W Polskim Studiu Teatralnym w Wilnie

Rok z dwiema „piątkami”

Z początkiem bieżącego roku na emblemacie Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie zjawił się nowy element – dwie piątki. Przypominają o urodzinach teatru, założonego w 1960 roku przez śp. Janinę Strużanowską, działającego w ciągu ponad dwóch dziesięcioleci pod nazwą Polskiego Zespołu Dramatycznego przy Klubie Pracowników Łączności. I już blisko trzydzieści lat ten zespół teatralny kontynuuje działalność pod kierownictwem Lilii Kiejzik, z którą rozmawiamy o styczniowej premierze spektaklu „Pieszo” Sławomira Mrożka, o zespole oraz jubileuszowych planach twórczych.

Studio rozpoczęło kolejny rok – kolejną sztuką Sławomira Mrożka…

Muszę przyznać, że lubimy tego autora – za ponadczasowość jego sztuk, które zmuszają widza do zastanowienia się nad sensem życia, jego kruchością, nad postawami człowieka w tym życiu… To nie są utwory dotyczące jedynie określonego okresu dziejowego, jakiegoś zjawiska.

Chociaż akcja sztuki „Dom na granicy” rozgrywa się w czasie wojny, poruszany w niej problem – budowania sobie nawzajem sztucznych granic, podziałów – jest stale aktualny. W każdych czasach i ciągle w naszym życiu cokolwiek dzielimy: granice, domy, różne inne rzeczy…

Albo dramat „Zabawa”: o trzech takich chłopcach-„buhajkach”, którzy za wszelką cenę szukają w życiu… zabawy, jakiejś złej przygody, uczynku i... znajdują. Czyż nie jesteśmy świadkami takich przykładów na co dzień?... Stracili „dla zabawy” swojego kolegę i odeszli sobie śpiewając…

Czy też „Krawiec”: tytułowa postać dramatu jest strażnikiem formy, uważa, że poprzez nią – przywdziewając inne szaty – można zmienić świat wewnętrzny człowieka, stosunki między ludźmi… Czyż w naszym życiu nie usiłuje ktoś nas „przyoblec” w nowe, nie pasujące do nas „szaty”?...

Sztuki Sławomira Mrożka – to wielka szansa na pomysły reżysera. Nawet za życia – o ile wiem – autor nie czynił jakichś ograniczeń w interpretacji swych sztuk, pozwalał na swobodę myśli, wyobraźni scenicznej.

W ostatnim roku życia Mrożka, w jego obecności, graliśmy w Gdyni „Dom na granicy”. Po spektaklu obcowaliśmy z autorem. Nie był zbyt wylewny, ale nawet ze szczupłej opinii o naszej grze – o tym, jak widział własny utwór w wydaniu artystów Studia, odczytaliśmy jego aprobatę.

Ostatnio mieliśmy premierę dramatu „Pieszo”. Od dawna podobała mi się ta sztuka, która – myślę – dziś nadal jest aktualna. Chociaż po premierze ktoś mi powiedział, że nie mam racji… Czyżby?... Ludzie wokół – my wszyscy dokądś emigrujemy, idziemy, śpieszymy, nie zawsze jednak wiedząc – dokąd. I kiedy, i gdzie wreszcie w tym pędzie zrobimy sobie przystanek…

Sztuka opowiada o końcu wojny, trudnym powracaniu do normalności, kiedy nawet myśl o łazience wydaje się luksusem…

Właśnie, trzeba młodym mówić również o tym, co to jest wojna… Potrzebna jest taka przestroga, zawsze i wszędzie trzeba o tym pamiętać…

Planując wziąć na warsztat „Pieszo”, pomyślałam sobie: już niejedną sztukę Mrożkową wystawiłam, więc byłoby dobrze, gdyby tym razem ktoś inny to zrobił. Świeży styl, charakter, nowe spojrzenie na utwór. Zaproponowałam panu Cezaremu Morawskiemu, nie mając zbyt wielkich nadziei na jego zgodę, ale nie odmówił, za co jesteśmy mu wdzięczni. Może był nieco zaintrygowany możliwością eksperymentu: zabierał się do tej sztuki po raz pierwszy, a pracować mu przyszło z aktorami nieprofesjonalnymi. Wiem, że łatwo nie było, bo pracuję z nimi od lat…

Ja zrobiłabym ten spektakl nieco inaczej, próbowałabym wykrzesać z moich aktorów więcej dynamiki, ruchu na scenie – starając się dogodzić gustom naszego widza… Ale w zasadzie dobrze nam się pracowało, bo pan Cezary – zawodowiec i pedagog – jest cierpliwy. Zresztą, zaangażowani w sztuce aktorzy – już nie początkujący, obyci ze sceną – też się bardzo starali…

Więc była pewna ingerencja Pani kierowniczki do tej sztuki?…

Nie przeczę. Sama na przykład dobierałam obsadę, bo znam swój zespół.

Witka Rudziańca od początku widziałam w roli Ojca. Jego syn Darek – chyba najbardziej doświadczony na scenie z młodego pokolenia – zagrał Syna scenicznego. Edek Kiejzik – Oficera. Z podobną rolą obeznany jest w innej sztuce, chociaż... nie jest to jego emploi. Wiedziałam jednak, że mogę na niego w tym wypadku liczyć, nawet jako na wychowanka Wileńskiej Akademii Teatru i Muzyki. Miał też dobrą partnerkę sceniczną – Mirosławę Naganowicz, która się wcieliła w rolę Przyjaciółki Oficera. To aktorka jeszcze zespołu Strużanowskiej, która do nas po pewnej przerwie wróciła. Doświadczona, dużo ma dobrych ról na swym koncie. Wiele robi dla teatru, wspiera innych w zespole.

Nadzwyczaj wyrazista w roli Baby- Matki była Jolanta Szałkowska…

Chociaż jej codzienna praca zawodowa nie jest związana ze sceną, czuje się na niej „swojsko”. Zresztą, jest po studiach artystycznych.

Jej Córkę zagrała Lucyna Kołpak. Ta krucha z wyglądu osóbka prywatnie jest mamą dwojga dzieci. W teatrze – od niedawna. To moja koleżanka ze szkoły w Ludwinowie – razem pracowałyśmy… Przyglądałam się jej od dawna: jak prowadzi szkolny teatrzyk. Zaproponowałam jej przed trzema laty rolę Babci w „Powtórce z Czerwonego Kapturka”. Zagrała fantastycznie, chociaż to była pierwsza jej rola sceniczna i chociaż nie wiedziała, na co się zgadza… Później mówiła, że spodziewała się – ot, takiej „szkolnej” rólki w bajeczce: poleży sobie w łóżku i tyle…

A Porucznik Zieliński – czyż nie był wspaniały?..

Grzegorz Jakowicz jest uzdolniony scenicznie i niezwykle pracowity. Szkoda, że w swoim czasie rodzice nie „popchnęli” go w kierunku aktorstwa… Po spektaklu „Kapturka” pytam dzieci: który z bohaterów najbardziej im się podobał? Odpowiadają chórem: Gajowy… Prawie we wszystkich sztukach jest zaangażowany, nie tylko w bajkach. W każdej roli, do której się zabiera, jest wyrazisty…

Matematyk, czyli Zbyszek Girulski, prawnik z zawodu. Jest z mojej zaufanej grupy „dziadowskiej” (czyli grał w „Dziadach” Adama Mickiewicza). Również swoisty jako aktor, do teatru należy od dawna…

Grajek – Robert Balcewicz. Według reżysera – nie istniejąca w rzeczywistości postać. Trudna rola poniekąd, ale „jego”… W innej natomiast – w tej sztuce, na przykład Zbója (zagrał Marek Kubiak) – nie widzę go… Spisał się dobrze również w „Emigrantach”…

To już jest mowa o drugiej, tego roku wystawionej, sztuce…

Nie nowej, tylko „w nowym wcieleniu”: jest to już trzecie podejście sceniczne do „Emigrantów”. Robertowi niełatwo jest grać „po kimś”, tym bardziej, że widz ma już pewne porównanie: z kreacją Edwarda Trusewicza, Sławomira Gaudyna. Robert wyszedł – uważam – z tego zadania zwycięsko. Zresztą, z Edwardem Kiejzikiem nie pierwszy raz grają razem w jednej sztuce. Mają ze sobą dobrą więź sceniczną, a to bardzo ważne.

Co Studio Teatralne planuje pokazać widzowi w roku jubileuszowym?

Na pewno weźmiemy nową sztukę na warsztat. Data urodzinowa teatru, według archiwum, wypada 13 lutego, ale obchodzimy nasze jubileusze – tak się już utarło – zawsze w listopadzie. Podobnie będzie w tym roku. Poświęcimy tym naszym dwóm „piątkom” cały maraton. Mamy w planie również monospektakl.

26 lutego gramy dla dzieci „Koziołka Matołka”. W marcu wystawimy dramat „Pieszo” w Rudominie. Marzec będzie nam mijał pod znakiem Święta Teatru.

Planujemy również wystawić sztukę, opartą na twórczości Agnieszki Osieckiej, która będzie taką „próbą na kabaret”: skecze, tańce, piosenki… Pracujemy już nad tym od jesieni, mamy przygotowanych sporo piosenek. Tylko że musieliśmy ten projekt nieco odsunąć na dalszy plan, ponieważ trzeba było robić to, czego wymagał czas. Premierę tego przedstawienia planujemy na wiosnę, chociaż dokładnej daty jeszcze nie ustaliliśmy.

A więc widz poczuje się teatralnie „dopieszczony”…

Będziemy się starali… Muszę powiedzieć, że cieszę się ze swego widza… Przed premierą „Pieszo”, gdy ujrzałam na sali tyle młodzieży, trochę się bałam, jak sztuka przez nią zostanie przyjęta… Słuchali z uwagą i właściwie reagowali… Nie śpieszyli do szatni, a oklaskiwali wraz z innymi, okazując artystom szacunek. Bardzo to budujące… Pewna pani po premierze powiedziała: „Ja to wszystko sama przeżyłam: ten czas i tych bandytów, i tych złodziei…”. Ale młodzież również nie została obojętna – wiem, że dyskutowała na ten temat. Pewna znajoma nauczycielka opowiadała, że jej wychowankowie zapytywali ją: jeśli będzie kolejna sztuka Mrożka, to czy znów do teatru się wybiorą?.. A to już jest pewien sukces… Bo widza należy sobie wychowywać…

Czy jesienią możemy się spodziewać kolejnego międzynarodowego festiwalu teatralnego?

Bardzo byśmy tego chcieli, tylko jak dotychczas nie mamy żadnych potwierdzeń. Chodzi przede wszystkim o środki na ten cel. Chcielibyśmy nasz jubileusz połączyć z festiwalem, uhonorować go wspólnie z naszymi scenicznymi przyjaciółmi zagranicznymi i naszym szanownym widzem. Mamy szereg zaprzyjaźnionych teatrów w różnych krajach, z którymi współpracujemy, wymieniamy doświadczenie, a które moglibyśmy zaprosić do siebie. Na przykład teatr z Kanady – przyjechałby do nas ze sztuką o Ordonównie. Albo – ze Lwowa: nasi starzy przyjaciele, którzy u nas zawsze bywają. Wiem, że i Żytomierz zechciałby w festiwalu uczestniczyć. I być może Moskwa… I, oczywiście, zaprosilibyśmy szereg teatrów z Polski (2015 – to Rok Teatru Polskiego), z którymi się kontaktujemy, z którymi łączą nas ściślejsze więzi…

Takie oto mamy plany twórcze, które zależą od Boga, bo jak będziemy zdrowi, to damy radę… Tylko (śmieje się) do zdrowia potrzeba jeszcze trochę pieniędzy…

A działalność tzw. pozasceniczna również wpisana jest do planu roku jubileuszowego?

Jak zawsze – planujemy swoją obecnością i udziałem uświetnić przypadające w tym roku daty: Niepodległości, Dzień Wojska Polskiego, inne okolicznościowe, które to przyjęliśmy już do świadomości: że to są „nasze” imprezy. W tym celu przygotujemy nowe programy, angażując do nich zdolne, młode osoby. Szkoda jedynie, że niektórzy maturzyści nam odjadą… Ale zawsze mogę liczyć na ten swój „trzon” zespołu, na tych, którzy są pewni, którzy wiedzą, że trzeba wystąpić i basta... Na przykład, Czesław Sokołowski – lubi śpiewać, grać w bajkach. Gra w „Kapturku”, w „Koziołku” razem ze swą rodziną, z młodzieżą i sam się świetnie przy tym bawi. Młodzi biorą z niego przykład i to jest piękne.

Albo Witold Rudzianiec, który przyprowadził do teatru syna… Wsparciem dla zespołu jest Zdzisław Horbaczewski: i w bajce zagra, i innej pomocy udzieli w potrzebie.

Nowym wynalazkiem dla teatru jest Sabinka Lachowicz, grająca Kapturka, a teraz – Koziołka; pomagała również w spektaklu o Modrzejewskiej („Cień”) podczas ubiegłorocznego festiwalu… To studentka wileńskiej polonistyki, zdolna i chętna do pracy. Ważne ponadto, że donikąd nie wyjedzie…

Polegam również i w plany teatru wpisuję Darka Drawnela. To też nowy „nabytek” zespołu. Odpowiedzialny. Gra w „Koziołku”, ale również pomaga przy nagłośnieniu, naświetlaniu. Studiuje w Wilnie i jak na razie donikąd nam nie ucieknie. Ten nowy narybek cieszy, dodaje nadziei…

Pozostaje tylko życzyć zespołowi z okazji jubileuszu wielu sukcesów twórczych.

A ja życzę „Magazynowi Wileńskiemu” z okazji 25. urodzin wielu jeszcze kolejnych pięknych dat. I chcę podziękować za współpracę z Polskim Studiem Teatralnym. Za to, że jesteście poprzez swe łamy razem z nami.

Rozmawiała Helena Ostrowska

Fot. Paweł Stefanowicz

Wstecz