A wojna wciąż się przypomina…

Chociaż tego roku obchodzimy znamienną rocznicę – 70 lat, odkąd dobiegła końca II wojna światowa i, wydawałoby się, świat miał wystarczająco czasu na określenie zbrodni i kary, nazwanie agresorów i ofiar, uściślenia terminów „wyzwolenie” i „okupacja”, to, niestety, tak nie jest. Odcinając się od politycznych sporów, interesów wielkiej polityki i propagandowego jazgotu, wydaje się, po siedemdziesięciu latach jesteśmy zgodni tylko w jednym – poległym należy się hołd. Wszystkim. Szczególny tym, którzy bezbronni ginęli z rąk zbrodniarzy. Miejscem wielkiego bólu i brutalnym świadectwem tego, jaki los mogą zgotować ludzie sobie nawzajem, są Ponary.

Właśnie w dniu 8 maja – obchodząc 70. rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie – przedstawiciele Związku Polaków na Litwie oddali hołd ofiarom II wojny światowej w Ponarach oraz w Alei Pamięci Narodowej w Zułowie.

Reprezentujący wielotysięczną rzeszę rodaków, m. in. prezes Związku Polaków na Litwie, poseł Michał Mackiewicz, prezes Trockiego Oddziału Rejonowego ZPL, wicemarszałek Sejmu RL Jarosław Narkiewicz, wiceprezes ZPL, prezes Święciańskiego Oddziału Rejonowego Irena Bejnar, wiceprezes Wileńskiego Rejonowego Oddziału, mer rejonu wileńskiego Maria Rekść, prezes Wileńskiego Oddziału Miejskiego Alicja Pietrowicz, wiceprezes ZPL Włodzimierz Sieniuć przybyli do Ponar, by tu, w miejscu zagłady przez hitlerowskich oprawców i ich miejscowych pomagierów, tzw. strzelców ponarskich około stu tysięcy niewinnych ofiar oddać im hołd.

W ponarskich dołach miejsce wiecznego spoczynku znalazło ponad 70 tysięcy osób narodowości żydowskiej (w tym – obywateli Polski); rozstrzeliwano tu Polaków – członków organizacji konspiracyjnych, zakładników, wśród których byli zarówno wybitni uczeni, księża, jak i młodzież szkolna; rosyjskich jeńców wojennych; działaczy antyhitlerowskich różnych narodowości.

Wieńce zostały złożone przy pomnikach, upamiętniających pomordowanych Żydów, ofiary faszystowskiego terroru oraz w kwaterze polskiej, gdzie po zapaleniu zniczy odmówiono modlitwę za dusze zmarłych.

W Zułowie, w Alei Pamięci Narodowej, oddano hołd pamięci rodaków przy stelach, ustawionych ku czci obrońców Westerplatte, ofiar zbrodni katyńskiej, generała Władysława Andersa i jego żołnierzy poległych pod Monte Cassino, żołnierzy-Polaków, walczących w formacjach wojskowych na Wschodzie, uczestników operacji „Ostra Brama”, generała Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”, uczestników Powstania Warszawskiego, pomordowanych w Ponarach, podczas Rzezi Wołyńskiej oraz zesłańców-Sybiraków. Dziesięć – z dwudziestu znajdujących się tu stel i szumiących dębów – to świadectwa pamięci o żołnierzach i ofiarach II wojny światowej, podczas której Polacy walczyli na wszystkich frontach oraz stawiali zbrojny opór okupantom na terenie kraju.

70. rocznica zakończenia działań wojennych w Europie, w związku z aneksją Krymu i działaniami wojennymi na Ukrainie, nie stała się powodem do wspólnych obchodów tej znamiennej daty przez byłych sojuszników, ale swoistym detonatorem, który spowodował dyskusje o prawdziwej roli agresorów i wyzwolicieli w teatrze działań II wojny światowej.

Współczesna Rosja, przypisująca sobie rolę głównego poskromiciela Niemiec hitlerowskich, stara się zapomnieć o tym, że to właśnie ona jest spadkobierczynią ZSRR, który podpisał z Niemcami pakt Ribbentrop-Mołotow, a którego mocą tajnych protokołów podzielono strefy wpływów. Z późniejszym wrogiem ZSRR podzielił Polskę, pozyskał wpływy, a po roku anektował kraje bałtyckie. O ile Niemcy po przegraniu wojny dokonali rewizji swojej polityki i przyznali agresję, o tyle ZSRR, a dziś jego spadkobierca – Rosja, nadal nie chce przyznać, że wprowadzenie wojsk 17 września na terytorium Polski było okupacją. Podczas tegorocznych jubileuszowych uroczystości w Moskwie, Putin, mówiąc o pakcie i jego tajnych protokołach, dosłownie powiedział, że to Polska była sama tego winna oraz kraje Zachodniej Europy, które odizolowały ZSRR i przez to „zmusiły” do podpisania paktu z Niemcami. Jednak czym innym jest pakt o nieagresji, a czymś całkiem odmiennym – współdziałanie z agresorem.

Gloryfikując swój wielki wkład w rozbicie Niemiec faszystowskich (przypomnijmy i schylmy czoła przed niewspółmiernie licznymi ofiarami), przywódcy Rosji nie chcą pamiętać, że odbywali wspólne zwycięskie defilady wojskowe z hitlerowskimi żołnierzami w zajmowanych polskich miastach.

Należy też przypomnieć, że do budowania potęgi i zuchwałości Niemiec hitlerowskich przyczyniły się kraje Europy Zachodniej. Nie tylko przymykając oczy na Anschlus Austrii, przyłączenie Sudetów, aneksję Kłajpedy i Czech, ale też inwestując kapitał w rozwój niemieckiego przemysłu. Nie przysparzają im również honoru takie sprawy, jak stosunek do holocaustu (wystarczy przypomnieć, jak zareagowano w USA na świadectwa Jana Karskiego), czy przemilczanie faktów zbrodni katyńskiej (dziś po odtajnieniu brytyjskich dokumentów stało się jasne, że „sojusznicy” Polski wiedzieli o tym, kto jest sprawcą mordu na 20 tysiącach polskich oficerów). Chodziło zresztą nie tylko o „przemilczanie”, ale też wręcz zmuszanie Polski do nieeskalowania sprawy mordu katyńskiego, za cenę pozyskania Stalina jako sprzymierzeńca walki z Hitlerem. Nie stawia to ani Wielkiej Brytanii, ani Stanów Zjednoczonych w pięknym świetle.

Tak samo zresztą, jak wyniki obrad konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie (w końcu listopada na początku grudnia 1943 roku) i Jałcie (styczeń-luty 1945). Tym razem strefy wpływów dzielono nie pomiędzy agresorami, lecz sojusznikami-wyzwolicielami. Historia lubi się powtarzać. Precyzując strefy okupacyjne Niemiec, sojusznicy przekazywali sobie nawzajem wyzwolone miasteczka i wsie.

Wspierając materialnie ZSRR oraz obiecując strefy wpływów – jak daleko zajdzie Armia Czerwona – i zachowanie granic z czerwca 1941 roku, alianci oszczędzali swoich żołnierzy. Trudno dziś zgadywać (dokumenty z tego okresu nadal są opatrzone znakiem „ściśle tajne”), czy idąc na ustępstwa wobec ZSRR partnerzy Stalina – Churchill i Roosevelt mieli nadzieję (byli tak naiwni?), że państwom objętym wpływami ZSRR uda się zachować demokrację, wybrać niepodległe władze. Czy cynicznie godzili się na skomunizowanie Europy Środkowej i Wschodniej. Mało tego, życie swoich żołnierzy wymienili na życie setek tysięcy patriotów poddanych terrorowi „wyzwolicieli” i przez nich wspieranych marionetkowych „własnych” rządów.

Polska należy do krajów, które procentowo poniosły w II wojnie światowej największe straty ludności – ponad 16 proc., co stanowi około 6 mln osób. Są to w przeważającej większości (ponad 5 mln) cywile, w tej liczbie kilka milionów polskich obywateli narodowości żydowskiej. Jako jeden z nielicznych krajów państwo Orła Białego nie utworzyło żadnych jednostek kolaborujących z Niemcami. Przeciwnie – miało rozbudowany cały system państwa podziemnego, które podlegało rządowi w Londynie.

Ciekawym faktem, w aspekcie moralnym, jest oświadczenie premiera Litwy Algirdasa Butkevičiusa o tym, że „Litwa nie brała udziału w II wojnie światowej”. Z formalnego punktu widzenia jest to zgodne z prawdą twierdzenie, bowiem próba Litwy utworzenia kolaborującego z Niemcami rządu się nie powiodła – Niemcy nie wyrazili na to zgody.

Jednak jak ocenić udział obywateli Litwy w „Vietinė rinktinė” pod dowództwem gen. Povilasa Plechavičiusa, czy „aktywność” tzw. „strzelców ponarskich”? Pamiętamy też o działającej w składzie wojsk ZSRR 16 Dywizji Litewskiej. Nawet jeżeli odrzucimy okres okupacji niemieckiej, to czy przyjęcie Wilna z rąk Sowietów, którzy wraz z Hitlerem dokonali okupacji Polski, 28 października 1939 roku, kiedy Litwa była niezależnym państwem, a II wojna światowa trwała już bez mała dwa miesiące, nie jest udziałem w niej?

Te i inne pytania oraz wiele dotychczas niezbadanych epizodów II wojny światowej jeszcze długo będą zajmowały umysły historyków i badaczy oraz budziły emocje w społeczeństwie. Więc chyba jest ważne nagłaśnianie wszystkich faktów, mówienie zarówno o chlubnych, jak nie tak znów pięknych kartach naszej historii, bo tylko powiedzenie prawdy może nas uodpornić na powtarzanie błędów. Błędów, jakie przy obecnej potędze militarnej mogą zagrażać całkowitym unicestwieniem naszej cywilizacji.

Janina Lisiewicz

Fot. Paweł Stefanowicz

Wstecz