Litwa na starcie roku jubileuszowego

Przed 25 laty – 11 marca 1990 roku, Litwa po raz drugi w XX wieku porwała się na odrodzenie niepodległej państwowości i to się jej udało. Przyglądając się politycznym, ekonomicznym i społecznym aspektom życia kraju oraz analizując komentarze bądź prognozy ekspertów i politologów, możemy się pokusić o poczynienie wniosków co do kondycji kraju u progu ćwierćwiecza niepodległości.

Na szali – zyski i straty

Bezspornym osiągnięciem Litwy jest to, że potrafiła zbudować podwaliny współczesnego państwa: ukształtować system polityczny, przekształcić gospodarkę, zapewnić funkcjonowanie podstawowych instytutów suwerennego kraju, co pozwoliło stać się jej członkiem Unii Europejskiej, ugruntować swe bezpieczeństwo poprzez wejście do NATO. Po latach wzlotów i upadków, gospodarka kraju znów nabiera obrotów i podstawowy wskaźnik jej wyjścia z zapaści – PKB, ma mieć w roku 2015 dość istotne tempo wzrostu. Ministerstwo Finansów prognozuje 3,4 proc., zaś bardziej krytyczne obliczenia Konfederacji Przedsiębiorców Litwy – 2,6 proc., co też jest w dobie obecnej godnym pozazdroszczenia w Europie. Co prawda, nadal nie możemy się pochwalić (i trudno przewidzieć, kiedy i czy w ogóle to nastąpi), że potrafiliśmy w ciągu 25 lat dogonić „stare” kraje europejskie. Nasz PKB – w przeliczeniu na jednego mieszkańca – stanowi trzy czwarte średniego dobrobytu zachodniego Europejczyka. Jednak możemy to uznać za sukces.

Pieniądze europejskie, pomimo wielu zarzutów o nie zawsze odpowiednim ich rozdzielaniu i wykorzystaniu, pozwoliły zmodernizować szereg dziedzin, zainwestować w infrastrukturę. Co innego, że może ona stać się wielce problematyczna, kiedy skończą się fundusze europejskie i ze szczupłego budżetu samorządów trzeba będzie ją utrzymać w należytym stanie.

Wielce optymistycznym (chociaż bardzo drogim) akcentem ubiegłego roku stało się uruchomienie terminalu gazu skroplonego wraz ze statkiem-przechowalnią o tak pięknej nazwie „Independence”. Ma on stać się jednym z podstawowych elementów, które zapewnią Litwie niezależność energetyczną. Gazoport jest nie tylko obiektem gospodarczym, ale też politycznym. Pozbawia bowiem wschodniego sąsiada możliwości manipulowania dostawami gazu, jego ceną i czynienia nacisków na kraj.

Mocnym akordem na pożegnanie starego i powitanie nowego, jubileuszowego roku, stało się na Litwie wprowadzenie euro. Oczywiście szkoda, że 25-lecie niepodległości kraj będzie witał bez tak przed laty (lit wprowadzony został w 1993 roku) upragnionej własnej waluty. Jednak przystąpienie do strefy euro – jako dziewiętnastego jej członka – ma ułatwić krajowi (pamiętajmy, że Estonia i Łotwa już to uczyniły) integrację do systemu europejskiej gospodarki, sprzyjać inwestycjom, rozwojowi kontaktów gospodarczych, wymianie handlowej na kierunku zachodnim, co szczególnie jest aktualne, kiedy na Wschodzie mamy wyraźne utrudnienia w związku z zaistniałą sytuacją geopolityczną.

Zagrożenia i niepokoje

Pamiętając o zasadzie działania naczyń połączonych, musimy sobie uświadomić, że uprawiana polityka, określone kroki w gospodarce, poczynania w sferze socjalnej owocują konkretnymi wynikami. Popełnione błędy w tych dziedzinach lub nicnierobienie na dłuższą metę, niczym miecz Damoklesa zawisają nad naszymi głowami, hamując rozwój kraju i dobrobytu jego mieszkańców. Co z kolei nie tylko nie pozwala tworzyć bardziej optymistyczny wizerunek „jubilatki”, ale też może stać się przyczyną stagnacji czy wręcz regresu.

Bardzo poważnym problemem staje się na Litwie sytuacja demograficzna. Według wcześniejszych prognoz ekspertów Organizacji Narodów Zjednoczonych, spadek liczby mieszkańców poniżej 3 mln mieliśmy mieć dopiero w roku 2035. Niestety, przekroczyliśmy ten rubikon w roku 2012. Dziś na Litwie mieszka 2 mln 945 tys. osób. Niski przyrost naturalny, wysoka śmiertelność i jedna z największych plag – emigracja, według długofalowych prognoz, mają spowodować, że już w 2040 roku kraj będzie liczył zaledwie 2 mln mieszkańców.

Jak zaznaczają eksperci, nie tyle budzą niepokój te dwa miliony, co struktura społeczeństwa, która się nam starzeje. Jeżeli w 2004 roku mieliśmy 53 tysiące 18-latków, to po dziesięciu latach – już tylko 37 tys., zaś za pięć lat będzie ich zaledwie 26 tys. Biorąc pod uwagę, że część młodzieży opuści kraj, to powstaje bardzo poważne pytanie: kto będzie zasilał rynek pracy, płacił podatki, z których opłacane są świadczenia socjalne, a także cały aparat państwa i utrzymywana infrastruktura. Z przyszłych dwóch milionów obywateli ponad połowa będzie na utrzymaniu podatników.

Już dziś Litwa jest najrzadziej zaludnionym krajem w Europie. No, i traci tworzone w ciągu lat powojennych – poprzez rozwój przemysłu w miastach i miasteczkach różnych regionów – równomierne rozmieszczenie mieszkańców. Aktywni na rynku pracy ludzie skupiają się coraz bardziej w wielkich miastach i jest tak, że w 19 z 60 rejonowych samorządów, mamy po 12,5 osoby na 1 km kw.

W ciągu lat niepodległości z powodu emigracji nie doliczamy się 788 tys. mieszkańców. Nie możemy pochwalić się też długowiecznością. Jeżeli średnia wieku w UE sięga 79,2 lat, to na Litwie – 74,1. Trudno mówić o zatrzymaniu fali emigracji czy budzących optymizm liczbach powracających w sytuacji, kiedy minimalna płaca zarobkowa (która roku ubiegłego, a i tego ma rosnąć) oscyluje w granicach nieco ponad 300 euro, co stanowi zaledwie piątą lub szóstą część wynagrodzenia w Wielkiej Brytanii, Danii, Holandii, a od średniej w skali całej UE jest mniejsza 4,2 raza.

Jednym z poważnych czynników zapaści gospodarczej już wkrótce może się stać zwlekanie z reformowaniem strukturalnym sektora publicznego. Według danych statystycznych, w państwowym sektorze obecnie pracuje trzecia część czynnych zawodowo osób: z 1.186 tys. – 339 tys. To ich oraz emerytów i dzieci utrzymuje 847 tysięcy zatrudnionych w sektorze prywatnym. Powoduje to stan, że siła robocza jest zbyt wysoko opodatkowana.

Zarówno poprzednie, jak i obecny rząd w ciągu dwuletniej kadencji nie zabrał się do restrukturyzacji gospodarki, przeprowadzenia reformy podatkowej. I, co jest najsmutniejsze, w ciągu pozostałych dwóch lat, tyle rządząca koalicja ma szansę trzymania steru władzy, raczej tego nie uskuteczni. Chociaż różnego rodzaju komisji, badań i przygotowywanych studiów tworzono bez miary. Rząd Butkevičiusa zasłynął jako ten „od komisji”. Niestety, mało lub całkowicie nieużytecznych.

Nieomylna pani prezydent

Pani prezydent Dalia Grybauskaitė bardzo swoiście podsumowała potencjał i perspektywy rządu podczas noworocznej konferencji prasowej, która stała się jej swoistym expose. Otóż określiła pracę gabinetu, zresztą nie po raz pierwszy, jako tego, kto przynajmniej nie popsuł rozpoczętych spraw. Przede wszystkim: budowy gazoportu oraz wprowadzenia euro.

Pytana o dalsze jego perspektywy, dość cynicznie stwierdziła, że nie spodziewa się inicjatyw oraz reform i raczej ich nie oczekuje. Bowiem, zdaniem pani prezydent, potencjał i zdolności intelektualne ekipy premiera Butkevičiusa raczej temu nie służą. Wątpliwym usprawiedliwieniem takiej opinii miało być stwierdzenie, że nie pomaga w pracy rządu właśnie taka a nie inna koalicja rządząca.

Głowa państwa życzyła gabinetowi ministrów, by doprowadził do pomyślnego zakończenia ważne projekty, związane z uruchomieniem łączy elektrycznych ze Szwecją i Polską oraz umożliwiające przekazywanie gazu. Mają to być kolejne kroki na drodze do energetycznej niezawisłości.

Mówiąc o planowanych zmianach kadrowych w instytucjach, nad którymi prezydent czuwa bezpośrednio, praktycznie sama sobie zadała pytanie o tym, czy nie popełniła błędów? Odpowiadając na nie oznajmiła, iż na kolejną kadencję nie będzie wystawiała ani kandydatury obecnego prokuratora generalnego, ani szefa urzędu bezpieczeństwa państwowego. Obaj byli przez nią „odkryci” i mianowani na stanowiska jako ci, którzy mają dokonać potrzebnych reform (dotyczyło to prokuratury) oraz zmiany stylu pracy wobec nowych zagrożeń (bezpieka). Niestety, obaj kierownicy nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Jednak prezydent była daleka od tego, by bić się w piersi i przyznać kadrową pomyłkę. Powiedziała wręcz: nie, nie omyliłam się. Dodając, że podejmuje decyzje, oceniając posiadaną informację w konkretnych realiach. A wiadomo, sytuacje się zmieniają, życie przecież nie stoi w miejscu. Co do tego możemy przyznać pani prezydent stuprocentową rację.

Rację ma też głowa państwa co do tego, że powinno wzrastać minimalne wynagrodzenie i muszą być kompensowane emerytury. Już nie po raz pierwszy (jednak bez większego skutku) akcentuje pani prezydent walkę z korupcją i z ciągle „nieuchwytnymi” klikami oligarchów…

Prezydent akcentowała też konieczność troski o bezpieczeństwo państwa. Po raz kolejny powtórzyła twierdzenie, że wschodni sąsiad wykazuje cechy państwa terrorystycznego. Wzmacnianie wojska, współpraca ze strategicznymi partnerami, poparcie dla dążeń Ukrainy – Litwa nie powinna być pasywna, a aktywnie uczestniczyć w kształtowaniu nie tylko swego bezpieczeństwa, ale też Europy i świata.

Szczytne są to cele. Jednak przyznać należy (na ten temat wypowiadali się zarówno krajowi, jak też zagraniczni politycy i komentatorzy), że budowanie bezpieczeństwa, zarówno pokojowego jak i gospodarczego, wymaga rozwagi i dyplomacji, z którymi to definicjami mało mają wspólnego niektóre sformułowania, jakie pani prezydent pozwala sobie kierować m. in. pod adresem Rosji. Nawet z niebezpiecznym i nieprzewidywalnym sąsiadem, jakim ta jest, raczej trzeba budować w miarę poprawne stosunki, bowiem każde ich zaostrzenie odbija się negatywnie na różnych dziedzinach życia.

Pragmatyczny a nie emocjonalny charakter polityki jest we współczesnym świecie bardziej pożądany. Niestety, pani prezydent nie potrafiła nawiązać należytych kontaktów również z o wiele mniej „problematycznymi” niż Rosja sąsiadami. Dotyczy to zarówno Białorusi, jak krajów bałtyckich i, oczywiście, Polski.

Ta ostatnia jest w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej jednym z głównych gwarantów wspólnego bezpieczeństwa państw – członków NATO w naszym regionie. Uznając powyższe i współpracując w dziedzinie obronności, Litwa nijak nie może przestąpić nakreślonej w świadomości (czy też wyobraźni) granicy, by realizując m. in. zapisy dwustronnego traktatu i składanych w ciągu lat obietnic, rozwiązać kwestię pisowni nielitewskich nazwisk swoich obywateli czy podwójnego nazewnictwa w taki sposób, jaki jest już od dawna uznawany w Europie (i nie tylko) za normę.

O tym, że przy odrobinie dobrej woli można nawet ostre kwestie dość sprawnie rozwiązać, świadczyć może fakt z nazwami ulic na Wileńszczyźnie. Choć tabliczki z ich nazwami w języku polskim budziły tak wiele emocji, jednak znaleziono kompromis. Wydaje się, że przy pozytywnym zaangażowaniu pani prezydent do spraw m. in. pisowni w oryginale nazwisk i podwójnego nazewnictwa, też takowy nie sprawiłby większych trudności osiągnąć.

Będąc przy tzw. kwestii polskiej, warto podkreślić, że obecny rząd (przy akceptacji głowy państwa) ciągle karmi nas obietnicami o przyjęciu Ustawy o mniejszościach narodowych. Miała być za pół roku rządów obecnej koalicji, a już nam dwa lata zleciały i... podobno ma być wniesiona na wokandę Sejmu podczas wiosennej sesji parlamentu. Wiadomo – wiosna czas nadziei... Ale wiemy już na pewno, że od lipca zainauguruje swoją działalność Departament ds. Mniejszości Narodowych. Był już taki, akurat przed pięciu laty przestał istnieć jako „niepotrzebny”. Teraz będziemy mieli powtórkę...

Odnotować należy, że jako społeczność najlepiej wychodzimy na tym, kiedy, jak to się mówi – robimy swoje. W minionym roku na wyraźnie plusowe konto możemy zapisać fakt, że dwie przedstawicielki polskiego środowiska: gimnazjalistka-wolontariuszka i siostra zakonna – dyrektor hospicjum doczekały się uznania w społeczeństwie litewskim: zostały laureatkami prestiżowych odznaczeń. Wydaje się, że tędy wiedzie jedna z dróg do normalności w stosunkach polsko-litewskich na naszym gruncie. Wcale niełatwa, aleśmy nigdy takowych nie mieli.

Partii politycznych raczej cienie niż blaski

O tym, że w republice parlamentarnej prezydent dość dyktatorsko zachowuje się w stosunku do poszczególnych partii, świadczy nie tylko charakterystyka rządzącej koalicji, historia formowania rządu oraz „afera” z wiceministrami, ale też ostatnie mianowania szefów resortu energetyki oraz spraw wewnętrznych – ministrowie zostali wybrani nie z partyjnego stricte klucza i za wyraźną „poradą” głowy państwa. Takie realia wskazują, że partie polityczne na Litwie są w słabej kondycji pod względem ideologii i kadr. (Czego raczej nie można powiedzieć o sytuacji finansowej).

Brak potencjału kadrowego największych partii na Litwie dał się wyraźnie odczuć podczas wyborów prezydenckich. Żadna z nich (na czele z socjaldemokratami) nie potrafiła znaleźć charyzmatycznego lidera, mogącego stawić czoła ubiegającej się o drugą kadencję Dalii Grybauskaitė. Nie tylko podczas wyborów, ale też w codziennym życiu, pracy sejmowej, w rządzie trudno jest o kompetentnych liderów, zdolnych forsować idee, wypracowywać strategie, modele rozwiązywania aktualnych dla państwa problemów.

Zbliżające się wybory samorządowe, wysuwanie kandydatów na merów, którzy po raz pierwszy na Litwie mają być wybierani bezpośrednio, znów potwierdziły brak osobowości w arsenałach poszczególnych partii. Wyraźnie widać, że nie tylko w pierwszych szeregach, ale taże w „rezerwie” trudno wypatrzeć mniej lub bardziej zdolnych polityków. O czym to świadczy? Chyba jednak zbyt długo, bo praktycznie w ciągu całego ćwierćwiecza, obsadzane przez „weteranów” pierwsze miejsca na partyjnych listach nie stwarzały nowicjuszom szansy wykazania się. Najwidoczniej ulegli zniechęceniu – wyemigrowali lub zajęli się biznesem. Czy powrócą? Na tym ma polegać ból głowy partyjnych bossów, o ile nie zamierzają uchodzić na politycznej scenie jedynie za statystów.

Janina Lisiewicz

Wstecz