Podwójny jubileusz festiwalu „Kwiaty Polskie”

Nuty niczym stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki…

Jak sięgam pamięcią, maj roku 1989 był równie wiosenny jak tegoroczny. Bzy i jaśminy pachniały wtedy odurzająco, a wszystko wokół tonęło w szmaragdowej zieleni i kwiatów powodzi. Był to jednak maj niezwykły. Maj znaczący wielkie polskie odrodzenie na Litwie, kiedy to entuzjazm przypominał wezbrany górski potok, a rodaków rozpierała duma z faktu powstawania z klęczek. Czego jakże wymownym przykładem była transformacja w Związek powołanego przed rokiem w maju Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie na zjeździe, który obradował w dniach 15-16 kwietnia. Zresztą, polskie odrodzenie miało niejedno imię, a kto wie, czy nie najwymowniej zaświadczały o nim powstające niczym grzyby po deszczu zespoły artystyczne. Bo pieśń i taniec są duszą narodu. Bo w ojczystej kulturze wyrażamy swą odrębność i własną tożsamość.

Ten właśnie fakt – jak wspomina dziś Jan Gabriel Mincewicz, podsunął mu pomysł zorganizowania festiwalu „Kwiaty Polskie”. Na jego miejsce wybrano Niemenczyn – miejscowość, skąd się wywodzi prowadzony przez tegoż Mincewicza, a założony w roku 1981 Zespół Pieśni i Tańca „Wileńszczyzna”. To pan Mincewicz i „Wileńszczyzna” wzięli na swe barki brzemię organizacyjne imprezy. W trybie pilnym opracowano program, zakrzątnięto się przy repertuarze, który miał być po części powielany wspólnym wielogłosem. Wielogłos ten bowiem, obok solowych popisów poszczególnych zespołów-uczestników, jawił się Janowi Gabrielowi Mincewiczowi już wtedy jako pewna konieczność. By niczym mocarne echo w dąbrowie intonować: „Wileńszczyzny drogi kraj”, „Rotę” czy „Kwiaty Polskie”. Akurat ta ostatnia piosenka o tym, jak to gdzieś pod polskim niebem zakwitają stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki, zasugerowała panu Janowi nazwę festiwalu. Do której to nazwy, jak uśmiechając się dodaje, ostatecznie przekonały go bajecznie akurat ukwiecone podwileńskie łąki.

Tak to z udziałem kilkunastu rozśpiewanych i roztańczonych zespołów (w lwiej części świeżo upieczonych) 13 maja 1989 roku „Kwiaty Polskie” zadebiutowały w Niemenczynie, a własny kunszt zaprezentowały m. in. nasze rodzime: „Wileńszczyzna”, „Jutrzenka”, „Niemieżanka”, „Przepióreczka”, „Rudomianka” oraz przybyła z Macierzy „Ziemia Elbląska” z Czesławem Kujawskim na czele. By potem niezmiennie z roku na rok w ostatnią niedzielę maja pojawiać się na tutejszej estradzie pod otwartym niebem i zdobywać coraz huczniejszy poklask widowni.

Nie musiało upłynąć wiele czasu, by impreza ta zyskała nie lada renomę, a udział w niej dla poszczególnych zespołów stanowi wielkie wyzwanie i prestiż zarazem. Przecież prawo obecności na dorocznej gali pieśni i tańca polskiego otrzymują jedynie najlepsi. Ci, co to rej wiodą w przeglądach eliminacyjnych, poprzedzających przyjazd do Niemenczyna. Nic więc dziwnego, że dla niejednego kolektywu twórczego właśnie „Kwiaty Polskie” są swoistym probierzem bycia w ciągłej „formie”, bodźcem do systematycznego i cierpliwego szlifu własnego kunsztu śpiewaczego albo tanecznego.

Skoro festiwal niemenczyński obok stale wzrastającego poziomu artystycznego zanotował też stromo rosnącą liczbę uczestników, krzywa kosztów z nim związanych takoż stromo pięła się wzwyż. A ponieważ po latach tłustych w tym względzie nastały chude, w latach 2008-2011 z powodu pustek w funduszach wypadło nawet zaniechać przeprowadzania imprezy, co ujemnie rzutowało na artystyczną kondycję Wileńszczyzny w jej części najbardziej przyległej do stolicy. Wiele zespołów przestało istnieć, niejeden kierownik zrezygnował z ich prowadzenia, zaprzepaszczono tradycje. Na szczęście, w roku 2012 przy wydatnej pomocy Polski i samorządu rejonu wileńskiego po pięcioletniej przerwie „Kwiaty Polskie” ponownie muzycznie zakwitły, aktywizując życie artystyczne.

Tegoroczna ich edycja stała pod znakiem podwójnego jubileuszu: 25-lecia, odkąd wiodą rodowód, i 20 z kolei numeru porządkowego. Jak można przypuścić, był więc szczególny powód, by wyznaczony na dzień 18 maja festiwal miał nad wyraz uroczystą oprawę. Jego świąteczną atmosferę dało się odczuć w miasteczku już na dobrych kilka godzin przed wyznaczonym na godzinę 13 początkiem. W okolicach tutejszego Domu Kultury było bowiem coraz bardziej rojno i barwnie od sukcesywnie przybywających zespołów. Tych festiwalowych nowicjuszy i tych weteranów, potrafiących dorównać „metryką” jego ćwierćwieczu albo nawet jeszcze bardziej leciwych.

Było, oj było na co popatrzeć, gdy wszystkie one w liczbie około 40, zrzeszających ponad 1000 artystycznego ludu zgodnie z tradycją wyruszyły w pochodzie sprzed Muzeum Etnograficznego Wileńszczyzny ku leśnemu amfiteatrowi, a w jego szpicy znajdowała się żwawo grająca do marszowego taktu Orkiestra Fanfarowa z Podbrodzia i jej mażoretki. Gdy uczestnicy festiwalu kolejno meldowali się u celu, byli serdecznie witani przez prowadzącą całość Czesławę Szabłowską.

Część liturgiczną zainaugurowała hymniczna pieśń „Boże, coś Polskę”, wykonana przez łączone chóry pod batutą dr. Jana Gabriela Mincewicza. Zaraz potem przystąpiono do Mszy św., którą celebrował ks. dr Eduardas Kirstukas – proboszcz parafii niemenczyńskiej. Te połączone chóry zaśpiewały ponadto jeszcze kilka pieśni sakralnych. Na otwarcie części „świeckiej” festiwalu w dostojnym polonezie zawirował natomiast zespół „Sto uśmiechów”. A potem w masowym wykonaniu przemiennie brzmiały pieśni albo wirowały pary taneczne. Zresztą, „Walc wileński” oraz „Suita wileńska” stanowiły splot i jednego, i drugiego.

W dalszym ciągu koncertowego maratonu wybiła godzina popisów poszczególnych zespołów, a próbki własnego kunsztu dały m. in.: mejszagolskie „Legenda” i „Mejszagolanki”, „Ballada” z Wojdat, „Jawor” z Awiżeń, „Niemieżanka” z Niemieża, „Jutrzenka” z Niemenczyna, kowieńska „Kotwica”, „Do re mi” z Zujun, „Zorza” z Suderwy, „Zgoda” z Rudomina, „Sużanianka” z Sużan, „Mościszczanka” z Mościszek i – oczywiście – występujący w roli gospodarza Reprezentacyjny Zespół Pieśni i Tańca „Wileńszczyzna”.

Na zakończenie występów muzyczne strumyki i strumienie ponownie zlały się w jedną wielką rzekę. Początkowo połączone zespoły taneczne krzesały hołubce w krakowiaku, a następnie ubogaceni o chórzystów wykonały kolejno: „Jak długo w sercach naszych” oraz „Polacy – to jedna rodzina”. Ten ostatni utwór nosił znamię szczególnie symboliczne, gdyż stanowiliśmy jedno: zarówno artyści, tak też licznie zgromadzeni widzowie, wśród których znajdowali się m. in.: ambasador RP na Litwie Jarosław Czubiński, wiceprezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Hanka Gałązka, europoseł i prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemar Tomaszewski, posłowie na Sejm RL – Jarosław Narkiewicz, Wanda Krawczonok i Rita Tamašiunienė, wiceminister kultury Edward Trusewicz, mer rejonu wileńskiego Maria Rekść.

W koncertowy maraton zostały wplecione życzenia i gratulacje z okazji obu rocznic tegorocznych „Kwiatów Polskich”, których adresatem szczególnym był ich niezmordowany organizator Jan Gabriel Mincewicz. Kto dzielnie mu sekunduje, w dowód uznania otrzymał dyplomy uznania. Dowodem tegoż uznania z Macierzy były przyznane przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego RP Bogdana Zdrojewskiego odznaki honorowe „Zasłużony dla kultury polskiej”, jakimi ambasador RP na Litwie Jarosław Czubiński udekorował kierowniczki poszczególnych zespołów: Alicję Rusiecką, Jasię Mackiewicz, Olgę Krasodomską, Irenę Iljinę, Wiolettę Leonowicz, Teresę Kołtan i Wiolettę Cereszkę oraz Michała Treszczyńskiego – współorganizatora towarzyszących niezmiennie festiwalowi wystaw rękodzieła twórców Wileńszczyzny.

Na zakończenie imprezy Jan Gabriel Mincewicz oraz mer Maria Rekść serdecznymi słowy podziękowali wszystkim, kto przyczynił się do zorganizowania festiwalu. Na ręce kierowników zespołów za włożony trud w przygotowanie wręczono pamiątkowe statuetki oraz produkt naszego Wydawnictwa Polskiego w Wilnie – „Magazyn Wileński” – albumy „Wilno po polsku”. W swoją kolej kierownicy zespołów w imieniu uczestników-artystów zrewanżowali się upominkiem oraz zaintonowali tradycyjne polskie „Sto lat” Janowi Gabrielowi Mincewiczowi. Finałowy akord stanowiło natomiast wspólne odśpiewanie przez artystów i widzów „Roty”.

Za rok, o ile finansowe trudności nie pokrzyżują planów, „Kwiaty Polskie” ponownie „zakwitną”. Co prawda, już w innym miejscu, gdyż to, zajmowane dotąd przez amfiteatr pod otwartym niebem, pochłonie nieobca też Niemenczynowi urbanizacja.

Henryk Mażul

Fot. Teresa Worobiej

Wstecz