Doroczne spotkanie absolwentów wileńskiej „Piątki”

Egzamin z tradycji – na celująco!

„Starajcie się być razem” – powtarzała częstokroć swym wychowankom, maturzystom roku 1950, nauczająca łaciny w słynnej wileńskiej „Piątce” Salomea Sucharewiczowa. I – przyznać trzeba – ci maturzyści, w których gronie znajdowały się tak znane osobowości, jak m. in. Stanisław Jakutis, Zdzisław Tuliszewski, Zbigniew Rymarczyk, Olgierd Korzeniecki i Jan Pakalnis, te słowa na dalszą drogę życia mocno wzięli do serca. Będąc ze sobą w stałym kontakcie, w roku 1970, po 20 latach od ukończenia nauki, zdecydowali się spotkać klasą po raz pierwszy. Wtedy też twardo zdecydowali, że tradycji tej ma się stać zadość w ostatnią sobotę czerwca o godz. 16 po kolejnych pięciu latach. Gdy godzina tego spotkania wybiła, stawili się niczym na zgodną komendę, ustaliwszy przy okazji o zagęszczeniu spotkań pierwotnie do trzech, a później – do dwóch lat. Poczynając natomiast rokiem 1991 – jakby na przekór upływającemu czasowi – jęli na spotkania te stawiać się co roku, by ze smutkiem stwierdzać, że lista obecnych coraz bardziej się kurczy i trzeba modły powielać za dusze zmarłych.

W roku 2009, kiedy to mijała 65. rocznica zaistnienia wileńskiej „Piątki” – najstarszej powojennej szkoły polskiej, jaka położyła wręcz nieocenione zasługi dla rozwoju oświaty polskiej na Litwie, ta świadomość coraz bardziej wydłużającej się perspektywy, odkąd ukończyli naukę, połączona z chęcią bycia razem, przesądziły o decyzji spotkania absolwentów z lat 1945-1957. Jednym z tych, co to pierwotnie pomysł ten posiali, a następnie gorliwie czuwali, by słowo ciałem się stało, okazał się korzeniami wrośnięty w wileńskie Zarzecze wspomniany Jan Pakalnis, od wielu lat skrzętnie gromadzący archiwalne materiały, dotyczące tak bliskiej sercu „kuźni wiedzy”.

Odegrane poprzez stosowne ogłoszenia w naszych mass mediach przedspotkaniowe „larum” okazało się nad wyraz skuteczne. 28 czerwca, na długo przed godziną 15 przed budynek powojennej „Piątki” na wileńskim Antokolu, gdzie dziś mieści się litewska szkoła średnia, mniejszymi bądź większymi grupkami ciągnęli byli wychowankowie. To niezwykłe spotkanie miało jakże wzruszającą oprawę: nie brakło utonięć w serdecznych objęciach, raz po raz „terkotały” aparaty fotograficzne, z nie lada sentymentem pochylano się nad wyjętymi z albumów zdjęciami sprzed ponad pół wieku, przywoływano nazwiska kolegów i koleżanek z ławy szkolnej. Nierzadko było to widzenie się po długich latach rozłąki, co w pierwszą kolej dotyczyło tych, kto pofatygował się specjalnie w tym celu przyjechać z Polski – ze Szczecina, Gdańska, Olsztyna czy Pruszkowa.

Bo w tym miejscu koniecznie wypada odnotować o zawiłych losach niejednego z wychowanków „Piątki”. Bezwzględna sowiecka rzeczywistość spowodowała, że dalece nie każdy, kto zaraz po wojnie podjął się tu nauki, dobrnął do matury. Jedni za konspiracyjną harcersko-patriotyczną działalność podczas wojny i zaraz później w bydlęcych wagonach trafili na zsyłkę do Syberii albo gdzieś indziej. To tym ówczesnym nastolatkom wypadło opłakiwać na niby śmierć „ojca narodu” towarzysza Stalina, wraz z rodzicami i nauczycielami stawiać opór zajadle nacierającej rusyfikacji. Spory odsetek tych nastolatków zmiotły wraz z rodzicami do Polski tak zwane fale repatriacyjne. Tam dokończyli zdobywanie matury albo dostawali się na studia, by następnie w charakterze dyplomowanych specjalistów podejmować zatrudnienie, nieraz w bardzo prestiżowych zawodach.

W nowej Ojczyźnie zakładali też rodziny, „obrastali” w dzieci i wnuków, czyli na dobre zakotwiczali się w nadwiślańskiej rzeczywistości. Pamięć jednak żyła swoim życiem, raz za razem przywołując serdecznych przyjaciół z klasy albo tak legendarnych pedagogów jak: Stanisława Pietraszkiewiczówna, Maria Czekotowska, Helena Dziemidowicz-Wołczacka, Helena Tomaszewska, Salomea Sucharewiczowa, Janina Pieniążkowa, Aleksander Jabłoński, Konstanty Tyszkiewicz czy Ludwik Kuczewski, którzy oprócz tego, że hojnie czerpali z nieprzebranych skarbnic swej wiedzy, świecili własnym przykładem w postępowaniu, naznaczonym głębokim patriotyzmem, poczuciem wspólnoty, której koniecznie wypada hołdować również po opuszczeniu murów szkolnych.

Oni właśnie owemu poczuciu wspólnoty potrafili dochować wierności wbrew upływającemu czasowi. Rozsiani po Polsce, jak ta długa i szeroka, nie zerwali ze sobą kontaktów, podsycając je organizowanymi co jakiś czas spotkaniami, podczas których niczym lawa z wulkanu płynęły wspomnienia z lat w „Piątce” spędzonych. Z jakże koniecznymi wątkami o tych wszystkich, kto nawet po tym, gdy Polski w Wilnie i na Wileńszczyźnie nie stało, pozostał tu, by wiernie warować przy mowie, wierze i tradycjach przodków.

Gdy ci warujący wraz ze współczesną dyrekcją tej legendarnej placówki oświatowej rzucili przed pięcioma laty hasło spotkania na szerszą skalę, zaroili się niczym ptaki do swych gniazd wracające. A że odtąd zaczęło to mieć miejsce w ostatnią niedzielę czerwca z roku na rok, Anno Domini 2014 nie stanowił wyjątku. Co więcej, chęć zawarcia bratniego kręgu potęgowała świadomość jubileuszu 70-lecia kochanej budy, wymagającego szczególnego namaszczenia. Tym bardziej, że ku czci tej krągłej rocznicy Krystyna Adamowicz – znana wileńska dziennikarka, a absolwentka wileńskiej „Piątki” roku 1956 – pokusiła się o uczynienie zadość temu, o czym od dawna mówiono: poczęciu 301-stronicowej monografii o pierwszej powojennej polskiej placówce oświatowej w Wilnie, o jej dziejach, jakże pokrętnych nieraz losach dyrektorów, nauczycieli i wychowanków. W dwójnasób natomiast cenne, że dzieje te zostały w znacznym stopniu spisane w postaci wspomnień ich rękoma, a spięte niczym klamrą jakże wymownym tytułem „Zawsze wierni „Piątce”.

Nie muszę mówić, że połączenie prezentacji rzeczonej monografii z tegorocznym spotkaniem stanowiło bez wątpienia dodatkowy „magnes”, by powiększyć szeregi obecnych. Przybyłych pierwotnie o wyznaczonej godzinie – jak chce tradycja – przed stary szkolny budynek, gdzie mogli wylewnie się przywitać i ustawić do pamiątkowego wspólnego zdjęcia. A po czym, kto własnymi „czterema kółkami”, a kto wynajętym przez szkołę autokarem udał się do Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Na dalszą część uroczystości, na które kolejno się złożyły: koncert w wykonaniu obecnych uczniów Wileńskiej Szkoły Średniej im. Joachima Lelewela, jaka przejęła schedę po dawnej „Piątce”, prezentacja wyżej wymienionej książki-monografii z udziałem autorki Krystyny Adamowicz, okazały występ zespołu „Wilia” (znamienny o tyle, że to właśnie wychowankowie „Piątki” w pamiętnym 1955 roku w znacznym stopniu stali u jego kolebki) oraz okazyjny poczęstunek w restauracji „Pan Tadeusz”.

W centrum uwagi znalazła się, oczywiście, prezentacja książki „Zawsze wierni „Piątce”, a wraz z nią okazja, by podziękować autorce oraz tym wszystkim, kto przyczynił się do jej wydania. Ta podzięka z ust obecnej dyrektor Edyty Zubel spłynęła na kierownika wydziału konsularnego Ambasady RP w Wilnie Stanisława Cygnarowskiego, dyrektora DKP Artura Ludkowskiego, mera rejonu solecznickiego Zdzisława Palewicza, obecnie zamieszkałej w Szczecinie absolwentki roku 1950 Stanisławy Kociełowicz, samorząd miasta Wilna, którzy jakże bardziej niż li tylko otuchą wspierali nietuzinkowe poczynanie.

Szklanymi plakietkami ze słowami podzięki dyrekcji Wileńskiej Szkoły Średniej im. Joachima Lelewela, spadkobierczyni dziejów dawnej „Piątki”, uhonorowano też tych, kto służył radą i pomocą w ubogacaniu treści książki, a na liście tej znaleźli się: Krystyna Adamowicz, Jan Pakalnis, Krystyna Pytlewicz-Kilienė, Halina Jotkiałło, Irena Woronko-Berger, Hanna Strużanowska-Balsienė, Wacław Baranowski, Weronika Kurmin, Regina Sawlewicz i Janina Gieczewska, która notabene ocierając się o 90. urodziny, jest najstarszą absolwentką „Piątki”. Krystyna Adamowicz ze swej strony nie szczędziła słów podzięki dla wszystkich, kto zechciał na piśmie podzielić się wspomnieniami z lat pobierania szkolnej nauki albo udostępnił swe domowe archiwa zdjęciowe, dzięki czemu książka stała się kompendium wiedzy, obrazującym zdarzenia i ludzi, dla których zachowanie polskości w trudnych powojennych czasach było sprawą nadrzędną. Bohaterowie książki ze swej strony nie szczędzili wdzięczności za wielki trud autorce, czyniąc to albo osobiście, albo odczytując nadesłane przez kolegów listy. Nie brakło też zachęty, by pani Krystyna swym wprawnym piórem zechciała kontynuować opisywanie historii „Piątki”, gdyż jest to naprawdę temat-rzeka.

Przez cały czas trwania spotkania zaszczyconego swą obecnością m. in. przez prezesa Związku Polaków na Litwie, posła Michała Mackiewicza i dyrektora Domu Kultury Polskiej w Wilnie Artura Ludkowskiego, na telebimie wyświetlano archiwalne zdjęcia, ukazujące 70-letnie dzieje najstarszej powojennej polskiej szkoły w grodzie nad Wilią. Temu też służyła brzemienna propagandą sowiecką taśma z roku 1950 oraz nakręcony niedawno przez ekipę „Wilnoteki” film o czasach nam współczesnych tej wielce zasłużonej „kuźni” wiedzy w języku ojczystym.

Jak już nadmieniłem, jubileusz „Piątki”, połączony z prezentacją monografii, stanowił dodatkowy bodziec, by o wyznaczonej godzinie w dniu 29 czerwca br. z nakazu tradycji stawiły się u wejścia dawnego szkolnego budynku zarówno roczniki najstarsze, jak też generacja młodsza. Spotkana tu absolwentka roku 1955 Genowefa Frąckiewicz z niecierpliwością wypatrywała, kiedy pojawią się koleżanki Bronisława Kozłowska, Maria Serejska, siostry Weronika i Teresa Naumowicz, nie omieszkawszy z dumą odnotować, że tu też obrastali wiedzą synowie Roman i Robert, a teraz wraz z wrześniem do klasy piątej pójdzie wnuczka Agata. We wspomnienia z wypiekami na twarzach nurzali się też: Fryderyk Szturmowicz, Jan Pakalnis, Krystyna Adamowicz, siostry Jasia i Zofia Subocz, Władysław Podmostko, Maria Magalińska, Jan Kaszkiewicz i krocie innych, którzy – nierzadko nałykawszy się leków albo podpierając się laskami – przyszli na spotkanie z własną górną-chmurną młodością.

Nie biorę się twierdzić, jak liczny był „desant” przybyły z Polski. Osobiście udało się mi odszukać w tłumie Wandę Sikorę (Ładę), Anielę Marszał (Tomaszewską), Stanisławę Kociełowicz, Irenę Woronko-Berger czy Stefana Śnieżkę. Każdy z nich mógłby długo-długo snuć opowieść o własnych kolejach losu, dzieląc je na okres wileński i porepatriacyjny. W którym oni – przyjezdni, z mało chlubnymi metkami „zabugowców” – musieli dołożyć sporo wysiłku, by w awansie społecznym nie dać się usunąć w cień rodakom miejscowym. A że sprostali temu, jakże wymownie niech zaświadcza przykład wspomnianego Stefana Śnieżki, który, będąc z zawodu prawnikiem, zdołał wspiąć się po drabinie zawodowego awansu na stanowisko zastępcy prokuratora generalnego Rzeczypospolitej Polskiej i dane mu było rozpocząć śledztwo w sprawie sowieckiej zbrodni w Katyniu.

Kogo losy te interesują bardziej szczegółowo, odsyłam do książki „Zawsze wierni „Piątce”, będącej też do nabycia w lokującej się na parterze stołecznego Domu Kultury Polskiej księgarni Wydawnictwa Polskiego w Wilnie – „Magazyn Wileński”. Stwierdzając na zakończenie jako ktoś postronny, że tegoroczny egzamin z wierności szkolnej tradycji został przez wychowanków złożony na celująco. Identyczną ocenę będą mogli zresztą otrzymać powtórnie w dniu 14 października (data historycznego posiedzenia przed 70 laty pierwszej rady pedagogicznej), kiedy to planowana jest wielka feta z okazji tak znaczącego jubileuszu.

Henryk Mażul

Fot. Jerzy Karpowicz

Wstecz