasa Linkevičiusa poważnie zastanowiłabym się, czy nie dorzucić litewskiej ambasadzie w Londynie jakiej dodatkowej roboty?

No, bo gołym okiem widać, że pani ambasador Asta Skaisgirytė-Liauškienė haniebnie się na powierzonej jej placówce nudzi. Z nudów zaś koresponduje z brytyjskimi mediami. Ostatnio napisała do „The Guardian”, że Litwa nie jest państwem postradzieckim. To znaczy przyznała, że faktycznie jest, bo częścią Związku Radzieckiego była, ale przecież w ramach okupacji, więc tak jakby nie była. Pani ambasador obsobaczyła więc redaktorów brytyjskiego dziennika za to, że artykuły o państwach bałtyckich przenieśli do rubryki o republikach postradzieckich.

„Po pierwsze, podrubryka „Wewnątrz świata postradzieckiego” jest czytelnikom prezentowana wraz z ogromnych rozmiarów mapą byłego Związku Radzieckiego, w skład którego wówczas wchodziła (a jednak wchodziła? – L.D.) Litwa. Po drugie, i co najważniejsze, Państwa zamiarem jest przedstawienie byłej przestrzeni radzieckiej jako częściowo jednolitego regionu również obecnie. Jest to mylące i niesprawiedliwe w stosunku do Litwy” – czytamy w liście Skaisgirytė-Liauškienė do „The Guardian”, o wysmażeniu którego była uprzejma poinformować rodaków agencja BNS.

I po co to pani było, szanowna pani ambasador? Na pewno adresaci pani listu artykuły o Litwie przenieśli tam, gdzie przenieśli, gdyż obiło im się o uszy, że niepodległa Litwa, choć i zwana przez niektórych Atenami Północy (Šiaurės Atėnai), nie wyłoniła się 11 marca 1990 roku z morskiej piany jak grecka bogini Afrodyta tylko – w sposób bohaterski i jak się okazało godny naśladowania – odłączyła się od ZSRR właśnie.

Żądni szczegółów, a też niezbędnych do dyskusji z panią ambasador argumentów, zaczną więc może grzebać w historii. I będzie nam łyso, gdy się dogrzebią aż do kilku Litewskich Socjalistycznych Republik Radzieckich. Przypominam, że pierwsza z nich została proklamowana już w grudniu 1918 roku, by w lutym 1919 wejść w skład Litewsko-Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Rad (LitBieła). Jej zlikwidowanie zawdzięczamy... trzebaż szczęścia w nieszczęściu, polskiej ofensywie w sierpniu 1919 roku. Była i druga. Poczęta można powiedzieć 10 października 1939 roku w Moskwie przez dwóch panów – ówczesnego ministra spraw zagranicznych Litwy Juozasa Urbšysa oraz komisarza spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa (pod czujnym patronatem Józefa Stalina). Panowie podpisali wówczas umowę o wzajemnej pomocy, a ta wyglądała następująco: Wilno i Wileńszczyzna dla Litwy w zamian za zgodę na rozlokowanie na jej terytorium sowieckich baz wojskowych.

21 lipca 1940 roku, więc prawie po 9 miesiącach, z tego związku narodziło się dziecię zwane Sowiecką Republiką Socjalistyczną. W roli położnika wystąpił, jak podają ówczesne źródła, „wybrany przez pracujące masy litewski Sejm Ludowy”. On też wydał dziecięciu świadectwo urodzin – deklarację o tym, że „Litwa zostaje ogłoszona Sowiecką Republiką Socjalistyczną” z „sowieckim ustrojem” i „władzą składającą się z przedstawicieli robotników miast i wsi oraz rad włościańskich”. 3 sierpnia tegoż roku oficjalnie weszliśmy w skład Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Trzeba przyznać, że „goszcząca” na Litwie wówczas już 150-tysięczna (a zaczęło się od skromnych 20 tysięcy) armia sowiecka na pewno podsycała „zapał” Sejmu Ludowego do wpraszania się na 14 republikę ZSRR, no, ale trzebaż było w swoim czasie pamiętać, że do przyzwoitego domu krasnoarmiejców lepiej dobrowolnie nie wpuszczać.

W każdym bądź razie z tej opresji popadliśmy w inną – atak III Rzeszy na Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, więc i na nas też, z tym, że okupacja niemiecka dawała Litwie pewne nadzieje na jakąś formę państwowości. Historia potoczyła się inaczej. Po zakończeniu wojny dziecię Urbšysa i Mołotowa – za zgodą tymczasowych sojuszników z koalicji antyhitlerowskiej – ponownie oddano na wychowanie Stalinowi. Podłość bo podłość, ale formalnie wziął sobie to, co mu już raz „lud pracujący litewskich miast i wsi” oddał.

Wiem, że przynudzam, ale to tylko po to, by uświadomić pani ambasador, że z historii pewnych faktów nie da się wymazać. Podobnie jak nie można się obrażać na nieaktualne już nawet mapy ani ich korygować podług czyjejś wrażliwości. Gdyby redaktorzy „The Guardian” z mapy byłego ZSRR usunęli Litwę, naraziliby się na jeszcze większą śmieszność niż ambasador Skaisgirytė-Liauškienė pouczając ich, że naszemu państwu ubliża zaliczenie go do grona „15 państw, które powstały z popiołów Związku Radzieckiego”, bo to „mylące i niesprawiedliwe”. Skoro z popiołów nie... to chyba jednak z morskiej piany (koniecznie lodowatej, poniżej wytłumaczę dlaczego), co na miejscu autorki listu dorzuciłabym brytyjskiemu dziennikowi jako wersję do wykorzystania w przypadku Litwy.

Dorzuciłabym też ideę, gdzie ulokować Litwę po wycięciu jej z mapy byłych 15 republik. Może gdzieś na Cieśninie Duńskiej – między Grenlandią a Islandią... A to dlatego, że jesteśmy ludem nordyckim a nie żadnymi tam wschodnio- czy środkowoeuropejczykami. Serio. O tym, że Litwini są ludem północnym pani ambasador była uprzejma poinformować Brytyjczyków już rok temu, za pośrednictwem ichniej telewizji publicznej BBC. Próbowała w ten sposób ratować wizerunek litewskich imigrantów, których angielskie bulwarówki – dodając do krzywdy zniewagę – mało że przedstawiają w niezbyt pozytywnym świetle, to jeszcze wrzucają do jednego wora z... kto by pomyślał – gastarbeiterami (poprawniej by chyba było immigrant- workerami) przybyłymi ze Wschodniej Europy.

„Sami Litwini nie uważają, że są ludźmi ze Wschodniej Europy. Być może to paradoks. Oczywiście, to zależy od spojrzenia na geopolitykę. My należymy do północnej części Europy. Ciężka praca, wytrwałość, mądrość (cechy, które wyróżniają Litwinów – L.D.) – to są wartości ludzi północy” – pouczyła nie spostrzegłszy, że wywyższając w ten sposób rodaków dezawuuje tych wszystkich, którzy w odróżnieniu od nas nie mogą się pochwalić, że są potomkami wikingów czy innych nordyków.

To wszystko, o czym tu piszę, można podsumować jednym słowem – kompleksy. A te nikogo nie zdobią.

Lucyna Dowdo

Wstecz