Cieszy mię wszystko, przeraża i boli
(Kazimierz Wierzyński)
W bieżącym miesiącu mija 120 lat od dnia urodzin Kazimierza Wierzyńskiego (1894-1969), jednego z głośnych w swoim czasie poetów Skamandra, który miał talent nie mniejszy od Tuwimowskiego, ale któremu poszczęściło się u nas trochę mniej niż autorowi Sokratesa tańczącego. Czy to w nauczaniu szkolnym, czy w akademickim podczas omawiania cech poetyki skamandryckiej najczęściej sięga się po przykłady z twórczości Tuwima, na Wierzyńskiego nie zostaje po prostu czasu, a przecież jego wiersze nadają się jak najbardziej do ilustrowania czy to euforii wczesnego Skamandra, czy też jej załamania się pod wpływem określonych wydarzeń społecznych, czy ewolucji postaw i poetyk po wybuchu II wojny światowej itp.
Z Drohobycza, przez wiry historii, na podbój Warszawy
Biorąc pod uwagę niniejszy stan rzeczy, odwołajmy się na początku do bardziej istotnych danych biograficznych. Przyszły poeta Skamandra urodził się 27 sierpnia 1894 r. w Drohobyczu jako syn Andrzeja Wirstleina, zawiadowcy stacji, i Felicji z Dunin- Wąsowiczów. Pierwotne nazwisko Wirstlein w roku 1912 zostało zamienione na Wierzyński.
„Małą ojczyznę” poety stanowiło Podkarpacie. Uczył się w szkołach Drohobycza i Chyrowa. Ukończył gimnazjum klasyczne w Stryju. Studiował filozofię, literaturę i historię na uniwersytetach w Krakowie (1912-1913) i Wiedniu (1913-1914), po I wojnie światowej – we Lwowie. Brał udział w ruchu niepodległościowym. W 1913 r. debiutował wierszami w młodzieżowych pismach galicyjskich. W 1914 r. wstąpił do polskiej ochotniczej formacji wojskowej Legion Wschodni. Po jego rozwiązaniu został wcielony do armii austriackiej. W lipcu 1915 r. dostał się do niewoli rosyjskiej i ponad dwa lata przebywał w obozie jeńców w Riazaniu. Po ucieczce stamtąd uczestniczył w 1918 w konspiracyjnej działalności Polskiej Organizacji Wojskowej w Kijowie, skąd jesienią przedostał się do Warszawy.
Tu, na stołecznym bruku, razem z Julianem Tuwimem, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Antonim Słonimskim i Janem Lechoniem stał się uczestnikiem wieczorów w kawiarni „Pod Picadorem”, współtwórcą grupy poetyckiej i pisma Skamander.
W 1920, w okresie wojny polsko-rosyjskiej, był oficerem do spraw propagandy, pracując w biurze Naczelnego Dowództwa, redagując żołnierskie i inne pisma.
Po zakończeniu działań wojennych przebywał krótko w Szwajcarii i Francji, po czym osiadł na stałe w Warszawie.
W 1923 ożenił się z aktorką Bronisławą Kojałłowicz. To do niej skierowane są wiersze wydanego w 1925 r. Pamiętnika miłości. Małżeństwo jednak szybko się rozpadło i po kilku latach Wierzyński się ożenił z Haliną Pfeffer.
Stale współpracował z zaistniałymi w 1924 r. „Wiadomościami Literackimi”, redagował tygodnik Kultura (1931-32). Od 1930 r. był publicystą, zaś od 1932 – recenzentem teatralnym „Gazety Polskiej”. W 1938 r. został członkiem Polskiej Akademii Literatury na miejsce po zmarłym w 1937 r. Bolesławie Leśmianie.
Wybuch II wojny światowej jakby przepołowił życiorys Kazimierza Wierzyńskiego. Jak wielu innych, był wówczas zmuszony ratować się ucieczką na Zachód. Wyjeżdżał jako znany i lubiany poeta. Przypomnijmy więc jego przedwojenny dorobek i zarazem dzieje przedwojennej sławy.
Tyle wesela na niebie i ziemi
Debiutem Wierzyńskiego był tomik poetycki Wiosna i wino (1919), który, zdaniem Artura Hutnikiewicza, „stał się kamieniem węgielnym sławy Wierzyńskiego, zdobywając mu niebywałą popularność i rozgłos dzięki radosnej, witalistycznej i entuzjastycznej tonacji tych lirycznych wyznań”.
Podobnie, jak w przypadku innych skamandrytów, start poetycki Wierzyńskiego nastąpił tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Towarzysząca temu faktowi ogólnonarodowa euforia, jak też kondycja młodego, zaledwie dwudziestoparoletniego człowieka, zrobiły swoje. Jak i w poezji Tuwima, podmiot w utworach Wierzyńskiego jest wypełniony po brzegi wielką siłą witalną. Bohater jest kreowany na ciągle przemieszczającego się radosnego włóczęgę. Jego ulubioną porą roku jest wiosna, w dodatku w fazie największego kwitnienia, najbujniejszej pełni. Wszystko jest dlań miłe, przyjazne, po franciszkańsku dostępne i ukochane. Żeby się o tym przekonać, przejdźmy się razem z poetą Przez miedze polne:
Przez miedze polne, biegnące wśród żyta,
Z odkrytą głową, śpiewając i boso
Idę poranną, dobroczynną rosą,
I świat mi w oczach, jak maj, się rozkwita.
Tyle wesela na niebie i ziemi,
Że zaślepiony w szczęściu i radosny,
Całuję usta mej pogańskiej wiosny
Długo wargami nienasyconymi.
A w końcu miedzy, już widać z daleka,
Skowrończe gniazdo podniesione trzyma
I w oczy piskląt zagląda oczyma
Pan Bóg-przyjaciel, który na mnie czeka.
Motyw beztroskiej, swawolnej wędrówki zapowiadają już nieraz same tytuły wierszy: O, rozłożyste pola, W słonecznym blasku, Sprzedaj się wiatrom, Na przełaj gonię, Kapelusz biorę pod pachę itp.
Pod piórem Wierzyńskiego poezja dość szybko zatraca wszelką koturnowość, powagę tematu. Poeta nie tylko nie kreuje się na wieszcza, ale w dodatku na różny sposób podkreśla swoją lekkomyślność, błazeńskość, nie stroni od określeń „wariat”, „szaleniec” itp. Często korzysta w takich wypadkach z różnych idiomów, związków frazeologicznych, jak chociażby w wierszu Zielono mam w głowie:
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
Jeszcze jeden sposób potęgowania ekstatycznej radości istnienia i działania stanowią dość częste u Wierzyńskiego (podobnie też u Tuwima) motywy bachiczne, czyli motywy wina i innych trunków alkoholowych, podnoszących nastrój bohatera. Uwypukliło się to w takich, na przykład, wierszach, jak Hej! Świat się kręci!, Jestem, jak szampan i in.
Inwencja twórcza Wierzyńskiego nie zna, zdawałoby się, granic. Ten sam poeta, który potrafi przekazać stan ekstazy za pomocą motywów bachicznych, świetnie sobie radzi wykorzystując w podobnym celu wysokie motywy sakralne. Za przykład niech posłuży wspaniały, pomysłowy sonet Msza:
O, południe niedzielne! Radosna mszo świata!
Nabożeństwo zachwytu! Cudu chwilo boża!
Z ołtarza niebios leje się słoneczna zorza
I łaską swych promieni ziemię w krąg oplata.
Pokłony w uniesieniu nisko biją zboża,
A z duszy łąk modlitwa zapachów skrzydlata
Wyrywa się przez kwiaty, jak kadzidło lata!
W ekstazie padły krzyżem w szary proch rozdroża.
Podniesienie. Jak cicho! Sam Bóg hostię słońca
W białych palcach obłoków nad jasne lazury
Podnosi uroczyście i wolno do góry.
Zamarło serce ziemi. Ciszy nic nie zmąca,
Jeno przed nieb ołtarzem dzwonią, dzwonią w dzwonki
Ministranci niebiescy, pobożne skowronki.
Podniosły nastrój nie opuszcza poety także w zbiorku Wróble na dachu, w którym radość, szczycenie się z niewiedzy, operowanie błahą problematyką towarzyszy wciąż jeszcze poecie. Bohater nadal przebywa jakby w komunii z całym światem, głosi pochwałę wszelkiego, nawet najskromniejszego istnienia:
Niech będzie pochwalony każdy dzień powszedni,
Wszyscy bracia po Bogu, pokorni i biedni,
Ludzie ptakom mówiący, święci Franciszkowie,
Przed wiecznym mórz sumieniem, ze światłem na głowie. (...)
O blady, nieporadny smutku wiecznych rzeczy
Ta ekstatyczna pochwała istnienia zdecydowanie się wycisza w zbiorku Wielka Niedźwiedzica (1923). Już w Prologu pojawia się apostrofa, zapowiadająca jakże inną od wcześniejszej tonację: O blady, nieporadny smutku wiecznych rzeczy... Dopiero teraz publikuje poeta wiersze, które były pisane podczas służby w wojsku austriackim i pobytu w niewoli rosyjskiej. Opadło ze mnie wszystko ludzkie – wyznaje podmiot jednego z takich tekstów. Łagodniejsze, cieplejsze tony towarzyszą tu utworom, przepojonym nostalgią do stron rodzinnych, do najbliższych poecie ludzi. Wystarczy powołać się na takie wiersze, jak Mojej matce, List do domu, Oda prowincjonalna, Rzuciłbym wszystko. Nazwany tu List do domu jest skierowany nie do kogoś z domowników, ale do domu w sensie dosłownym:
Tak jest tu wszędzie bez ciebie nieswojo,
Że mi częstokroć po nocach się śni
Twa droga w prochu. Lipy z boku stoją,
Widać sad, studnię i otwarte drzwi.
Możliwe jednak, żeś zapomniał o mnie,
Bo dość minęło, by zapomnieć – lat,
Ale ty, domie, nie wiesz jak bezdomnie
Bywa bez ciebie! Pusty cały świat. (...)
Wspomniana w powyższych wersach pustka została niebawem złagodzona przez głębsze uczucie do aktorki Bronisławy Kojałłowicz. Echa tego romansu i krótkotrwałego małżeństwa utrwaliły się w Pamiętniku miłości (1925), który rejestruje w jakimś stopniu dzieje owego niełatwego związku. Jeżeli we wczesnych zbiorkach motyw miłości czy kobiety był czymś bardziej abstrakcyjnym, teraz ma konkretnego adresata. I, co za tym idzie, przeżywane uczucie przynosi nie tylko radość i rozkosz, ale także różnego rodzaju wątpliwości i rozterki:
Każdy dzień cię zabiera, każdy mi cię kradnie
I jest mi coraz puściej, coraz bardziej źle,
W skrytości serca walczę i przeliczam na dnie
To wszystko, co jest za mną, co przeciwko mnie.
I przyznaję się w głębi do wszelkich słabości,
Do wszystkich klęsk, nieudań i bolesnych strat –
Tylko wyrzec nie mogę się owej miłości,
Która mi ciebie daje i zasłania świat.
Osobne miejsce w dorobku Wierzyńskiego zajmuje Laur olimpijski (1927). Za ten okolicznościowy zbiorek, poświęcony rzadkiej w poezji tematyce sportowej, otrzymał twórca złoty medal na Konkursie Literackim IX Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie, co przyniosło mu popularność na całym świecie, wiersze zaś przetłumaczono na główne języki europejskie i niektóre bardziej egzotyczne. Z charakterystyczną dla siebie pasją potrafił poeta odmalować piórem czy to Defiladę atletów, czy Match footballowy, czy Skok o tyczce oraz wiele innych dyscyplin i sportowców olimpiady w Amsterdamie.
Coraz bardziej „gorzki urodzaj”
Kolejny zbiorek poetycki Wierzyńskiego otrzymał nazwę od wiersza, który go zamyka – Rozmowa z puszczą (1929). Ten tytułowy utwór jest poświęcony „nieśmiertelnej pamięci Stefana Żeromskiego”, autora Puszczy jodłowej, pożegnanego przez rodaków w 1925 r. Podobnie, jak sprawca Przedwiośnia, Wierzyński coraz intensywniej zaczyna teraz dostrzegać także inne, nienajweselsze oblicze świata. W owym czasie stanowiło to ogólniejszą tendencję w literaturze polskiej i światowej. Obok motywów włoskich czy autotematycznych pojawia się coraz częściej temat nędzy i krzywdy społecznej.
Wybuchnie on z większą siłą w następnych tomikach poety, a są to Pieśni fanatyczne (1929) i Gorzki urodzaj (1933), w których pojawia się wręcz katastroficzna wizja współczesnej cywilizacji.
O tym, co składa się na zawartość pierwszego, bezpośrednio informują nieraz tytuły poszczególnych utworów. Są to, na przykład, Pieśń o suterynie, Pieśń o szarości życia, Pieśń szubienic itp. W tych utworach w niezakamuflowany, naturalistyczny sposób opisuje poeta różne przejawy nędzy, niedostatku, chorób, czyhających na człowieka w ucywilizowanej na pozór przestrzeni urbanistycznej:
Ciężko oddychać pod piętrami,
Mur nas przywalił, piersi zgniótł,
W lochu zatęchłym, w brudnej jamie
Dusi kapustą, kartoflami
Zaraza, smród. (...)
Przygnębiające motywy wkradają się też do bardziej wielotematycznego zbiorku Gorzki urodzaj, zwłaszcza, jeżeli uwzględnić wiersze Do samobójców, Protezy, New York i in. Nie żywi poeta złudzeń nawet do będących dla wielu marzeniem rozkoszy życia amerykańskiego:
(...) Zamiast tradycji – statystyka,
Cyfra – zamiast idei,
Dolar ma oczy mistyka,
W których piekło się śmieje. (...)
Za swego rodzaju „dzieło życia” uznał Wierzyński tomik Wolność tragiczna (1936). Jest to zbiór wierszy-poematów w stylu romantycznym. Ich bohaterem jest Józef Piłsudski, a przesłanie dzieła sprowadza się do pytania o przyszłość, do niepokoju o zagrożoną wolność. W związku z wyborem tak ważnego dla Polaków bohatera w wierszu Droga do Nowogródka została też unobilitowana umiłowana przez niego przestrzeń:
(...) Tameczne oka leśne, jeziora balladowe,
Po nocach kołyszące zielony słup księżyca,
Nachodzą wtedy serce i rozmarzoną głowę,
Która od samych wspomnień tym krajem się zachwyca. (...)
W tuhanowickim parku, sierocym po Maryli,
Niech tylko wiosna echem odezwie się słowiczem,
Noc miłość zaprzepadłą nad sercem znów rozchyli,
Jak z Litwą starą wtedy rozmawiam z Mickiewiczem. (...)
Reminiscencje Mickiewiczowskie zabrzmią też w ostatnim przedwojennym tomie, jakim są Kurhany (1938). Zdominowały go wiersze o wysokiej tematyce kulturowej: Sen nocy letniej (nawiązanie do Szekspira), Maryla, Łazienki, Szopen, Gałąź cyprysu (aluzja do Dziadów Mickiewicza) i in. Daje tu poeta wyraz swojemu przywiązaniu do tradycji narodowej, do Warszawy, nie przeczuwając jeszcze zapewne, że już niedługo zostanie oderwany od swoich korzeni, że przypadnie mu w udziale trudny los: szlifowanie słowa polskiego na obczyźnie.
Z doświadczeń emigracyjnych
Po wybuchu II wojny światowej, we wrześniu 1939, Kazimierz Wierzyński był ewakuowany z redakcją Gazety Polskiej do Lwowa. Następnie przedostał się do Francji. W 1941 przez Portugalię i Brazylię przybył do USA. W 1943 był członkiem redakcji Tygodnika Polskiego w Nowym Jorku. Prawie 20 lat mieszkał głównie w Sag Harbor, osadzie rybackiej na północnym wybrzeżu wyspy Long Island.
Pod koniec życia, w 1965, poeta przenosi się do Europy, osiedlając się z żoną w Rzymie, w roku zaś 1967 w Londynie. Twórczość zyskuje coraz więcej uznania, niejednokrotnie jest wyróżniana nagrodami. Pogarsza się jednak stan zdrowia, rośnie tęsknota za ojczyzną. 13 lutego 1969 r. Wierzyński umiera w Londynie na zawał serca. W dniu śmierci napisze jeszcze wiersz Sen mara, który da tytuł przygotowywanemu do druku zbiorkowi.
W 1978 prochy poety sprowadzono do kraju i pochowano na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie
Jeżeli chodzi o twórczość Wierzyńskiego, powstałą poza ojczyzną, należy przypomnieć, że w latach II wojny światowej był poeta jednym z piewców Polski walczącej. Tragiczne doznania tych lat ujawniły się głównie w zbiorkach poetyckich o następujących tytułach: Barbakan warszawski (1940), Ziemia-Wilczyca (1941), Róża wiatrów (1942), Krzyże i miecze (1946) i in.
W mrocznych latach wojny, przeżywanych z dala od kraju, najstosowniejszą formą wypowiedzi jest dla Wierzyńskiego nawiązywanie do suplikacji, do różnych konwencji modlitwy. W Ziemi- Wilczycy spotykamy takie, na przykład, wiersze, jak Święty Boże, Zstąp, duchu mocy czy Modlitwa za zmarłych w Warszawie:
Wieczne odpoczywanie
Racz im dać, Panie,
Na Powązkach, na placach, na skwerach,
Pod ruinami domów,
W zasypanych piwnicach,
Tam gdzie kto padł,
Gdzie umierał. (...)
Wróć nas do kraju
Wertując tomiki Wierzyńskiego z okresu wojny mamy wrażenie, że tylko fizycznie poeta jest na obczyźnie, duchowo zaś ciągle tęskni albo do stron rodzinnych, albo do także mu bliskiej Warszawy. Jego największym marzeniem staje się niemożliwy, oczywiście, wówczas powrót do ojczyzny:
Wróć nas do kraju, gdzie wiejskie figury
O deszcz za czasu posuchy się modlą,
Ty, coś zbawiennej poskąpił nam chmury
I ani jedną nie wzmogłeś nas kroplą. (...)
Wróć nas do kraju, gdzie lud bogobojny
W głośnych i śpiewnych modlitwach się troska,
By od powietrza, od głodu i wojny
Twoja go ręka chroniła ojcowska. (...)
Oddalenie od ojczyzny, niemożność powrotu, predyspozycja do utrwalania swoich rozterek w słowie poetyckim – wszystko to wywołuje skojarzenia z niegdysiejszą sytuacją Wielkiej Emigracji i jej najgłośniejszego reprezentanta – Adama Mickiewicza (Sekwana). Podobnie jak o stulecie wcześniej wieszcz narodowy wskrzeszał w swoim arcypoemacie utęskniony krajobraz litewski, tak teraz Wierzyński w podyktowanych przez nostalgię wierszach przywołuje prawie te same co w Panu Tadeuszu składniki rodzinnego pejzażu:
(...) Ziemio brzóz pochyłych, buków z gładkiej kory,
Tkliwej oziminy w polu młodocianem,
Wszystkich świąt i dzwonów, dzwonów na nieszpory,
W łąkach po kolana i pachnąca sianem. (...)
W zbiorku Róża wiatrów znalazł się nawet osobny wiersz Pochwała drzew, poprzedzony mottem z Mickiewicza: ileż wam winienem, o domowe drzewa!
Mickiewicz (czasem też Słowacki, Żeromski, Staff) patronuje niejednemu utworowi poety (Nad Niemnem, Motto, Zielone Jeziora i in.).
Spora część wierszy, składających się na Różę wiatrów, rejestruje kolejne odcinki tułaczego losu poety: Pożegnanie Francji, Noc w Pirenejach, Jesień w Lizbonie, Wieczór nowojorski i in. W tego rodzaju wierszach dominują często motywy obcości, samotności, nieprzytulności, gdyż żadna egzotyka nie jest w stanie zasłonić tego, co pozostało w bardzo odległym od poety epicentrum świata. Świadczy o tym chociażby Wiersz z Rio de Janeiro:
(...) Drzewa w kwiatach, tak czułe i bliskie mi zawsze,
Mijam obcy i nawet nie pytam, jak zwą się
Te liściaste fontanny, od słońca jaskrawsze
W rosie białej, w kielichach niebieskich i pąsie.
Nocą leżę pod niebem twardem, nieruchomem,
Wyrąbanem w księżycu – ciężką powieką
Unoszę się do góry, ponad śpiącym domem
Krążę błędny i myślę: jak bardzo daleko...
Obce pejzaże wartościowe są o tyle, o ile da się w nich wytropić jakiekolwiek swojskie składniki, o czym donosi chociażby List z Pensylwanii:
(...) Jest tu ogród, co chowa się dziki
W puszczy dębów, brzóz naszych, akacji...
Moja miła, tu rosną krwawniki
Jak w Cząbrowie ostatnich wakacji.
I jest szałwia, co płonie, jak wtedy,
Oset polny na wiatrach się swata,
Ach, ze zwykłym zapachem rezedy
Wszystkie dawne wracają mi lata. (...)
Zbiorek Róża wiatrów zamyka jeden z najbardziej znanych tekstów Wierzyńskiego Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny.
Powtórne narodziny poety
Zakończenie wojny i niezgodny z oczekiwaniami Wierzyńskiego jej wynik spowodowały na jakiś czas kryzys twórczy. Po wydanych w 1946 r. Krzyżach i mieczach ich autor zgubił na kilka lat wenę poetycką. Nie bez znaczenia były tu osobiste przeżycia, zważywszy fakt, że podczas wojny utracił poeta prawie całą rodzinę (pozostałych w kraju rodziców i braci). Krzyże i miecze są właśnie poświęcone pamięci tych najbliższych zmarłych i zabitych. Chociaż zbiorek ukazał się już po wojnie, wypełniają go nadal tematy martyrologii wojennej i nostalgicznych westchnień, skierowanych w stronę czy to małej (Drohobycz, Borysław, Stryj, Lwów, Karpaty), czy to większej (Polska, Warszawa) ojczyzny. Do wyrażania kipiących w duszy emocji najbardziej przydatna okazuje się konwencja psalmu i wszelka modlitewna (zwłaszcza błagalna) tonacja, jak w wierszu Panie Zastępów:
Może nasz krzyk o łaskę nieba
Zanadto cię do ziemi zbliża
Lecz, Wszechmogący, spójrz jak trzeba
Nam do pomocy twego krzyża. (...)
I mieczem swym wyprowadź pokój,
Panie Zastępów, z mroku wojny,
Ukaż się w chmurach, wyprorokuj
Nadzieję ziemi bogobojnej.
Kryzys twórczy, z jakim zmierzył się poeta po opublikowaniu zbiorku Krzyże i miecze, został opanowany w trakcie pracy nad książką Życie Chopina (1949). Jej angielskie tłumaczenie ze wstępem znanego muzyka Artura Rubinsteina przyniosło Wierzyńskiemu międzynarodową sławę. „Dwuletni pobyt w puszczańskiej posiadłości [na wsi w Massachusetts – H. T.] znakomitego dyrygenta Artura Rodzińskiego (był on inspiratorem książki o Chopinie), samotność, nieustanne obcowanie z pierwotną przyrodą i wielką muzyką, odradzają Wierzyńskiego” – jak ujął to Krzysztof Dybciak. Za książką o Chopinie poszły także nowe zbiorki poetyckie: Korzec maku (1951), Siedem podków (1954), Tkanka ziemi (1960), Kufer na plecach (1964), Czarny polonez (1968), Sen mara (1969). Niektórzy badacze nazywają ten ponowny wybuch poezji „drugą młodością” czy „powtórnymi narodzinami” Wierzyńskiego. Nie oznacza to jednak powrotu do euforii Wiosny i wina. Jest to czas głębszej refleksji nad tworzywem poetyckim, czyli słowem, nad sztuką, czas metafizycznej zadumy nad sprawami ostatecznymi. „Raz po raz – zauważa Waldemar Smaszcz, omawiając powojenną poezję sprawcy Korca maku – powracać będzie jednak bolesna świadomość własnego wygnańczego losu, tym bardziej dokuczliwa, że przecież autor wiedział, że nie są to li tylko jego własne cierpienia i obsesje, czuł się – jak napisał w jednym z wierszy „skazańcem, synem swego wieku”.
Wierzyński pozostaje też „najwybitniejszym lirykiem nostalgii”, jak określiła Maria Dłuska. I, najważniejsze, jednym z tych poetów romantycznego pokroju, którzy wierzyli jeszcze w moc i siłę słowa, w to, że, jak mówi Mickiewicz, „pieśń ujdzie cało” i, jak potwierdza Wierzyński, (...) minie nawet wojna a słowo zostanie.
Głębsze omówienie „powtórnych narodzin poety” po wojnie wymagałoby jeszcze co najmniej artykułu, więc odłóżmy to na jakąś inną okazję.
Halina Turkiewicz